UWAGA

Przez długi czas ten blog był zablokowany. Odblokowałam, przez prośbę osoby na Marsowych Historiach, która trafiła do mnie przez Marion. Nie zamierzam go kończyć. Pisałam go wieki temu, a moja faza na Marsów zmniejszyła się do zera. Jeśli ktoś miałby spekulacje lub chciałby go skończyć to zgłoście się do mnie w komentarzach lub do @LisaTheHatter na twitterze. Pozdrawiam.

Jeśli ktoś ciekaw mojego drugiego marsowego opka zapraszam: www.artemis-apocraphex.blogspot.com

niedziela, 29 sierpnia 2010

43.

- Idziemy, za kwadrans Lizzie powinna przyjechać - Megan sprzątała do końca kuchnię, a Shadow zmywała stoliki w kawiarni.
Przy drzwiach Tomo, Jared i Shann przypatrywali się pracy dziewczyn mozolnie ociągając się z wyjściem z Golden Seeda.
- A wy co tu jeszcze robicie? - Megan wyjrzała z kuchni. - Do domu!
Cała trójka zmarszczyła brwi.
- Jutro też jest dzień - Ćma uśmiechnęła się. Nagle przypomniała sobie o czymś. - A tak w ogóle... macie zaproszenie na Wielkanoc do nas. John też oczywiście. Shay, czemu mi nie przypomniałaś?
Kate wzruszyła ramionami.
- Zwykle Kitty o wszystkim pamięta.
- To przyjdziecie nie?
Marsy popatrzyli po sobie.
- Chyba tak. Innych planów nie mamy - odpowiedział Shann.
- Super. Sprawa załatwiona - Megan znów schowała się w kuchni i zaraz z niej wyszła.
Miała na sobie szare dżinsy i luźną koszulkę, którą zabrała ze sobą z domu i przebrała kilka godzin temu. Zmyła też denerwujący ją makijaż. Ku jej uldze po workach pod oczami nie było śladu.
- Lecimy? - Shadow stała obok chłopaków.
Ćma skinęła głową.
- Panie Brown, sprzątanie skończone, do jutra! - krzyknęła do szefa przeliczającego pieniądze w kasie.
- Dzięki, dziewczyny, miłej nocy wam życzę! - odpowiedział pan Brown, a grupka szybko wyszła z Golden Seeda.
- To co? Jutro jak zawsze? - spytała Megan, Marsy potrząsnęli głowami.
Dziewczyna skierowała się do Jareda i pocałowała go w policzek.
- Pa - powiedziała z uśmiechem i szybko dobiegła do Shadow.
Cały zespół odwrócił się, gdy dziewczyny skręciły i poszedł w drugą stronę.

***

- Wyciągnęłaś to ciasto z lodówki? - spytała Shadow, kiedy jakoś uprzątnęła kurz z salonu.
- Tak jest, kapitanie. Na górze posprzątane, w kuchni czysto - odpowiedziała Ćma siadając na schodach.
Kate otrzepała spodnie i mocniej wyprostowała plecy. Nagle do drzwi zadzwonił dzwonek.
- Długo nie posiedziałam - mruknęła Megan z uśmiechem i podniosła cztery litery ze schodów.
W tym czasie Shadow otworzyła drzwi i rozpromieniona przywitała się z Liz. Wzięła od niej torbę i kilka obramowanych obrazów, by przyjaciółka mogła wejść.
- Witamy w domu - Ćma wyciągnęła ręce, ale Kitty spojrzała na nią z pogardą.
Lekko zawstydzona Megan opuściła ręce.
- Przykro mi z powodu Matta... - zaczęła. - Naprawdę się nie spodziewałam tego po nim...
- Nie chcę tego słuchać. Już wszystko wiem - przerwała jej Liz. - I nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Musimy dzielić dom, ale to tylko kilka miesięcy. Shay, pomożesz mi zanieść to do pokoju?
Kate z wielkimi oczami popatrzyła na Megan. Ta wzruszyła ramionami z bezradnością w oczach.
- Jasne... - rzuciła i skierowała się za Liz.
- Jak ogarnę sprawę, powiem ci - szepnęła do Megan i zaczęła wspinać się po schodach.
Ćma stała w osłupieniu. Doszła do siebie dopiero wtedy, gdy drzwi do pokoju Liz się zamknęły. Wzięła kawałek ciasta ze stołu i powoli poszła w stronę swojego strychu.

***

Prawie godzinę siedziała z gitarą Martina próbując zrozumieć co się stało na dole. Było to zamienienie tylko kilku słów. Działo się to tak szybko, że nie zdążyła załapać co dokładnie się wydarzyło. Nie zauważyła, kiedy po kilku piosenkach amerykańskich rockowców jak Linkin Park czy My Chemical Romance, zaczęła grać riff do "The Kill".
"Nie myśl o nim. Masz inne rzeczy na głowie. Dlaczego cały czas o nim myślisz!" wrzeszczała na siebie w myślach.
"Popadasz w paranoję, panno Stone..." przez głowę przelatywała jej setka myśli.
Co się stało Liz? Dlaczego się na mnie gniewa? Co ja jej zrobiłam? Czy to cena, którą muszę zapłacić za to co się stało nie z mojej woli?
Rozumiała, że często trudno się pogodzić z takim faktem. Pytanie czy Matt do niej zadzwonił czy dowiedziała się o tym z innych źródeł... Jeśli była to druga opcja... było gorzej niż powinno być.
Myślenie przerwało jej donośne pukanie z podłogi. Spojrzała na klapę. Shadow otworzyła ją i wystawiła głowę.
- Nie mam dużo czasu. Liz chce, bym się do ciebie nie odzywała. Sama nie wiem co o tym myśleć - rzuciła Kate nim Megan cokolwiek powiedziała.
- Myśleć... o czym? - nie zrozumiała.
- Według Lizzie... Wersja Matta zasadniczo rożni się od twojej... Według niego... To ty się na niego rzuciłaś.
Megan wytrzeszczyła oczy. Shadow powiedziała jej w skrócie wszystko, co dowiedziała się od Liz.
Kitty spotkała się z Mattem, bo czekał na nią na dworcu. Wcześniej nie zadzwonił. Po drodze opowiedział o wydarzeniach z soboty. Według niego Ćma przyszła do niego i od razu rzuciła go na kanapę i próbowała go zmusić do seksu. Kiedy ją wystarczająco odepchnął i wrzasnął, że ma dość i że jest z Liz, Megan uciekła z płaczem z jego domu i nie wiedział dokąd się udała.
Megan coraz bardziej otwierała usta ze zdumienia. Nie mogła uwierzyć w to, co mówił Matt. Mimo jego wielu wad zawsze uważała go za człowieka prawdomównego.
- Pogadam z nim jutro... Może z Lizzie też jak dam radę... - powiedziała starając sobie to poukładać w głowie. - Dzięki, że mi powiedziałaś.
- Drobiazg. Idę, Kitty zaraz wyjdzie, a to będzie wyglądać na zmowę czy coś... Nie jesteś na mnie za to zła?
- Ani trochę. Jesteś wspaniałą przyjaciółką. Dobranoc.
Kate uśmiechnęła się i zniknęła pod klapą.
Megan odłożyła gitarę i obsunęła się na łóżku. Zamknęła oczy. Nie wiedziała kiedy zapadła w niespokojny sen.

***

Megan cały następny dzień spędziła z Sarah. W sumie stęskniła się za jej towarzystwem. Kiedyś spotykały się niemal codziennie, ale obecnie ich zajęcia nie pozwalały na to zbyt często. Pomijając wykłady w innych salach, na przerwach były cały czas razem. Rozmawiały jak dawniej, jakby nic się nie zmieniło. Na pewien czas Ćma zapomniała o swoich problemach towarzyskich. Wracały one podczas zbyt długiego nawijania wykładowców, kiedy Megan nie potrafiła się już skupić na prowadzeniu notatek i musiała włączyć dyktafon, by wszystko złapać. Matt ze swoją "teorią" powracał do niej w myśli zdecydowanie za często. Dziękowała Bogu, kiedy oznajmiono koniec ostatniego wykładu i pozwolili jej wyjść z klasy.
Sarah kończyła godzinę wcześniej i teraz Megan musiała sobie radzić sama. Sunęła wolno za klasą kierując się do drzwi wyjściowych. Starała się nie myśleć jak drętwa atmosfera będzie w Goldenie. Miała nadzieję, że zobaczy się z Jaredem zanim przyjedzie jej autobus w stronę miejsca pracy (znów o nim myślisz, idiotko).

Impuls przeszedł przez jej ciało. W tłumie obok bramy wjazdowej dostrzegła znajomego szatyna i krew zaczęła jej się gotować w żyłach. Ominęła kilka dwu-trzy osobowych grupek, które miała na drodze do niego, ale widząc grono w liczbie około dziesięciu rozchichotanych dziewcząt, nie przejmując się głosami (i piskami) protestu, brutalnie przepchnęła się przez nie.
- Ty wredny... nędzny... tchórzliwy... DUPKU!!! [lub odbycie jak mówią Anglicy xD] - wrzasnęła na start. - Ty parszywy sukinsynu!!
Z jej ust wydobywały się coraz bardziej pikantne obelgi. Niektóre z nich rozumiały, pomijając Megan, zaledwie trzy osoby, które znajdowały się niedaleko wybuchu jej furii.
Ćma rzuciła się na Matta i z impetem przybiła go do muru otaczającego teren uniwersytetu. Wokół nich zebrała się grupka ciekawskich gapiów.
- Jesteś z siebie dumny?! Że rozwalasz mi życie?! Moją przyjaźń?! I wszystko na czym mi zależy, bo wstydzisz się prawdy?! - wrzasnęła na niego.
Chłopak był w zbyt dużym szoku, by odpowiedzieć. Niemal nie orientował się co się dzieje wokół niego, a zaistniała nie tylko ta sytuacja.
Megan kątem oka zauważyła, że do tłumu przyłączył się Jared, standardowo z idealną fryzurą i ciemnymi okularami. Chciał sprawdzić co się dzieje. Spytał się o to najbliżej stojącego studenta - chłopaka w dużych rozmiarach koszulce i spodniach oraz ze słuchawkami zawieszonymi na szyi. Nie zdążył niestety odpowiedzieć.
- Hej!! Czy to Jared Leto?! - krzyknęła dziewczyna, która właśnie schodziła ze schodów uczelni.
- Oł maj gad! Rzeczywiście! - odkrzyknęła jej druga.
- Myślicie, że podpisze mi się na staniku?! - spytała z nutą nadziei trzecia.
Jared patrzył na nie przez ciemne okulary. Mimo tego, Megan dostrzegła w jego oczach błysk przerażenia.
- Ratuj swój cenny tyłek, panie gwiazda. Pogadamy później... Mam coś do załatwienia - mruknęła do niego nie spuszczając wzroku z niezorientowanego Matta.
- Dzięki - rzucił Jared i szybkim krokiem zniknął za murem. Grono fanek, w liczbie około dziesięciu, truchtem pobiegło za nim.
- Więc... teraz pan szlachetny Matthew, znany w gimnazjum jako Futrzak, wytłumaczy się swojej, mam nadzieję ex, dziewczynie jakim jest idiotą - Ćma złapała go za kołnierzyk od zielono-białej koszulki polo i podsunęła go tuż przed Liz wykrzywiając mu rękę w sposób, by nie mógł się uwolnić. Jego głowa znalazła się na wysokości jej brzucha.
- Korki u pana od przysposobienia obronnego się przydają, nie sądzisz? - szepnęła mu do ucha.
Chłopak tylko jęknął.
- Zaczynaj, języka ci nie wyrwałam - warknęła Megan głośniej.
- Puść mnie! - Matt zaczął się szarpać.
Za chwilę zawył z bólu, bo Ćma wzmocniła uścisk.
- Za co to? - spytał z jadowitym akcentem próbując się do niej odwrócić.
- Dobra, nie chcesz gadać sam, masz tylko kiwać głową, jasne?
- Ale co...
- Przyszłam do ciebie w niedzielę po zeszyty, tak?!
- Tak, ale do chol...
- Przyniosłeś mi go?!
- Tak, czy możesz mnie kur...
- Zacząłeś mnie... - głos Megan załamał się na chwilę, ale zaraz się opamiętała. - Całować i rozbierać?!
- PUŚĆ MNIE DO KURWY NĘDZY!
- Odpowiadaj! - w jej oczach pojawiły się łzy. Wzmocniła uścisk niemal doprowadzając do pęknięcia kości. Matt zawył.
- Dobra! Tak, kłamałem! Tak, to ja zacząłem, ale nie chciałem! Nie wiem co we mnie wstąpiło! - próbował się tłumaczyć, ale nie bardzo mu to wychodziło.
- Chciałeś mnie... przelecieć?! - Megan ledwie wypowiedziała te słowa.
- Tak... - szepnął zrezygnowanym głosem. - Po prostu chciałem...
Megan rozluźniła uścisk na tyle, by Matt mógł stanąć w wygodniejszej pozycji.
W oczach Liz również ukazały się łzy. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale zaczęła tylko łkać. Shadow objęła ją ramieniem.
- Wypad stąd! To nie wasz interes! - warknęła Megan na gapiów. Powoli zaczęli się rozchodzić. - Która wersja jest według ciebie prawdziwa? - skierowała pytanie do Kitty.
- Ja... nie wiem - westchnęła. - Muszę pobyć sama...
- Jasne - Megan uspokoiła się. - Poradzimy sobie jeszcze dziś bez ciebie. Ty, cwelu, masz się do niej nie zbliżać, kiedy mnie nie ma w pobliżu. Wyraziłam się jasno, czy mam ci to powiedzieć bardziej brutalnie? - zwróciła się do Matta.
Pokiwał głową.
- Shadow, odprowadź Liz do domu, poradzę sobie w Goldenie. Przyjdź jak będzie lepiej.
Kate skinęła głową. Megan odwróciła Matta i kopniakiem w piętę nakazała mu iść w stronę jego samochodu. Posłusznie, powoli zaczął tam iść.
- Dumna z siebie? - warknął do niej.
- Jak najbardziej, a ty? - odparowała.
Mruknął coś w odpowiedzi, ale nie dosłyszała.
Kate i Liz poszły w stronę przystanku autobusowego, a ona odprowadziła Matta do samochodu i nakazała mu pod żadnym pozorem nie zbliżać się do jej domu. Groziło to, według niej, czymś więcej niż kilka siniaków. Później odwróciła się i szybko wskoczyła do autobusu jadącego do kawiarni.

piątek, 27 sierpnia 2010

42.

Przepraszam, że tak długo. Ale nie miałam czasu: Marsy wzywali. Na Coke było pięknie. Zapraszam na: mars-alien-invasion.blogspot.com :D
Nie mam weny, ale piszę, bo Paulina mnie zachlasta :< KOCHAM CIĘ <333


"Kuchnia zamknięta. Do ważnych spraw zgłaszać się od strony okienka."
Głosił to napis na drzwiach wejścia do "królestwa" Megan w Golden Seed.
Jared wzruszył ramionami i podszedł z drugiej strony.
Puk puk.
- Mogę wejść? - spytał.
- Przykro mi, ale nie - nie spojrzała na niego.
Uśmiechnęła się tylko do zeszytu, nad którym ślęczała w kącie kuchni.
- Czemu? - zasmucił się.
- Nie dasz mi spokoju, prawda? - zamknęła zeszyt i podeszła do okienka.
Pocałowała go.
- W związku z wczorajszymi wydarzeniami... Nie miałam czasu się pouczyć. Więc nadrabiam zaległości - wytłumaczyła.
- Dalej nie ogarniam po co ci historia. Przecież architektura tego nie obejmuje... A pracę ponoć masz już zaliczoną...
- Tak, ale to jest wiesz... Marzenie dzieciństwa. Na jeden dodatkowy przedmiot mogę sobie pozwolić.
- Marzenie z dzieciństwa?
- Archeolog. Architektura obejmuje wszystkie przedmioty związane z archeologią oprócz historii, więc... dodałam sobie jeden przedmiot.
- A. Dobrze wiedzieć. Chce ci się aż tyle uczyć?
- Jakoś sobie radzę. Zaraz egzaminy końcowe i nareszcie będę mogła sobie odpocząć. Dasz mi się douczyć?
- Jasne, powiedz mi tylko jak to było wczoraj z Shadow. Chcę to usłyszeć od ciebie - przerwał zanim zdążyła poprosić go, by spytał Kate.
- No dobra, ale będzie krótko.
Kate czekała na mnie na sofie, cholernie się martwiła. Przeprosiłam ją. Nie powinnam tak znikać, to należy do naszych reguł. Usiadłam koło niej i pierwszym zdaniem jakie powiedziałam było: "Powieszę naszego sąsiada za jaja na lampie." Uśmiałyśmy się obie, ale jak doszłam do rzeczy... Myślałam, że szczęka jej odpadnie z zawiasów. Gadałam jak najęta, jak nigdy, szczerze powiedziawszy. Jak skończyłam, myślałam, że Shay wypadnie z domu i się na niego rzuci, ale na szczęście udało mi się ją powstrzymać. - Megan zachichotała. - Doszłyśmy do wniosku, że poczekamy na Lizzie, bo ona pewnie się teraz dobrze bawi... Zobaczymy jak to będzie. A później poszłyśmy spać... To znaczy Shay poszła, a ja... a ja prawie całą noc się uczyłam.
- Jak to ty - Jared parsknął śmiechem.
- A oni znów sobie słodzą... - mruknął Shannon wchodząc do kawiarni na tyle głośno, żeby wszyscy go dosłyszeli.
- Hej, Shann!! - Megan uśmiechnęła się do niego. - Szlafrok się doprał?
Posłał jej mordercze spojrzenie, ale nic nie odpowiedział.
- To podać ci coś? Pozwól mi się uczyć, proszę - zwróciła się do Jareda.
- Tak, to co zazwyczaj.
- Robi się, do jutra, okay?
- Nie. Jeszcze do ciebie wpadnę, nim sobie pójdę.
- Musisz?
- Tak. Nie wykręcaj się.
- Niech ci będzie. To 'do później'.
Pocałowała go w policzek i szybko wzięła się do pracy. Uśmiechnęła się do wokalisty, kiedy wysuwała kawę przez okienko, a później znów znikła za naręczem książek.

***

- I co tam w twoich głębszych relacjach? - spytała Shadow, kiedy same powoli wracały do domu.
- Musisz się ze mnie nabijać? - odgryzła się z uśmieszkiem.
- Ja się nie nabijam! - wyparła się.
- Sama widzisz jak jest. Nie muszę ci mówić. To tylko parę tygodni, zlituj się! Powiem ci, jak to będzie już dłużej trwało, zgoda?
- Okay... - Kate westchnęła.
Megan położyła jej rękę na ramieniu. Bardziej z tego powodu, iż zbliżały się do domu Matta i nie chciała, by Shadow odpaliła coś "by jej pomóc", niż z zamysłu podniesienia na duchu.

Chwilę później we własnej kuchni szykowały kolację. Megan standardowo nałożyła sobie kawałek tofu i sałatkę.
- Nie mdli cię to? - Shadow spojrzała na to z lekkim obrzydzeniem.
- To jest dobre. Trzeba się przyzwyczaić - Megan wzruszyła ramionami i niczym królik zaczęła pałaszować zielsko [dobry tekst xD].
Kate uśmiechnęła się i też usiadła do stołu.
- Masz jakieś plany na dziś? Może byśmy coś obejrzały?
- Mam plan - odpowiedziała Megan z pełnymi ustami. Przełknęła. - Historia. Człowieku, jutro mam egzamin!
- Wybacz. Myślałam, że już się nauczyłaś... Nie dość, że kułaś cały dzień i noc to jeszcze wcześniej się uczyłaś...
- Musi być perfekt, wybacz - Ćma wstała od stołu i szybko umyła naczynia po sobie. - Do jutra?
Kate przytaknęła. Megan przytuliła się do niej i uciekła na górę.

***

Spojrzała w lustro.
Niestety dziś będzie potrzebny kilogram korektora, pomyślała.
Pod jej oczami wygięły się ogromne łuki. Nieprzespana noc dała się we znaki. Przeczesała włosy i zapięła je w kucyk. Korektor, podkład, puder, maskara... Nie spodziewała się, że aż tyle tego było konieczne. Kiedy wyszła z łazienki wyglądała dobrze, ale źle się czuła w takiej ilości makijażu.
Zeszła na dół i zrobiła sobie kanapkę z warzywami na śniadanie. Pozmywała po sobie i sięgnęła do ostatniej, najniższej szuflady w lodówce. Rzadko to robiła, ale czasem te puszki były przydatne. Wyciągnęła jedną i otworzyła. Usiadła na stole i zaczęła pić.
- Dzień dobry - Shadow przetarła oczy schodząc do kuchni.
Megan spróbowała schować puszkę za siebie, ale Kate spostrzegła czerwonego byka.
- Red Bull? Nie wyglądasz źle - skomentowała.
- Uwierz, czuję się gorzej... a tapeta nie wniknie w głąb mojego umysłu - Megan wyciągnęła puszkę zza siebie i bez względu na dziwny wzrok przyjaciółki dopijała ostatnie łyki napoju.
- Wyciągniesz mi to zło zwane spódnicą ze swojej szafy? - poprosiła wyrzucając pustego Red Bulla do śmietnika.
- Jasne, tylko daj mi coś zjeść.
Megan skinęła głową i wyszła z kuchni, by się ubrać.

W pokoju wyciągnęła białą bluzkę z kołnierzykiem, czarny żakiet i beżowe rajstopy. Ubrała się. Jedynym dodatkiem ze swojego stylu był krawat w szkocką kratę. Wzięła swoją nierozłączną torbę oraz zeszyt i teczkę, które uratowały i o mało nie zrujnowały jej życia i zeszła z pokoju w dół. [to głupio brzmi, ale one mieszka na strychu, pamiętajcie xD]. Weszła na chwilę do pokoju Liz i położyła na jej biurku jej rzeczy z karteczką "Dzięki, uratowałaś mnie. Kocham cię. Przykro mi z powodu Matta."
Shadow - już ubrana - siedziała na kanapie i czekała na nią. Spódnica była powieszona na poręczy schodów. Megan nie zdawała sobie sprawy, że tak długo się zbierała. Szybko wsunęła na siebie spódnicę i założyła buty.
- No i? - spytała przyjaciółkę z lekko krzywą miną.
- Super. Komisji nie przestraszysz, gwarantuję ci. Chodź idziemy już, bo nam odjedzie autobus, a draka będzie dopiero jak się spóźnisz.
Megan posłała jej uśmiech, w którym można było zobaczyć ślady tremy. Wyszła z domu i pozwoliła Shadow zamknąć drzwi. Obie skierowały się na przystanek. Megan starała nie dać po sobie poznać, że ledwo może iść w spódnicy i butach na obcasie.

***

Shadow siedziała pod salą egzaminacyjną. Obok niej jakiś chłopak, którego imienia nie znała, pocierał rękę o rękę starając się powstrzymać stress. Przez chwilę obserwowała go zastanawiając się jak go pocieszyć, ale później zaczęło ją to denerwować.
Własne egzaminy miała później, poza tym były łatwiejsze. Nie miała tak wygórowanych ambicji jak przyjaciółka. Zdawała dyplom na pedagoga, fucha nauczyciela angielskiego jej starczyła. [wiem co miało być, ale przypominam - jesteśmy w Angli :P xD] Poza tym na razie chciała zostać w Golden Seedzie i pracować jako kelnerka. Lubiła tę pracę. Miała nadzieję, że znajdzie się ktoś na tyle dobry, żeby choć odrobinę dojść do poziomu Megan w robieniu kaw i czekolad.
Drzwi wolno się otworzyły. To wyrwało Kate z myślenia i spojrzała na powoli wychodzącą przyjaciółkę.
Chyba... Dałam radę - szepnęła Ćma i usiadła - a raczej runęła - na najbliższe krzesło.
- Zapraszamy Adama Moore - odezwał się głos z pokoju.
Chłopak wstał i powoli podszedł do sali. Shadow stanęła obok przyjaciółki.
- Już po wszystkim.
- Nie bardzo. Najbardziej boję się chemii, która będzie dopiero po świętach...
- Oj, przestań, na razie masz spokój, kochana pesymistko - rzuciła Shadow. - Chodź, idziemy do pracy... Poza tym twój facet na ciebie czeka pod szkołą.
Kate parsknęła śmiechem.
- Serio? - zdziwiła się Ćma.
Ta pokiwała głową.
- Chodź, bo pan Brown nie pozwolił nam spóźniać się za bardzo. Tylko odrobinę.
- Okay, chodźmy.
Wyszły z budynku.
- To ja zaczekam na przystanku - rzuciła Shadow i skierowała się w tamtym kierunku.
Megan zobaczyła brązowe, postawione włosy za murem i z uśmiechem poszła w ich stronę.

- Hey! - przywitała się.
Jared spojrzał na nią z lekkim niesmakiem.
- Dzień dobry - wyrzucił z siebie patrząc w stronę wyjścia z budynku.
- O co ci chodzi? - Megan patrzyła na niego z dziwnym wyrazem twarzy.
- Jak pani chce autograf czy zdjęcie to proszę powiedzieć... Czekam na kogoś, przepraszam - rzucił nie odrywając wzroku od uniwersytetu.
Ćma uśmiechnęła się i chichotała bezgłośnie.
- Dlaczego pani tak na mnie patrzy? - nareszcie na nią spojrzał.
- Hahahahahahahahahahaha! - Megan wybuchła. - Od kiedy mówimy do siebie per pani?
- Czy my się znamy? - Jared wyglądał na zdezorientowanego.
- Przez pewien czas tak myślałam. Teraz nie jestem tego pewna. Za chwilę mam autobus do Goldena, jak ogarniesz kim jestem to będę w pracy, do zobaczenia, panie gwiazda.
Megan odwróciła się nie powstrzymując śmiechu. Podeszła do Shadow i usiadła na ławce.
- Gdzie pana Leto zgubiłaś?
- Stoi tam - Megan dalej chichotała. - On mnie nie poznał.
- ŻE CO? - Shadow spojrzała na nią ze zdziwieniem i też wybuchnęła śmiechem.
Wychyliła się i spojrzała na drugą stronę. Jared, marszcząc brwi, patrzył się w ich stronę. Kate pomachała mu. Uśmiechnął się i zaczął iść w jej kierunku.
- Serio? - spytała.
- Serio.

Jared doszedł do przystanku.
- Cześć - przywitał się z Shadow i znów spojrzał na Megan jak na nieporozumienie. - Powiedziałaś tej pani, że się znamy?
Ćma skinęła głową, by mu powiedziała.
- No cóż... prawdę mówiąc to ta PANI jest w moim wieku i dziś zdawała egzamin z historii - zachichotała.
- MOTH?! - Jared niemal wrzasnął.
Obie dziewczyny niemal spadły z ławki ze śmiechu.
- Witam pana - powiedziała po wybuchu.
- Holy shit, nie poznałem cię!
- Zauważyłam - Megan ściągnęła gumkę i rozczesała włosy palcami. - Lepiej?
- Taaaaaaaaaak... W tych ciuchach wyglądasz jak kto inny... I masz za dużo korektoru pod oczami - skomentował.
- Pan gwiazda rocka się zna na makijażu i się do tego przyznaje. Zapraszamy na naukę - prychnęła Megan.
Shadow znów zachichotała.
- Lekcje będą później. To nasz autobus - powiedziała i we trójkę - razem z dezorientowanym Jaredem - weszli do pojazdu.

- Dobra, to nie wychodzi poza naszą trójkę - upomniał wokalista, gdy znaleźli miejsca.
- Czemu nie? To zabawne - Megan uśmiechnęła się szeroko.
- Shannon by mnie zabił psychicznie.
- Czasami przydałoby się tobą trochę wstrząsnąć. Żeby własnej dziewczyny nie poznać - Shadow pokręciła głową.
- Ej, sorry, ale w życiu bym nie powiedział, że ona może coś takiego ubrać! - bronił się wokalista.
Megan parsknęła śmiechem.
- No już dobrze, skończmy z tym. Wybaczam ci, chociaż się pośmiałyśmy.
Dojechali do kawiarni w atmosferze niekontrolowanych śmiechów, które udzielały im się do wieczora.

[TO BYŁO PIĘKNE XD nawet nie wiedziałam, że coś takiego potrafię wymyślić. W planie tego nie było xD]

czwartek, 12 sierpnia 2010

41.

Ćma zauważyła, że gdy Marsy nie muszą nigdzie iść, ich strój jest jeszcze bardziej "na luzie" niż zwykle. Shannon siedział wygodnie na fotelu w samych bokserkach i hotelowym szlafroku, a Tomo miał na sobie podarte spodnie - a raczej ich skrawki - i koszulkę w podobnym stanie. Gitarzysta leżał na kanapie i czytał książkę ze słuchawkami na uszach. Tylko manager jakoś wyglądał. Choć nie tak schludny jak zawsze, miał na sobie luźne dżinsy i T-shirt.
- Cześć wszystkim - Megan pomachała chłopakom.
John podniósł głowę znad notatek i uśmiechnął się do niej. Tomo nie zareagował, ale Shannon go wyręczył. Zerwał się z fotela na dźwięk głosu Ćmy i próbował szybko się odwrócić [fotel był ustawiony tyłem do wyjścia]. Zaowocowało to tym, że potknął się o szlafrok i runął jak długi na ziemię.
Megan nie mogąc się powstrzymać zaczęła się śmiać. To oderwało Toma od lektury.
- O, hej! - przywitał się nie zauważając Shanna. - Aż tak źle wyglądam, kiedy czytam?
Megan pokręciła głową nie przestając się śmiać. Pokazała palcem na perkusistę, który leżał na podłodze nie racząc wstać.
Jared patrzył na tą sytuację opierając się o ścianę i uśmiechając przekornie. John natomiast tylko pokręcił głową wracając do poprzedniego zajęcia.
Tomo zobaczył Shannimala i też parsknął śmiechem.
- Czekasz na zaproszenie, by wstać? - spytał.
- Tak, najchętniej na twoje - mruknął perkusista bardziej do podłogi niż do przyjaciela.
Mimo tego dźwignął się na rękach i wstał pośpiesznie zawiązując szlafrok [pod którym nic więcej nie było. No i co?! Już macie skojarzenia :P wystarczy podkreślić jeden drobiazg. To się nazywa MANIPULACJA, słyszeliście? xD].
- Mogę wiedzieć, co tu robisz? - zwrócił się do Megan.
- Hmmm... Stoję? - odpowiedziała pytaniem.
- Nie słyszałem, byś wchodziła... A jest trochę późno.
- Właściwie to... jestem tu już jakiś czas... I... Przypadkiem zasnęłam - Megan uśmiechnęła się z upokorzeniem, dochodząc do wniosku, że zabrzmiało to bardziej niż idiotycznie.
- I siedzisz w naszym pokoju nikomu nic nie mówiąc? - Shann zdawał się nigdy nie zakończyć przesłuchania.
Ćma spojrzała na niego z ironią sugerując, by się domyślił.
- A tak, zapomniałem. Mam nadzieję, że nie było żadnych ekscesów... - mruknął i usiadł z powrotem na fotelu.
- Czy on... - Megan odwróciła się do Jareda z szokiem w oczach.
Ten pokiwał głową i lekko uśmiechnął.
- Dobra, doszłam do wniosku, że nie dogadam się z twoim bratem. Sam mu tłumacz - rzuciła.
- Mam im wszystko powiedzieć? - spytał.
- Doszłam do wniosku, że i tak wszyscy się dowiedzą. Ale ja nie chcę tego słuchać. Pójdę do kibla, zaraz wracam - odwróciła się w kierunku toalety. Czubkami palców dotknęła dłoni Jareda, jakby miało to symbolizować pozwolenie na złamanie sekretu.
Weszła do łazienki. Spojrzała w lustro. Pierwszy raz od długiego czasu nie wyglądała na zmęczoną. Przyjrzała się oczom, które nie były już ani odrobinę podpuchnięte czy czerwone. Opłukała twarz w zimnej wodzie i wytarła się ręcznikiem, który nie wyglądał na używany. Skorzystała z toalety i wyszła z łazienki kierując się do pokoju Jareda.
Wyciągnęła z torby telefon i westchnęła.
- Miejmy to już za sobą.

- No dobra, braciszku, o co właściwie chodzi? - spytał Shannon wlepiając spojrzenie w brata.
Jared westchnął. Wszedł do pokoju i usiadł na brzegu kanapy.
- W skrócie chodzi o to, że Matt chciał przelecieć Ćmę - dopiero teraz do niego dotarło jak bardzo to go denerwuje.
Tomo, Shannon, a nawet John siedzieli nie mogąc nic powiedzieć.
- Mógłbyś to rozwinąć? - poprosił gitarzysta.
- Wczoraj Liz zostawiła u niego notatki z historii, a Megan ich potrzebowała i przyszła do niego po nie. Jak dobrze zrozumiałem to Matt poprosił ją, by usiadła na kanapie, a sam poszedł po nie. Kiedy wrócił przytrzymał ją za ręce i zaczął rozpinać koszulkę... - Jared przerwał nie mogąc słuchać samego siebie. - W końcu uderzyła go w nos i się jakoś wyrwała. Nie miała w sumie, gdzie iść, więc przyszła tutaj - skończył szybko wzruszając ramionami.
- I... Siedziała w twoim pokoju, a ty nam nic nie powiedziałeś? - zdziwił się Shannon.
- Mówię teraz. Poza tym... To nie jest sprawa, którą się na cały czas ogłasza - rzucił mu wokalista.
- W sumie... - zaczął jego brat, ale przerwały mu krzyki dobiegające z drugiego pokoju.
- MASZ MNIE ZA IDIOTKĘ? MAM GŁĘBOKO W POWAŻANIU TWOJE HORMONY I CHOROBĘ PSYCHICZNĄ, KTÓRA NIE ISTNIEJE! - krzyk urwał się na chwilę. - A co cię to teraz, kurwa, obchodzi?!
Cała czwórka wstała jak na komendę, którą prawdopodobnie była ta 'kurwa', bo nigdy nie słyszeli, by Megan przeklinała, i podeszli do uchylonych drzwi. Jared powstrzymał gestem resztę i sam podszedł do dziewczyny. Klęknął przed łóżkiem i spojrzał na nią. Jej oczy znów ledwo powstrzymywały łzy. [wam też to zabrzmiało jak jakieś oświadczyny?... O_o] Pogłaskał ją po twarzy. Ćma chwyciła jego dłoń i położyła na kolanie. Uspokoiła się trochę.
- Słuchaj, znam Lizzie dłużej niż ty, więc może zrób to, co mówię, bo będzie gorzej.
- ...
- Nie, nie będzie to naszym sekretem, bo ciebie naszła idiotyczna chęć, na coś, co powinno być prawnie karane - rzuciła nadużywając swoich sarkastycznych gadek.
- ...
- Skoro ci zależy to to zrób! Ona potrafi wybaczać nawet takim idiotom jak ty. Masz czas do poniedziałku, inaczej wątpię, bym wytrzymała.
- ...
- Nie zrobię wyjątku! Przestań wreszcie gadać jak niewiniątko! - Matt zaczynał doprowadzać ją do szału.
- ...
- Nie będę tego słuchać. Było wpierw pomyśleć.
Megan odsunęła telefon od twarzy, ale zanim zdążyła się rozłączyć, Jared impulsywnie wyrwał go i wrzasnął do słuchawki.
- DOTKNIESZ JEJ JESZCZE RAZ, A POŻAŁUJESZ!
Ćma patrzyła, jak muzyk rozłącza rozmowę.
- To nie było konieczne - powiedziała cicho.
- Moim zdaniem było.
W drzwiach Tomo i Shannon próbowali powstrzymać chichot.
- Kochani jesteście. Dzięki - powiedziała Megan patrząc na nich z uśmiechem.
Jared usiadł obok niej i objął ją. Wtuliła się w niego.
- Wiesz, chyba lepiej pójdę do domu.
- Jesteś pewna?
- Tak, muszę jeszcze wprowadzić w to całe zamieszanie Shadow. Poza tym... pewnie i tak nie będę dziś spać... Już się wyspałam.
- Skoro tak uważasz... John cię podwiezie, prawda, Johnny? - Jared spojrzał słodko na managera.
- O nie, mój Romeo. Sam ją zawieziesz - John rzucił mu kluczyki. - Zobaczymy jak radzi sobie super gwiazda z normalnym samochodem.
- Ale ja nie umiem jeździć angielskim wozem! - uparł się wokalista.
- To się nauczysz. Sporo czasu tu spędzamy, więc dużego wyboru nie masz.
John odwrócił się na pięcie i poszedł do salonu.
Jared spojrzał na kluczyki i westchnął smutno. Shanimal i Tomo patrzyli na to nie powstrzymując śmiechu.
- Dobra, chodź. Poradzimy sobie jakoś - Megan wstała z łóżka zakładając torbę na ramię i wzięła od niego kluczyki.
Jared spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- No chooooooodź! - pociągnęła go za rękę.
Wzruszył ramionami i wstał. Poszedł za dziewczyną nie mając bladego pojęcia co kombinuje. Wyszli z pokoju. Megan pożegnała się ze wszystkimi i skierowała się do windy. Nadjechała bardzo szybko.
- Co zamierzasz...
- Sza! - przerwała mu przykładając palec do ust. - Nikt nie musi wiedzieć.
Puściła mu oczko i wyszła z windy. Skierowała się na parking.
- Który to? - spytała. Wokalista pokazał palcem czarnego Cadillaca.
- Niezły wóz - skomentowała.
Podeszli do niego.
- Ja prowadzę. W Angli miejsce pasażera jest drugiej strony, proszę pana - uśmiechnęła się do Jareda, który próbował wejść drzwiami kierowcy.
Posłusznie obszedł samochód i wsiadł. Megan już zdążyła odpalić Cadillaca.
- Umiesz prowadzić? - spytał nie ukrywając zdziwienia.
- Tylko ani słowa, bo zaraz będą mnie błagać, bym kupiła sobie wóz i wszystkich wszędzie woziła. A ja lubię transport publiczny.
Muzyk uśmiechnął się.
- A teraz patrz i ucz się - wcisnęła lekko gaz i wycofała z parkingu.
Skręciła w lewo i zmieniła bieg. Jared obserwował każdy jej ruch, biorąc sobie do serca słowa Johna.
- Coraz bardziej mnie zadziwiasz - mruknął, kiedy stanęli przed bramą Lake Street.
- Już nie bądź taki przesłodzony - wytknęła mu.
- Dasz już sobie radę? - spytał, usilnie próbując zmienić temat.
- Wątpisz? - odpowiedziała pytaniem.
- W ciebie? Nigdy!
- I tego się trzymaj.
Megan wysiadła z samochodu zanim Jared zdążył ją pocałować.
- Musisz się bardziej postarać, ROMEO - zaczęła się z nim droczyć, gdy też wyszedł.
- Nie rób mi tego - jęknął.
Podeszła do niego.
- Bo? - uśmiechnęła się słodko.
- Bo zaczyna mi odwalać przez ciebie - odpowiedział próbując uśmiechnąć się z podobną słodyczą.
- Co cię wzięło na jakieś przesłodzone teksty rodem z Roswell? - Megan parsknęła śmiechem. Nie poznawała go.
- Ja... nie... - ucichł na chwilę. - Oglądałaś to?
- Wiesz... Jak byłam w gimnazjum, grzechem było nie kochać jakiegoś kosmity stamtąd.
- A ty grzeszyłaś jak diabli - dopowiedział sobie Jared.
- Błąd. Nie miałam zamiaru niszczyć sobie reputacji w ten sposób - zanegowała go Ćma. - Powiedziałam, że najwspanialszy z nich jest... jak on miał? A tak, Nasedo. To był taki super stary facio potrafiący zmieniać się w innych ludzi. Właściwie to "elita" nie mogła mi nic zrobić, więc... żyję dalej - wytłumaczyła.
Jared uśmiechnął się.
- Oryginalność to podstawa.
- Właśnie - przytaknęła mu. - Okay... idę już sobie. Wiesz już jak tym kierować?
- Poniekąd wiem. Odprowadzę cię do drzwi. W razie wypadku oznakowanego literą M.
Mimo wspomnienia o Matcie Megan uśmiechnęła się. Skinęła głową.
Jared zgodnie z obietnicą podprowadził ją pod same drzwi. W oknach Matta było ciemno, więc zagrożenie zostało wycofane.
- Dobranoc - szepnęła Ćma i pocałowała go.
- Teraz zasłużyłem? - spytał.
- Tak, teraz zasłużyłeś - odpowiedziała puszczając go.
- A więc miłej nocy.
Megan otworzyła drzwi. Zanim weszła odwróciła się i uśmiechnęła. Jared wykorzystał to i znów ją pocałował.
- Bo jeszcze sąsiedzi zgłoszą, że wyprawiamy jakieś świństwa przed domem. Dobranoc.
Zamknęła za sobą drzwi, a Jared powoli odszedł do samochodu pogwizdując ze szczęścia [wybaczcie, nie mogłam się powstrzymać].

środa, 11 sierpnia 2010

40.

Ćma otworzyła oczy i kilkakrotnie mrugnęła. Odwróciła głowę i zobaczyła Jareda notującego coś przy biurku. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że spała na jego łóżku. Wokalista spojrzał na nią i uśmiechnął się. Odłożył długopis i podszedł do niej.
- Jak długo mnie... Nie było? - spytała przecierając oko.
- Kilka godzin. Bałem się, ze wstaniesz zanim wrócę ze studia.
Usiadł na łóżko.
- Co teraz robisz? - zagadnęła śpiącym głosem wskazując głową na biurko.
- Piszę.
- Piosenki?
Jared skinął głową.
- To pewnie ci przeszkadzam - Ćma próbowała wstać, ale wokalista powstrzymał ją.
- Powiedziałbym raczej, ze inspirujesz.
- Nie radze ci ich wypuszczać. Inspiracja mną nie wróży niczego dobrego - odpowiedziała.
- Nie zgodziłbym się. Śniło ci się coś? - Jared zmienił temat bawiąc się kosmykiem jej włosów.
Ćma pokręciła głową.
- Byłaś nieźle zmęczona. Nie dziwie się. Sporo się dziś działo.
Megan uśmiechnęła się smutno. Przypomniała sobie wydarzenia z rana i zapragnęła się zapaść pod ziemię.
Dlaczego wlasnie jej sie to przytrafia? zastanawiała sie. Cała ta sytuacja przypominała jej wydarzenie sprzed 5 lat.

Robert był osobą, ktorej zaufala w stu procentach. Nie był gwiazdą liceum w sporcie czy nauce. Był przeciętny, a mimo to wyróżniał się. To on zauważył Ćmę i zaproponował randki. Megan nigdy nie widziała w swojej byłej szkole chłopaka, który był tak cierpliwy. Nie śpieszył się ani z całowaniem ani z seksem. Po prostu chciał z nią być. Przynajmniej sprawiał takie pozory. Kilka dni przed balem absolwenta, na którym mieli świętować też swoją rocznicę, dziewczyna przez przypadek szła inną drogą ze szkoły do domu. Był to park, który słynął na całe miasto ze smrodu i brudu, więc większość omijała go szerokim łukiem. Zbiegiem okoliczności na ledwo trzymającej się ławce siedział Robert. Ku zdumieniu Megan towarzyszyła mu Patrycja. Dla dziewczyny była ona zwykłą szkolną dziwką. Zawsze ubrana w różowe, obcisłe bluzki, które ledwo zakrywały jej brzuch anorektyczki i opinały się na biuście o rozmiarze D. Zawsze w miniówkach, które zwykle nie dosięgały do końca pośladków. Do tego buty na obcasie, w których chodzenie było z pewnością sporym wyczynem. W ustach nierozłączna guma i standardowa gadka do nauczycieli - Ćma doszła do wniosku, że Patrycja zdała tylko dlatego, że wszyscy mieli jej dość.
Patrzyła na nich całujących - a raczej pożerających się - na ławce i nie mogła zrobić zupełnie nic. Jak na złość jej MP3 wylosowało "End of All Hope" Nightwisha i głos Tarji "To jest koniec całej nadziei" brzmiał jej w głowie. Robert trzymał swoją rękę na pośladku Patrycji. Ona nie była mu dłużna i próbowała włożyć rękę do jego spodni. Wyuczonym ruchem rozpinała pasek od spodni chłopaka.
Ćma, mimo największych chęci, nie mogła od nich oderwać wzroku. Gdy w końcu jej się to udało, jak najszybciej uciekła do domu.
Zamknęła się w pokoju i ostatni tydzień liceum spędziła tam. Robert wysyłał jej dziesiątki smsów i dzwonił do niej co dziesięć minut, ale ona nie odbierała telefonu. Nawet go nie wyłączyła ani nie wyciszyła. Komórka wydzierała się na próżno. Jej tato tak przejął się stanem córki, że nie pytając o powód i wbrew żonie, pozwolił jej zostać w domu na ile chciała.
W przeddzień zakończenia roku, kiedy Megan leżała na łóżku otępiała, ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Były zamknięte na klucz, więc Ćma nie spodziewała się, by ktokolwiek wszedł.
- Odejdź! Kimkolwiek jesteś nie chcę cię widzieć! - krzyknęła.
Mimo tego zamek dalej szczękał, aż w końcu drzwi puściły.
- Czy tego chcesz czy nie, nie jesteś ogórkiem i nie pozwolę ci się tutaj ukisić - Martin wyciągnął wsuwkę z zamka i podszedł do siostry.
- Ciebie też nie chcę widzieć - warknęła na brata. - Spadaj stąd.
- Zaraz sobie pójdę. Ale nie sam.
Martin w ułamku sekundy wziął siostrę na ręce i wyniósł ją z pokoju.
- Odbiło ci?! - wrzasnęła próbując się wyrwać.
- Być może - odpowiedział wymijająco.
Zaniósł ją do salonu i rzucił na sofę. Poszedł do kuchni i wyciągnął dwa sporej wielkości kubki z lodami.
- Nie wiem, co dziewczyny w tym widzą, ale ponoć to pomaga na wszystko - podał jej pucharek.
Przyjęła go wciąż nie rozumiejąc o co mu chodzi.
- A teraz wyżyj się - Martin usiadł na kanapie obok niej.
Megan nie wiedziała czemu, ale powiedziała bratu wszystko, co leżało jej na sercu. Ten słuchał, nie mówiąc nic. Nie wyglądał na znudzonego.
- Serio chcesz mnie słuchać? - zakończyła pytaniem.
Pokiwał głową.
- Moi koledzy, by mnie zabili, ale jesteś moją siostrą i mam pewnie jeszcze większego doła niż ty, kiedy się smucisz. Poza tym... jesteś moją inspiracją. Nie mogłem grać, bo cały czas myślałem co się stało.
- Wybacz. Nie chciałam nikogo martwić.
- Poza tym. Mam coś dla ciebie - Martin wyciągnął z kieszeni płaskie, brązowe pudełko i wręczył je Megan.
- Od razu skojarzyło mi się z tobą. Metaforycznie.
Dziewczyna wzięła od niego prezent.
- Co to za okazja?
- Żadna. Ale jeśli chcesz, to na zakończenie szkoły.
Megan uśmiechnęła się i otworzyła pudełko. W środku leżała duża ćma zalana plastikiem.
- Wydałeś na to fortunę - Megan patrzyła się w to nie ukrywając szoku.
- Nie było aż tak strasznie. Koleś chciał się tego koniecznie pozbyć. Poza tym, była tego warta. Przypomina mi ciebie. Nie dość, że ma skrzydła o kolorze twoich włosów to jeszcze... zachowanie ciem kojarzy mi się z tobą...
Megan spojrzała na brata z niezrozumieniem.
- Ćmy lecą zawsze do światła. Ty też masz swoje światło, muzykę. I bez względu na wszystko zawsze ci towarzyszy - wytłumaczył. - No i wiesz... "She's always liked to fly".
- Nie, proszę, nie zaczynaj znów. Jak oni mają? Thirty minutes to Mars? Nie rób mi tego znowu, że ta piosenka jest niemal o mnie - Megan przewróciła oczyma.
- Seconds - poprawił ją brat. - I jest o tobie, tekst idealnie cię opisuje. Ale nie mów, że ich nie lubisz. Słyszałem, jak to nuciłaś - Martin spojrzał na nią stanowczo. - Słuch prawie absolutny czasem się przydaje.
Megan uśmiechnęła się pierwszy raz w tym tygodniu.
- Dzięki. Poprawiłeś mi humor, braciszku.

Dziewczyna ocknęła się nagle z szybko bijącym sercem. Poczuła, że ma mokre policzki.
- Zemdlałam? - spytała kierując to pytanie do siebie.
- Dzięki Bogu. Już się bałem, że wpadłaś w jakąś śpiączkę czy coś.
Megan zdała sobie sprawę, że jej głowa leży na kolanach Jareda.
- Coś mi się stało? - spytała go.
- Nie wiem. Obudziłaś się, rozmawialiśmy i nagle zemdlałaś. Ale już wszystko okay.
- Podaj mi, proszę, torbę - Megan przypomniała sobie sen.
Jared zmarszczył brwi, ale spełnił prośbę. Dziewczyna otworzyła tylną kieszeń i wyciągnęła z niej skórzany pakunek. Podniosła się z kolan muzyka i usiadła na łóżku. Robiąc to zachwiała się, a głowa zaczęła ją uciskać. Mimo tego utrzymała się. Jared zauważył to i przytrzymał ją za ramiona. Uśmiechnęła się do niego ciepło i położyła paczuszkę na kolanach. Zsunęła skórzane opakowanie i zaczęła przyglądać się ćmie.
Obróciła ją w dłoniach i spojrzała na napis wygrawerowany na bocznej ściance: "She'd always liked to fly." Megan otarła łzę.
- Dostałam ją od Martina. Dwa miesiące zanim... wiesz - Ćma pozwoliła Jaredowi zobaczyć skarb. - To "Buddha". Już ci o tym mówiłam.
Położyła głowę na obojczyku wokalisty. Ten objął ją.
- Ładna - wręczył jej ćmę z powrotem. - Ma skrzydła jak twoje włosy.
- Wiesz, że mówisz zupełnie tak, jak on? - zauważyła Megan chowając ćmę do torby. - Przez Matta teraz przypomina mi się to, o czym chciałam zapomnieć.
- Trzymaj mnie jak go zobaczę, bo może mnie ponieść - powiedział Jared.
Megan uśmiechnęła się smutno. Za chwilę zaburczało jej w brzuchu.
- Głodna? - spytał wokalista.
- Trochę... - mruknęła. - Tak w zasadzie... która godzina?
- Wątpię, byś była z tego zadowolona, ale jest prawie 10 wieczorem.
- Że co?! Przespałam cały dzień?! Muszę iść i zacząć się uczyć - Megan chciała wstać, ale Jared ją powstrzymał.
- Nie. Dzisiaj sporo przeżyłaś i nie chcę, byś się przemęczała - złapał ją za ramiona i spojrzał w oczy.
- Na jakich prawach się opierasz, że mi tego zabraniasz? - spytała z sarkazmem.
- No, wiesz... Jestem twoim chłopakiem i ten fakt mi wystarcza, żeby się o ciebie martwić - uśmiechnął się lekko.
Megan westchnęła.
- Dawno nikt o mnie tak nie dbał. Chyba się odzwyczaiłam.
- W takim razie przyzwyczaj się i chodź coś zjeść. Lepiej niech reszta wie, że mają lokatorkę na dzisiejszą noc.
- Nie... - zaczęła Ćma.
- Tak i nie marudź - uciął Jared całując ją w nos. - Chodź, bo mały głód się do ciebie dorwie.

39.

Megan zapięła koszulę i rzuciła się na łóżko. Fakt, że było niezdarnie pościelone nie robił większego znaczenia. Położyła ręce na twarzy i zaczęła przemyślać cala sprawę. Nigdy nie posądziłaby Matta o zachowanie tego typu. Nigdy nie przypuszczała, że do czegoś takiego dojdzie. Może to jakiś alkohol? Albo dragi? Nie, nie było tego widać czy czuć. On był na pewno trzeźwy.
Jednak Ćma doszła do wniosku, że to nie tylko Matt zawinił. Sama czuła sie podle, choć wiedziała, że wszyscy powiedzą jej, że to nieprawda. Nie tylko Matt zdradził swoja dziewczynę. Ona zdradziła swoją przyjaciółkę i czuła sie podle z tego powodu.
Liz. Megan nie wiedziała czy powinna powiedzieć jej o tym. Z jednej strony powinna, bo to, co zrobił Matt było zdradą. To nie ulęgało wątpliwości. Jednak z drugiej Kitty szalała na punkcie tego faceta i na serio myślała, że będzie z nim do końca. Poza tym Matt należał do jej paczki i z tego powodu Megan oceniała go trochę lżej.
Ale co dalej?
Ćma nie miała zamiaru dzwonić do Kitty. Dziewczyna spełniała swoje marzenia na plenerze, a Megan nie chciała jej martwic. Dlatego wiec opcja A odpadła.
Opcją B była rozmowa z Mattem, ale dziewczyna nie sądziła, ze powstrzyma wszystkie emocje, kiedy go zobaczy. Była niemal pewna, że albo się rozpłacze albo rzuci na chłopaka z pięściami, a to dla obojga nie będzie przyjemne.
Kolejnym wyjściem było siedzenie na własnym strychu i rozmyślanie, ale Megan doszła do wniosku, ze złapałaby jeszcze większego dola. Obecnie trochę sie uspokoiła i nie miała ochoty powracać do stanu sprzed kwadransa.
W ten sposób została jej tylko opcja D, którą było zastanawianie sie nad dalszym ciągiem później, a teraz siedzenie u Jareda w pokoju. Bez względu na swój dotychczasowy humor Ćma zauważyła, ze w pokoju czuła sie dziwnie bezpiecznie i spokojnie. Jakby przepływała tu niewidzialna energia, która pozwoliła jej sie szybko pozbierać. Feng shui?
Przewróciła się na brzuch i rozejrzała się po pokoju. Jego styl i gracja nie za bardzo pasowały do wokalisty, choć miał klimat podobny do jego. Poza tym rozrzucone po pomieszczeniu 'dodatki' pozwoliły Megan poczuć obecność muzyka.
Dziewczyna zsunęła sie z łóżka i powoli podeszła do malej łazienki. Spojrzała w lustro. Czarne smugi pokrywały cala jej twarz. Uśmiechnęła sie lekko na myśl, że nie wygląda jak mis panda. Odkręciła wódę i spróbowała zetrzeć ślady kredki. Wzięła kawałek papieru i wytarła się. Oczy były dalej czerwone, ale kolor bledł z każdą chwila.
- Moth? - Jared wszedł do pokoju i postawił tace z herbatą na biurku.
Ćma wyszła z łazienki z lekkim uśmiechem. Kiedy zobaczyła muzyka naszła ja ochota, by rzucić sie mu w ramiona i podziękować jak najlepiej potrafi. Powstrzymała to uczucie i podeszła do niego spokojnie.
Jared założył jej opadający kosmyk włosów za ucho.
- Juz lepiej? - spytał.
Ćma pokiwała głową. Przytuliła sie do niego. Teraz nie potrzebowała żadnych słów. Chciała tylko osoby, która ją zrozumie i pocieszy.
Jared położył policzek na jej głowie i splótł ręce na plecach.
- Dziękuję - szepnęła Ćma.
- Drobiazg – odpowiedział wokalista. - Juz jest okay.
Megan puściła go i usiadła na łóżku. Jared podął jej kubek z herbata i dołączył do niej. Dziewczyna oparła sie o niego bokiem.
- W życiu bym nie powiedziała, ze będę sie zwierzać przed jakimkolwiek facetem - mruknęła.
Jared uśmiechnął się.
- Uznam to za komplement, jeśli pozwolisz - powiedział. - Postanowiłem nie mówić chłopakom, ze tu jesteś. Jak będziesz chciała to sama im powiesz okay?
Megan pokiwała głową.
- Nie dziwili sie, ze bierzesz dwa kubki?
- Nie. Czasem tak robie nawet jak jestem sam. Głupie przyzwyczajenia - odpowiedział.
Dziewczyna uśmiechnęła się i zaczęła obracać w dłoniach kubek. Nie wiedziała co powiedzieć. Znała Jareda zaledwie od miesiąca, a czuła jakby byli razem parę dobrych lat. Wzięła go za rękę i wsunęła palce miedzy jego. Wokalista zacisnął uścisk i podniósł go na wysokość twarzy. Pocałował dłoń Ćmy i z powrotem przesunął rękę na swoje kolano.
- Jesteś dla mnie stanowczo za dobry - powiedziała Megan patrząc na swoja dłoń objęta przez jego palce.
- Zależy mi na tobie bardziej niż myślisz.
- To sie zaczyna robić za bardzo romantyczne, nie sadzisz? - spytała powracając do swojego normalnego zachowania.
Całkiem sie uspokoiła i potrafiła trzeźwo spojrzeć na sprawę z dzisiejszego ranka. Doszła do wniosku, ze będzie musiała porozmawiać z Mattem w cztery oczy w jakiejś kawiarni czy restauracji, w której nie spotkają za dużo znajomych, ale będzie wystarczająco dużo osób, by nie powtórzyć sytuacji z domu chłopaka.
Poza tym wiedziała, ze musi to zrobić do poniedziałku. Nie sądziła, ze będzie mogła spojrzeć na Liz, gdy ona o niczym nie wie. Matt, lub ona w najgorszym wypadku, będzie musiał jej to oznajmić i pogodzić sie z konsekwencjami.
- Realistko-matematyczka myśli nad dalszym ciągiem, hm? - upewnił sie Jared uśmiechając sie do niej.
Spojrzała na niego w udawanym wyrzutem. Na policzku obok ust dostrzegła kawałek francuskiego ciasta. Ściągnęła go i włożyła sobie do ust.
- Croissant?
Jared pokiwał głową.
- Masz ochotę? - spytał.
- Może... - powiedziała cicho.
Jared chciał wstać, ale powstrzymała go. Położyła pusty kubek po herbacie na łóżku, a ręką dotknęła jego szyi. Przesunęła jego głowę w swoja stronę i pocałowała go. Jared objął ja w pasie i odwzajemnił pocałunek. Za chwile oderwali sie od siebie. Jared nosem pogłaskał ja po policzku.
- Zaraz wracam - szepnął powoli wstając z łóżka.
Megan, mimo niechęci, puściła go. Wokalista po chwili zniknął za drzwiami. Ćma ponownie położyła sie na jego łóżku dochodząc do wniosku, ze bez względu na Matta i jego idiotyczne zachowanie, wciąż uważa się za najszczęśliwszą dziewczynę na tej ziemi.
Nie wiedziała kiedy zamknęła oczy i oddaliła się do krainy snów.

Muahahahahahaha.

wtorek, 10 sierpnia 2010

38.

To jest... Jeden z najlepszych rozdziałów jaki do tej pory napisałam. Muzy przychodzą do mnie w nocy... O_O

- MAAAAAATT! - wrzasnęła Megan przez drzwi. - Ja wiem, że jest dość wcześnie, ale zwykle już nie śpisz o tej porze.
Dziewczyna w ciągu ostatnich pięciu minut bezskutecznie dobijała się do drzwi chłopaka po bezcenne notatki z historii, których Liz zapomniała podrzucić do domu ostatniego wieczora.
Fakt, że była ósma rano w sobotę nie robił na Ćmie szczególnego wrażenia. Wiedziała, że podobnie jak i ona, Matt lubi ranne wstawanie. Miała jeszcze dużo pracy, a jej plany były głównie oparte właśnie na tych notatkach. Nawet poprosiła Mikey'a, by dziś trochę dłużej pracował, jeśli przypadkiem spóźniłaby się do pracy.
- Wybacz, Mothie - chłopak nagle otworzył drzwi. - Bawiłem się w kucharza i nie bardzo wyszło - próbował się usprawiedliwić.
Megan powoli skinęła głową. Z jednej strony zatkało ją wyobrażenie Matta z przypalonym piekarnikiem i panikującego jak to wyłączyć. Z drugiej strony jeszcze nigdy, nikt nie powiedział do niej "Mothie" i to uderzyło w nią jeszcze bardziej.
- Wejdź na chwilę. Muszę coś tym zrobić. Nie obrazisz się?
Ćma pokręciła głową wchodząc do domu. Matt wskazał jej, by usiadła na kanapę. Posłusznie skierowała się tam oglądając wnętrze domu chłopaka, w którym bardzo dawno nie była. Z kuchni wydobywał się smród spalonego mięsa. Megan doszła do wniosku, że woli nie urażać dumy właściciela, nie zaproponuje mu pomocy. Dodatkowe lekcje psychologii, które brała w liceum czasem się przydawały. Matt pobiegł w stronę gryzącego zapachu, a ona siedziała na jasnej, skórzanej sofie czekając z determinacją na notatki. Nie miała zamiaru grzebać w zakamarkach cudzego domu, by je odnaleźć.
- Dobra, już po nie lecę - powiedział Matt po dziesięciu minutach zmagania się z kuchennym złem. szybko wbiegł po schodach do sypialni.
Za chwilę wyszedł z niego trzymając w ręku fioletowy notes i teczkę.
- Lizzie mówiła, że w tej teczce są jakieś materiały potrzebne na lekcję. Bodajże zdjęcia architektury czy coś - powiedział, gdy usiadł.
Megan pokiwała głową. Matt spojrzał na nią spokojnie.
- Ale teraz... - powiedział. - Jej tu nie ma.
- Co ty... - zaczęła Ćma, ale chłopak nie dał jej skończyć.
Obrócił się do niej i przycisnął do oparcia sofy. Dziewczyna próbowała się wyrwać z uścisku, jednak on był silniejszy. Pochylił się nad nią i pocałował w usta. Źrenice Megan rozszerzyły się. Dziewczyna próbowała krzyknąć, ale Matt nie ustępował. Puścił jej lewą rękę. Megan starała się wykorzystać tę okazję i odepchnąć go, jednak był szybszy. Drugą dłonią przygwoździł obie kończyny do oparcia sofy nie zważając na jeszcze głośniejsze piski. Matt zaczął rozpinać jej czarno białą koszulę nie przestając zaciskać ust na jej wargach. Przez ułamek sekundy przez głowę Megan przeszła myśl, że chłopak ma bardzo skoordynowane ruchy wszystkich części ciała. Nie przeszkodziło jej to w kolejnej próbie uwolnienia się. Matt wstał z sofy i położył kolano na jej udach, by powstrzymać Ćmę od kopania. Chłopak skończył mocować się z ostatnim guzikiem na koszuli. Na chwilę puścił głowę Megan i przesunął kolano, by móc odpiąć jej pasek. Ćma wykorzystała sytuację i skupiając całą swoją siłę na mięśniu w nodze szybkim ruchem podniosła ją do góry. Matt stracił równowagę, a kolano Megan idealnie uderzyło go w sam środek nosa. Chłopak potknął się o własną stopę i runął na podłogę.
Ćma bez chwili wahania wstała na równe nogi. Spojrzała na podnoszącego się Matta, który obrócił głowę w jej stronę. Z nosa ciekła mu strużka krwi, a w oczach paliła się nienawiść i pożądanie.
Megan otworzyła usta z zamiarem powiedzenia dobitnego tekstu, ale głos zamarł jej w gardle. Była zbyt wstrząśnięta, by cokolwiek mówić. Szybkim ruchem wzięła z kanapy notes i teczkę i z prędkością samochodu wyścigowego wybiegła z domu Matta.

Nie wiedziała dokąd się kieruje cały czas biegła jak najszybciej mogła. Próbowała powstrzymać łzy przez skupienie się na szybkim ruchu. Jedną ręką trzymała zieloną torbę i notatki Liz, a drugą przytrzymywała koszulę na wysokości biustu. Nie miała czasu, by stanąć i zapiąć guziki. Dopiero po kilku minutach morderczego biegu zauważyła, że instynktownie biegnie w stronę hotelu, w którym mieszkali Marsy.
Bo niby gdzie indziej mogę iść? Golden Seed? Shadow? Choć... Wyryczeć się przy szefie to na serio dobry pomysł. powiedziała do siebie w duchu nie zwalniając tempa.
Wpadła w szklane drzwi budynku pchając je plecami i dalej, na schody. Nie chciała się zatrzymywać przed windą. Szóste piętro. Jeszcze nigdy tak wysoko nie wchodziła po schodach. Co dziwne, przez kłębowisko mieszanych uczuć, pokonała je w zawrotnym czasie.
Zatrzymała się dopiero przed drzwiami opatrzonymi numerem 6277 i zapukała mocno.
Dało się usłyszeć odgłos zakręcanego prysznica i stukanie zbliżających się kroków.
- Ile można czekać na to śniadanie - mruknął głos za drzwiami.
Zaraz potem szczęknął zamek i drzwi otworzyły się.
Czy potraficie domyślić się reszty?
Stanął w nich Jared. Jedyną rzeczą, jaką miał na sobie był biały, hotelowy ręcznik uwiązany na biodrach i jasnoniebieskie klapki. Większość znanych Megan Echelonek dałoby się pokroić za widok umięśnionego brzucha artysty na żywo, z odległości jednego metra. Jednak w tej sytuacji Ćma nie dbała o to. Dziewczyna drżała na całym ciele. Paznokcie prawej ręki wpijały się jej przez bluzkę w nadgarstek. Oczy utkwione w granatowej wykładzinie nie mogły zmienić kierunku patrzenia. Wiedziała, że jeśli wydobędzie z siebie choć słowo, twarz zaleje się łzami i nie będzie w stanie powstrzymać emocji.
- Jezu, Meggie, co się stało? - Jared podszedł do niej i z troską objął.
Ćma dalej stała w miejscu, ale drżenie ustało. Mimo zimnych kropel wody spływających od włosów wokalisty, przez jego nagi tors [fuck yeah xD] i zatrzymujących się na jej czole, chciała zostać w takim położeniu już zawsze. Czuła przyspieszone bicie serca muzyka, co trochę podniosło ją na duchu. Od czasu śmierci Martina po raz pierwszy ktoś płci przeciwnej się o nią tak martwił. Pierwszy raz też nie przeszkadzało jej to, że nagle ktoś mógłby wyjrzeć zza drzwi innego pokoju i przyłapać ją i Jareda interpretując to w jednoznaczny sposób.
Po dłuższej chwili przesunęła głowę tak, żeby zobaczyć jego twarz. Oparła brodę na piersi i spojrzała w oczy, po raz pierwszy oczy smutne, bez żadnej iskry żartu czy wesołości. Jared odgarnął jej włosy z mokrego czoła i pogłaskał po policzku. Łzy, które cały czas napływały jej do oczu rozmazały resztki czarnej kredki. Megan nie dopuściła tym łzom płynąć po twarzy dlatego jej oczy wydawały się jakby były zrobione ze szkła.
- Chodź - szepnął wokalista prowadząc do apartamentu.
Ćma wtulona w jego bok pozwoliła mu zabrać się gdziekolwiek chciał. Myślała, że pójdą w stronę salonu stylizowanego na Kosmos, jednak Jared otworzył pierwsze drzwi na prawo i ruchem głowy zachęcił Megan, by tam weszła. Dziewczyna posłusznie zrobiła to, nie pytając nawet co to za pomieszczenie.
Okazał się to być pokój średnich rozmiarów. Ściany w jasnych, pastelowych kolorach w odcieniach zieleni komponowały się z jasnobrązowymi meblami. Na środku pokoju stało duże wygodne łóżko, a obok niego duża, czarna tora ze znaczkami Louisa Vuittona. Na przeciwległej ścianie stało biurko, na którym leżał stosik papierów i kilka zeszytów do nut. Obok biurka stała gitara akustyczna i keyboard oparty o ścianę. Nie trzeba było dużo się zastanawiać, by domyślić się, że pokój należał do Jareda.
Wokalista zamknął drzwi na zamek i poprowadził Megan w stronę łóżka. Delikatnie dał do zrozumienia, by usiadła. Wyciągnął jej z dłoni teczkę i notes Liz, a następnie ściągnął z ramienia torbę i postawił ją obok łóżka.
- Pozwolisz, że... - zaczął wskazując na ubranie. Ćma pokiwała głową z trudem powstrzymując płacz.
Jared wziął ubranie naszykowane wcześniej na wierzchu torby i wszedł do małej łazienki przyległej do pokoju. Ubranie się nie zajęło mu więcej niż pięć minut. Przez ten czas Megan nie ruszyła się z miejsca próbując bezskutecznie się uspokoić.
Muzyk usiadł obok niej na łóżku. Luźna bluzka i szorty zupełnie nie pasowały do jego stylu publicznego, ale nie dbał o to.
- Co się stało? - spytał próbując uchwycić spojrzenie.
- Matt... - szepnęła, a jedna łza potoczyła się po policzku.
- Matt... - powtórzył Jared zachęcając do mówienia.
- On... On... - dziewczyna doskonale wiedziała, że w ciągu kilku sekund będzie płakać jak bóbr. - Za... Zaczął mnie... Całować... I... I...
Dwie ogromne krople słonej wody spłynęły jej po policzku. Jared nie mówił nic.
- Rozpiął mi... bluzkę... Myślę, że... Chciał... Chciał...
Dziewczyna nie mogła powstrzymać łez. Zaczęła płakać, pozostawiając po tym ślad na koszulce muzyka. Ten przytulił ją jeszcze mocniej i pocałował w czubek głowy.
- Shhhh... Już dobrze... - spróbował ją pocieszyć, choć mimo tego nie odniosło skutku.
Megan doceniała ten fakt, ale nie mogła powstrzymać emocji. Wściekłość a zarazem żal i smutek huczały jej w głowie. Wtuliła się w już mokrą od swoich łez koszulkę wokalisty i objęła go w pasie.
- Ja... Nie... Chciałam... To był... Impuls...
- Już dobrze - szepnął Jared głaskając ją po głowie.
Megan odsunęła się lekko i westchnęła. Wokalista podał jej chusteczkę, którą wyciągnął spod łóżka [ludzie różne rzeczy trzymają pod łóżkiem].
- Poszłam... po notatki na historię - Ćma nabrała powietrza. - On... Poprosił, bym usiadła na kanapie... I... Jak wrócił z notesem przytrzymał mnie za ręce, tak, że nie mogłam się ruszyć... I zaczął rozpinać mi koszulkę i...
Megan dopiero teraz zdała sobie sprawę, że bluzka dalej jest rozpięta i widać jej niemal cały szary stanik z koronką. Poczuła się trochę upokorzona. Jared zauważył skrępowanie dziewczyny.
- Pomyśl o tym w ten sposób, że widziałaś mnie w samym ręczniku - wokalista spróbował rozładować napięcie. Tym razem udało mu się. Ćma uśmiechnęła się lekko.
- HEJ! Jared, wiesz co z tym śniadaniem?! - głos Tomo i pukanie do drzwi przerwały konwersację.
- Jestem trochę zajęty. Załatwcie to sobie sami, okay? - odpowiedział wymijająco Leto.
- Jak chcesz - gitarzysta odszedł od drzwi. Za chwilę słychać było rozmowę telefoniczną.
Ćma spojrzała na Jareda.
- Uderzyłam go kolanem w nos tak mocno, że poleciała mu krew - powiedziała bez większych emocji. - Trochę się o niego martwię. Chciałam pójść do Goldena, ale szef...
YOU ARE THE REASON I CAN'T CONTROL MYSELF! wydarł się jej telefon. Jared wygrzebał go z torby, ale zamiast podać go dziewczynie sam odebrał.
Ćma zmarszczyła brwi, ale wokalista tylko pokręcił głową.
- Halo?
- ...
- Tak, to ja.
- ...
- Tak, jest obok.
- ...
- Chyba nie. Powiedzmy, że ma coś w rodzaju doła rozmiaru XXL.
- ...
- Nie, już jest lepiej.
- ...
- Wytłumaczy później. Nie chciała iść do ciebie, bo wiesz... tłumy i tak dalej.
- ...
- Dałabyś radę?
- ...
- Dobra. Dzięki wielkie. Narazie.
Muzyk rozłączył się i odłożył telefon.
- Shadow - powiedział w skrócie. - Nie musisz przychodzić dziś do pracy. Martwi się o ciebie. Powiedziała, że Mickey nie ma nic przeciwko.
- Ja nie chcę robić pro... - Megan nie skończyła, bo Jared przyłożył jej palec do ust.
- Zostań tu jak długo chcesz. Czuj się jak u siebie. Przynieść ci herbaty czy czegoś?
- Herbaty... - szepnęła Ćma.
Jared pocałował ją w policzek i podszedł do drzwi. Otworzył zamek i wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Megan siedziała na łóżku zastanawiając się nad tym, co się dziś stało.