UWAGA

Przez długi czas ten blog był zablokowany. Odblokowałam, przez prośbę osoby na Marsowych Historiach, która trafiła do mnie przez Marion. Nie zamierzam go kończyć. Pisałam go wieki temu, a moja faza na Marsów zmniejszyła się do zera. Jeśli ktoś miałby spekulacje lub chciałby go skończyć to zgłoście się do mnie w komentarzach lub do @LisaTheHatter na twitterze. Pozdrawiam.

Jeśli ktoś ciekaw mojego drugiego marsowego opka zapraszam: www.artemis-apocraphex.blogspot.com

poniedziałek, 31 maja 2010

29.

Jednym słowem: dialog. Całoodcinkowy. Nie chce mi się pisać kto to powiedział. Musicie się połapać sami ^^. To nie jest trudne :P.

Megan wyciągnęła "One-X" z napędu, a na jej miejsce wrzuciła "A Beautiful Lie". Nienawidziła głuchej ciszy - zwłaszcza, kiedy była sama w domu.
- Run away... Run away... I'll attack... Run away... go change yourself... Run away, run away now I'll attack! - zanuciła, głośniej akcentując ostatnie słowo.
Stała nad kuchenką i pilnowała gotującego się spaghetti. Obok leżał zeszyt z historii. Ćma powtarzała sobie materiał na następne dwa tygodnie. Nie chciała mieć zaległości, a znając swoje obecne życie wiedziała, że najprawdopodobniej i tak będzie musiała zarwać kolejną noc.
Wiele razy na szkolnych korytarzach słyszała przydomki typu: emo nerd, ale nie przejmowała się. Od takich osób bardziej ciekawiły ją ciągnące się w nieskończoność, mordoklejkowe wojny. Dziwnym trafem lubiła się uczyć, choć zawsze znajdywała czas dla znajomych, których zresztą i tak miała bardzo niewielu.
- O fuck! - wrzasnęła, kiedy wykipiał jej makaron.
Szybko ściągnęła garnek z płytki i wylała spaghetti do durszlaka. Próbowała przesuszyć kuchenkę szmatką, jednak na niewiele się to zdało. Wzięła jedną nitkę makaronu - była w porządku. Nagle do drzwi zadzwonił dzwonek. Megan zmarszczyła brwi. Listonosz już dawno podrzucił pocztę, a ona nikogo nie zapraszała. Chciała trochę odstresować się przed pracą w samotności. Wzruszyła ramionami i otworzyła drzwi.
Osoba, którą zastała, była najbardziej niespodziewanym gościem, jakiego mogłaby ujrzeć w progu swoich drzwi.
- Heeeej! - wesoło zawołał Jared stojący w progu.
- Co ty tu robisz? - Ćmę zatkało. Wpuściła Leto do środka.
- Sam nie wiem. Wpadłem się przywitać. - wzruszył ramionami.
- Nudzi ci się?
- Poniekąd. nie umiem spać w nieskończoność.
- Aha... Reasumując Tomo i Shann smacznie śpią, a ty postanowiłeś wyjść na spacer i PRZYPADKIEM trafiłeś pod mój dom... - Ćma przerwała znacząco. - Teraz oświeć mnie skąd wiesz o tym gdzie mieszkam.
- Spotkałem Matta po drodze. Pogadaliśmy sobie, ale on miał coś do roboty, więc... - wzruszył ramionami.
- Aha... O czym gadaliście? - spytała wyłączając muzykę.
- Uprzedzam cię, wolisz nie wiedzieć o czym gadają dwaj faceci w czarnych rurkach.
- To zabrzmiało groźnie... Nie będę ryzykować, pomińmy pytanie.
- Wedle życzenia.
- Tak właściwie... wpadłeś na obiad. - Megan podeszła do kuchenki. - Chcesz?
- Uuu, gotujesz. A co dobrego jest?
- Makaron z parmezanem w sosie pomidorowym z cukinią.
- brzmi smakowicie. Kuchnia włoska?
- Powiedzmy, że moja własna. Mieszanka wszystkiego. Uznam to za tak. - powiedziała nakładając potrawę na talerze.
- Tak przy okazji... przytulny domek.
- Yyy... Dzięki...
- Kto projektował wnętrze? Jeśli można wiedzieć.
- Właściwie to my. Głównie Kitty, ale każda coś dodała od siebie. Mały kompromis. A pokój każdy projektował sam.
- Wy to zdolne jesteście.
- Patrz na siebie, panie skromniś. - odcięła się.
- Ej, co ty ode mnie chcesz? Ja nie szastam kasą!
- Aha, już wierzę. Na jakim pokazie mody ostatnio byłeś? Kelvin Clain? Armani? Channel?
- Bardzo śmieszne.
- A żebyś wiedział. - Ćma chichotała cicho. - Smacznego.
Podstawiła na stole talerze i sztućce. Potem podeszła do lodówki i wyciągnęła sos chilli. Jared patrzył na nią zdziwiony.
- No co? - zatrzymała się.
- Ty do wszystkiego dajesz chilli? Obsesja?
- Yyyy... Po prostu lubię...
- Fajnie. Mogę trochę?
Ćma zdziwiła się jeszcze bardziej.
- Okay, teraz już nie łapię.
Wokalista wzruszył ramionami.
- Też lubię ostre żarcie... Ale ta kawa była za mocna.
- Aha... Dobrze wiedzieć. - Ćma nalała sobie odrobinę sosu na talerz i podała butelkę Jaredowi.
- To jest dobre... nawet bardzo. - powiedział po chwili.
- Kitty gotuje lepiej, mówię ci. Ale dzięki.
- W takim razie muszę wpaść na obiad, kiedy Liz będzie gotowa.
- Ej, co to jest? Darmowa stołówka?
- Eeee... A ile za posiłek w tej jakże wykwintnej restauracji?
- I tak cię na niego nie stać.
- A szkoda. - Jared zrobić smutną minę.
- Tak właściwie... co zrobiłeś chłopakom?
- Nie kumam...
- Powiedziałeś, że śpią. Nie zmarnowałbyś takiej okazji.
- Nic im nie zrobiłem. Nie chciało mi się.
- Nie no, dobry jesteś. Jesteś tak leniwy, że wolisz iść na totalnie długi spacer zamiast siedzieć w hotelu... Pogratulować. Teraz gadaj jaki masz powód.
- Nie mam powodu. Nie można wpaść do miłej dziewczyny ot tak z byle powodu?
- Nie w twoim przypadku. Gadaj.
- No proszę cię...
- Masz mnie za idiotkę?
- Nie...
- No to mów. Masz jakiś problem, potrzebujesz psychologa czy coś?
- Chyba aż tak źle ze mną nie jest...
- To ty tak uważasz... - powiedziała Ćma do siebie. Była odwrócona do wokalisty plecami, bo myła naczynia. - No, dalej.
- Ehhh... Ty ze mnie wszystko wyciągniesz... Chcę żebyś w następny czwartek poszła z nami na rozdanie nagród Kerrang.
Megan upuściła talerz do zlewu.
- Czego w słowie ANONIMOWOŚĆ nie rozumiesz? - odwróciła się.
- Załatwię ci taką charakteryzację, że nawet przyjaciółki cię nie poznają.
- Na co ja ci tam?
- Bo jest mega drętwo, a z tobą byłoby fajnie.
- Masz dwoje gości w zespole, którzy o wiele lepiej ode mnie znają się na rozkręcaniu imprezy. Poza tym od początku wiedziałeś, że się nie zgodzę.
- Co mam zrobić żebyś się zgodziła?
- Na kolana i błagaj.
- Śmieszna jesteś.
- I to jest w tym najlepsze, nie sądzisz?
- Megan... zrób to dla mnie... dla nas wszystkich!!
- Pozwolę sobie zauważyć, że pierwszy raz nazwałeś mnie po imieniu.
Jared załamał ręce.
Wiesz o tym, że nie chcę tam iść. Nienawidzę takich imprez. Nie i kropka. Skoro sam wiesz, że tam jest drętwo to chociaż mi pozwól się nie męczyć.
Ćma spojrzała na zegarek.
- Idę do pracy. Chodź, albo cię zamknę.
- Moth... - zaczął Jared i zsunął się z krzesła.
- Nie. Przestań. To, że ty jesteś big star nie znaczy, że ja mam to samo w planie. Nie rujnuj mi życia.
- Liczę na to, że zmienisz zdanie,
- Możemy zmienić temat? - ucięła ostro Megan zamykając drzwi.
- Jasne. Co chciałabyś wiedzieć? - Jared westchnął.
- Wczorajsze spotkanie. - wyszczerzyła się. - Według uczestników było świetne. Opowiadaj.
- Było pójść, a nie suszyć mi gardło. - uśmiechnął się.
Mimo uwagi opowiedział jej większą część tego, co działo się na spotkaniu z Echelonem.

Ta notka była MEGA długa...

piątek, 28 maja 2010

28.

Tym razem: Jared się podlizuje, Shann robi za mopa, fanki piszczą a Tomo wszystkich uspokaja i ratuje sytuacje. Czyli relacja ze spotkania ^^. Przykro mi, Megan będzie nieobecna przez cały odcinek i będzie ciut nudno, ale wątek trzeba zakończyć... i rozpocząć nowy xD.

- Wracamy za chwilę. - powiedział Jared z trudem się uśmiechając.
Razem z Shannonem i Tomo zniknęli za drzwiami.
- O matko... - wypalił perkusista. - Niby pięćdziesiąt osób, a czuję się jak na stadionie.
- Fakt, nieźli są. - odpowiedział Tomo między dwoma łapczywymi chełstami wody.
- Mamy pięć minut, a potem to całe "zebranie". Dżizas, kto to wymyślił?! - zdenerwował się młodszy Leto.
Usiadł przy ścianie sącząc wodę.
- Wiesz dobrze kto i się zgodziłeś. - odpowiedział gitarzysta wzruszając ramionami.
Kilku mężczyzn krzątało się ze sprzętem, ale zespół nie zwracał na nich najmniejszej uwagi.
- Kibel tajm. - wypaliła Shannimal udając się w stronę toalety.
- Masz ten plan? - spytał Tomo.
Jared pokiwał głową.
- Niestety... Nie mógłbyś tego zrobić za mnie? - spytał błagalnie. - Nie chce mi się nic mówić.
- Wiesz dobrze, że nie. Nie mam takiego posłuchu, wybacz. - gitarzysta rzucił się na jeden z puchowych foteli. - Weź jakąś tabletkę i jedziesz.
- Ehhh... A ludzie myślą, że bycie gwiazdą jest usłane kwiatami... Wydaje mi się, że czasem harujemy gorzej niż na budowie.
- To fakt. - przytaknął Tomo.
Shannon wyszedł z toalety. Miał mokrą głowę, a woda kapała mu z włosów na [już i tak mokrą od potu] koszulkę.
- Teraz się czuję jak człowiek... - westchnął.
- Ale nie wyglądasz. - mruknął Jared.
Shannon spojrzał na niego ze współczuciem. Wysuszył włosy ręcznikiem i zmienił koszulkę.
- Jakiś jeszcze problem? - spytał.
- Nie, skądże znowu. - Jego brat wyszczerzył wszystkie zęby. - Okay, chodźmy.
Zespół wrócił na scenę. Powitały ich brawa.
- Mam nadzieję, że nie stęskniliście się za bardzo. - powiedział Jared.
Cieszył się w duchu, że jest aktorem i potrafi ukryć całe zmęczenie za maską uśmiechu.
- Okay... więc jesteście tą... Pięćdziesiątką, której udało się wygrać bilety na nasz dzisiejszy mały koncert i spotkanie. To również znaczy, że jesteście obeznani w naszej muzie i nas... Cieszy nas to, że tak dużo osób zna taki kawał naszej twórczości. I dziękujemy.
Jared zrobił pauzę, podczas której publika zaczęła klaskać. Gdy ucichła znów zaczął.
- Dobra, będę się streszczał, skoro mamy coś jeszcze zrobić. Nasz manager wpadł na pomysł, by Echelon pomógł nam w promocji. To już wiecie. Chcielibyśmy dać wam materiały, by w tym... eee... pomóc. Jezu, ale dziwnie o tym gadać.
W sali rozległ się wybuch śmiechu i pojedyncze brawa.
- Dzięki. Pomagacie. - podniósł kciuki do góry. - Mamy dla każdego worki z rzeczami. Tak właściwie to sam nie wiem co tam dokładnie jest. Jakieś naszywki, naklejki i tego typu rzeczy... I... Jedna prośba, nie rzucajcie się na to, na każdego przyjdzie pora, dobra?
Część Echelończyków pokiwała głowami.
- Czuję się jak na jakiejś konferencji, gdzie muszę ludziom coś wcisnąć. Uwierzcie, nie chcielibyście teraz być na moim miejscu. A ci dwoje w ogóle nie pomagają. - pokazał ręką do tyłu.
- Nie pomagamy> Sam to tak zaplanowałeś! - odgryzł się Tomo.
- To w takim razie pójdę po te paczki, a wy sobie trochę pogadacie. Chcecie, prawda? - ostatnie słowa skierował do publiczności.
Ta zahuczała. W klubie zrobiło się głośno. Nim harmider ucichł Jared wyszedł z sali.
- Yyyy... - Tomo podszedł do mikrofonu. - Jakieś pytania?
Z publiki wyłoniło się kilkanaście rąk.
"Ułożeni są" przeleciało gitarzyście przez głowę.
- Jedziesz. - wskazał na dziewczynę w drugim rzędzie.
- Czy bedzie można poprosić was o autografy?
- Cóż... Jasne. Nie wiem co nasz kochany Jared wymyślił, ale spodziewam się, że będzie na to czas. Teraz ty. - wskazał na chłopaka z piątego rzędu.
- Jak długo zamierzacie jeszcze być w Londynie?
- Cóż. Przynajmniej dwa tygodnie. Mamy sporo wywiadów w następnych dniach i korzystamy ze studia. Trochę tego jest. Okay, teraz ty. - pozwolił mówić wyszczerzonej dziewczynie z pierwszego rzędu.
- Kim była ta dziewczyna, z którą dzisiaj rozmawiałeś przed koncertem? - spytała niemal piszcząc ze szczęścia, że została wybrana do pytania.
- Oh, więc... może niech ci to Jared wytłumaczy. Ja nie mam większego prawa.
- Co ja? - spytał wokalista, który właśnie wciągał na salę przenośny wieszak z uwieszonymi na nim torbami.
- Ta przemiła dziewczyna chciałaby się dowiedzieć kim jest nasza nowa znajoma.
- Że niby kto? Ćma? - spytał wokalista.
Tomo skinął głową i uśmiechnął się znacząco.
- Eeee... czy mogę mieć życie prywatne? - zaczął. - To nasza... po prostu znajoma. Pomaga nam trochę. Spoko dziewczyna. Więcej nikt nie musi wiedzieć, wybaczcie. - odparł wymijająco.
Tłum westchnął zawiedziony.
- Powiedzmy, że tego nie słyszałem. - wokalista uśmiechnął się zadziornie. - Dobra. Okazało się, że te torby są podpisane. Będziemy wzywać po nazwisku okay?
Odpowiedział mu szum z brawami. Jared zaczął rozdawać paczki. Trwało to dość długo, ponieważ znaczna większość fanów chciała także zdobyć autografy i zrobić zdjęcia z zespołem. Niektórzy też dawali prezenty. Marsy ze sztucznym uśmiechem przyjmowali je, dziękując za wszystkie.
Wszystko szło zgodnie z planem, nie było żadnych dziwnych zachowań. Jednak pod koniec rozdawania pewna Miranda, usłyszawszy swoje nazwisko, rzuciła się na Marsów mówiąc, jak bardzo ich kocha i że bez nich, by umarła. Następnie przytuliła się do chłopaków. Kiedy dotarła z tym do Jareda, nie chciała go puścić. Shannon i Tomo z trudem odkleili ją od niego. Z widowni usłyszeli szemranie i parskanie śmiechem. Miranda za chwilę odeszła z zażenowaniem - nie wiadomo czy własnym zachowaniem czy reakcją Echelonu - i usiadła na miejsce.
- No więc... dzięki jeszcze raz za wsparcie. Na koniec... chcemy wam zagrać coś akustycznie, zgadzacie się?
Widownia odpowiedziała gwizdami, piskiem i wielokrotnymi brawami.
Tomo i Jared wzięli gitary, a Shann usiadł przy perkusji. Zagrali "The Kill" oraz "Kings and Queens". Pożegnali się i zniknęli na backstage'u.

Ufff... To było wyczerpujące. - mruknął Jared rzucając się na kanapę.
- Fakt. - poparł go Shannon. - Kto dzwoni po taksówkę?
- Pięć minut... - odpowiedział mu brat.
- Taaaal... Ja to zrobię, bo znając was, zostaniemy tu na noc. - wypalił Tomo.
- Nie przeszkadza mi to. - odparł Shann.
- Mi też nie. - przytaknął drugi Leto.
Tomo pokręcił głową i odszedł, by zadzwonić do managera. Oświadczył mu, że wszystko poszło zgodnie z planem.

niedziela, 23 maja 2010

Dżizas...

Zamulam. Totalnie zamulam. Coraz bardziej leniwa się robię w stosunku do tego opka... I źle mi z tym. Bardzo źle. Muszę się wziąć porządnie. Obecnie zajmuję się poszukiwaniem pomysłów w zdurnowaciałych serialach i dlatego mam takie przerwy. Mam nadzieję, że mnie nie znienawidzicie za to. Patrzcie: marzec - 18, kwiecień - 8, maj - 2. Halo. Coś tu jest nie w porządku. Jakbym pracowała jak w marcu już dawno dowiedzielibyście się jaka była fajna akcja na święta wielkanocne... A jak narazie to święta wielkanocne będą za 3 tygodnie czasu w opowiadaniu... >.< .
Gods, please give me more time to write it! Ja tego serio potrzebuję! Mogę się modlić do wszystkich Linta, Jarka, Shannimala, Mofoza - Tomo, Villego Valo, Dżerarda Łeja i każdego innego tylko błagam, dajcie mi CZAS. Ja serio chcę to pisać. Mam z tego wielką satysfakcję...
Módlmy się o nadchodzące tygodnie, bym dała radę z tą wielkanocą do końca roku szkolnego... chociaż. :<.

Provehito in Altum, Mofos.

Lisa Crowy

27.

- Dobry wieczór. - Ćma weszła do domu.
- Nareszcie! Prawie się spóźniłaś. - powiedziała Shadow z uśmiechem.
- Sorki, w sklepie była kolejka. Ale to wynagrodzę.Mam ciacha, paluszki, żelki i... pianki! - wyszczerzyła się podnosząc plastikową torbę wypełnioną słodyczami.
- Jej. A my mamy twistera, "Rec" i poduszki... a poza tym... siebie! - odpowiedziała Liz.
- Łiii, ale fajnie. - Ćma rzuciła się na kanapę. - To jedziemy, zapodaj film, bogini cienia.
- Nie boisz się? - spytała Shadow z błyskiem w oku.
- O tak, boję... Jeśli będziesz mnie straszyć wampirami świecącymi się na słoneczku.
- Oj... zaprosiłam tylko dżejkopa... wilkołaki mogą być?
- Njeee! Wilkołaki są be!
Cała trójka parsknęła śmiechem. Za chwilę film się zaczął.

***

- To było przerażające. - szepnęła Kitty.
- O tak. Potwór zza kamery schowa się pod łóżkiem i cię w nocy zabije. Uuuuuuu. - Ćma zachichotała. W następnym momencie napadła ją miękka poduszka.
- Broń się. - Shadow przerwała rozmowę wstając z kanapy.
Stanęła na środku pokoju w bojowej pozycji zachęcając gestem dłoni do ataku.
Megan spojrzała na obie przyjaciółki. W mgnieniu oka porwała poduszkę z sofy i rzuciła się na Kate. Chwilę później dołączyła do nich Liz i wojna się zaczęła. Przez ponad pół godziny biegały wokół salonu próbując zaatakować siebie nawzajem.

- Rozejm! - krzyknęła w końcu Megan podnosząc ręce do góry.
Pokój był w dość nienaruszonym stanie, pomijając kilkadziesiąt kaczych piór walających się w jego każdym kącie. Cała trójka padła na podłogę szybko oddychając.
- Królestwo za wodę! - westchnęła Shadow machając poduszką w poddańczym geście.
Megan podniosła się z trudem i poczłapała do lodówki. Wyciągnęła butelkę Coca Coli i nalała ją do szklanek. Podała je przyjaciółkom i usiadła opierając się o tył kanapy.
- To była najbardziej wyczerpująca wojna XXI wieku. - powiedziała Kate.
- O tak... Zdrowie wujka Adolfa! - Ćma uniosła szklankę. - Jesteśmy od niego lepsze.
- Ha! Zdrowie Etfarta Curvena, który jest moim sexi bożyszczem! - Liz wybuchnęła śmiechem. Reszta zachichotała do wtóru.
- Cheers! - Shadow stuknęła szklanki obu dziewczyn.
- Uh, nie mam ochoty na twistera. - westchnęła Megan. - Nalatałam się z tą poduszką.
- To co robimy? Nie chce mi się spać. - spytała Kate.
- Mam pomysł. Poczytajmy sobie horoskopy! - zaproponowała Liz.
Reszta zaakceptowała pomysł kiwając głowami.
- U ciebie czy Shay? U mnie jest za mało miejsca, wiesz... - powiedziała Ćma.
- Chodźcie do mnie. - Liz powoli wstała z podłogi.
Cała trójka wspięła się po schodach do pokoju Kitty.
Ściany jej królestwa były koloru różowego. Jednak mimo, że Megan nie przepadała za tą barwą, w tym przypadku nie raził on w oczy. Wchodząc do pokoju, pierwsza rzeczą, na którą każdy zwracał uwagę, było wielkie, białe łóżko z baldachimem. Obok niego stała szafka nocna, na której leżał rozpoczęty komiks mangi z zakładką w narcyzy w środku.
Naprzeciw łóżka było uprzątnięte biurko, obok którego znajdowała się toaletka. Na ścianach pokoju było kilka przyklejonych rysunków Liz oraz jeden, trochę zniszczony plakat Three Days Grace.
W pokoju było także wyjście na balkon. Kitty zaakceptowała wszystkie niedogodności z tym związane, byleby zatrzymać pokój. Co tydzień wchodził tu korowód suszarek z praniem dziewczyn.
Ćma rzuciła się na łóżko.
- Łiiii! To łóżko jest megapuchate! - powiedziała z głową wlepioną w poduszkę.
- Suń dupcię. - Liz przesunęła Megan na kraniec łóżka, a sama usiadła z laptopem na jego środku. Za chwilę na wolny koniec polożyła się Kate.
- Okay... Zobaczmy, jakie głupoty wypisali ostatnio... - mruknęła Liz.
Włączyła stronę z horoskopami.
- Zacznijmy od Shadow... Jest. - Liz kliknęła w ikonę panny. - Więc... "Twoje sprawy sercowe skomplikują się. Osoba, której się podobałaś, straci zainteresowanie. Pozwól sprawom płynąć we własnym rytmie. Nie staraj się niczego zmieniać, a wszystko samo się ułoży."
Dziewczyny spojrzały po sobie.
- PETER! - krzyknęły wszystkie razem i wybuchnęły śmiechem.[albo: Tleeeeeen! xD]
- Dobra, teraz ty. - powiedziała Ćma, kiedy już się uspokoiły.
- Mhm... "Twoja druga połówka zdradzi cię. Spróbuj dać jej drugą szansę, gdyż na to zasługuje. Jeśli tego nie zrobisz, stracisz osobę bardzo Tobie bliską. Każdy popełnia błędy, choć niekiedy są one gorsze niż inne." - Liz przerwała na moment. - What the fuck? Jestem jakąś członkinią love story czy co?
- Oh, Richard, to ja, twoja Brooke, kocham cię, chcę do ciebie wrócić! - Ćma chwyciła Kitty za ramię i spojrzała jej w oczy. Shadow zaczęła chichotać.
Za chwilę cała trójka wybuchnęła śmiechem.
- Moda na Sukces wymiata. - powiedziała Kate między śmiechem. - I portugalskie telenowele również. Teraz Ćmę, dawaj.
- już... "Jesteś pod czujną obserwacją pewnego pięknego Koziorożca, który nie jest pewien swoich uczuć. Pomóż mu je odnaleźć, a coś zaiskrzy. Od ciebie zależy, jak skończy się ten romans."
- Kitty... czy ty jesteś niepewna swoich uczuć do MNIE? - spytała Megan z powagą.
- Oh tak, pilnie cię obserwuję. - wypaliła Liz.
W pokoju nastała grobowa cisza. Za chwilę dziewczyny znów dusiły się ze śmiechu.
- Porwę cię i będziemy żyć długo i szczęśliwie! Zamieszkamy w jakiejś dziurze z Etfartem [albo Narcysiem]!
- I będziemy mieć słitaśne wampirki!! - z trudem powiedziała Kitty.
Przez dłuższy czas wymyślały głupie historie, co robiłyby sam na sam w jakiejś jaskini wraz z Etfartem.
Shadow tarzała się po łóżku ze śmiechu, aż wreszcie spadła na podłogę.
- Shay, żyjesz? - spytała Liz.
- Jeszcze... Ale mam dość.
- Ty masz dość? - zszokowała się Megan.
- Tak. - Kate złapała się za brzuch. - Poza tym jutro robota.
- O tak... Ty jesteś jutro od prania. To co, kończymy? - spytała Liz wskazując na Ćmę.
- Dobra, idziemy lulać. - Megan zsunęła się z łóżka. - I tak już prawie jedenasta. Przy okazji pożyczam.
Ćma wzięła z biurka Kitty płytę Three Days Grace "One-X".
- Dobranoc, sweethearts. - przesłała przyjaciółkom buziaka.
Chwilę później już była na strychu.

środa, 19 maja 2010

26.

- Nie przeraź się. - mruknął Tomo zajęty strojeniem gitary.
- Niby czego? - zainteresowała się Megan.
- Zobaczysz. Wolę, żebyś to odkryła na przykładzie. Ej, Shann, chodź już!
Perkusista rzucił mu krótkie spojrzenie i zabrał się za oblizywanie talerza. Zajęło mu to maksymalnie minutkę. Oblizując językiem okolice ust wstał od stołu i podszedł do perkusji. Po drodze pogłaskał czule każdy bęben i talerz z osobna. Ćma spojrzała na Toma. Ten tylko pokiwał głową bezgłośnie dając do zrozumienia komunikat: A-nie-mówiłem?
Megan usiadła na krześle w pierwszym rzędzie - zastanawiała się czy Echelonczycy nie przewalą ni połamią tych krzeseł - i zastanawiała się co jeszcze ciekawego dzieje się na takich soundcheckach. Chłopaki nie dali jej dużo czasu do namysłu.
- Dobra ludzie, rozgrzewka... ABL. - mruknął Jared ustawiając mikrofon. - One, two, three and...
Zespół zajął się graniem. Ćma szybko podchwyciła bit znajomej piosenki.
- SHANNON! Wchodzisz na "lie" a nie na "ful"! Ile mam ci powtarzać?! - krzyknął wokalista na brata, który siedział wystraszony taką reakcją przy perkusji.
- Pierwszy raz to mówisz... Sorki, to się nie powtórzy. - powiedział ze skruchą.
Ćma siedziała cicho na krześle podkulając nogi i otwierając szeroko oczy ze zdumienia stworzonego przez reakcję Jareda.
- Okay, jeszcze raz. Od tego nieszczęsnego refrenu. - mruknął wokalista.
Znów zaczęli grać. Po chwili jednak przerwali, ponieważ Jared usłyszał jedną złą nutkę z gitary Toma. Gitarzysta wywrócił oczami obiecując, że będzie lepiej. Nim skończyli "A Beautiful Lie" minęło prawie dziesięć minut.
- Chwila przerwy. Idę do toalety. - Jared zniknął za drzwiami.
- Zawsze tak jest? - spytała cicho Megan.
- Zawsze - odpowiedział Tomo. - Szkoda, że nie ma Tima, wtedy jego perfekcja jest rozłożona na więcej osób. Muzyka Jareda musi być idealna. On tylko tego od niej chce.
- My większość robimy źle i obrywamy za to, ale on swoich błędów nie zauważa. - dopowiedział Shannon obracając w palcach pałeczkę. - Ale lepiej mu o nich nie mówić, bo jego furia w tym przypadku jest nie do opanowania.
- O, mamusiu... Nie spodziewałabym się. - powiedziała cicho Ćma.
Jared jest super gościem, wyluzowany, nie przejmuje się opinią, robi co chce... Ale w stosunku do muzyki jest maniakiem kontroli. To czasem dobrze, ktoś taki musi być. Przynajmniej w studiu mamy więcej luzu, bo obecnie pracujemy każdy sam.
- Dobra, nie skopcie tego znowu. - Jared wrócił z toalety, założył na ramię gitarę i przejechał po niej palcami. - "This is war". Tym razem bez pomyłek.
- To nie będzie problem. - mruknął Shannon. Jego brat puścił to mimo uszu.
Tym razem Jared nie uczepił się niczego. Przez dwie zwrotki zespół grał perfekcyjnie. Kiedy skończyli bridge'a, Ćma postanowiła, że zrobi za część The Summit. Zaintonowała "fight, fight, fight!" Jared na dźwięk jej głosu obudził się z transu grania na gitarze. Spojrzał na nią, uśmiechnął się i pokiwał głową.
"Turn the right turn the left we will fight to the death, till the edge of the earth it's a brave new world from the last to the first" - Jared powtórzył refren i zespół zakończył piosenkę.
- To było dobre. Przynajmniej wiemy jak to będzie wyglądać wieczorem. Publiki dużo nie będzie.
- Cała przyjemność po mojej stronie. No, dalej, ja słucham. - wyszczerzyła się.
Zespół spełnił jej życzenie. Przez ponad godzinę grali niemal bez przerwy. Były momenty, kiedy Jared gotował się ze złości przez jedną źle zagraną nutkę, bit czy akord. Po kilku takich uwagach Tomo i Shannon przestali na nie odpowiadać. Megan chichotała cicho, tłumiąc głos podkulonymi kolanami. Nikt nie zwrócił na nią uwagi, byli zbyt zajęci swoją pasją.
Kiedy skończyli żeby chwilę odpocząć, Ćma uraczyła ich gromkimi, jednoosobowymi brawami.
- To był najciekawszy soundcheck, w którym uczestniczyłam. - powiedziała. - Fakt, że jedyny, pomijając próby zespołu mojego brata.
Jared i Tomo odłożyli gitary i usiedli obok niej. Shannon próbował jeszcze coś zagrać i w skupieniu uderzał w perkusję.
- Wiesz co? Mimo, że żadko słucham rad, twoja mi pomogła. Dzięki. - powiedział Tomo do Ćmy.
- Jaka rada? - zainteresował się młodszy Leto.
- Top secret, psze pana. odpowiedziała dziewczyna mrugając do Toma. - I proszę bardzo.
- Skończ Shann, wiem, że kochasz swoje bębenki, ale dzisiaj jeszcze sobie pograsz.
Ten w skupieniu bawił się perkusją, nie słuchając brata.
- On tym żyje, to widać. - Ćma przyglądała się perkusiście. - Co on by zrobił jakby mu zabrać garnki na tydzień?
- Zwariowałby. Już to próbowałem. - Jared parsknął śmiechem. - Jak byliśmy w domu oblegani po wydaniu płyty. Schowałem mu garnki w moim pokoju i powiedziałem, że zabrali je do przeglądu. Wziął łyżki i zaczął we wszystko po kolei walić. W końcu się skapował, że coś tu jest nie tak i wtargnął do mnie. Nie wiem, która jego reakcja była lepsza: świrowanie po utracie bębnów czy furia jak się dowiedział, że je zabrałem... a nie było łatwo tego wszystkiego przenieść z garażu. - wokalista zachichotał.
- Jesteś okrutny. - Ćma pokazała mu język.
- W pewnych zabawnych okolicznościach... Zresztą każdy czasem jest. - Jared wzruszył ramionami. - Docinamy sobie, ale jest dobrze, prawda, Shannimal?
- Tak, tak, wmawiaj to sobie dalej. - mruknął perkusista odrywając się od gry. - Opowiedz lepiej jak beczałeś, bo zgubiła ci się kredka do oczu.
Megan spojrzała na Jareda. Ten zrobił pokazowego facepalm'a. Dziewczyna wybuchnęła śmiechem. Tak się śmiała, że nie zauważyła, kiedy jej głowa wylądowała na ramieniu wokalisty. Wtedy ocknęła się i lekko zarumieniła.
- Dobra, już na mnie czas. - spojrzała na zegarek.
Już sobie idziesz? - spytał zawiedziony Tomo.
- Tak. Życzę miłego koncertu. - Ćma przytuliła go, następnie Jareda, a wychodząc uścisnęła Shanna, który zdawał się być oderwany od świata.
- Nie zostawiaj mnie z tymi palantami. - szepnął.
- Dasz sobie radę. - poklepała go po ramieniu. - już to wiele razy robiłeś.
- No to narazie. - pomachała i wyszła z sali.
Jared chciał jej odmachać, jednak nie zdążył, bo dziewczyna już zniknęła za drzwiami. Przez dłuższą chwilę jego ręka wisiała w powietrzu.
- Ocknij się. - Tomo dał wokaliście kuskańca.
Ten potrząsnął głową i spojrzał na niego.
- Au...
- Wybacz, nie dałeś mi większego wyboru.
- Mhm...
- Dobra, dość. Człowieku, zrób coś z tym, nie stercz jak kołek.- Niby co?
- To ty jesteś facetem od dobrych pomysłów. Nie patrz tak na mnie, nie mam z tym problemów, w przeciwieństwie do ciebie.
- Aha...
- Shannon, tracimy go. Mówi mniej niż zwykle. Potrzeba reanimacji!!
- Taaa, przejdzie mu za chwilę. Miał tak samo parę dni temu. - odpowiedział perkusista. - Okay, chłopaki, spinamy poślady, za pół godziny zaczynają wpuszczać publikę. Idę się przebrać.
Wstał z krzesła i poszedł w kierunku garderoby. Tomo zrobił to samo, uprzednio klepiąc Jareda po ramieniu.
- Nie siedź tu zbyt długo. Ta rozwalona koszulka nie wygląda dobrze, już ci to gdzieś kiedyś mówił.
Chwilę potem też ulotnił się za drzwiami.
Wokalista westchnął i też udał się w ich stronę.

Mega długi rozdział. Wiem. Mam nadzieję, że to nie przeszkadza. ^^" Ciąg dalszy nastąpi wkrótce - co znaczy piątek, bo mam sprawdzian z fizyki, do którego trzeba się pouczyć.

sobota, 8 maja 2010

25.

- Dobra, ja uciekam. - Ćma szybko spakowała książki do torby.
- Umówiłaś się z tymi wariatami? Myślałam, że dziś mamy własny wieczorek... - Shadow spojrzała na Megan z wyrzutem.
- Ohhh, mamy go. Będę z powrotem nim się obejrzycie. Dałam się namówić Shannowi. Na pewno wrócę, nim zaczniemy balangę... I kupię jakieś ciacha po drodze. Pa.
Ćma wybiegła z klasy. Była już niemal czwarta, a ona koniecznie chciała zdążyć. Profesof od historii uwielbiał przedłużać im zajęcia. Zwłaszcza w chwilach, kiedy nie było czasu na słuchanie opowieści o jakiejś tam wojnie. Megan w ostatniej chwili wskoczyła do autobusu, który jechał do klubu.
Miejsce rozpoznała natychmiast. Była tam kilka razy w pierwszym roku studiów. Był to jeden z bardziej popularnych ośrodków młodych ludzi. Poza tym, mimo wczesnej pory, przed wejściem zgromadziła się spora grupka fanów. Koszulki z Triadami, bransoletki z symbolami Marsów i wielkie loga na torbach dawały do zrozumienia, że są dumni z bycia Echelonem. Tym bardziej, że są wśród tych największych fanów z całej Wielkiej Brytanii, którzy wygrali darmową wejściówkę na ten koncercik.
Megan uśmiechnęła się do ich pleców - ich oczy były wpatrzone w ochroniarza pilnującego drzwi wejściowych - i pobiegła dalej. Stanęła przed stalową bramą przy tylnym wejściu. Ku jej zaskoczeniu zamiast goryla, który miał ją wpuścić, stał tam Tomo i dopalał końcówkę papierosa gapiąc się w chodnik. Spod okularów przeciwsłonecznych nie było widać jego oczu.
- Siemka Tomuś! Myślałam, że się spóźniłam! - krzyknęła do niego.
Ten jakby właśnie wstał z łóżka, otrząsnął się i podszedł do bramy, by wpuścić dziewczynę. Ćma dopiero gdy się zbliżył dostrzegła jego smutną minę.
- Właściwie... spóźniłaś się. Ale poprosiłem o przerwę. - odpowiedział podchodząc do swojego miejsca przy ścianie.
- Co się stało? - Megan podeszła do niego. Jednak nim Tomo zdążył zabrać głos dodała: - Nie mów, że nic, bo nie uwierzę.
- Ehhh... Nie chcę o tym gadać... - wypalił muzyk.
- Nawet sobie sprawy nie zdajesz, że chcesz. Założę się, że ci ulży.
- Daj spokój, nie chcę ci psuć humoru.
- Przestań, Tomuś, mów. Wiesz, że nie odpuszczę.
- Wiem... No dobra. Ivana do mnie dzwoniła. Przyjaciel rodziny... miał wypadek i leży w szpitalu. Nie wiadomo czy z tego wyjdzie. - zdjął okulary.
- OMG, wybacz, nie powinnam się wtrącać... Jak zawsze, czepiam się, gdy nie trzeba...
- Nie, nie. Miałaś racje. Jest mi trochę lepiej.
- Wiesz... Rozumiem cię. Kiedy umarł Martin... - Tomo spojrzał na dziewczynę pytająco. - ... mój brat... Jared wam nie mówił?
Gitarzysta potrząsnął głową.
- Będę mu musiała pogratulować. Ale. Kiedy umarł Martin straciłam sens życia. Po prostu nic mi się nie chciało. Przesiedziałam w jego pokoju tydzień niemal bez przerwy. Nie mogłam nic jeść. Zero. Później do mnie dotarło, że on nie mógł umrzeć na marne. Był naprawdę fantastycznym człowiekiem... Wtedy spięłam porty, pozałatwiałam jego wszystkie sprawy, których nie mógł już skończyć. Poczułam, jakby znów tu był. Obok mnie, wskazywał mi drogę przez życie. Jakby... pomagał mi żyć. Wszystko co robiłam w tamtym czasie robiłam tylko i wyłącznie dla niego. Wiem, że on zrobiłby to samo dla mnie.
- To na serio piękna postawa, ale jak to się ma do mnie?
- To proste. Macie soundcheck, potem koncert. Idź tam i zagraj jak najlepiej potrafisz. Schowaj żal i troskę. Odnajdź te uczucia, którymi go darzysz i zrób to dla swojego przyjaciela. Bo jest tego wart - bez względu na to gdzie się znajduje i w jakim jest stanie. Tylko dlatego, że jest tego wart. Dobrze?
- Okay. Spróbuję. - Tomo uśmiechnął się rzucając na ziemię peta i rozdeptując go. W jego oczach Ćma ujrzała iskrę nadziei.
- A mówią, że jestem najbardziej cyniczną pesymistką w Londynie. - mruknęła. Oboje parsknęli śmiechem. - No, nareszcie banan pojawił się. Gratuluję.
- Dzięki. Serio mi trochę pomogłaś. - Tomo przytulił niczego się nie spodziewającą Megan.
Poklepała go po plecach i odwzajemniła uścisk.
- Proszę bardzo. Czego się nie robi dla przyjaciół. - powiedziała, gdy uwolniła się z objęć basisty. - Co to za spontan był?
Ten wzruszył ramionami.
- Spontan z zasady jest nieuzasadniony. Chodź. Idziemy na soundcheck.

Megan i Tomo weszli do klubu. Kilku mężczyzn krzątało się po sali roznosząc sprzęt. Tomo zabrał z korytarza swoją gitarę i wszedł na główną salę. Ćma podążyła za nim.
- Przyprowadziłem gościa. - mruknął do braci Leto.
Shannon, który właśnie zajadał się kremowym ciastem podniósł głowę znad talerza i wyszczerzył się do przybyszów. Miał zęby oklejone kremem, a kilkanaście wiórek kokosowych przykleiło się mu do policzka.
- Smacznego. - pożyczyła mu Ćma.
- Dżemkuszę. - odpowiedział perkusista. Właśnie przeżuwał sporej wielkości kawałek ciasta, który zdecydowanie nie mieścił mu się w ustach.
Jared nie powiedział nic. Przez cały czas klęczał koło wzmacniacza i naciskając po kolei wszystkie przyciski cały czas wyklinał na wszystko co potrafił. Tomo wzruszył ramionami. Megan podeszła do wokalisty o uklęknęła obok niego.
- Co się stało? - spytała.
Jared wzdrygnął się. Na widok dziewczyny przelotnie się uśmiechnął.
- Cześć. - powiedział. - Nie zauważyłem, że przyszłaś. Coś się stało ze wzmacniaczem. Facet od spraw sprawdzania sprzętu już sobie poszedł, a stąd nikt nie wie co jest.
- Pokaż to. - przysunęła się do urządzenia.
Zaczęła grzebać we wzmacniaczu. Jared patrzył na nią ze zmarszczonymi brwiami.
- Podłącz ten piec do prądu, proszę.
Wokalista wyszczerzył oczy i spełnił polecenie. Ćma wzięła leżącą nieopodal gitarę i podłączyła ją do wzmacniacza.
- O nie nie nie! Przyniosę ci inną, Pitagorasa zostaw w spokoju!! - zaprotestował Jared.
- Uspokój się. Nic się nie stanie twojej kochanej gitarusi. - Ćma przewróciła oczami i włączyła wzmacniacz nim Leto zdążył odebrać jej swoją własność. Przejechała palcami po strunach. Gitara, jak i wzmacniacz, zabrzmiała idealnie.
- Ty... Jak... - Jared otworzył usta ze zdumienia.
- No co? Rany tak się dziwisz, że dziewczyna zna się na sprzęcie? - Ćma powoli potrząsnęła głową. - Mój tato jest technikiem, a mój brat grał w zespole. Trochę się bawiłam na backstage'u, wiesz?
- Dasz się namówić na pracę tutaj?
- Nie, i dobrze o tym wiesz... Ale chciałabym zobaczyć ten soundcheck, nie dajcie się prosić? - posłała wokaliście najcieplejszy uśmiech jaki potrafiła. Za chwilę parsknęła śmiechem.