UWAGA

Przez długi czas ten blog był zablokowany. Odblokowałam, przez prośbę osoby na Marsowych Historiach, która trafiła do mnie przez Marion. Nie zamierzam go kończyć. Pisałam go wieki temu, a moja faza na Marsów zmniejszyła się do zera. Jeśli ktoś miałby spekulacje lub chciałby go skończyć to zgłoście się do mnie w komentarzach lub do @LisaTheHatter na twitterze. Pozdrawiam.

Jeśli ktoś ciekaw mojego drugiego marsowego opka zapraszam: www.artemis-apocraphex.blogspot.com

niedziela, 30 stycznia 2011

58.


jesteście tacy słodcy, kiedy mnie męczycie żeby dowiedzieć się jakim głupkiem jest Jaruś ^^. a poza tym... DZIĘKUJĘ ZA PRAWIE 900 ODWIEDZIN W STYCZNIU. a przede wszystkim dziękuję JustMeMarion za reklamę ^^ to wiele dla mnie znaczy.
Skoro tak dużo ludzi ciekawi los Ćmy... spróbuję pisać to co tydzień, ale nie wiem jak się wyrobię. do ferii wątpię, bym napisała cokolwiek. ale po 12 będą dodatkowe rozdziały ^^
A Mikey Way niech się przygotowuje na kolejny wspólny xD


- Mieliśmy wyjść na spacer, nie chciałem eskorty do hotelu - żachnął się wokalista słysząc propozycję Ćmy.
- I tak prędzej czy później musiałbyś tam iść, więc... Nie pozwól swojemu braciszkowi się martwić - przytuliła się do jego ramienia robiąc maślane oczka.
- Co znów planujesz?
- Przecież wiesz, że nic. Niby kiedy miałabym cokolwiek wymyślić?
- W twoim przypadku wszystko jest możliwe - pocałował ją w czoło i poszli dalej.
Od niemal godziny spacerowali po parku nie przejmując się ilością gapiów. Jareda cieszyło, że nie było tu fanów, których głównym celem życiowym było rzucenie się na niego.
- Wiem jak cię namówić - powiedziała nagle.
Spojrzał na nią pytającym wzrokiem.
- Serio chcesz wiedzieć? - po chwili zawahała się nad swoim pomysłem.
- Jak zaczęłaś to mów, nie masz wyjścia.
- Powinieneś przy okazji zmienić T-shirta Liz, przecież jakiś czas temu tak ci przeszkadzał - uśmiechnęła się słodko.
Jared tylko przewrócił oczyma próbując powstrzymać zażenowanie, które próbowało wyjść na jego twarz.
- Przekonałaś mnie - rzekł w końcu.
- Ha! Dobrze dobrane argumenty czynią cuda.
- Gdyby nie kac i cudowna Wielkanoc... Zrobiłbym ci coś, naprawdę.
- Już nie bądź taki. Nie masz na mnie nic, mój drogi.
- Nie bądź taka pewna. Wszystko da się załatwić.
- Pewnie. Nie ma rzeczy niemożliwych dla najwspanialszego Jareda Leto!
- Musiałaś? - westchnął odwracając się.
- Oho, nagle zaczęło ci przeszkadzać moje towarzystwo?
Wokalista przystanął.
- Tylko ze mną się tak droczysz?
- Już pytałeś, panie gwiazda, ale powtórzę: obecnie jesteś najlepszym obiektem. Uwielbiam to robić - jej twarz rozpromienił zadziorny uśmieszek.
- Nie dasz mi odpowiedzi na pytanie dlaczego, prawda?
- To nie twoja satysfakcja w tym momencie się liczy, pogódź się z tym - wcisnęła palec wskazujący w środek jego klatki piersiowej. Jared nawet przez skórzaną kurtkę poczuł na ciele jej paznokieć.
- I myśl człowieku o sobie w twoim towarzystwie - pokręcił głową i pocałował ją w usta lekko przysuwając do siebie.
Megan miała setkę odpowiedzi na jego użalanie się, ale po chwili doszła do wniosku, że tym razem mu się upiecze.
- Młodzi - westchnęła siwa staruszka idąc obok nich o lasce i kręcąc głową. Ćma odprowadziła ją zdziwionym wzrokiem i uderzyła głową o ramię wokalisty chichocząc.
- Chyba nie polubię takich komentarzy - wypaliła, a on pogłaskał ją po głowie. - Jesteś dla mnie za dobry.
- A ty dla mnie za wredna - odparł.
- Czyli wszystko się zgadza - podsumowała. - To idziemy do hotelu czy korzystamy z transportu miejskiego?
- Idziemy. Im dłużej nam to zajmie tym lepiej. I chciałbym wiedzieć co ci chodzi po głowie.
- Nawet gdyby chodziło byś się nie dowiedział.

***

- Powrócił pijaczyna od siedmiu boleści! - przywitał się Tomo, gdy przekroczyli próg apartamentu.
Gitarzysta siedział w fotelu i czytał gazetę, którą kulturalnie odłożył, by porozmawiać z przyjaciółmi.
- Cześć Tomo - odpowiedzieli.
- Gdzie Shannon? - dodał Jared. - O Johna nawet nie pytam.
- John, jak to John, jest na spotkaniu, a Shannon... Ma randkę z toaletą.
- On? Nie wierzę! - uśmiechnął się Leto.
- Po tym jak wróciliśmy zdecydował się jeszcze otworzyć butelkę z koniakiem i tyle z niego zostało - pokazał głową na stół i szklankę z odrobiną alkoholu.
- I przeżył? Gratuluję mu - Megan zaczęła wolno klaskać. - Już u mnie wypił kilka... litrów.
- Dał jakoś radę. Prawie się porzygał do łóżka, ale udało mu się dobiec do kibla w porę - Tomo pokręcił głową, gdy usłyszał jak perkusista znów zwraca do toalety. - Ale mniejsza. Fajna koszulka, szefie.
Uśmiechnął się znacząco, a Jared zrobił facepalma i nie mówiąc ani słowa zniknął za drzwiami swojej sypialni.
- A jak wam się udało? - gitarzysta znów usiadł na fotelu, a Ćma odarła się o framugę.
- Wszyscy cali, pomijając Jareda, każdy ma maksymalnie niewielkiego kaca... Dziewczyny poszły na swoją akcję dobroczynną, a ja musiałam się nim zaopiekować, poza tym nie wliczę w to nieprzespanej nocy, ale to tylko moja wina... Chyba wszystko - wzruszyła ramionami.
- U nas nie było ciekawiej... Pomijając minę Johna jak wróciliśmy - parsknął śmiechem. Tak a propo... Wesołej Wielkanocy.
- I nawzajem... Słuchaj. Mam takie... Dziwne pytanie - zaczęła.
- Dziwne? W takim razie wal śmiało - gitarzysta uśmiechnął się.
- Czego Jared... Nienawidzi?
Chorwat popatrzył na nią głupawo. Gdy odwzajemniła spojrzenie zaczął się śmiać.
- Szczerze nie mam pojęcia po co ci ta wiedza, ale niestety jej nie mam - odpowiedział. - Pewnie ciekawszych rzeczy dowiesz się od kogoś innego. Spytaj Shannona.
- Co ja? - perkusista wkroczył do salonu wycierając usta wierzchem dłoni.
Wziął ze stolika szklankę z koniakiem i jednym duszkiem wlał jej zawartość do ust. Gdy przełknął wrzucił w otwór gębowy miętowego cukierka i rzucił się na kanapę.
- Więc? - spytał zniecierpliwiony patrząc na obserwujące go oczy dwójki. Ci przestali go i spojrzeli na siebie.
- Moth ma do ciebie ciekawe pytanie - Tomo przedstawił ogólnikowo problem.
Megan przygryzła wargę zastanawiając się czy ponowić pytanie. W końcu uśmiechnęła się i ponownie spytała:
- Czego nienawidzi Jared?
Shannon przez chwilę patrzył na nią z otwartymi ustami, by w końcu zacząć się dławić cukierkiem. Ćma podeszła do niego i klepnęła go po plecach.
- Chyba nikt w dziejach nie zadał mi tak genialnego pytania - odparł, gdy złapał oddech. - Ale nie znam odpowiedzi. Mój brat ma fazy. Raz coś go wkurza, a za chwilę tą samą rzecz uwielbia. Ciężko stwierdzić co stale nie znosi... Ale... - zamyślił się. - Jest coś co może ci pomóc.
Perkusista przerwał, by nadać swojej wypowiedzi bardziej tajemniczy charakter. Spojrzał na drzwi sypialni młodszego Leto, co zmusiło resztę do zwrócenia oczu w tę samą stronę.
- Dobra, zgrywam się - powiedział w końcu. - Jak on wybiera ciuszek to nie spodziewajmy się go ujrzeć w tym stuleciu. Słuchaj więc. Jak byliśmy mali mieszkała obok nas dziewczynka, która się zakochała w Jaredzie na zabój. Mieliśmy coś koło ośmiu, dziewięciu lat. No i ona próbowała go za wszelką cenę pocałować. Ooo, miałem z tego niezły ubaw. Po wielu nieudanych próbach udało jej się Juniora dorwać. Jak to on, zaczął się rzucać aż oboje upadli na ziemię. Od tamtego czasu Jared, powiedzmy, że boi się jednorożców.
- Jednorożców? - spytali niemal równocześnie Megan z Tomo.
- Ona miała ich chyba dziesiątki. Mój biedny braciszek wpadł w jej kupę zabawek oko w oko z wielkim różowym, rogatym kucykiem. Zapiszczał i poleciał do domu z płaczem... To było piękne - pokiwał głową wspominając dzieciństwo.
Gitarzysta z Ćmą spojrzeli na siebie i wybuchnęli śmiechem. Nie potrafili się powstrzymać i nie zauważyli jak do salonu wszedł Jared i patrzył na nich ze zdziwieniem.
- Z czego się śmiejecie? - spytał, jednak pytanie ulotniło się wśród głośnego śmiechu.
- O co im chodzi? - spytał tym razem brata.
- Pozwól im się nacieszyć zabawną anegdotką mojego autorstwa - powiedział z dumą. Nim wokalista zdążył powiedzieć coś jeszcze dodał: - Nie pytaj więcej.
Jared wzruszył ramionami i usiadł obok brata obserwując Megan tarzającą się po podłodze i Tomo, który łapał się za brzuch próbując powstrzymać śmiech. Minęły długie minuty zanim dwójka się uspokoiła.
Ćma usiadła na podłodze i z głupawym uśmiechem spojrzała na wokalistę.
- O, hej - przywitała się ponownie parskając śmiechem. Odmachał jej w odpowiedzi.
Jej wzrok zatrzymał się na skarpetkach wokalisty i znów wybuchnęła śmiechem.
- Uspokój się już - Tomo poklepał ją po ramieniu.
- Dobra, dość - sprawnie wstała z podłogi i usiadła na krawędzi sofy. - Jared, ja naprawdę nie chcę ci udzielać porad modowych, ale ja noszę bardziej męskie skarpetki od ciebie - wypaliła próbując zachować powagę.
- Co z nimi nie tak? - spytał podnosząc stopę.
- Naprawdę sądzisz, że turkusowy kolor jest dobry na męskie skarpetki?
- A czemu nie? - odparł ze zdziwieniem.
Tomo i Shannon byli gotowi, by znów popaść w niekontrolowany śmiech. Wystarczyłaby iskierka.
- No bo nie sądzę, by w rzeczywistości tak było. Już prędzej różowe włosy.
- Nie napalaj się na mój gniew obrońcy fajnych kolorów skarpetek. Nie chcesz go poznać - pogroził jej palcem.
- Z pewnością... - Ćma urwała, bo w przedpokoju rozległ się hałas.
Ktoś otworzył drzwi i z hukiem wparował do apartamentu.
- Wesołej Wielkanocy, dzieci - przywitał się John wchodząc do saloniku. - Witaj Megan. Nie spodziewałem się tutaj ciebie.
- Hej - uśmiechnęła się do managera, kiedy resztę towarzystwa zamurował jego widok. - Odprowadzałam twoje jedno zagubione dziecko do żłobka.
- Miałeś coś załatwiać - odezwał się wreszcie Tomo.
- Załatwiałem. Ale myśl logicznie, chłopie, kto normalny w święta będzie chciał mieć ze mną do czynienia? - sam zaśmiał się ze swojego żartu, na co inni się tylko uśmiechnęli. - Dobra, mam kiepski humor. Ale mam dla was prezent.
John wrócił do przedpokoju i wjechał stalowym wózkiem do salonu. Znajdowało się na nim od groma słodyczy i ozdób wielkanocnych.
- Doszedłem do wniosku, że wczoraj upiliście się wystarczająco z tego co widziałem, a prezentując alkohol nie będę zbyt oryginalny... Chociaż prawdopodobnie część czekoladek jest nadziewanych alkoholem.
Jared, Shannon i Tomo jak na komendę wstali z miejsc i okrążyli wózek zaczynając obżerać się czekoladowymi jajkami i słodkimi palcami. John w tym czasie usiadł obok Megan.
- Nie wierzę własnym oczom - powiedziała zwracając się do niego.
- To dzieci. A dzieci czasem trzeba rozpieszczać. W tym tygodniu w studiu na serio dali z siebie wszystko...
- Dzisiaj dałeś mi wystarczający dowód, że niektórzy nigdy nie dojrzeją.
- Ale to ma swoje pozytywy.
- Tak są słodcy - oboje zaśmiali się.
- Yyy mam pytanie - Jared odwrócił się trzymając w ręku coś w rodzaju mapy. - Co to jest?
- Poszukiwanie jajek ze skarbami. Jesteśmy prawie sami w hotelu, więc pozwolili mi urządzić niewielką zabawę - John uśmiechnął się.
Wokalista otworzył usta ze zdumienia tak szeroko, że odrobina czekolady zaczęła mu ściekać na brodę.
- Nie bawiłem się w to od dobrych paru lat - uśmiechnął się Shannon. - Idziemy!
Zabrał swoją mapę i nie patrząc na towarzystwo wybiegł z pokoju. Tomo i Jared pobiegli niemal natychmiast za nim.
- Też idź się zabaw - John podsunął Megan zwitek papierów. - Zapomnij o tym, że jesteś dorosła. Każdy jest w środku dzieckiem.
Dziewczyna zaśmiała się.
- Jesteś jednym z najbardziej szalonych ludzi jakich znam. Ale dzięki, z chęcią - wzięła mapę i wyszła z apartamentu.

piątek, 14 stycznia 2011

57.

- Nie! - krzyknęła siadając na łóżku.
Za chwilę złapała się za usta i spojrzała na Sarah. Dziewczyna oddychała miarowo, co uspokoiło Megan. Zsunęła nogi z łóżka i wzięła głęboki wdech.
- Nigdy więcej tyle alkoholu - szepnęła do siebie zamykając oczy. Próbowała przypomnieć sobie koszmar.
W głowie przesuwały jej się obrazy przerwanego snu.
Samochód. Wypadek. Krew. Martin.
Pamiętała to jakby to było wczoraj. Wzdrygnęła się. Przetarła oczy starając się oswobodzić myśli z okropnych wspomnień, a przy okazji zetrzeć łzy.
Wstała i cicho zeszła na dół. Weszła do łazienki i przepłukała twarz. Na czole włosy lekko zlepiły się z twarzą od potu. Zgarnęła je i założyła za ucho. Za chwilę wyszła z pomieszczenia i stwierdziwszy, że nie zaśnie skierowała się do kuchni.
Po zejściu na dół stwierdziła, że nie tylko ona ma koszmary. Jared rzucał się na kanapie, a koc leżał na podłodze. Podeszła do niego, przykryła go i pocałowała w czoło.
- Megan Leto... W życiu bym nie przypuszczała... - wyrwał ją głos.
Ćma wyprostowała się zarumieniona.
- Jakoś nie bardzo mi to pasuje... Ty i Jared... Rany, uderzyłaś się w głowę czy co? - kontynuowała Sarah.
- Sama jestem w szoku - odpowiedziała Megan, gdy się uspokoiła. - Może chodź do kuchni, nie budźmy go.
Sarah skinęła głową i obie przeszły na drugą stronę parteru. Megan zaparzyła wodę na herbatę.
- Miałam nadzieję, że cię nie obudzę - zaczęła.
- Nie obudziłaś. NIe mogłam zasnąć - odpowiedziała Sarah. - Ale nie zmieniaj tematu. O co chodzi między tobą a... Nim.
Wskazała na Jareda, który obrócił się na łóżku i głośno chrapnął, co wywołało stłumiony chichot obu dziewczyn.
- W zasadzie sama nie wiem. Jakoś wyszło... W sumie to wina Shadow.
- Kate? A niby czemu?
- Bo mnie zmusiła, bym poszła na galę dla gwiazdek rocka, na których jest nudniej niż na pogrzebie. No i jakoś tak wyszło.
- A dokładniej?
- A co cię to aż tak interesuje? - odgryzła się.
- Nic... Już nie można być ciekawym?
Megan uśmiechnęła się.
- Nawet jeśli próbuję to nie potrafię się na ciebie złościć, wiesz?
- No dobra, skoro nie chcesz o tym to powiedz mi jak się na siebie natknęliście.
- Hahaha chyba za bardzo się wkręciłaś. Ale dobra - zalała herbatę i podała przyjaciółce. - Wszystko zaczęło się od psychofanek i mojego telefonu.
- Tego z Valhallą?
- Akurat przyszedł mi sms, na którym mam "From Yesterday".
- Aha. Mów dalej, już nie przerywam - Sarah upiła mały łyczek herbaty ponaglając Megan ręką.
- Skoro serio chcesz wiedzieć... Nie spodziewałam się takiej wpadki. I nie mam pojęcia czemu cały zespół chce ze mną ciągnąć tą znajomość. Naprawdę, to jest dla mnie dziwne. Zaczęło się od tego, że po prostu gadaliśmy z dziewczynami i Mattem - ratem w Goldenie i oboje Leto wpadli do kawiarni...

***

- Tak rano na nogach? - spytała Liz schodząc na parter. Na zegarze nie było nawet ósmej.
- Jakoś nie mogłyśmy spać... Koło piątej tu przyszłyśmy i gadamy - odpowiedziała Megan.
- Aha... A ten się nie obudził?
- Śpi jak dziecko... Poważnie - Ćma spojrzała na Sarę i obie stłumiły śmiech. Jared kilkakrotnie rzucał się na łóżku lub jęczał.
- Okay, idę się ubrać i muszę iść pożyczyć wesołych świąt kilku osobom. Przyłączycie się?
- O czym gadacie? - wtrąciła się Shadow, która właśnie zeszła ze schodów i położyła głowę na ramieniu Kitty. - Za wcześnie.
- To idź spać - zaproponowała Liz.
- Mamy iść roznosić te jaja to chodź.
- Właśnie, ktoś się przyłącza? - Kitty ponowiła pytanie.
- Muszę iść do domu na śniadanie. Moi rodzice są bardzo przyzwyczajeni do tej tradycji nie wiem z jakiej racji - odpowiedziała Sarah.
- A ty Moth?
- Będę musiała chyba przypilnować niemowlaka przez ten czas - odparła.
Wszystkie parsknęły śmiechem.
- Okay, to się szykujemy - Liz uśmiechnęła się jeszcze i poszła do łazienki.
- Idę się ubrać - odpowiedziała Shadow i również, wolnym krokiem skierowała się na schody.
- My też idziemy? - spytała Megan.
- Fuck the system, posiedźmy tu jeszcze. Jak przyjdą, pójdziemy my - Sarah wzruszyła ramionami i obie znów usiadły do stołu.

***

Jared próbował wstać, kiedy jego głowę przeszył ostry ból.
- Auć! - jęknął dotykając potylicy.
Rozejrzał się po pomieszczeniu i doszedł do wniosku, że nie wie gdzie jest. Na pewno nie był to jego pokój.
- Dzień dobry - przywitała się Megan. - Cieszę się, że nareszcie wstałeś.
Usiadła na boku kanapy uśmiechając się ze współczuciem.
- Która godzina? - spytał krzywiąc się z bólu.
- No cóż... Dochodzi 12. Wypij to.
Podała mu szklankę.
- Co to?
- Aspiryna. Kawę mogę ci też zrobić, ale musisz się najpierw umyć.
- A gdzie jesteśmy? - wypił zawartość szklanki i otarł usta wierzchem dłoni.
- Shannon miał rację... Ty naprawdę niczego nie pamiętasz jak za dużo wypijesz - pokręciła głową. - Idź się najpierw umyj później ci opowiem. Z pewnością nie chcesz słuchać całego opowiadania w takim stanie.
- W jakim stanie?
- Idź do łazienki. Sam zobaczysz - wstała i pocałowała go w policzek. - Podnoś tyłek, nie będziesz tu wiecznie siedział.
Jared posłusznie wstał i mimo ciągłego bólu doszedł do poręczy schodów. Ćma w tym czasie zdążyła dojść do kuchni i zabrać się za przerwaną czynność.
- Łazienka jest na górze, prosto. I proszę nie gap się na mnie.
Jared lekko się uśmiechnął i wspiął się po schodach. Rozejrzał po piętrze. Wyliczył troje drzwi, na których wisiały rysunki, naklejki czy ostrzeżenia. Na jednych wisiał plakat japońskiego zespołu, którego nazwy nie znał oraz kilka słodkich obrazków. Na widok szczerzącego się kawałka sushi parsknął śmiechem. Z drugiej strony zobaczył tablicę z napisem BEWARE i wystającą spod niej głowę pluszowego misia. Drzwi na wprost zdobiła tylko kartka z napisem "Te drzwi prowadzą do laboratorium biologiczno-chemicznego. Prosimy o zachowanie szczególnej ostrożności". Zdziwił się i otworzył drzwi.
- FUCKING SHIT! - wrzasnął spoglądając do dużego lustra na ścianie łazienki. Z dołu dobiegł go tłumiony śmiech.
Pomijając widok swojej twarzy, którego się spodziewał, zobaczył również mnóstwo posklejanych włosów oraz rysunki na policzkach przedstawiające męskie przyrodzenie. Bez skutku próbował sobie przypomnieć, kiedy to się stało.
Bez dłuższego zastanowienia zdjął ubranie i wszedł pod prysznic.

Po 15 minutach wyszedł wycierając się ręcznikiem wyglądającym na nowy, który znalazł obok umywalki. Założył stój z wczoraj żałując, że nie wziął nic na zmianę. Spodnie nadawały się jeszcze do użytku, ale pochlapana koszulka śmierdziała na kilometr. Po chwili zdecydował się, że nie ma ochoty na wdychanie - najprawdopodobniej - rzygowin z alkoholem, więc znów ściągnął T-shirt.
Wysuszył do końca włosy, przeczesał je palcami oceniając się na 4+ wyszedł z łazienki.
Kiedy zszedł na dół Megan dalej krzątała się przy kuchni. Zawiesił wzrok na jej szortach jednak dziewczyna po chwili się odwróciła.
- Mówiłam ci, że wiem kiedy ktoś się na mnie... - urwała. - Załóż coś na siebie, nudysto.
- Wczorajsza bluzka nie nadaje się nawet do ścierania podłogi - zademonstrował jej koszulkę, na której widok skrzywiła się.
- Przyniosę ci coś - wytarła ręce i skierowała się na schody.
- Wolałbym nie...
- Nie będziesz paradować gołą klatą. Przeziębisz się.
- Jak narazie nie jest mi zimno - uśmiechnął się znacząco.
- Zboczuch - parsknęła i weszła do pokoju po lewej. Za chwilę wyszła z czarną koszulką. - Łap.
Leto złapał bluzkę w locie i rozłożył ją spoglądając na nadruk.
- Ty chcesz bym to włożył? - spojrzał na nią zza materiału.
- Chyba, że chcesz już wyjść. Twój wybór - wzruszyła ramionami. - Czasem masz na sobie gorsze rzeczy, co to za różnica?
- Gorsze? Bardzo śmieszne.
- Mówię całkiem poważnie. Powinieneś zatrudnić stylistę.
Megan obeszła Jareda i skierowała się do kuchni. Leto przez kilka sekund wpatrywał się w różowe serce na T-shircie, jednak po chwili wzruszył ramionami i założył koszulkę.
Kiedy doszedł do kuchni Ćma już ustawiła na stole dwa talerze i kubki z kawą.
- Tak w ogóle... Gdzie są dziewczyny? - spytał Jared.
- Rozdają jajka. Taka tradycja. Robimy prezent kilkunastu znajomym. Mogłam też iść, ale spodziewałam się, że właśnie wtedy się obudzisz.
- A Tomo i mój brat?
- Wyszli wczoraj. Tomo stwierdził, że poradzi sobie. Po ilości alkoholu, które wlał w siebie Shann to było szokujące.
- On ma mocną głowę.
- Miałam nadzieję, że to rodzinne. Ale okazało się, że trzy mocniejsze drinki i zaczynasz szaleć, a po sześciu urywa ci się film.
- Naprawdę wypiłem tak dużo? - wokalosta usiadł przy stole i zaczął sączyć kawę.
- Taaa... A później zacząłeś podrywać Shadow i Vicky.
- O fuck - Jared uderzył kubkiem o blat stołu i dwoma rękoma zakrył twarz.
- Mam opowiadać dalej? - uśmiechnęła się.
- Tak proszę - jęknął.
- Jesteś pewien?
- Mhm.
- No cóż... Kiedy już powiedziałeś, że zrobisz dla nich wszystko, zacząłeś snuć plany na najbliższą przyszłość. Potem wlazłeś na stół i zdjąłeś koszulkę. Nim udało się mnie i Tomo ciebie ściągnąć już na nią narzygałeś, a później się uparłeś, że musisz ją włożyć.
- O matko...
- Wcześniej jeszcze z Shannem zaczęliście śpiewać coś co było jakąś łączoną wersją Kings and Queens i Happy Birthday. Po kilku następnych szklankach zacząłeś tańczyć z Kitty i Sarah po czym usiadłeś na kanapę i chciałeś uprawiać ze mną seks. I chyba za mocno cię popchnęłam, bo nagle przechyliła ci się głowa i zasnąłeś... A wtedy Derek w podobnym stanie nie wiem skąd wytrzasnął markera i zaczął ci mazać po twarzy.
- No to pięknie...
- Daj spokój, to była jedna z lepszych imprez. Nikt się o niczym nie dowie. Zostanie między nami jedenastoma.
- Ale u twoich znajomych mam przechlapane... A u Shannona tym bardziej.
- Idę o zakład, że Shann pamięta z tej imprezy niewiele więcej... Masz ochotę na jakieś... Śniadanie albo lunch?
- Chyba straciłem apetyt.
- Łaski bez - nałożyła sobie sałatkę na talerz i zaczęła jeść.
Po chwili Jared wziął widelec i sięgnął na talerz dziewczyny nabijając na niego kawałek rzodkiewki.
- Ej! - zanim Megan zdążyła zareagować koniec widelca zniknął w ustach wokalisty. Uśmiechnął się lekko wydymając policzki. - Niby nie miałeś ochoty na jedzenie.
- Sam nie jestem pewien na co mam ochotę - wzruszył ramionami.
- To zjedz - podsunęła mu sałatkę. - Mogę ci też zrobić coś z mięsa jeśli chcesz.
- Co wy się uparliście, by mnie dobić z tym żarciem?
- Ja? Nic... Sama jestem wegetarianką, ale lubię jak się złościsz - uśmiechnęła się.
- Gdyby nie mój łeb coś bym ci zrobił.
- Może jakiś spacer, żeby ci trochę przeszło? Poza tym trzeba tu wywietrzyć, od wczoraj śmierdzi alkoholem jak w melinie jakiejś... - żachnęła się. Tym razem Jared parsknął śmiechem.
- Okay - odparł. - Skończ jeść to pójdziemy.
- Stoi - Megan z powrotem zatopiła widelec w sałatce i skończyła jeść prowizoryczne śniadanie.

sobota, 1 stycznia 2011

56.

- To co, będzie tak leżał? - spytał Derek.
- W sumie racja, przydałoby się go gdzieś przenieść... - poparła go Vicky.
- To ja to zrobię! - Derek wyszczerzył się i podszedł do śpiącego. - Tylko najpierw...
Chłopak wyciągnął z kieszeni pisak i zaczął rysować coś po policzku Jareda. Travis podszedł do kumpla i zaczął się śmiać.
- Dobra, stary, dość, bierz go.
- Dajcie spokój - Shannon machnął ręką. - W tym stanie mojego brata nie obudzi nawet armagedon.
Podszedł do śpiącego Jareda i usiadł na kanapie przesuwając jego nogi bardziej do siebie.
- Cześć, junior, śpisz? - poklepał go po łydce. Jared dalej spał jak zabity. - Mówię do ciebie! Nie olewaj mnie!
Shannon trząsł brata, jednak ten nie obudził się. Perkusista wstał, poklepał śpiącego po twarzy, a później pogłaskał i dał całusa w czoło. Reszta towarzystwa zaczęła się coraz głośniej śmiać, a po chwili rozległy się pojedyncze brawa, na które Zwierzak ukłonił się. Podszedł do "barku" i nalał sobie kolejny drink na bazie CocaColi.
- Tobie jeszcze nie urwał się film? - spytała go Sarah.
- Mocna głowa - popukał się kilkakrotnie po potylicy. - Przydaje się.
- Często jej używasz?
- Od czasu do czasu - puścił jej oczko. - W ekstremalnych sytuacjach.
- Miss Way! - krzyknął Derek.
Sarah odwróciła się.
- O co chodzi, Derek?
- Mogę cię porwać do walca? - spytał podając rękę.
- Ten chyba potrzebuje twojej mocnej głowy - Sarah zwróciła się do Shannona.
- Zatańcz z nim - zaproponował perkusista. - Zobaczymy co będzie dalej.
- Chyba starczy akcji z twoim bratem, nie sądzisz? - spytała go patrząc na zniecierpliwionego Dereka.
Shann machnął ręką.
- Nigdy za wiele takich akcji.
- No to jedziemy! - Derek wziął dziewczynę za obie dłonie i wyciągnął na środek salonu zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. - Travis, dawaj Naturalnych!
- Wedle życzenia - rzucił Big T. i puścił Natural Born Chillers.
Derek zaczął chodzić dookoła Sarah i uginać kolana ledwo utrzymując równowagę. Dziewczyna bardziej śmiała się niż ruszała co chwilę spoglądając na resztę błagalnym wzrokiem. Po kilku minutach na ratunek przyszedł jej Kevin.
- Odbijany - powiedział Derekowi wchodząc między nich.
- Dzięki - Sarah wzięła głęboki oddech. - Pozwólcie mi iść do łazienki.

***

- Jak ci się podoba nasza impreza? - spytała Megan Vicky, która zamyślona opierała się o prowizoryczny barek.
- Naprawdę świetna. Fajnie było tu przyjść, mimo, że dawno nie byłam na waszych imprezach. Tylko jakoś nie mogę dogadać się z Tomem. Unika mnie albo spławia. Nie rozumiem czemu.
- Tomo - poprawiła ją. - Ja chyba wiem... Ale nie spodziewałam się, że będzie oschły... To nie chodzi o ciebie tylko o jego sprawy prywatne. Pogadam z nim.
Ćma podeszła do gitarzysty, który siedział na krześle w kącie obserwując imprezę.
- Co tam u ciebie? Teraz pilnujesz drugiego Leto? - spytała siadając na podłodze obok niego.
- W sumie tak. Shannon też potrafi nieźle szaleć. Nawet gorzej od brata i dłużej wytrzymuje.
- Widzę... - Megan odwróciła się i spojrzała na perkusistę, który wziął Liz na ręce i nosił po pokoju nie zważając na jej protesty.
- Mam nadzieję, że wam nie przeszkadzam, nie jestem typem imprezowicza.
- Daj spokój, skoro chcesz siedzieć to nikt ci nie każe nagle urządzać jakichś szaleństw.
- Dzięki.
- Tylko słuchaj... Rozumiem twoją sytuację, ale... mógłbyś nie olewać Vicky? Trochę ją to smuci.
- Serio to tak wygląda z jej strony?
Megan skinęła głową.
- Przykro mi, nie wiedziałem. Po prostu... Nie wiem czemu, ale ona mi przypomina moją Vix nie tylko z imienia... No i... - Tomo ucichł.
- Nie martw się. Niedługo się zobaczycie - poklepała go po ramieniu. - A teraz chodź się trochę pobawić zanim to zakończymy... I przydałoby się uratować Kitty od Shannona.
Oboje zaśmiali się. Tomo wstał i pomógł Ćmie podnieść się z podłogi. Zanim zrobili choćby jeden krok Shann dalej trzymając Liz podszedł do okna i zamachnął się tak, że doniczka wylądowała na podłodze. Kitty spoważniała prosząc go bardziej spokojnie, by ją puścił, jednak perkusista tylko się uśmiechnął i poszedł dalej. Jednak nie wyminął leżącego na ziemi kwiatka i pośliznął się lądując na Travisie, który przy okazji upadku zwalił ze stolika miskę z czipsami.
- Żyjecie? - spytała Kate, razem z Sarah podnosząc Liz.
- Mi nic nie jest, a wam chłopaki? - otrzepała się i kucnęła obok Travisa i Shannona.
Oboje chichotali, nie obchodziło ich, że są obsmarowani mieszanką ziemi i czipsów.
- Coś mi się wydaje, że nasi panowie za bardzo się jednak napili - Megan podeszła do nich i z pomocą Kate dźwignęła Travisa z podłogi. W tym czasie Tomo pomógł Leto, a kiedy ten wstał Chorwat uderzył go w policzek, by przestał się śmiać.
- Chyba to zakończymy na dziś - powiedziała Kate. - I tak już grubo po drugiej.
- Nieee... - odpowiedział jej chórek składający się z Travisa, Dereka i Shanna, którzy patrzyli na Shadow załamani, co wywołało lekkie uśmiechy reszty.
- No już... będą inne imprezy. Niedługo.
- Czyli zamykamy to przyjęcie? - spytała Megan.
- Definitywnie. Też twierdzę, że to najgorszy moment podczas wszelakich imprez, ale on musiał już nastąpić. Zbierajcie się, kochani. Kto zostaje na noc, oprócz Sarah?
Nikt się nie zgłosił.
- Bez jaj, chłopaki, nie dacie rady dojść do akademika - rzekła Liz.
- Damy, damy - Travis z Derekiem złapali się za ramiona i wyszczerzyli.
- Lepiej przenocujcie.
- Nie, kochana, poradzimy sobie - chwiejnym krokiem podeszli do drzwi z trudem trzymając się na nogach.
- Nie jestem szczerze przekonana.
- Może ich podwieziemy? Jestem trzeźwa - zaoferowała się Vicky.
- Jak chcesz tych wariatów przewieźć to twoja decyzja. Nie śpieszyłabym się z nią - powiedziała Megan patrząc na dwóch kumpli kłócących się, kto ma otworzyć drzwi.
- Chyba lepiej, by pojechali niż dobijali się do drzwi, bo nie chcą wam robić kłopotów... - odparła Vix.
- Okay, bierz ich - Ćma wyszczerzyła się.
Kevin wziął kurtki i pożegnawszy się ze wszystkimi cała czwórka wyszła z domu.

- Jareda chyba zostawimy tutaj? - spytała Shadow.
- To chyba najlepsze rozwiązanie - przytaknął Tomo.
- Możecie tutaj przenocować, jeśli chcecie, to naprawdę nie jest kłopot.
- Z przyjemnością bym został, ale wolę nie mówić jak Shannon przeżywa kaca... - Chorwat spojrzał na kumpla, który znów wlewał w siebie resztki alkoholu z butelki. - Naprawdę nie chcecie wiedzieć. Ja już się przyzwyczaiłem, ale lepiej tego nie znać.
- Skoro tak uważasz... Zabierajcie się w takim bądź razie - powiedziała Kitty. - Chyba pierwszy raz wszyscy koniecznie chcą wiać z naszego domu.
- Może przez tą doniczkę? - zasugerowała Sarah.
- To prawdopodobne.
- No dobra... Shann, idziemy! - Tomo wziął przyjaciela za ramię i podprowadził go do drzwi. - Do zobaczenia dziewczyny... Mam nadzieję, że Jared nie zrobi kłopotu.
- Zwykle mamy kilka osób na przenocowaniu, więc wątpię, by jakkolwiek przeszkadzał - uśmiechnęła się Liz.
- Poradzimy sobie. Mam nadzieję, że dobrze się bawiliście.
- To byłą imprezaaaaa! Tylko czegoś brakowało... - szepnął Shannon aktorsko się uśmiechając.
- Dobra, Zwierzak, idziemy. Trzymajcie się - wyszli z domu i skierowali się do bramy.

- Do spania dziewczęta - zarządziła Megan.