UWAGA

Przez długi czas ten blog był zablokowany. Odblokowałam, przez prośbę osoby na Marsowych Historiach, która trafiła do mnie przez Marion. Nie zamierzam go kończyć. Pisałam go wieki temu, a moja faza na Marsów zmniejszyła się do zera. Jeśli ktoś miałby spekulacje lub chciałby go skończyć to zgłoście się do mnie w komentarzach lub do @LisaTheHatter na twitterze. Pozdrawiam.

Jeśli ktoś ciekaw mojego drugiego marsowego opka zapraszam: www.artemis-apocraphex.blogspot.com

sobota, 25 grudnia 2010

55. When angels become naughty.

Trochę zaszalałam. Moja idealna historia nabrała trochę intensywności. Nie przeraźcie się, sama nie wiem jak napisałam niektóre fragmenty xD. Magia nocnego pisania?

- Cześć, Sarah! Miło cię widzieć - Liz zaprosiła dziewczynę do domu. - Standardowo pierwsza.
- Te imprezy są chyba jedyne, na które przychodzę z wyprzedzeniem. Cześć wszystkim! - zawołała widząc Megan i Kate, które schodziły ze schodów.
- Hej! - odpowiedziała Shadow.
- Czeeeeeść - Ćma standardowo przytuliła się do Brown. - Gadaj co u ciebie?
- Nic - odparła wzruszając ramionami.
- Cała Sarah - Megan zaśmiała się. - Tak w ogóle te rajstopy są świetne.
- Dzięki - Sarah zrobiła zawstydzoną minę starając się ukryć zielone rajstopy w cętki.
- Dobra, nie stójmy w wejściu, siadajcie - zaproponowała Shadow zamykając drzwi. Liz i Sarah posłuchały jej kilka sekund później zażarcie dyskutując na temat nowego anime, a Megan podeszła do kuchni, by nalać sobie wody.
Zanim drzwi domknęły się do końca coś zatrzymało je. Shadow zmarszczyła brwi.
- A nas pani nie wpuści, tak? - spytał brunet otwierając je na oścież.
- Pewnie, że wpuszczę. Fajnie, że jesteście - Kate zaprosiła kolejnych gości do środka.
Byli nimi dwaj mężczyźni. Jeden z nich był brunetem w średniej długości włosach i w skórzanej kurtce i zielonym T-shircie ze śmiesznym napisem. Wiele osób z uniwersytetu twierdziło, że osobnik ten, zwany również jako Derek Beale, nigdy nie dorośnie. Drugi natomiast był szatynem, po którym - nawet w lekko opinającej ciało koszuli - widać było częste odwiedziny na siłowni. Travis McNeil, zawsze idealny.
- Witam panie - brunet zasalutował skinając głową w kierunku dziewczyn.

Po przywitaniach szatyn spytał się.
- Co to za goście, o których mówiłaś mi przez telefon?
Ćma, Kitty i Shadow spojrzały po sobie.
- W stosownym czasie ich poznasz, big T. - Ćma uśmiechnęła się znacząco.

Kolejni goście zjawili się kilkanaście minut później.
- Ty idziesz - Shadow dźgnęła Megan w ramię, kiedy usłyszeli dzwonek.
Dziewczyna westchnęła i podniosła się z kanapy. Otworzyła drzwi.
- No nie wierzę! Jednak miałam rację! - Ćma niemal krzyknęła.
- Co się stało? - spytała Kitty.
- Przyszli Vicky i Kevin... Razem.
- Dobrze mówiłaś, Moth - rzekł Kevin wchodząc do domu.
- Słuchajcie dobrej, starej Megan, dobrze na tym wyjdziecie - przytuliła się do pary. - Oby na długo, kochani.
- Widzę, że już wszyscy są... - Vicky przypatrzyła się znajomym.
- Prawie. Czekamy na "gości specjalnych" - Derek mocniej zaakcentował ostatnie dwa słowa.
- Gości specjalnych? - spytał Kev.
- Travis, miałeś im powiedzieć! - Megan krzyknęła na kumpla.
- Wybacz. Skleroza - McNeil popukał się w skroń. - Myślę, że nie macie mi za złe?
- Nie - Vicky machnęła dłonią. - Będzie się po prostu więcej działo.
- Niewątpliwie... - mruknęła Ćma.


***


Pukanie do drzwi rozległo się wcześniej niż Ćma się spodziewała. Przez ten czas towarzystwo zdążyło już się trochę wyluzować i spokojnie zacząć rozmowę. Próbując powstrzymać szeroki uśmiech podeszła do drzwi i otworzyła je.
- Siemano, spóźniliśmy się? Mój braciszek za długo stał przed lustrem - Shannon przywitał się z Megan.
- A wydawało mi się, że zasiedzieliście się w monopolowym - spojrzała na zgrzewkę piwa oraz torbę butelek w rękach perkusisty. Tomo też trzymał dwie duże butelki z browarem.
- Na mnie nie patrz, przyniosłem tylko dla siebie! - wzbraniał się. Ćma parsknęła śmiechem.
- Właźcie. Mam nadzieję, że nie przeszkadza wam, że zaprosiłam kilkoro dobrych znajomych - wpuściła ich do środka.
- Pewnie, że nie. Im nas więcej tym welesej - odrzekł Shanimal rozglądając się po domu.
Za nim Tomo mruknął coś w odpowiedzi, na co perkusista spiorunował go wzrokiem. Nim Ćma zdążyła spytać o co chodzi Jared zatrzymał się obok niej i czule pocałował.
- Tęskniłem za tobą - powiedział zatapiając palce w jej włosach.
- Ja za tobą też - odrzekła ułamek sekundy przed kolejnym pocałunkiem Leto.
Wsunęła kciuki do szluwek jego spodni i przesunęła się tak, że wyszli na ganek.
- Ekhem - przerwał Shann patrząc na nich z lekkim rozgoryczeniem.
- Oh, braciszku, mógłbyś czasem nie być takim egoistą - odpowiedział mu Jared.
Megan zaśmiała się.
- I kto to mówi - szepnęła.
- Też mnie uważasz za samoluba?
- Zastanówmy się... Tak!
- No wiesz...
- Yyy, osobiście nie chcę wam przerywać, ale może tak przedstawisz nas znajomym, bo dość dziwnie to wygląda z mojej perspektywy - przerwał Tomo.
- Jasne. Oficjalnie czy się chowamy? - spytała Megan młodszego Leto.
- Wyjdzie w praniu - wzruszył ramionami.
Ćma uśmiechnęła się i weszła do domu. W ustawieniu kolegów nic się nie zmieniło pomijając fakt, że teraz wszystkie oczy były skierowane na przybyłych, a niemal opróżniony karton po soku leżał u stóp Sarah, która zastygła bez ruchu z uniesioną dłonią, w której jeszcze przed chwilą znajdował się karton.
- No więc... Mam nadzieję, że nikt się nie obrazi jeśli na dzisiejszym spotkaniu będzie nas o trójkę więcej. Zaprosiłam gości specjalnych, czyli Tomo Milicevic, Shannon i Jared Leto. Innymi słowy zespół 30 Seconds to Mars - cała trójka uniosła dłonie w geście powitania.
- A to jest Travis, Derek, oczywiście Kitty i Shadow, Sarah, której na chwilę odebrało mowę, Kevin oraz Vicky - dokończyła Megan.
Po usłyszeniu ostatniego imienia mina Tomo z radosnej zmieniła się do poważnej. Gitarzysta spuścił głowę potrząsnął nią lekko i znów ją uniósł lekko wymuszając uśmiech.
- O w cholercię - wypaliła wreszcie Sarah. - Nie no, nie wierzę. Moth zna Marsów.
Megan uśmiechnęła się. Brown opuściła rękę.
- Wybacz mi. Chciałam ci powiedzieć, ale jakoś tak nie dało rady.
- Pewnie, oczywiście...
- I tak cię uwielbiam - przerwała jej Ćma. - Dość stania w progu, big T. zapodaj muzę zaczynamy imprezę. Wszyscy pamiętamy zasady?
Siedmioro przed nią skinęło głowami.
- Oh, sorki, wytłumaczę - Megan zawahała się i odwróciła się w stronę Marsów. - Jesteśmy paczką ośmiu studentów małoważnego londyńskiego uniwersytetu. Na co dzień uczymy się, jesteśmy porządnymi ludźmi, nie robimy nic głupiego. Jednak mamy kilka terminów, podczas których urządzamy imprezy. Zasady są proste. Nieważne, co się stanie, można o tym wspominać tylko wtedy, gdy znów się spotkamy. Mianowicie: na kolejnej imprezie. Brak odstępstw. W innym przypadku przez tydzień wylewamy na głowę osoby, która się wygadała kubły śluzu, sztucznej krwi, mieszanki z jajek albo zimnego rosołu z makaronem. Jeśli osoba się umyje można to powrarzać. Myślę, że wszystko jest jasne?
- Bez dwóch zdań - Tomo parsknął śmiechem. Oboje Leto pokiwali głowami.
- Więc jedziemy.

***

- Jak się bawicie drogie panie? - Jared podszedł do Vicky i Sarah wciskając się pomiędzy nie.
Dziewczyny spojrzały po sobie robiąc zdziwione miny i parsknęły śmiechem. Leto objął Vicky i szepnął jej coś do ucha, na co ta zachichotała.
Megan obserwowała całą sytuację na kanapie uśmiechając się pod nosem.
- Niezła jesteś - rzekł Tomo biorąc łyka z niemal pustej butelki po piwie.
- Co masz na myśli? - odwróciła się do niego.
- Od kiedy pamiętam dziewczyny Jareda zawsze kipiały ze złości, gdy podchodził do kogoś innego.
Ćma roześmiała się.
- Mam kilka dobrych powodów żeby nie być - spojrzała na gitarzystę, który miną domagał się wytłumaczenia. - No wiesz... Jest dorosły, ma swoje życie, jak uda mu się którąkolwiek choćby pocałować to będę w niezłym szoku, a poza tym... Schlał się jak świnia i kompletnie nie wie co robi.
Megan znów się zaśmiała, Tomo zawtórował jej. Dziewczyna wyciągnęła z ręki gitarzysty piwo i pociągnęła łyk opróżniając butelkę.
- Dlaczego mówisz na Travisa big T.? To przezwisko ma jakąś historię czy to przez jego wzrost? - Chorwat zaczął kolejny temat.
Ćma znów zaśmiała się.
- Uwierz, ma dość długą historię, ale nie jestem dość pijana, by ci o tym opowiadać... Poza tym raczej nie chcesz o tym słyszeć.
- Dlaczego?
- Uwierz, mam swoje powody. Mimo to...
- Ej, Miłicłewłicz, co podrywasz moją pannę? - przerwał jej Jared siadając między nich z niemal pustą butelką whisky w ręku.
- A ty już skończyłeś podrywanie moich przyjaciółek? - zapytała Megan.
- No wiesz... To nic poważnego, naprawdę... - chwiejnie wstał z kanapy i spojrzał na nią nieobecnym wzrokiem. - To ciebie chcę.
Megan ukryła twarz w dłoniach próbując stłumić chichot. Kiedy trochę się uspokoiła spojrzała na Tomo, którego reakcja była podobna.
Leto postawił butelkę obok kanapy a sam z trudem wszedł na stół.
- Jared, złaź stamtąd - powiedziała Megan już z lekką powagą.
- Zostaw go! - rzucił Derek. - Zobaczymy co zrobi.
- Nie jestem pewna czy chcę to zobaczyć - odparła Ćma spoglądając raz na tego raz na drugiego.
- Nie wstydź się, choć do mnie - wybełkotał wokalista wyciągając do Ćmy dłoń.
- I co teraz? - zwróciła się do Tomo.
- Najlepiej byłoby spytać się Shannona...
- Obecnie siedzi w kiblu. Inne opcje? - spytała znowu, a młodszy Leto zaczął się niecierpliwić. W końcu zrezygnował z wciągnięcia Megan na stół i zaczął ściągać koszulkę. Dziewczyna spojrzała na niego. - Co ty robisz?!
- Próbuję zwrócić twoją uwagę, kotku - Jared zachwiał się na stole i złapał się za brzuch. Po chwili substancje, które znajdowały się w jego żołądku, trafiły na jego koszulkę.
Odbiło to się głośnym śmiechem. Megan również z trudem go powstrzymując wstała i wdrapała się na stół.
- A jednak - mruknął Leto obejmując ją w pasie.
- Teraz, proszę pana, wyląduje pan na kanapie - zepchnęła go ze stołu starając się nie trafić na siedzącego Tomo.
Jared spojrzał na nią z osłupieniem. Chwilę później zadrżał. Jego ciało domagało się choćby cienkiej warstwy materiału. Wśród odgłosów obrzydzenia i zakazów założył z powrotem koszulkę i wstał z kanapy chwytając po drodze butelkę whisky i kończąc pić zawartość.
- Odbiło ci? - spytała Ćma z rozgoryczeniem.
- Tak. Na twoim punkcie - złapał ją za rękę i podciągnął do siebie.
Ich twarze znalazły się w centymetrowej odległości. Kilka gości zaczęło śmiać się pod nosem i klaskać, a Derek nie zawahał się z krzyknięciem "gorzko". Megan pokręciła głową i wyrwała się Jaredowi. Ten zdezorientowany stanął jak wryty. Ćma zeskoczyła ze stołu i z nowym planem podeszła do niego.
- Nie przy ludziach, kochanie - zabrała mu butelkę i popchnęła na kanapę. Wokalista drugi raz upadł. Tym razem zakręciło mu się w głowie, a spojrzenie uciekło. Po chwili głowa opadła mu na ramię Tomo, który powoli wstał z sofy i położył wygodnie przyjaciela.
- Mam nadzieję, że żyje... - szepnęła Megan patrząc na Leto.
- Spokojnie, jutro rano będzie normalny. Czasem jak się za bardzo nawali to po prostu przy mocniejszym wstrząsie mdleje - odparł Tomo.
- Dobra ludzie, skończmy temat Jared Leto, zabawa trwa dalej! - Ćma odwróciła się do znajomych, którzy w dalszym ciągu chichotali.
W tym czasie do salonu wszedł Shann z trudem trzymając się na nogach.
- Co mnie ominęło? - spytał nalewając sobie do plastikowego kubka wódki i mieszając ją z colą, co za chwilę połknął lekko się krzywiąc.
- Spytaj brata, albo dołącz do nas - odparł mu Travis wskazując na śpiącego Jareda.
- Biedny Jay... Nie ma takiej głowy jak ja - pogłaskał brata po głowie, co wywołało kolejny wybuch śmiechu.

środa, 22 grudnia 2010

54.

- Masz wszystko? - spytała matkę, kiedy szykowały się do wyjścia.
- Myślę, że tak, słonko - Agata jeszcze raz spojrzała na dom córki, na co ta zareagowała pokręceniem głową.
- Mamo, chodźmy już - ponagliła ją. - Autobusy nie czekają.
- Dobrze już - starsza Stone zapięła torbę, którą Megan szybko od niej przejęła i wyszły z domu.
Kate i Liz wyszły po zakupy, dlatego obyło się bez zbędnych pożegnań.

***

- Wchodź i usiądź na pierwszym siedzeniu - Ćma wskazała wejście.
Zanim matka zdążyła powiedzieć rodzicielską ripostę, jej córka znikła, by włożyć torbę do bagażnika. Agata westchnęła i posłusznie zrobiła, co powiedziała jej córka.

- Dzień dobry - Megan przywitała się z kierowca.
- Witam - odparł promiennie się uśmiechając.
- Mam do pana prośbę... Ta pani, która siedzi na pierwszym siedzeniu nie umie angielskiego i... czy mógłby pan powiedzieć jej osobiście, kiedy autobus dojedzie do New Castle?
- Oczywiście panienko, z przyjemnością.
- Dziękuję panu - Ćma odetchnęła z ulgą. - Nie sprawi to panu kłopotu?
- Skądże znowu - staruszek machnął ręką.
- Jeszcze raz dziękuję... Ile za bilet? - zmieniła temat, zbliżał się czas odjazdu i ludzie wsiadający do autobusu zaczęli się niepokoić.
- Dwa i pół funta, panienko.
Wyciągnęła z kieszeni pieniądze i wzięła od kierowcy bilet. Usiadła obok matki i wręczyła jej papierek.
- Mamo, słuchaj - zaczęła. - Wiem, że chciałaś dobrze, ale... Musisz czasami odpuścić i zdać się na telefon lub internet. Jestem dorosła, może dalej niedoświadczona, ale bez błędów się nie nauczę.
Przerwała na chwilę. Ku jej zdziwieniu matka nic nie powiedziała.
- Jedna prośba... Nie bądź ostra dla Bartka, daj mu święta, dobrze?
- Córciu, ja się tylko martwię... Nauka, praca... Jesteś już niemal ustawiona, a masz dopiero 25 lat... Po prostu mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku i chciałam sprawdzić, czy tak jest.
- Rozumiem.
- Wiem, że nie zadajesz się ze złymi ludźmi. Dbaj o siebie. O naukę, o zdrowie - Agata pogładziła córkę po policzku. - Żeby było ci dobrze.
- Kocham cię mamo - Megan przytuliła się do niej.
Wzruszyła się. Z trudem powstrzymała łzę.
- Panienko, zaraz jadę - przerwał im kierowca.
Ćma uśmiechnęła się.
- Do zobaczenia, mamuś - ścisnęła dłoń matki i wyszła z autobusu przez kilka sekund machając za pojazdem.
W końcu odwróciła się i poszła do domu.

***

Powoli otworzyła drzwi i weszła do domu. Usłyszała jak Kitty krzyczy coś z pokoju, a Shadow nuci "Leave Out All The Rest" najprawdopodobniej nie słysząc przyjaciółki. W sumie przez głośny szelest opróżnianych toreb ledwo było cokolwiek słychać.
Megan oparła się o drzwi i westchnęła cicho. Głośny trzask zamka zwrócił uwagę Shadow, która przerwała rozpakowywać torbę.
- Kate, pytałam się, czy kupiłaś... - zaczęła Liz wychodząc z pokoju, ale umilkła widząc, że przyjaciółka wróciła. - I co?
- Mama w drodze do New Castle. Impreza się odbędzie - odparła uśmiechając się.
- Woo hoo! - Liz zbiegła ze schodów, a Shadow uniosła pięść w górę, co wywołało chichot dziewczyn.
- No dobra, teraz czas przygotować tę imprezę. Nie mamy za dużo czasu - Ćma spojrzała na zegarek. - Pięć godzin łącznie z przebraniem się. Jedziemy ludzie.
Megan klasnęła w dłonie i zaczęła składać cenne przedmioty z salonu do zamykanych na klucz szafek. W tym czasie Liz rozkładała tanie szklanki i talerze na komodzie, a Kate przesypywała chipsy do misek. Za chwilę Kitty pobiegła do schowka i wyciągnęła odkurzacz dochodząc do wniosku, że na dywanie są okruchy po niewiadomej substancji. Ćma rzuciła, że jak chce, niech odkurza i zajęła się przenoszeniem misek z kuchni do salonu. Chwilę potem dołączyła do niej Kate, która próbowała zmieścić w rękach jak najwięcej kartonów i butelek z napojami. Nim doszła do komody połowa z nich spadła na podłogę, co odbiło się duszącym śmiechem całej trójki.
Kiedy skończyły przygotowywać jedzenie było już grubo po 16. Wszystkie trzy zamknęły się w pokojach, by się przebrać. Megan pierwsza wybiegła z pokoju i skierowała się do łazienki.
- Ej, to nie fair! - zawołała za nią Liz, która dobiegła do drzwi sekundę później.
- Wiesz, że wyjdę za pięć minut! Daj mi tylko zakorektorować pryszcza! - odparła Megan starając się dobrze zakreślić oko czarną kredką.
- Ty nie masz pryszczy.
- O to chyba chodzi, by nie było ich widać!
Kitty oparła się o szczeble schodów czekając, by przyjaciółka wyszła.

- Mówiłam ci: pięć minut - Megan spojrzała na zegarek. - Droga wolna.
Liz uśmiechnęła się i weszła do łazienki.
- Mogę wejść? - Ćma zapukała do pokoju Shadow.
- Jasne, właź.
Kate stała przed lustrem w czarnej tunice i leginsach.
- Wow. Ładnie - rzuciła Megan siadając na łóżku i kładąc sobie na kolana pluszowego pingwina. [doszłam do wniosku, że to słodkie i wywoła uśmiech na twarzy Paulinki :*]
- Myślisz? Jakoś nie bardzo się w tym czuję...
- Kate - przerwała jej. - Znów przesadzasz.
Shadow uśmiechnęła się.
- Nie rób z siebie lachona, który wybiera godzinami strój na imprezę. Nie jesteś taka - dokończyła Megan.
- Zwykle też mi to wisi, ale... - Kate urwała.
- Ale...?
- A mniejsza - Shadow wzruszyła ramionami. - Powiem ci kiedy indziej, okay?
- Jak chcesz. Nie zmuszam cię - Ćma uśmiechnęła się.
Podeszła do biurka, na którym leżało kilka naszyjników.
- Aż tyle chcesz założyć? - spytała.
- Nie wiem, który wybrać - odparła Shadow podchodząc do niej.
- Pomóc ci?
- Próbuj. Nie mam nic do stracenia.
Megan podeszła do kasetki z biżuterią i otworzyła ją.
- Miałaś wybrać z tych - Kate wskazała na biurko.
- Cicho, to moja inwencja twórcza - spojrzała na przyjaciółkę od głowy kończąc na stopach i zmrużyła oczy.
- Co? - zdziwiła się.
- Ciiii - Megan otworzyła szkatułkę i zaczęła szukać dobrych dodatków.
Po kilku minutach wyciągnęła naszyjnik z literą S łączący się w serce na dłuższym łańcuchu i kilka bransoletek. Zawahała się na chwilę jednak na koniec wzięła z pudełka kolczyki z gwiazdkami na końcach.
- Jesteś pewna? - spytała Shadow, gdy Ćma zakładała jej naszyjnik.
- Niemal całkowicie.
Duże bransoletki wsunęła na lewą dłoń natomiast łańcuszki na prawą.
- I co? - obróciła przyjaciółkę do lustra, a sama przyłożyła kolczyki do jej uszu. - Tamte nie pasowały do wzorów na tunice.
- Dobra jesteś.
- Hej dziewczyny co... - Liz weszła do pokoju i spojrzała w lustro. - Wow. Shadow, bosko.
- Zaufaj mi czasem - Megan przytuliła się do Kate. Za chwilę dołączyła się do nich Liz. - Uwielbiam was. Te studia to chyba najlepszy czas w moim życiu.
- Tylko się nie rozpłacz - mruknęła Shadow. Uśmiechnęły się.
- Rzeczywiście to było cudowne pięć lat - dodała Kitty. - Kocham was.
Pocałowała obie przyjaciółki w policzki.
- Ale teraz czas na party, moje kochane - zarządziła Megan rozluźniając uścisk.
Rozeszły się, by dokończyć przygotowania. Kiedy Kitty doszła do na parter zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Let's this party begin!

piątek, 26 listopada 2010

53.

- Skończone - Liz wycierała pobrudzone farbą ręce ręcznikiem.
Na stole w koszyczku leżało dziesięć pisanek, na każdej inny ręcznie malowany wzór.
- Spisałyście się na medal - Agata podeszła do stołu i zaczęła oglądać jajka.
- Idziemy? - Megan zdjęła poplamiony fartuch.
- Jasne. Taksówka czy autobus, pani Stone? - spytała Kate.
- Oh, obojętnie.
- Pojedziemy taksówką - Ćma ucięła rozmowę. Wyobraziła sobie narzekania matki przez śmierdzące angielskie autobusy. Wyda choćby 20 funtów, by uniknąć tej sytuacji. Trochę brudu na oknie pojazdu, kilku meneli wożących się po chwili przyłapania przez kanara... Wolała nie ryzykować kazania "Gdzie ty mieszkasz?"

***

- Osiem funtów - rzucił kierowca, kiedy zatrzymali się pod Buckingham Palace.
Ćma wcisnęła mu dziesięciofuntowy banknot i szybko wyszła z taksówki rzucając na odchodnym "reszty nie trzeba". Trochę żałowała tej "reszty", ale jej matka z pewnością zrobiłaby jej o to niezłe wyrzuty.
Wyszły z samochodu i skierowały się do parków. Jak się spodziewały, mimo Wielkiego Piątku, pałac był oblegany przez turystów i dziesiątek sprzedawców korzystających z chwili świąt.
- Oh, cudownie! - westchnęła Agata spoglądając na wypielęgnowane rośliny.
Megan uśmiechnęła się. Wiedziała, że matka kocha kwiaty i w jakimś sensie chciała, żeby dobrze wspominała ten pobyt. Kate i Liz uśmiechnęły się do siebie.
Czwórką chodziły po placu podziwiając ogrody aż w końcu dotarły do parku. Tam kilkoro dzieci bawiło się w berka. Część z nich miała maski królików lub kurczaczki namalowane na twarzy. Parę metrów dalej dwie dość skąpo ubrane w sukienki ozdobione wielkanocnymi symbolami bliźniaczki rozdawały małe czekoladowe jajka życząc wszystkich wesołej Wielkanocy.
- W Anglii Wielkanoc jest super - skomentowała Liz oblizując wargę po czekoladzie.
- Mhm - przytaknęła Kate. - Zupełnie inaczej jak w Polsce. Tutaj wszyscy się cieszą i nie jest tak drętwo.
Dziewczyna wciągnęła powietrze przypominając sobie o obecności mamy Ćmy.
- Nie martw się, jest tam - Megan wskazała na Agatę, która oglądała ręcznie malowane kurki na jednym ze straganów.
Shadow z ulgą wypuściła powietrze.
- Teraz już wiesz, czemu aż tak chcę się jej pozbyć - Ćma uśmiechnęła się.
W tej chwili pani Stone rozpromieniona podeszła do dziewczyn.
- Są prześliczne, nie sądzicie? - pokazała im torebkę z kilkoma figurkami królików.
- Tak, bardzo - odrzekły chórkiem.
Megan ze zdumieniem stwierdziła, że jej rodzicielka jest dość zadowolona z pobytu w Londynie. Najwyraźniej przypadła jej do gustu świąteczna atmosfera Anglików.
- Może chodźmy na muffina? - zaproponowała Shadow. - Zachciało mi się czegoś totalnie słodkiego.
- Czym jest mafin? - spytała Agata z trudem powtarzając angielskie słówko.
- Babeczki. Czysto angielskie - wyjaśniła Liz. - Mimo, że osobiście wolę doughnuty.
- Tam jest cukiernia na wolnym powietrzu. Możemy wstąpić - wtrąciła się Ćma. - Chyba, że idziemy do Starbucksa albo Costy... Tyle, że jest trochę dalej.
- Jestem za tą kawiarenką tutaj. Klimat wielkanocy jest nie do przebicia - zaproponowała Kate.
Przytaknęły i skierowały się w stronę stolików.

- To co chcesz, Moth? - spytała Kitty. - Czekolada razy trzy, banan z makiem, cynamon... Megan?
Dziewczyna wpatrywała się tępo w witrynę. Ocknęła się dopiero na dotyk dłoni Liz.
- Wybaczcie, zamyśliłam się.
- Nie szkodzi - Shadow uniosła kciuk do góry.
Ćma spojrzała na zegarek.
- Kupicie mi coś? Muszę zadzwonić, zaraz wracam - poprosiła przyjaciółki.
Skinęły głowami, a Megan oddaliła się. Wyciągnęła telefon, wybrała numer z kontaktów i przyłożyła telefon do ucha. Po drugim sygnale ktoś z drugiej strony podniósł słuchawkę.
- Bart's here - odezwał się głos.
- Nie szpanuj tak angielskim, mój drogi kuzynie.
- Megan! Nie spodziewałem się telefonu od ciebie. Opowiadaj jak tam? - Bartek wyraźnie się ucieszył.
- W zasadzie wszystko po staremu. Choć może coś się zmieniło, ale nie zwróciłam uwagi. A u ciebie?
- Też norma.
- Słuchaj. Wielka prośba do ciebie.
- Wal śmiało, dla ciebie wszystko.
- Mógłbyś się przez dwa dni zająć moją matką?
Telefon z drugiej strony ogarnęła cisza. Po kilku sekundach Bartek odezwał się bardziej poważnym tonem.
- Co masz na myśli?
- Cóż, moja matka niespodziewanie przyjechała do mojego domu na święta. Po prostu nie pytała, nic. A ja mam takie plany, że nie sądzę, by ona je zaakceptowała w jakikolwiek sposób. Jesteś moją jedyną nadzieją.
- Oj, Megan... Wkopałaś się moja droga Ciemko - Bartek trochę poluzował ton. - Jest jedno czego ciotka kompletnie nienawidzi z niewiadomych powodów, więc zanim cokolwiek zdecyduję muszę znać pewne kwestie, okay?
- Jasne. Jeśli to ma zaważyć na mojej przyszłości...
Oboje parsknęli śmiechem.
- Pytanie pierwsze: jak ostra ma być ta bibka?
- Niezbyt. Tylko kilku znajomych. Coś jeszcze?
- Tak. Pytanie drugie: ile tam będzie alkoholu?
- To kwestia, którą zajmują się inni. Nie mam pojęcia. Ja urządzam inne potrzebne rzeczy.
- Aha... No dobra. Pytanie trzecie i ostatnie: czy ty kogoś masz?
Megan uśmiechnęła się lekko.
- Powiedzmy - wypaliła w końcu.
- Powiedzmy? - powtórzył Bartek. - Odpowiedzi są dwie: tak albo nie.
Ćma westchnęła.
- Niech ci będzie. Tak, mam.
- I wszystko jasne! Kim jest ten szczęściarz?
- Myślę, że go nie znasz, więc nazwisko ci nic nie da.
- Ile razem jesteście?
- Stosunkowo krótko. Z miesiąc.
- No, dobra, kuzyneczko, rozumiem twoją sytuację, ciocia Agata może przyjechać.
- Bartek, dzięki! Kochany jesteś!
- Do usług. Tylko ty wiesz lepiej ode mnie jak dziwna jest twoja matka.
- Pogodziliście się z Sam?
- Nie - odparł ze smutkiem. - Też bym sobie nie wybaczył na jej miejscu, rozumiem ją.
- Przykro mi.
- Nie, daj spokój, to już historia.
- Być może, ale jednak spowodowana przez moją rodzicielkę.
- Ciekawi mnie jak wujek George z nią tyle wytrzymał...
- Hahaha, taa, tato ma do niej za dużo cierpliwości i wyrozumienia. Podziwiam go.
- No dobra, mam zaraz jechać do kumpla, więc muszę kończyć. Napisz mi smsa o której mam czekać na nią na przystanku.
- Pewnie. Jeszcze raz dzięki, Bartuś. Trzymaj się.
- Ty też. Do usłyszenia. Pa.
- Pa - Megan rozłączyła się i schowała telefon do torby.
Szybkim krokiem podeszła do matki i przyjaciółek. Usiadła przy stoliku i spojrzała na smakowicie wyglądającego muffina. Obok niego stała gorąca czekolada posypana cynamonem.
- Bartek powiedział, że będzie na ciebie czekać na przystanku, kiedy przyjedziesz - powiedziała do matki.
- Świetnie! Czy... - zaczęła Agata.
Telefon Ćmy rozdarł się znajomym tekstem Valhalli. Dziewczyna spojrzała na wyświetlacz i uśmiechnęła się.
- Wybaczcie mi raz jeszcze - odeszła kawałek dalej i dopiero odebrała. - Cześć Travis.
- Cześć mała, chciałem się...
- Big T., ile mam ci powtarzać, byś nie mówił na mnie mała?
- Wybacz, przyzwyczajenie, ma... Megan.
- Dziękuję - dziewczyna parsknęła śmiechem. - Więc?
- Dzwoniłem do ciebie kilka razy, ale nie odbierałaś.
- Tak... Rozmawiałam z kuzynem... Ale przejdź do rzeczy, mam pewną sprawę na głowie - spojrzała na matkę, która rozprawiała w najlepsze z Kate i Liz. Ćma uśmiechnęła się, współczując im.
- Czy muzę mam przygotowywać?
- Jasne, jak zawsze.
- Okay... A ustaliłaś kto przynosi procenty?
- Ty to zrób. Jesteś w tym lepszy. Najlepiej złóżcie się na tyle, ile chcecie, wiesz, że ja pije stosunkowo mało.
- Dobra, chyba tyle... To do zobaczenia!
- Yyyy... Travis! - krzyknęła zanim się rozłączył.
- Hm?
Zawahała się moment, ale w końcu spytała.
- Będzie trzech gości, to spoko ludzie, sprawdziłam ich, mógłbyś dać ludziom cynk?
- Jasne, jeśli będą się trzymać zasad to nie ma problemu.
- Mam do nich zaufanie.
- To wszystko?
- Myślę, że tak. Do zobaczenia.
- Narazie, mała.
- TRAVIS! - wrzasnęła mu do słuchawki, ale jedyne co usłyszała to stłumiony śmiech i rozłączanie telefonu.

niedziela, 21 listopada 2010

52.

Zegarek wskazywał niemal jedenastą.
- Cholera - zaklęła i zerwała się z łóżka.
Cicho otworzyła klapę i zeszła na dół. Szybko umyła się i skierowała się do kuchni.
- Dzień dobry - Agata Stone spojrzała na nią znad książki.
- Dzień dobry. Nie włączyłam budzika.
Megan nalała sobie wody do szklanki i szybko ją wypiła.
- Gdzie są dziewczyny? - spytała dopiero w tej chwili uświadamiając sobie, że w domu jest za pusto.
- Mówiły, że idą na zakupy.
- No nie... Na śmierć zapomniałam, że miałam wczoraj iść jeszcze do spożywczego...
Zaklęła w myślach znajome z uniwersytetu. Przez nie będzie musiała przeżyć dłuższy czas z mamą sam na sam.
- Jak się spało? - spytała.
Wyciągnęła z klosza kilka pomarańczy i kiwi i zaczęła je obierać. Agata obserwowała córkę.
- W porządku - odparła Agata.
- Mamo... Czuję jak mnie przeszywasz wzrokiem... Czy byłabyś tak miła i tego nie robiła?
Pani Stone bez słowa spuściła wzrok, ale za chwilę znów utkwiła spojrzenie w plecach Ćmy.
- Cholera! - Megan niemal krzyknęła podnosząc rękę do góry.
Rzuciła nóż na deskę i podbiegła do kranu. Lewą rękę włożyła pod strumień zimnej wody.
- Nie przeklinaj - rzuciła jej matka.
Ćma spiorunowała ją wzrokiem. W oczach pojawiły się płomyki wściekłości.
- Mówiłam ci, żebyś nie patrzyła mi się na plecy. Nienawidzę tego.
Zakręciła kran i urwała kawałek ręcznika papierowego, którym zawinęła kciuk. Szybko zabarwił się na czerwono. Wyszła z kuchni, by z powrotem wejść do łazienki w poszukiwaniu plastra. W końcu znalazła interesujący ją kartonik.
- No nie... - westchnęła z lekkim uśmiechem.
Jedyne plastry, które posiadały były koloru różowego z nadrukowanymi kotkami Hello Kitty. Kate kupiła je kilka tygodni temu dla zgrywu.
Megan wzruszyła ramionami i wyciągnęła największy z nich. Przemyła palec w wodzie utlenionej mocno przygryzając wargę i nakleiła plaster na sporej wielkości ranę. Spojrzała na rękę próbując ją wygiąć. Skrzywiła się i poczuła jak spod plastra wydobywa się krew.
Pokręciła głową i wyszła z łazienki. Jej żołądek domagał się jedzenia.

- Co się stało? - spytała Agata widząc rzucający się w oczy plaster.
- Wiesz, że nie lubię, kiedy ktokolwiek na mnie patrzy, kiedy coś robię. Denerwuję się i problem gotowy. Zacięłam się.
Prawą ręką położyła owoce na talerzu rezygnując ze zrobienia sałatki przez zaistniały problem z lewą ręką. Usiadła do stołu na przeciwko matki i zaczęła jeść oglądając białe kotki z kokardkami na swojej ręce.
Przez dwadzieścia minut przebywały w pomieszczeniu nie odzywając się do siebie słowem. W końcu Megan wyszła z kuchni, by porządniej się ubrać. Szorty i duży T-shirt nie były idealnym strojem.

Kiedy wróciła z pokoju Shadow i Kitty wyciągały zakupy z toreb na stół. Wiedziała, że ubranie się zajmie jej więcej czasu, bo jednak rana była dość głęboka i przypominała o sobie z każdym ruchem ręki, ale dziwnym był fakt, że nawet nie usłyszała, kiedy dziewczyny weszły do domu.
- Dzień dobry śpiochu - przywitała się Liz i przytuliła się do Ćmy. - Nareszcie się wyspałaś.
- Wcale nie jestem z tego powodu zadowolona. Nie lubię wstawać późno - odparła.
- Przesadzasz. Każdy potrzebuje snu. Nie byłaś wczoraj w spożywczym - Kate uśmiechnęła się do nich trzymając w rękach mleko i jajka.
- Wiem. Przepraszam. Miałam niewielki problem z moimi znajomymi ze szkoły.
- A którzy znajomi zrobili ci bubę na palcu? - Kitty podniosła jej dłoń szczerząc się do różowego plastra.
- Pana Noża znacie, bo siedzi w kuchni. A zrobiłam to sobie ja. Niechcący - westchnęła.
Nie miała zamiaru narzekać na matkę, kiedy ta siedziała obok i wszystko słyszała.
- Pilnuj się bardziej albo pochowam wszystkie noże. Mocno? - dopytywała się Liz.
- Przeżyję, ale dzięki.
- To co? Dzisiaj robimy porządek z tymi jajkami, tak? - zagadnęła Shadow zamykając lodówkę. - A może ma pani ochotę gdzieś się przejść? Londyn jest piękny.
- W zasadzie to róbcie co macie zamiar, dziewczęta, nie chcę wam przeszkadzać.
"Taa, pewnie, to po co tu przyjechałaś?!" przeszło Megan przez myśl.
- Ale gość ma zawsze pierwszeństwo. Jest pani pewna?
- Tak, kochane, nie róbcie sobie zamieszania moją osobą, naprawdę - Agata pozwoliła sobie na śmiech, który zabrzmiał dość sztucznie.
- W takim razie... w porządku - Shadow nieznacznie wzruszyła ramionami zajmując się wkładaniem do lodówki kolejnych produktów spożywczych.

- Oddawaj mi to jajko w tej chwili! - wrzasnęła Ćma, gdy Kate w ułamku sekundy wyciągnęła świeżo malowane jajko z podstawki.
- Daj spokój, chcę zobaczyć - pokazała jej język próbując uciec przyjaciółce a równocześnie obejrzeć skorupkę.
- Jak trafi na sofę to dopiero będą jaja. Shay. Oddaj je - Megan stanęła naprzeciwko niej, dzieliła je tylko kanapa.
Liz przyglądała się temu wszystkiemu chichocząc.
- Wiedziałam! - Shadow wreszcie skończyła przyglądać się jajku i oddała je Ćmie. - Ale to słodkie.
- Bardzo. I dziękuję - zrobiła urażoną minę. - I tak byś zobaczyła jak bym skończyła. Jaki to miało sens?
- Satysfakcja zobaczenia dzieła przed jego końcem... Taaaaaak. To jest ogromna satysfakcja - Kate po aktorsku westchnęła i pokiwała głową.
Liz i Megan zaśmiały się. Do chórku dołączyła się także pani Stone, co było dla Ćmy dość sporym szokiem.
- A teraz mój sexi ziom wędruje do niebieskiej farby. Good bye, sweetheart - Megan podeszła do szklanek z farbami i znużyła tam swoje jajko.
- Ej. Czemu to zrobiłaś? Ono było super! - spytała Shadow podbiegając do niej i próbując uratować rysunek. Jednak nim wyciągnęła jajko z farbowanej wody cały obrazek zniknął pod ciemnoniebieską warstwą.
- Nawet nie chciałam go kończyć. Chciałam sprawdzić, czy potrafię narysować ludzika na jajku.
Liz wyszczerzyła się.
- Pewnie, że umiesz. Kim był ten sexi ziom?
- Top secret, przykro mi - Megan położyła kolejne jajko na podstawce i znów zaczęła na nim wydrapywać rysunek.
- Czekaj, pokażę ci! - Shadow wzięła do ręki pędzelek i wystawiła czubek języka starając się zrobić rysunek jak najlepiej. Liz i Ćma patrzyły na nią z nieukrywanym zdumieniem. Nawet Agata podniosła głowę znad książki czujnie obserwując starania Kate.
- Ha! Skończyłam! - odłożyła pędzel i odwróciła jajko pokazując swoje dzieło.
Widniał na nim patyczkowaty ludzik, jakiego uczą się rysować dzieci w przedszkolu. Miał brązowe włosy, które latały na wszystkie strony oraz ciemne okulary i zadziorny uśmieszek.
- Mam talent, nie? - powiedziała dumnie Shadow.
Liz i Megan niemal spadły z krzeseł kołysząc się ze śmiechu.
- Lepiej wracaj do wzorów geometrycznych. O wiele lepiej ci wychodzą - Ćma otarła oko powoli kończąc wybuch śmiechu.
- Nikt nie docenia mojego talentu. To smutne.
- Nie martw się, jeszcze jakiś krytyk sztuki cię doceni - Liz uśmiechnęła się.
- O, tak... - Megan kątem oka zobaczyła mamę, która dalej przyglądała się jej wygłupom. - Hej, mamo, co ty na to, że jakbyśmy to szybko skończyły to może pojedziemy do parków przy Buckingham? Chyba tam jeszcze nie byłaś, a jest naprawdę pięknie o tej porze roku. Co wy na to?
Liz i Kate spojrzały po sobie kiwając głowami.
- Dobry pomysł - odparły niemal równocześnie.
- No to skończmy te jaja - Ćma zatarła ręce wracając do swojej pisanki.

Mam nadzieję, że uda mi się napisać dalszą część w tygodniu :3. Narazie tyle. Przepraszam, szkoła naciska na mój czas wolny i nie mam chwili wytchnienia. Przeczytajcie sobie 51, pozmieniałam kilka rzeczy ;)

sobota, 30 października 2010

51.

- Wróciłam - Megan uchyliła drzwi i weszła do środka.
- Cześć Moth! - przywitały się z nią przyjaciółki.
- Hej mamo... - westchnęła dziewczyna wchodząc do salonu.
- Dlaczego nie odebrałaś telefonu? - spytała Agata.
Ćma mimowolnie się uśmiechnęła.
- Byłam blisko domu, więc postanowiłam nie naciągać cię na koszty - odpowiedziała. Zawahała się przez moment, ale spytała. - Możemy pogadać... Mamo?
Wiedziała, że jej rodzicielka nie znosi, gdy nie nazywa jej się jej "tytułem". Mimo tego, powiedziała to z lekkim przekąsem.
- Oczywiście. O czym?
- Chodź na spacer. Dziewczyny mają pewnie coś do roboty.
Megan spojrzała na przyjaciółki chcąc wzrokiem powiedzieć przepraszam. Obie zrozumiały i skinęły głowami.
- Jak sobie życzysz - Agata wstała z sofy i nałożyła buty na obcasie.
Razem z córką wyszła z domu.

- Dlaczego przyjechałaś? - spytała Megan wprost. - Tak szczerze.
Postanowiła nie bawić się w owijanie w bawełnę tylko przejść do rzeczy i nie kryć się z tym. Było to stosunkowo trudne zważywszy na reputację jej matki.
- Meggie, mówiłam ci, że chciałam cię zobaczyć. Poczekaj chwilę - uniosła palec do góry, kiedy tylko Ćma otworzyła usta. - Jakbym ci powiedziała to byś w jakiś sposób sprawiła, bym jednak tego nie robiła.
Megan westchnęła.
- Wiesz, że i tak do was przyjadę po dyplomach.
- Kochanie, to całe dwa miesiące, smutno nam bez ciebie.
- Mamoooo... - Megan uniosła głowę w geście rozpaczy. - Nie jestem już dzieckiem. Niedługo kończę dwadzieścia pięć lat, nie traktuj mnie jak dziesięcioletnią dziewczynkę. Tamte czasy się skończyły.
- Ale ty zawsze będziesz...
- Moim dzieckiem, tak wiem - dokończyła za nią. - Mimo to krępuje mnie trochę twoja obecność. Miałam plany na Wielkanoc i w ogóle...
- Przecież znajomych masz tutaj na co dzień. Nie trzeba ci okazji.
- Moi znajomi są studentami większości. Co oznacza, że nie mają czasu na zabawę w tygodniu szkolnym. Sama się niemal cały czas uczę. Teraz fakt, mam chwilę przerwy, ale muszę też nadrobić zaległości, by oddać pracę w pierwszym terminie. Nie chcę stracić wyników, które udało mi się zdobyć.
- Nie cieszysz się, że przyjechałam? - pani Stone posmutniała.
- Mamo, słuchaj. Kocham cię i w ogóle, ale chcę żyć własnym życiem, a nie być pilnowana jak w więzieniu. Trochę tak się czuję.
- Ale dlaczego nie chcesz mnie widzieć, kiedy przyjeżdżam?
- Czasy, kiedy byłaś dla mnie najważniejsza pod Słońcem minęły. Jesteś dla mnie wyjątkowa, zawsze będziesz, wiesz o tym, ale... Nie potrafię znieść, kiedy ktoś patrzy się na to co robię przez cały czas.
Megan załamała ręce. Nie sądziła, że będzie tak mówić do matki. Wobec niej wszystko było możliwe, więc mogła w sekundę się wkurzyć i plan nie wypali. Mimo, że sumienie nie miało problemu z wypowiedzeniem tego typu słów, Ćma wiedziała, że nie spodoba się to drugiej stronie.
- Mam koniecznie wyjechać, tak? O to ci chodzi? - Aneta posmutniała. Ćma dostrzegła to i zrobiło się jej przykro. Wojna między rodzicem, a dzieckiem przerodziła się w umowę dyplomatyczną.
- Nie - szepnęła. - W sumie nie. Choć z drugiej strony twoje towarzystwo mi nieco rujnuje ten tydzień. Ale mam inny pomysł. Pojedź do Bartka w New Castle. Ponoć całe dwa lata narzeczeństwa diabli wzięli i spędza święta sam. Myślę, że się ucieszy, że przyjeżdża do niego ciocia.
- Mówiłam, że z tą Samanthą jest coś nie tak! - Agata niemal krzyknęła.
Megan uśmiechnęła się.
- Pomóż siostrzeńcowi. Dzwoniłam do niego kilka dni temu. Powiedział, że nic nie planuje, więc myślę, że jak mu powiesz, że przyjedziesz, ucieszy się.
- Podsumowując chcesz się mnie pozbyć.
- Chciałabym po prostu, byś wyjechała na kilka dni. Zostań do jutra, a w sobotę pojedź do New Castle. Jeśli chcesz, możesz przyjechać w poniedziałek albo we wrotek rano, przed samolotem. To taka propozycja.
Megan spojrzała na mamę, ale ta utkwiła wzrok w swoich butach na obcasach. Dziewczyna błagała w duchu, by jej wysiłek nie został niedoceniony. W innym przypadku błahostka, która siłą rzeczy była dla niej ważna, zostanie zrujnowana. Agata spojrzała na nią.
- No dobrze. Jeśli tego chcesz... - uśmiechnęła się.
Nim zdążyła cokolwiek innego powiedzieć Ćma przytuliła się do niej i cmoknęła w policzek. Sama nie pamiętała, kiedy wcześniej coś takiego zrobiła, ale dziękowała niebiosom, że udało jej się przekonać mamę do zmiany planów. Takie coś graniczyło w tym przypadku z cudem. Chwilę później odsunęła się.
- Dzięki... To wiele dla mnie znaczy.
Mimo zachowania, które doprowadziło ją do niemal siódmej pasji Megan nie lubiła kłótni. Zawsze starała się przeciągnąć sytuację na jaśniejszą stronę lub zamienić wojnę w żart. Najczęściej jej metoda działała.

Obie weszły do parku. Aneta zaczęła opowiadać o życiu jej i George'a w Polsce. Mimo najszczerszych chęci, Megan niemal co chwilę przerywała mamie. Nie potrafiła powstrzymać cisnących się na usta pytań, które przychodziły z każdym kolejnym zdaniem. Nim pani Stone skończyła opowiadać Słońce zaczęło zachodzić.
- Chyba czas się zbierać - powiedziała Ćma patrząc na horyzont.
- Jak uważasz, córciu.
- Kiedy przestaniesz zdrabniać każdy określający mnie wyraz? - popatrzyła na mamę z ironią.
- Prawdopodobnie nigdy - pogłaskała Megan po głowie.
Dotarły do domu w o wiele milszej atmosferze niż gdy z niego wychodziły.

- Już z powrotem? - spytała Shadow na wstępie.
Razem z Kitty krzątały się przy stole roznosząc talerze i sztućce.
- Tak jakoś się złożyło, że... - zaczęła Ćma.
- Oh, dziewczyny, jakie wy jesteście kochane! - Aneta klasnęła w dłonie przerywając Megan wypowiedź.
Ta tylko wzruszyła ramionami z obojętną miną. W głowie zahuczały słowa "znów się zaczyna".
- To drobiazg, pani Stone - powiedziała grzecznie Kitty szeroko się uśmiechając.
- Może wam w czymś pomóc? - Agata objęła wzrokiem stół.
- Nie trzeba, proszę pani. Poradzimy sobie - odpowiedziała Kate. - Ale dziękujemy.
Po dziesięciu minutach Shadow i Liz skończyły krzątać się wokół stołu i zaprosiły obie Stone na kolacje. Przez ten czas Ćma pobiegła do łazienki i oparła się plecami o drzwi. Z jednej strony cieszyła się, bo mama zgodziła się na układ, z drugiej jednak wciąż przeklinała ją za to, że w ogóle przyjechała. To było wbrew zasadom, które ustalała z rodzicami na początku studiów. Nie rozumiała dlaczego mama postanowiła je złamać, a co ważniejsze: dlaczego tak szybko zgodziła się na propozycję córki. Bardzo rzadko zdarzało się, by ulegała jakimkolwiek wpływom, tym razem zrobiła to niemal natychmiast. To było rzeczywiście dziwne. Odetchnęła i spróbowała zebrać myśli. Umyła ręce i przepłukała twarz w nadziei, że to choć trochę ulży jej skołtunionym myślom.
- Zastanowisz się nad tym później - rzuciła do swojego odbicia i wyszła z łazienki.

Na stole zastała sałatkę z kurczakiem oraz osobny talerz, na którym znajdowały się same warzywa z dodatkiem sera fety.
- Wielbię was. Dzięki - wypaliła do przyjaciółek i usiadła do stołu.
- Nie ma za co, Moth - Liz puściła do niej oczko.
- Więc nie zaniechałaś wegetarianizmu? - spytała Agata patrząc na talerz córki.
- No nie... Za bardzo lubię takie jedzenie.
Refren "Valhalli" przerwał kolacyjną pogawędkę.
- Przepraszam.
Ćma wstała od stołu i odebrała telefon. Na wyświetlaczu pojawił się numer zastrzeżony.
- Halo?
- Już za tobą tęsknię.
Druga strona rozłączyła się po wypowiedzeniu tego zdania, a Ćma z powrotem usiadła do stołu z lekkim uśmiechem.
- Chyba pomyłka - odpowiedziała na pytające spojrzenia całej trójki.


Bez komenta, proszę. Dobranoc.

niedziela, 24 października 2010

Z okazji pięćdziesiątki

Tak, kupcie mi torta, bo jestem taka mega trÓ i nareszcie napisałam rozdział 50. Dużej satysfakcji nie ma. Gdybym miała kompa na co dzień, z pewnością byłabym dalej xD.
Przede wszystkim... Muszę przyznać, że moje pisanie przez te... osiem miechów [jezu to aż tyle?!] strasznie się zmieniało. Raz lepiej raz gorzej. Może jak to kiedyś skończę i będę miała chęć to zedytuję to i wstawię gdzieś lepszą wersję tego CZEGOŚ.
Anyway... dziękuję za te ponad 600 odsłon do tej pory. Zastanawiam się dlaczego rozdział 40 jest najsłynniejszy xD. Dopiero na drugim miejscu jest rozdział z numerem jeden xD. A najciekawsze są wyszukiwania, z których przypadkowi ludzie weszli tutaj. Oto niektóre z nich [te dziwniejsze xD]:

czy tomo milicevic ma dziewczyne

dwie gitary jareda leto ozdobione

mogłabym zanucić in my secret life

znaczenie trójkąta zespołu 0 seconds to mars [literówki, oh literówki xD]

i to najciekawsze, z którego nie mogę się nadziwić: pudelek.pl tomo milicevic

Ja to tylko skopiowałam ze statystyk xD. Jak bozię kocham xDDD.
No i... Mam jazdę, bo jak wpiszecie dwa wersy refrenu "The Story" na Google'u to wam wyskoczy moje opo na pierwszej stronie xD.

Ja już wieję. Dzięki jeszcze raz za przetrwanie - zwłaszcza Paulinę i Ayusza, które czytają to przez cały ten czas i czasem wierciły mi w brzuchu dziurę, bym pisała szybciej xD.
No i epickie przeczytanie imienia John jako Jola xD. Nigdy tego nie zapomnę xDDD.

Provehito In Altum

Lisa

sobota, 16 października 2010

50.

- O co ci... - zaczął Jared, ale Megan już zniknęła za drzwiami toalety. - Chodzi.
Westchnął ciężko i oparł się o ścianę. Spojrzał na sufit próbując zebrać myśli. Za chwilę usłyszał szum i kątem oka zobaczył ruch w roślinach. Dopiero wtedy zrozumiał, co Ćma miała na myśli. Powoli odsunął się od ściany, ale za chwilę jego plecy znów się z nią spotkały i przyszpiliły się pod naporem dość dużego ciężkaru.
- Przepraszam - szepnęła blondynka odsuwając się od niegoi lekko rumieniąc. - Nie mogłam się powstrzymać.
Jared dalej był zdezorientowany. Zmarszczył brwi i zbadał wzrokiem trzy osoby wlepiające w niego wzrok.
- Cześć Jared! - powiedziały równocześnie uśmiechając się szeroko.
- Yyyy... Cześć... - odparł.
Jak się spdziewał, grupka składała się z dwóch dziewcząt, które "natknęły się" na niego i chłopaków kilka tygodni temu oraz jednej blondynki, której kompletnie nie kojarzył, ale na pewno jej "napad" będzie długo pamiętać. Leto nie pamiętał choćby pierwszej litery ich imion. Chyba, że...
Scarlett. Czy tak mówiła Megan? Tak. W sumie mógł sobie skojarzyć ze swoją ex, ale niespecjalnie chciał przypominać sobie tamte czasy (Johansson była tak nudna, że wolał pisać SMSy na randce niż słuchać jej paplaniny).
Pierwsza odezwała się Scarlett, jak gdyby nie pamiętała incydentu z nightclubu.
- Co jeszcze porabiacie w Londynie? Myślałam, że już pojechaliście - spytała próbując jakoś rozpocząć rozmowę.
- W zasadzie to dogrywamy pewne rzeczy - Jared starał się być miły. - W Londynie są bardzo dobre studia.
- A więc mam nadzieję, że jeszcze długo tu będziecie.
- W zasadzie to niedługo wracamy do Stanów. Musimy skończyć trasę.
- No tak, Into The Wild. Chcę ci powiedzieć, że... - farbowana szatynka uśmiechała się szeroko do wokalisty napawając się jego spojrzeniem.
- Rzuć ją - wypaliła bez ogródek Kaya spoglądając w stronę toalety.
- Przepraszam? - Jared znów zmarszczył brwi.
- Rzuć ją - powtórzyła. - To dziwka.
- Na jakiej podstawie? - Jared zdziwił się.
- Obserwacji - odrzekła blondynka popierając koleżankę. - Widziałam ją z jakimś brunetem jak się obściskiwała i całowała przed szkołą... A poza tym prawie zawsze na przerwach siedzi w laboratorium z Kevinem i są zamknięci na klucz, kto wie co tam robią.
Jared nic nie powiedział. Trochę go to zatkało. Wątpił, by zamiar Ćmy były szczególnie złe, ale poczuł się z lekka zazdrosny.
- Okay... Mam taki pomysł: pozwolicie mi załatwiać moje prywatne sprawy samemu i się w nie nie wtrącać? Byłoby miło.
Dziewczyny spojrzały po sobie.
- Ale my tylko... dla twojego dobra... Uwierz, to nie jest materiał na dziewczynę - szepnęła Mia patrząc mu w oczy niemal ze łzami.
- Myślę, że jestem wystarczająco duży, by sobie radzić, okay? - Jared zawahał się przez moment. - Ale cieszę się, że ktoś się troszczy.
Uśmiechnął się lekko próbując wykrzesać choć trochę wesołości, ale jakoś nie potrafił. To, co zrobiły Ćmie trochę go poruszyło. Mimo to, dziewczyny rozpromieniły się nagle.
- Możemy cię zaprosić na spacer? - zapytała Kaya.
"Daj im palec a wezmą całą rękę" pomyślał Jared.
- No co tam? - Megan wcisnęła się między brunetkę, a Leto i uśmiechnęła się do wszystkich. - Tęskniłeś?
- Z lekka - Jared dziękował wszystkim bóstwom od zarania dziejów, że nie musi prowadzić tej krępującej rozmowy sam.
- Skoro już sobie pogawędziłeś z tymi przemiłymi dziewczętami to może czas już iść?
- Wiesz co... Chyba tak - wokalista spojrzał na twarze Mii, Kayi i Scarlett, które nagle stały się blade.
- A więc... Przepraszamy, kochane, ale terminy gonią. Miłej Wielkanocy wam życzę. Do zobaczenia - Ćma pociągnęła Jareda za rękę w stronę wyjścia. Ten tylko się uśmiechnął i pomachał im bez słowa.

- Oświecisz mnie dlaczego chciałaś, bym się z nimi użerał? - zapytał Leto, kiedy wyszli z galerii.
- Ponieważ nie chcę mieć więcej szram na szyi i ponieważ załamanie w ich oczach sprawia mi satysfakcję - wytłumaczyła. - Powinieneś wiedzieć jakich cudownych fanów masz.
- Wiem o tym dobrze.
- Sam rozumiesz... Ta cała szopka, którą robią, bo chcą jakimś cudem wejść mi w paradę już dawno mi się znudziła. Chciałabym odetchnąć spokojnie, a nie cały czas na uniwerku czuć na sobie oczy pełne nienawiści.
Jared przyciągnął ją do siebie i pocałował w głowę.
- A to za co? - spytała.
- Nie chcę, żebyś źle się przeze mnie czuła.
- Czy ja coś takiego powiedziałam?
- Skoro tamte dziewczyny cię denerwują to można to wywnioskować.
- I tak nie zamieniłabym tego na nic innego, więc daj spokój. Przeżyję ludzką nienawiść. Mam w tym sporo doświadczenia.
- Zastanowię się czy warto ci wierzyć.
- A masz wątpliwości? - lekko trąciła jego bok łokciem.
- Możliwe - odparł wymijająco. - Jeszcze jedno pytanie.
- Słucham.
- O co im chodziło z tym brunetem, z którym się ponoć całowałaś przed szkołą?
- Że co? - Megan zamurowało. - Czekaj chwilę... Czy one mówiły o Dave'ie?
- Dave'ie?
Ćma zaczęła się śmiać.
- Wytłumaczysz mi?
- Ten "brunet" to mój znajomy, który mieszka w Oxfordzie. Ostatnio się widzieliśmy jakieś dwa miesiące temu, kiedy chłopak go rzucił.
- Chłopak? On jest...
- Tak i co w tym dziwnego? Pocałowałam go w policzek i przytuliłam. Człowiek serio był załamany... ale człowieku, to było w zimie!
- Dobra, już nie mam więcej zamiaru zastanawiać się o co tym palantkom chodzi. Nigdy.
- I tego się trzymaj, panie gwiazda - wystawiła lekko język uśmiechając się.

Kiedy dotarli do bramy Lake Street Megan zatrzymała się.
- Nie mogę cię odprowadzić do domu? - spytał Jared.
- Lepiej nie, mama zacznie coś podejrzewać. Czuję się jak mała dziewczynka, kiedy jest obok.
- W takim razie... Kiedy cię znów zobaczę? - podszedł bliżej Ćmy i objął ją w pasie.
- W niedzielę. Mam nadzieję, że mój plan zadziała.
- Ja też na to liczę.
Obdarzył ją pocałunkiem, który odwzajemniła kładąc dłonie na jego ramionach.
- Do zobaczenia? - szepnęła Megan za chwilę.
- Jeszcze nie - mruknął Jared przyciskając ją do siebie.
- Ale ja już serio muszę iść.
- Ale 48 godzin to za długo - jęknął smutno.
W tym momencie telefon Ćmy wydarł się słynnym tekstem "You are the reason I can't control myself!!". Wokalista sprytnie wyciągnął go z torby i pokazał Megan wyświetlacz, na którym wielkimi literami było napisane "Mama". Nim Ćma zdążyła wziąć go do ręki Jared nacisnął czerwony guzik, kończąc połączenie.
- Zwariowałeś? - Megan spojrzała na niego z ironią.
- Daj spokój, za pięć minut ją zobaczysz - wrzucił telefon do torby sięgając głową za jej ramię, by zobaczyć, czy trafił. Na szczęście telefon bezpiecznie wylądował.
- A poza tym - dodał. - You are the reason I can't control myself - szepnął jej prosto do ucha.
Megan zaczerwieniła się lekko i uśmiechnęła. Pocałowała go w policzek.
- Okay, już cię puszczam - powiedział z rezygnacją. - Idź sobie.
Odsunął się od niej i wsadził ręce do kieszeni. Zaśmiała się.
- No to pa, panie zazdrosny - podeszła do niego i pocałowała w policzek.
Mruknął coś w odpowiedzi, ale go nie zrozumiała.
- Dobra, nie będę się z tobą kłócić. Tak przy okazji, jak chcecie alkohol to musicie sobie sami przynieść, bo my mamy najwyżej trochę. Pa.
- Pa - odburknął, ale na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmieszek.
Megan odwróciła się i poszła do domu zastanawiając się czy Jared dalej stoi przed bramą, czy już sobie poszedł. Po chwili, nie mogąc się powstrzymać odwróciła się i spojrzała na wokalistę, który obserwował każdy jej krok. Pomachała mu i "przesłała buziaka". Odwzajemnił to i dopiero teraz skierował swoje kroki w drugą stronę.

TO
JEST
NACIĄGANE.
BARDZO.
I zdaję sobie z tego sprawę.
[źle mi się pisze, gdy nie ma Megan xD].
Shpan numerem 50 xD.

Jak widać, zaczęłam to pisać w tamtym tygodniu, ale nie szedł mi ten rozdział. Przepraszam.
Ciiiiicho, dalej się zastanawiam jak ja napisałam ostatnią scenę xD. To chyba przez Dialog z "Buddhy" xD. Taka rekompensacja dla tych co to lubią xDDDD.

czwartek, 14 października 2010

49.

Kochana 30ST[M] xD [powiedzmy, że każdy wie o co chodzi]. Pragnę ci powiedzieć, że nie umiem pisać TEGO RODZAJU momentów. Przykro mi, ale takowych nie będzie xD. Znam fanfici co się na tym opierają i nie ma odcinka bez tego, ale to nie u mnie xD.
Dziękuję też Paulinie... za koment do niemal każdej notki i wierne czytelnictwo xD, Ayuszkowi - za całonocne gadanie [szkoda, że nie umiem wysiedzieć każdej nocy :<], podnoszenie mnie na duchu, dobijającooptymistyczne teksty, które kocham nad życie i za to że jest!! :* - oraz Cassie co mnie wczoraj jeszcze bardziej zmotywowała do działania ;).

Mam dziwną jazdę na "powiedzmy". Postaram się tego w większości uniknąć...


- Masz jakieś pomysły? - spytał Jared rozglądając się po galerii.
- Powiedzmy, że mam, ale skończ się tak kręcić. Tutaj nie ma paparazzich - Megan westchnęła ciężko i pokręciła głową.
- Skąd wiesz?
- Bo sprawdzałam. To nie jest super ekskluzywna galeria handlowa wypełniona gwiazdami showbusinessu tylko sklepy dla normalnych ludzi. Celebryci tu nie przychodzą... Pewnie nawet nie wiedzą, że coś takiego istnieje. To nie centrum miasta... Poza tym... Dostałeś sklerozy, że nie pamiętasz, że sama też nie chcę być na serwisach plotkarskich?
Jared zatrzymał się i spojrzał na nią.
- Dziękuję. Chodzi o to, że jakby twoi kochani znajomi z aparatami się tu kręcili, nigdy w życiu nie przyszłabym tutaj - dokończyła. - Co najwyżej kilku Echelonowców. Ale też raczej wątpię. Ponoć Londyńczycy robią akcję pod Big Benem.
- A mówiłaś, że już się tym nie interesujesz.
- Nie uczestniczę, ale podstawowe informacje dochodzą do mnie. Całkowicie nie da się wyłamać, kiedy już raz się zaczęło - uśmiechnęła się. - Chodź tam.
Wskazała na wejście pod szyldem "Everythig for Home. Something for You.".
- Jesteś pewna? Nie wygląda... ciekawie... - Jared spojrzał na witrynę, na której ustawiono wazony ze sztucznymi kwiatami, w które wpleciono sztuczne jajka.
- Oh, zaufaj mi - pociągnęła go w stronę sklepu.

- Cena nie jest wyznacznikiem towaru. Czasem fajne rzeczy są o wiele tańsze niż szpanerskie. A ty chyba o tym zapomniałeś - twarz Megan spoważniała, a ona sama chichotała starając utrzymać to tylko dla siebie.
Chodzili między półkami sklepu, na których znajdowały się bardziej lub mniej ciekawe produkty. Były wśród nich proste kieliszki, pudełka czy stojaki na piloty, ale szklanki o dziwnych kształtach, budziki wydające odgłosy zwierząt czy trójwymiarowe ramki na zdjęcia. Ćma zaprowadziła Jareda do stanowiska z ozdobami wielkanocnymi.
- Hej, nie traktuj mnie jak rozpieszczoną gwiazdeczkę - rzucił Leto buntowniczym tonem.
- Hahaha, a nie jesteś nią?
- Nie wydaje mi się.
- Dobra, zamknijmy temat. Co powiesz na to?
Ćma ściągnęła z półki jedną z figurek białego króliczka z otwartym pyszczkiem, z którego wystawały wielkie, wampirze kły oraz ze spojrzeniem mordercy. Na jego białym futerku namalowano krople krwi.
- Słodziutki - westchnął Jared.
Megan spojrzała na figurkę.
- Tak, zupełnie jak ty.
- Jakżeby inaczej - wokalista wystawił zęby jakby miał zamiar coś [kogoś xD] ugryźć.
Megan parsknęła śmiechem.

Nim podeszli do kasy w koszyku znalazł się jeszcze Baranek-Zombie, kilka jajek, z których po nakręceniu wyskakują nagle czarne kurczaki oraz kilka różowych plastikowych kur siedzących na gniazdku, z którego wystawały fioletowe jajka.
- Zawsze robicie sobie takie prezenty? - spytał Jared.
- Na Wielkanoc... tak. Mam całe pudełko takich przedmiotów. Na Boże Narodzenie zwykle jedziemy do Polski, więc jest raczej... spokojniej - odpowiedziała. - Uroki naszej Wielkanocy. A wy?
- Chyba wolisz nie wiedzieć - Jared zachichotał. - A jeśli Shannon wpadnie na szalony pomysł zrobienia tego samego w tym roku... to się dowiesz.
- Czy mam się zacząć bać?
- Tak, masz - Jared pokiwał szybko głową.
- Piętnaście funtów siedemdziesiąt trzy centy - przerwała im kasjerka.
Megan wyciągnęła portfel z torby.
- Ja zapłacę - wypalił Jared kładąc na ladę 20 funtowy banknot.
- Upadłeś na głowę? Nie chcę twoich pieniędzy, zabieraj to - wskazała głową na papierek, który sprzedawczyni trzymała w dłoni.
- Oh, daj spokój. Niech pani kasuje - zwrócił się do sklepowej, która patrzyła na nich z nieukrywanym zdumieniem.
- Pogadamy o tym jeszcze - Ćma dźgnęła Jareda palcem w ramię.
Uśmiechnął się tylko i nic nie powiedział. Pożegnali się z kasjerką i wyszli ze sklepu.

W galerii robiło się coraz bardziej tłoczno. Coraz więcej osób kręciło się od sklepu do sklepu zaglądając na wystawy. Niektórzy z nich wychodzili z ogromnymi torbami, inni zaś nie mieli ani jednego bagażu.
- To gdzie teraz idziemy? - Jared przerwał Megan obserwację.
- Jakiś pomysł?
- Nie bardzo.
- No to chyba spożywczy - wzruszyła ramionami.
- Ja... - Jared przystanął i wyciągnął z kieszeni telefon. - Wybacz.
Ćma zachichotała.
- Tak? - zwrócił się Leto do telefonu.
- GDZIE SĄ MOJE USZY?! - wydarł się głos z drugiej strony.
- Shann, przecież nie zabrałem ci uszu... - odpowiedział spokojnie.
- ZABRAŁEŚ! MOJE KRÓLICZE USZY! GDZIE ONE SĄ?!
- Aaaa, mam je przy sobie, spokojnie, nic im nie będzie.
- Mówiłem ci, że masz ich nie ruszać, bo kupiłem nowe. Tobie to gadać, i tak nie słuchasz - słychać było irytację w jego głosie.
- Okay, wkrótce będę z powrotem. Obiecuję, że ci je oddam.
- Jak będzie ryska to oberwiesz, Junior. Pamiętaj.
Jared odsunął telefon od ucha.
- Rozłączył się - z niedowierzaniem patrzył w ekran BlackBerry.
- Co go tak wkurzyły te uszy? Myślałam, że są twoje.
- W zasadzie to są jego. Strasznie się bulwersuje jak ktoś mu cokolwiek zabierze bez pytania... Ale aż takiej reakcji się nie spodziewałem...
- A na co mu one jeśli mogę spytać? - Ćma uśmiechnęła się szeroko. Jared odwzajemnił go.
- Wolisz nie wiedzieć.
- I tak się dowiem - zrobiła słodką minkę i machinalnie zaśmiała się.
Jared złapał ją za rękę.
- To gdzie jest ten spożywczak?
- Pytasz serio czy to ma być sarkazm?
- Chyba serio.
- Tam - wskazała kciukiem na supermarket znajdujący się 30 metrów dalej.
- Ahaaaa... - zażenowany spojrzał na ogromny szyld TESCO.
- Chyba tym razem dam ci spokój - Ćma zaczęła się śmiać.
- Jak ja jej zaraz... - usłyszała i odwróciła się.
Wśród sztucznych roślin znajdujących się kawałek od niej dostrzegła fragmenty spodni i butów.
- Cholera... - zaklęła.
- Co jest? - Jared zajrzał jej przez ramię.
- Nic. Chodź - wzięła go za rękę nie spuszczając oczu z roślin.
Przeszli kawałek, ale Megan wydawała się być nieobecna.
- Heeeej - Jared pomachał dłonią przed jej oczami. - Co się stało?!
- W zasadzie... nic. Tylko...
- Co?
Megan uśmiechnęła się chytrze.
- Czy... Pozwolisz mi coś zrobić? - spytała.
- Pewnie - Jared zatrzymał się. - Droga wolna.
- A co z twoją męską nadopiekuńczością? Nie spytasz jaki mam zamiar?
- Jesteś dużą dziewczynką, chyba nie podejmujesz złych decyzji - odpowiedział z uśmiechem.
- Skoro tak sądzisz... - mruknęła i obróciła się do niego.
Czule pocałowała go w usta. Nim Jared zdołał ją przytrzymać, ta odsunęła się. Oparła głowę na jego klatce piersiowej i posłała mordercze spojrzenie satysfakcji do ukrytych w sztucznych krzakach dziewczyn.
Jared objął ją ramieniem.
- Co to za zmiana? - spytał.
- Cóż... Doszłam do wniosku, że gdy nie ma tu twoich znajomych z kamerami, jest mi obojętna reakcja ludzi na nas. A poza tym... Spójrz bardziej na prawo, w te krzaki. Tylko dyskretnie.
- Czy ja jestem ślepy czy to jest pani nieświeży oddech?
- Jeśli chodzi ci o Scarlett to tak, to ona.
- Co ona tu robi?! - Jared podniósł ton. - I... to one ci groziły?!
- Uspokój się. Tak, one, ale zróbmy to dyplomatycznie.
Spojrzała na niego.
- Idę do kibla. Baw się dobrze.
- Że co?
- Rób co chcesz, mam to gdzieś. Tylko żeby nie przyjechała policja ani nic z tych rzeczy.
- O co ci chodzi?
- Zaraz zobaczysz.
Pocałowała go w policzek i otworzyła drzwi prowadzące do toalet. Sprawdziła godzinę. Była niemal równo 13:30. Oceniła sytuację na 10 minut.
Weszła do kabiny i usiadła na klapie. Pozostało jej czekać.

Trochę długi, a teraz już lecę. Niestety muszę. Dokończę sytuację następnym razem. Rozdział extra, dziękujmy za ten wolny dzień :D. Trzymajcie się.

piątek, 8 października 2010

48.

Powacam - jak zawsze po tygodniowej przerwie, która nazywa się szkołą xD. Dziękuję Howardowej za budującego komenta do poprzedniej notki ^^. To mnie tak rozradowało, że postanowiłam zabić swojego wewnętrznego lenia i napisać kolejny rozdział teraz. Poza tym moje myśli dotyczące tego opka odbiegają w bardzo daleką przyszłość, ponieważ nagle - standardowo przy myciu zębów, jak zawsze xD - wymyśliłam część trzecią tegoż opowiadania [obecnie to, co widzicie jest częścią pierwszą xD]. I chcę jak najszybciej dobić do końca choćby pierwszej części xD. Pewnie i Wy, moi najukochańsi stali i cząstkowi, znani czy nieznani, Czytelnicy, jeśli to czytacie chcecie przeczytać co dalej. I dziękuję wam za to z całego serca.
Nie będę przedłużać - mam bardzo rozbudowaną umiejętność przynudzania. Powiem tylko, że obecnie czytam wszystko co mi się nawinie pana Stephena Kinga i być może mam jakieś naleciałości za co przepraszam xD.
A teraz Rasmusy na uszy, notatki na biurko, klawiatura wysunięta and LET'S DO IT! [mam coraz większą chęć na pisanie tego - moim zdaniem - szajsu :] xD]
I really hope you'll like it!!


Megan wracała do domu zastanawiając się nad pytaniem, które na pewno zaraz usłyszy. To było dla niej coś oczywistego, bo swoją matkę znała na wylot. Westchnęła głęboko i nacisnęła klamkę.
Widok, jaki zobaczyła, ją zamurował. Jej rodzicielka oraz dwie przyjaciółki siedziały w salonie popijając mocną kawę z automatu - Megan za dobrze znała ten zapach, by go pomylić z czymkolwiek innym. Kiedy zamknęła drzwi oczy całej trójki skierowały się na nią.
- Myślałam, że poszłaś na zakupy - zwróciła się do niej mama odkładając kawę na stół.
- Eeee... - Ćma spojrzała na Liz, której wargi ułożyły się w słowo "później". - Nie chciałam iść bez pożegnania, a poza tym... Nie wzięłam butów.
Spojrzała na domowe japonki w tęczowe paski, które założyła na skarpetki. Miała nadzieje na rozładowanie atmosfery. Dziękowała wszystkim bogom, że na twarzach wszystkich pojawiły się uśmiechy.
- Kasia i Ela [jak to okropnie brzmi!] właśnie mi mówiły o Jordanie, dobrze mówię? - pani Stone spojrzała na Kate pytającym wzrokiem, a ta pokiwała głową. W tym czasie Liz zrobiła gest w stylu "gęba na kłódkę, damy sobie radę". - Ale dalej myślę, że skądś go znam... Nie grał w jakimś filmie?
- Już pani mówiłyśmy, kilka lat temu występował w reklamie proszku do prania - Liz pokiwała głową.
Megan zamknęła oczy próbując sobie wyobrazić Jareda w reklamie Viziru zamiast Zygmunta Chajzera. Nie mogła powstrzymać parsknięcia śmiechem.
- Fajnie wyglądał w tym białym dresiku - powiedziała.
Dobrze wiedziała, że kłamstwo nie popłaca, a ich najlepsza liczba, według Arystotelesa, to jeden, ale nie mogła się pohamować.
Dziewczyny zaśmiały się z udawaną serdecznością. Ćma załapała ich tłumaczenie i gra mogła toczyć się dalej.
- Ponoć poznałaś go na koncercie. Jakiego zespołu? Dziewczęta nie mogły sobie przypomnieć - pani Stone przeszła na inny tor pytań.
- Daj spokój, mamo. I tak nie znasz wszystkich kapel, które słucham. Na co ci to?
- W sumie masz rację - Agata wzruszyła ramionami i sięgnęła po kawę. - Jeszcze jedna rzecz. Dziewczęta zaprzeczały, ale chcę to usłyszeć od ciebie...
"Powiedz to i daj mi spokój" wrzasnęła Ćma w myślach. Wiedziała co się święci.
- ... czy to twój chłopak?
Rodzicielka tak zaakcentowała ostatnie słowo, jakby spotykanie się z osobą płci przeciwnej [w tym przypadku!!, nie jestem homofobem xD] było karane dożywociem w więzieniu. Megan potrząsnęła przecząco głową. Wymyśliła odpowiedź w ciągu ułamka sekundy.
- Nie. Właściwie... on ma dziewczynę, ale ona jest obecnie w Stanach.
Wymawiając to coś ją ruszyło, jakby podświadomie uwierzyła w prawdziwość tych słów. Nagle zrobiło jej się dziwnie chłodno i przeszły ją dreszcze. USA. To należało obecnie do przyszłości, ale nie chciała o tym myśleć. Nie potrafiła sobie wyobrazić innego życia niż teraz, mimo, że trwało ono zaledwie miesiąc. Przyzwyczaiła się do wspólnych wieczorków z Marsami i dopiero zdała sobie sprawę jak bardzo będzie jej tego brakować.
- No nic, nie zatrzymuję cię, córuś, idź po te prezenty.My tutaj jeszcze pogawędzimy, prawda, kochane? - zwróciła się do Shadow i Kitty, które uśmiechnęły się lekko.
- Serio? Dzięki... - Megan nie ukrywała szoku. - To... na razie...
Wyszła z domu tym razem nie zapominając o uprzednim włożeniu butów.

Skierowała się od razu w stronę parku. Jared siedział na jej podpisanej ławce i pukał szybko i precyzyjnie w klawiaturę BlackBerry.
- Może powinnam odprawić wam ślub? - spytała spoglądając na to zjawisko z uśmiechem.
- Nie wiem już który raz to słyszę - odgryzł się. - Na serio tak dużo czasu spędzam z telefonem?
- Tak? Nie zauważyłeś? - Ćma dosiadła się do niego i oparła głowę na ramieniu. - Znowu twitter?
- No wiesz... Nie lubię zostawiać tych wariatów samych. A Echelon jest po prostu... jedyny w swoim rodzaju. W życiu nie widziałem innej tak zgranej grupy... I mniejsza o to, że czasem niektóre ogniwa zatruwają mi życie.
- Ja pewnie do nich należę, prawda? - Megan zrobiła załamaną minę.
- Żartujesz, prawda? - Jared odwrócił głowę w jej stronę.
- Może. Ale odpowiedz.
Usiadł bokiem do niej i schował telefon do kieszeni. Spojrzał jej prosto w oczy. Megan doszła do wniosku, że są jeszcze bardziej błękitne niż na wszystkich zdjęciach, jakie kiedykolwiek widziała.
- Ty po prostu uwielbiasz stawiać mnie w takiej sytuacji. Kiedy mi odpuścisz? - spytał ją.
- Jak przestanie mi to sprawiać satysfakcję.
- Mam nadzieję, że to kiedyś nastąpi.
[Jezu, jak ja nie lubię pisać tych momentów!!]
Jared wsunął palce w jej włosy i przysunął ją do siebie. Nie opierała się. Objęła go za szyję i pocałowała. Leto przejechał rękoma po jej plecach i splótł je na wysokości pasa, jeszcze bardziej przyciągając dziewczynę do siebie. Za chwilę oderwała się.
- Starczy proszę pana.
Jared oblizał wargi.
- Za krótko - rzucił próbując znów ją pocałować.
Powstrzymała go schylając głowę i spojrzała w jego oczy.
- No weź... - powiedział błagalnym tonem.
- Słuchaj, jeśli moją mamę najdzie nieuzasadniona ochota pójścia do parku, nie mam pojęcia jak, ale ona bardzo często trafia do miejsc, gdzie obecnie przebywam, to oboje będziemy mieli przerąbane... Z resztą... Kitty i Shay też.
- Niech będzie - Jared pocałował ją po eskimosku i oboje się uśmiechnęli.
- Wynagrodzimy to sobie później - powiedziała z zadziornym uśmiechem. - Teraz chodź, idziemy, bo będzie źle.
[Matko najświętsza, jak to zabrzmiało O_o]

Wstali z ławki i poszli na najbliższy przystanek, którym dojechali do jednej z londyńskich galerii handlowych.

Miało być więcej, ale wyczerpała mnie końcowa scena. Na serio to jest dla mnie cholernie krępujące do pisania xD. Nie wiem czemu. Po prostu nie umiem pisać takich rzeczy i koniec. Może napiszę później jak będę miała zalążki weny i chwilę czasu. Amen.

niedziela, 3 października 2010

47.

Oto jest dzień!! XD. Ten fragment miałam w głowie od niemalże początku i nareszcie nadeszła na niego kolej xD. Mniejsza o to, że pisałam go w szpitalu... Nie powiem, to było lepsze zajęcie niż bezczynne czekanie na badania [nic innego mi tam nie robili jak coś xD] czy łażenie do idiotycznej szpitalnej szkoły - a takowa była xD. Więc... ZACZYNAMY XDDD.

Shadow zapukała w klapę prowadzącą na strych i nie czekając na odpowiedź otworzyła ją.
- Hej - przywitała się.
Megan podniosła oczy znad "Lśnienia". Siedziała na do połowy uprzątniętym łóżku w ogromnej koszulce HIMa i rozciągniętych dresowych spodniach.
- Hm?
- Takie pytanie... Nie umówiłaś się z kimś dzisiaj przypadkiem?
- Ahaaa... - Ćma chciała wrócić do czytania.
- Jeśli nie chcesz żeby Pan Laluś czekał to pragnę ci powiedzieć, że jest 10:30.
Megan z hukiem zatrzasnęła książkę i rzuciła na łóżko. Jej usta wykrzywiły się w kształt złamanego O. Umówiła się z Jaredem na 11.
- No to na razie - Shadow parsknęła śmiechem i zniknęła pod klapą nim Megan zdążyła cokolwiek powiedzieć.
Sekundę później Megan popędziła do łazienki, aby choć trochę się ogarnąć, a następnie wróciła do pokoju, by przebrać domowe ciuchy. Kiedy jej zegarek powiadomił ją, że jest za dziesięć jedenasta skończyła sprzątać łóżko.
- Moth! Do ciebie! - dobiegł ją z dołu głos Liz.
Ćma wyczuła w nim nutę załamania, ale rozumiała je.
"Nie spóźnił się? Gratuluję." przeszło jej przez głowę. Jared był spóźniony na 90% umówionych spotkań.
- Już schodzę! - odkrzyknęła.
Schowała do torby standardowy sprzęt (komórka, dokumenty, portfel, mp3) i wyszła z pokoju. Szybko pokonała schody patrząc na stopy, żeby się nie przewrócić.
- Cześć Ja... - głos jej zamarł.
To nie był Jared.
Stanęła jak wryta przez kilka sekund bez słowa. Czas dłużył się. Wydawało się, że minęły przynajmniej dwie godziny. Shadow i Kitty spoglądały to na Megan to na gościa nie wiedząc na kim zawiesić wzrok.
- Nie powinnaś się przywitać? - spytała blond włosa kobieta.
- Ma... Mama? - wykrztusiła Megan z trudem.
- Przynajmniej pamiętasz kim jestem - pani Stone rozejrzała się po domu.
- Ale... Co ty tutaj robisz?! - Ćma nie wierzyła własnym zmysłom. - Miałaś nie przyjeżdżać... Tato...
- No właśnie, tato - wpadła jej w słowo. - Nie rozmawiałyśmy dobre kilka miesięcy. Zawsze dzwonisz do ojca. Chciałam spędzić z tobą święta. Myślę, że dziewczyny nie mają nic przeciwko.
- Ale, mamo, ja mam do poprawienia dwie prace i... tyle nauki, że...
- Megan, jesteś jedną z najmądrzejszych osób jakie znam. Kilka dni z własną matką cię nie zbawi.
- Chyba nie wiesz na czym polega ta... "mądrość" - specjalnie zaakcentowała odstatnie słowo. - A tutaj jestem Ćmą.
- Oh, nie będę się bawić w twoje głupie przezwisko, Meguś.
- Nie jest głupie. I to nie ja je wymyśliłam tylko...
- Oh, tak, wiem. Martin. Przestań to powtarzać - przerwała jej ponownie. - Nie cieszysz się, że przyjechałam?
- Taa... Pewnie... Ale... Przecież miałam do was przyjechać w czerwcu! Przynajmniej nie byłoby takiego napięcia.
Zaczęła się denerwować. Jej paznokcie coraz bardziej wbijały się w dłoń. Ostatnią osobą jaką chciała w obecnej chwili zobaczyć była jej matka.
- Kiedy jest najbliższy samolot do Polski? - spytała.
- Meguń! Ja mam samolot dopiero we wtorek! I zobacz, mam bilet- zadziwiająco szybko wyciągnęła go z torebki. Megan była niemal pewna, że go specjalnie przygotowała. Jej matka zawsze była niezorientowana w magii XXI wieku.
- Czy nie mogłabyś... - zaczęła Ćma.
- HAPPY FUCKING EASTER!!!!!
Jared wpadł do domu i wrzasnął tak głośno, że Megan była prawie pewna, że wazon nieopodal lekko zadrżał. Mimo tego wokalista dalej się szczerzył z uniesionymi rękoma, w których trzymał trzy małe koszyczki wielkanocne z prezentami. Na jego głowie różowe uszy królika lekko się przekrzywiły.
Cała czwórka utkwiła w nim spojrzenia. Powoli opuścił ręce z lekko zażenowaną twarzą. Megan ukryła twarz w dłoniach.
- Ja chyba nie w porę... - szepnął patrząc na wszystkich po kolei.
Reakcja Ćmy była niemal natychmiastowa. Wzięła go za ramię i wyciągnęła go z domu tak, że o mało nie potknął się o próg. Kiedy szeregowiec nr 69 zniknął jej z oczu zatrzymała się i westchnęła.
- Dzięki temu teraz moja mama ma dowód, że Znam Vitaly'a Orlowa.
- Twoja mama? I oglądała Lord...
- of War. Tak i tak. Jest fanką Nicholasa Cage'a. Jak tylko coś z nim leci w telewizji, nie ma opcji żeby to przegapiła. Podsumowując... Jesteś dla niej narkomanem.
Parsknął śmiechem.
- To nie jest śmieszne - przerwała mu. - Nie będę ci mówić jak się załamała, że "Niki" przyjął taką rolę.
Tym razem Jared wybuchnął śmiechem i nie potrafił się powstrzymać. Megan czekała aż skończy tylko lekko się uśmiechając. Nie mogła powstrzymać tej reakcji. Jego śmiech był bardzo zaraźliwy.
- Wy... Wybacz - Jared odetchnął głęboko, by się powstrzymać. - Fajną masz mamę.
- Bez komentarza, proszę cię.
- Tak w ogóle... Co ona tu robi?
- Od pewnego czasu próbuję ci wyjaśnić. Przyjechała na wielkanoc mimo, że obiecała, że tego nie zrobi.
- Auć... To co? Nasze plany są... anulowane? - Jared zrobił smutną minę i obsunął zajęcze uszy w dół. Megan parsknęła śmiechem.
- Mam nadzieję, że nie. Za długo je snułam, żeby teraz kopnąć je do śmieci.
- Mam poczekać?
- Umówmy się... wytrzymasz pół godziny w parku? - skinął głową. - A więc czekaj póki nie przyjdę. Moja mama i tak będzie chciała posprzątać, a to działka Liz. I chwała jej za to.
- Nie ma sprawy. To do zobaczenia?
Uśmiechnęła się. Pocałował ją a ona to odwzajemniła.
- Muszę iść, bo będzie piekło - powiedziała kładąc mu rękę na ustach.
- Okay... - westchnął. - Będę czekać.
Oddalił się na kilka kroków.
- Proszę pana! - zawołała za nim.
- Hm? - Jared od razu się rozpromienił.
- Jakby była konieczność... Wobec mojej mamy jesteś tylko znajomym, okay? - potwierdził skinieniem. - I zdejmij to z siebie - dodała Megan z kpiącym uśmieszkiem wskazując zajęcze różowe uszy.
Oboje się zaśmiali i poszli w dwóch różnych kierunkach.

Wiem, że mało, ale już spadam. Będzie jeszcze super awantura xD. Więc poznaliście panią Agatę Stone. Jak wam się podoba? xD

sobota, 25 września 2010

46.

- Ostatni dzień szkoły... się skończył - westchnęła Shadow.
- W dużym cudzysłowie. Po świętach wracamy na długi miesiąc egzaminów i kończenia prac magisterskich. To będzie dopiero harówka - przypomniała jej Megan.
- Dobra, dość, pani kujon. Daj nam się cieszyć tym tygodniem wolnego, okay? - Liz pokazała jej język. Była bardziej uśmiechnięta, ale na jej twarzy dalej gościł cień smutku.
- Dobra... Ja już nic nie mówię! - Ćma złapała się obiema rękami za usta, co wywołało chichot.
- To do zobaczenia w Goldenie? Wy już macie koniec, ale ja muszę coś załatwić u Hefa - rzekła Megan odrywając ręce od twarzy.
- Co ty masz załatwić u dyra? - spytała Shadow.
- Moja rzecz. Nic szczególnego. Nie czekajcie na mnie, Jared ma po mnie przyjść za kwadrans.
- To ci chodzi o Hefa czy Jarusia, hę? - Kate nie dawała się przekonać.
- Ha ha ha. Bardzo śmieszne - mimo sarkastycznej gadki Ćma zachichotała. - Ale nie, muszę od naszego kochanego dyrektorka wziąć kilka papierów o zakończenie dodatkowych zajęć, czy coś tam. Kazał mi do siebie przyjść po wykładach, więc idę.
- No dobra, tylko się nie spóźnij zbytnio - Liz pocałowała ją w policzek.
- Jasne. Będę tam za max pół godziny. Do zobaczenia! - Megan pomachała do przyjaciółek, a sama skierowała się do gabinetu dyrektora.

- Yyyy... Dzień dobry, chciał mnie pan widzieć - Megan weszła do pokoju.
Wcześniej była w nim kilkakrotnie, ale zawsze na chwilową wizytę. Lekko kremowe ściany, mahoniowe biurko i wielki "fotel szefa" sprawdzały się - robiły na wszystkich spore wrażenie.
- Panna Stone! Witam - "Hef" podniósł głowę zza biurka. - Proszę usiąść.
To przezwisko przylgnęło do niego na stałe. Nikomu nigdy nie chciało się pamiętać jego nazwiska, które było piekielnie długie, bo i tak musieli się zwracać do niego per "panie dyrektorze". Dlatego - przez lekkie, ale niezbite podobieństwo do słynnego założyciela Playboya - został Hefem.
Dyrektor skończył notować i przesunął plik kartek do Megan.
- To dla ciebie. Mnie musisz tylko podpisać.
- A co to za zaświadczenia, panie dyrektorze? - formułkowość zaczynała ją dobijać.
- Same plusy. W związku z tym, że zapisałaś się jednocześnie na dwa mocne kierunki, będziesz miała lepszy start.
- Aha... - Ćma wzięła kartki do ręki i przeleciała wzrokiem. Zgadzały się z tym co mówił Hef. - No dobrze.
Wzięła długopis, który podał jej dyrektor i podpisała dokumenty. Te, które miała w ręku schowała do teczki i wrzuciła do torby.
- Coś jeszcze, panie dyrektorze?
- Jesteśmy dumni, że mogliśmy panią uczyć. Była pani naprawdę fenomenalnym studentem.
- Dziękuję... - szepnęła, a jej wzrok znów zatrzymał się na jej trampkach. Na policzku pojawił się lekki rumieniec. - Nie wiem co powiedzieć.
- Udowodnij, że praca nie poszła na marne. Jestem w stu procentach pewien, że będziesz miała cudowne życie. A teraz już idź, jak dobrze słyszałem pracujesz w kawiarni, więc nie warto byłoby się zbytnio spóźnić - Hef uraczył ją uśmiechem. Odwzajemniła go.
- Jeszcze raz dziękuję, panie dyrektorze. Ale rzeczywiście powinnam już iść. Do widzenia - Megan wstała z krzesła i skłoniła głowę pod drzwiami. Za chwilę wyszła z gabinetu.
Skierowała się w stronę łazienki. Otworzyła jedną z kabin toaletowych i usiadła na sedesie. Podparła głowę rękoma i oddychała powoli. Nie mogła uwierzyć w to, co powiedział dyrektor. nigdy nie słyszała, by w taki sposób zwracał się do uczniów. Przetarła głowę rękoma i przeczekała aż gorąco na policzkach ustąpi. Nie chciała się pokazywać w takim stanie nikomu.
Po chwili otworzyła drzwi kabiny i skierowała się do zlewów. Umyła ręce i przetarła zimną wodą po twarzy. Już było lepiej.
Nagle poczuła szarpnięcie i jakieś dłonie przygwoździły ją do zimnej kafelkowanej ściany łazienki.
- Już wcześniej dałyśmy ci do zrozumienia, że masz się odwalić od Marsow. Może mamy to ci uświadomić w inny sposób? - warknęła mała blondynka. Megan oceniła, że jest na pierwszym roku.
Obok niej stała brunetka, prawdopodobnie rok starsza.
- Czy ja cię skądś nie znam? - Ćma zmarszczyła brwi. Nawet nie próbowała się uwolnić. Po nieprzespanej nocy była lekko zmęczona.
- Pomińmy to. Teraz ważna jesteś tylko ty i twoje widzimisię.
- Ooo, naprawdę? - Ćma parsknęła śmiechem. - Czekaj! Już wiem! ty jesteś Kaya! Tomo mi o tobie mówił jak go napastowałaś w łazience!
Megan zaśmiała się.
- Gratuluję pomysłowości, naprawdę.
- Lepiej się zamknij - warknęła przez zęby Kaya.
- A ty jesteś... - Ćma zmarszczyła brwi patrząc na blondynkę. - Maia? Mia? Tak, Mia! Jesteś kapitanką cherleederek!
Obie dziewczyny popatrzyły po sobie.
- Uwierzcie, ja w tym mieście wiem prawie wszystko.
- Mniejsza o to - warknęła Mia. - Masz. Się. Odwalić. Od. Marsów. KPW?
Za każdym słowem mocniej przyciskała Megan do ściany.
- Napisałyśmy ci, co o tym myślimy. Albo się od nich odpieprzysz, albo będzie gorzej - powiedziała Kaya.
- Zaraz... To była wasza karteczka? Tomo tak się wkurzył, że nie dostałam jej z powrotem. Macie może kopię?
Dziewczyny jeszcze bardziej przycisnęły Ćmę do ściany.
- Najpierw obściskujesz się z Tomusiem, a teraz liżesz się z moim Jayem... - powiedziała groźnie blondynka. Jedną ręką przysunęła jej pod nos zdjęcie, na którym Jared przytulał się do pleców Megan i szeptał coś na ucho. Ćma szybko zlustrowała fotkę, zanim cherleederka schowała ją do kieszeni.
- Lepiej się tak do niego nie zwracaj, kochanie. Chyba, że serio chcesz poczuć jak się wkurza - Megan pokręciła głową.
- Zamknij się - warknęła Kaya.
Wyciągnęła z torby nożyczki z poszarpanym końcem.
- Nieee... - mruknęła Ćma. Obie dziewczyny usatysfakcjonował fakt, że Megan nareszcie jęczy. - Myślałam, że na uniwerku nie ma zazdrosnych trzynastek.
- Jeśli nie chcesz bym użyła tego na twojej twarzy, lepiej byś nas słuchała.
- Człowieku, gadasz z exmasochistą! Co to ja nigdy nożyczek na oczy nie widziałam? Najlepiej wyryj mi triadę na policzku. Shann będzie ze mnie dumny - z twarzy Megan nie znikał sarkastyczny uśmiech, który okropnie denerwował Mię i Kayę.
- I pragnę wam przypomnieć, że jesteśmy jedną wielką marsową rodzinką. - Ćma nie zamierzała kończyć wykładu. - Nawet największe psychofanki stosują się do pierwszej reguły bycia Echelonem.
Uczennice po raz pierwszy się zawahały. Rozluźniły lekko uścisk.
- W każdej rodzinie zdarza się czarna owca, którą trzeba wytępić - warknęły niemal jednocześnie po chwili. Megan była niemal pewna, że nauczyły się tej formułki na pamięć.
Czy w Londynie jest jakaś sekta psychofanek? zapytała w myśli samą siebie.
- Raz się z wami zgodzę. W tym przypadku nawet dwie.
Dziewczyny zrozumiały aluzję dopiero po chwili namysłu. Zrobiły się jeszcze bardziej czerwone.
- Może weźcie się przypudrujcie, bo macie niezłe wypieki - zaproponowała Ćma.
Mia położyła jej nożyczki na obojczyku i pociągnęła pozostawiajac szramę, z której zaczęła spływać czerwona substancja.
- Jeszcze raz, a będziesz potrzebowała operacji plastycznej, dziwko - warknęła przez zęby Kaya rzucając Megan na drugi koniec toalety. Pech chciał, że uderzyła głową o zlew. Ćma po chwili odzyskała równowagę i spojrzała na nie z wyższością.
- Pozdrowię od was Jareda jak tak bardzo chcecie. Ale no wiecie... Wystarczyło proszę.
Mia i Kaya stały otępiałe i wściekłe patrząc jak Megan z podniesioną głową bierze torbę na ramię i wychodzi z łazienki. Mimo, że dziewczyna niemal buzowała ze złoćci - i najchętniej rzuciłaby się na swoje dręczycielki - starała się tego nie okazać. Miała wiele innych okazji, by pokazać swoje emocje.
Zanim wyszła na korytarz odwróciła się do Mii i Kai i zacytowała:
- "Run away, run away, I'll attack, run away run away, go change yourself". Trzymajcie się tego. Dzisiaj nie mam ochoty się z wami męczyć.
Brunetka wyszła z łazienki i przycisnęła ją do przeciwległej ściany. W salach odbywały się lekcje, dlatego korytarz był pusty.
- Co tu się dzieje? - usłyszały obie głos pani Kendry.
- Nic szczególnego, proszę pani - Kaia puściła Ćmę i weszła znów do łazienki.
- Naprawdę nic - przytaknęła Megan. - Do widzenia!
Nie czekając na odpowiedź przeszła przez korytarz i wyszła z budynku. Szybko zbiegła po schodach kierując się do miejsca znanego tylko kilku osobom. Był to otoczony dość wysokim murem kącik blisko śmietnika - którego obecnie nie było. Nikt tam nie chodził, więc łatwo było się tam schować.
Gdy tylko zobaczyła lanserskie oprawki rayban'ów, jej złość niemal całkowicie zniknęła. Podbiegła do Jareda, lekko wspięła się na palce i pocałowała go. Zanim stanęła na całych stopach wokalista powstrzymał ją i odwzajemnił pocałunek. Położył rękę na szyi i przejechał w stronę ramienia, gdy nagle wyczuł pod palcami ciecz. Odsunął się i spojrzał na swoją dłoń, na której pojawiły się smugi krwi.
Megan otworzyła oczy i spojrzała na jego dłoń. Wzięła go za rękę i kawałkiem bluzy próbowała zetrzeć swoją 'własność'.
- Co się stało? - Jared posłał jej pytające spojrzenie.
- Pozdrowienia od psychofanek - Ćma uśmiechnęła się. - Uspokój się, to nic takiego.
- Co one ci, do cholery, zrobiły? - Jared tracił zimną krew.
- Nic! To zejdzie szybciej niż się spodziewasz. Nie martw się wszystko jest okay - dziewczyna skończyła wycierać mu dłoń i pocałowała w palce. - Nic mi nie będzie.
Przytuliła się do niego mając nadzieję, że jej uwierzy. Sama wątpiła w to, że Mia i Kaya mogłyby ją kiedykolwiek zostawić w spokoju. Mimo tego nie chciała, by ktokolwiek, zwłaszcza Jared, się o nią martwił.
- A co od ciebie chciały? - wokalista nie ustępował.
- Czy to ważne? - Megan spojrzała na niego wzrokiem z serii 'wszystko będzie dobrze, bo mamy siebie'. Jednak muzyk wciąż trwał przy swoim.
Ćma westchnęła.
- Przyznały się, że podrzuciły mi do szafki kartkę, jak przytulam Toma. No i zaczęły mi prawić kazanie co mi wolno, a czego nie... A później dały mi do zrozumienia, że rozprzestrzeniają sadyzm. Doszły do wniosku, że 'dostanę drugą szansę' i poszłam sobie... z małą pomocą pani Kendry - wytłumaczyła pokrótce.
- Jest coś, co bym mógł zrobić, by ci jakoś pomóc?
- No cóż... Bez względu na to, co mówią te wariatki, niespecjalnie mam ochotę z tobą zrywać tylko przez nie, ale skoro pytasz... Mam ochotę na lody czekoladowe - Ćma wykorzystała jeden z super-słit-wyszczerzów i tym razem Jared odwzajemnił uśmiech.
- No dobra, ale mam nadzieję, że w pracy ci nic nie zrobią.
- Od kiedy ty taki zasadniczy jesteś? - Megan zmarszczyła brwi. - Mickey będzie jeszcze przez pewien czas na zmianie.
- Czasem się o ciebie martwię, wiesz? Niekiedy jesteś bardziej szalona niż ja.
- Haaa!! Nie czasem tylko zawsze! - pocałowała go w policzek.
- Założymy się? - Jared złapał ją w pasie i założył na ramię.
- Puszczaj! - Megan próbowała się wydostać.
- Zmuś mnie! - Jared szedł w stronę lodziarni. Nie obchodziło go to, że mijający ich ludzie dziwnie się patrzyli.
Pozwolił jej stanąć, kiedy byli już obok wejścia.
- Będziesz grzeczna? - spytał.
- Będę. Chyba - Megan uśmiechnęła się.
- Pilnuj się, bo pożałujesz. Chodź - wziął ją za rękę i weszli do lokalu.
Za dwadzieścia minut byli już w Golden Seedzie.

Dwa rozdziały od razu. Czemu? Bo w tamtym tygodniu miałam lenia ^^. I hope you like it.

piątek, 24 września 2010

45.

Megan i Jared wyszli z kuchni uprzednio ją posprzątawszy. Zastali Shannona siedzącego na zastawionym krzesłami stoliku, który z zamkniętymi oczyma uderzał niewidzialnymi pałeczkami o niewidzialne talerze w powietrzu. Tomo wziął ze składzika zmiotkę i zaczął sprzątać kawiarnię.
- Jezu... Kochany jesteś! - Ćma uśmiechnęła się szeroko do niego.
- Do usług - Tomo puścił jej oczko. - Dawno nie miałem okazji do sprzątania. Ty lepiej siadaj i gadaj o co w tym wszystkim chodzi.
- Matko... - westchnęła. - No dobra, obiecałam wam to dotrzymam obietnicy...
Shannon, jakby właśnie się obudził ze snu zimowego, machinalnie otworzył oczy i opuścił ręce na stół. Jared usiadł obok niego, a Megan usiadła na jednym z wolnych krzeseł okrakiem i spojrzała się na braci i Tomo.
- Od czego zacząć?
- Od wytłumaczenia dlaczego rzuciłaś się na Matta - wypalił wokalista wskazując palcem w sufit.
- Ona się rzuciła na Matta?! - Shann spojrzał na niego oczami puchacza.
- Dobra, ja to lepiej powiem, okay? - wtrąciła się Ćma.
Oboje umilkli.
- No więc...
Wytłumaczyła im wczorajszą reakcję Liz i to, co powiedziała jej Shadow. Pominęła opisywanie własnej wściekłości i wszystkich wykładów. Uznała to za zbyt nudne. Przeszła od razu do sytuacji po wyjściu ze szkoły.
- ... jak go zobaczyłam nie mogłam się powstrzymać. Wzięłam tego emolalusia za fraki i ... w mordę, nawet nie wiedziałam, że tak potrafię... Jak on się rzucał! Jakoś mi się udało go zmusić do prawdy - Megan zaczęła żywo gestykulować. - Miałam nadzieję, że Liz będzie bardziej twarda, ale jednak... - ręce jej opadły i posmutniała lekko. - Zaciągnęłam go do domu i pogroziłam, by się do nas nie zbliżał - teraz pojawił się uśmiech. - Wyraz jego przerażenia był bezcenny. Dalszą historię znacie - wzruszyła ramionami.
- MOTH PSYCHOFAN DESTROYER!! - wrzasnął Jared unosząc ręce.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Nie tak ostro - rzuciła Megan.
- I co teraz? - spytał Tomo odkładając zmiotkę i kompletnie dezorientując pozostałych.
- Nie wiem - Megan znów wzruszyła ramionami. - Muszę iść do domu i pogadać z dziewczynami...
- Odprowadzić cię? - zaoferował Jared wstając ze stolika.
- Ej! Ja też chcę! - wtrącił się Shannimal też zeskakując z blatu i spojrzał z wyższością na brata.
- Uspokójcie się!- Megan zachichotała.
Perkusista pogroził bratu pięścią. Tomo stanął między nich i odsunął ich od siebie.
- Niby to ja jestem najmłodszy, a tu widzę dwójkę małych dzieci - pokręcił głową.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Jak chcecie to chodźcie. Muszę jeszcze zajść do sklepu - powiedziała Ćma.
- Świetnie. Sprawa załatwiona - Tomo otrzepał ręce i usmiechnął się. - Więc chodźmy.
- Wiecie jak oblegany byłby ten stolik, jakby ktoś się dowiedział, że bracia Leto na nim siedzieli? - spytała dziewczyna.
Jared i Shannon spojrzeli na przedmiot.
- A któżby nie chciał mieć położonego kubka na śladzie mojego tyłka? - spytał Jared dotykając pośladków.
Pozostali ryknęli śmiechem, a on dołączył do nich kiedy zakończył gładzić tyłek i blat stołu. W takim stanie wyszli z Golden Seeda, a Megan ledwie się udało zamknąć kawiarnię drżącymi palcami.
Skierowali się do najbliższego marketu 24h. Jared i Tomo zostali na dworze - gitarzysta chciał zapalić, a Leto bał się zbytniego rozpoznania, co wywołało kolejny wybuch śmiechu. Mimo tego, wokalista uznał, że po dzisiejszym sprincie nie ma ochoty na choćby rozdawanie autografów.
Shannon machnął ręką i sam wszedł do sklepu. Megan poszła za nim trzymając się za brzuch, który dziś przeżył sporo różnego rodzaju emocji.
Skierowała się do lodówek, gdzie znalazła prawie wszystko co potrzebowała: lody. Orzechowe, śmietankowe, czekoladowe, kawowe... Wiedziała, że się przydadzą na dzisiejszy wieczór. Później skierowała się do stoiska ze słodyczami i wzięła kilka czekolad i paluszków. Przeszła sklep kilkakrotnie wrzucając do koszyka inne potrzebne rzeczy aż w końcu udała się na poszukiwanie perkusisty. Nie znalazła go w całym sklepie i myślała, że już wyszedł, ale postanowiła sprawdzić ostatni sektor.
- Byłam prawie pewna, że cię tu znajdę - powiedziała do niego patrząc na tabliczkę nad jego głową głoszącą: ALKOHOLE.
Shann mruknął coś w odpowiedzi wpatrując się w półkę z piwem.
- Idziesz? Jesteśmy tu już koło dwudziestu minut... - stanęła obok niego próbując uchwycić butelkę, na której zatrzymał się jego wzrok.
- A dobra - powiedział z przekąsem i wziął z podłogi dwie zgrzewki piw, w każdej po sześć.
- Dwanaście browarów?! Masz zamiar to wszystko wychlać? - Megan opadły ręce.
- Nie wszystko... ale większość - Shannon spojrzał na butelki. - Chodź do kasy.
- To ile pijesz na wieczór? Przyznaj się! - Ćma nie dała za wygraną.
- Zależy od nastroju. Jak mam doła, to taka jedna zgrzewka jest niewystarczająca, a kiedy go nie mam... potrafię bez utraty świadomości dojść do pięciu, a później robię się... dziwny. Przynajmniej tak twierdzi mój braciszek.
- Takie pytanie z drugiej beczki: ile pije reszta?
- Jared potrafi wypić cały litr wódki... ale nie powiem, żeby się po tym zachowywał normalnie... Ostatnio po czymś takim wlazł na bilarda i robił striptiz, ale to pomińmy... - oboje parsknęli śmiechem. - A Tomo... zwykle jedno - dwa piwa i tyle. On jest inny. Poważnie. Z jednej strony luzak, a z drugiej zawsze się trzyma tego, co sobie postanowił. Bardzo rzadko łamie obietnice dane samemu sobie.
- Wam to się pewnie często zdarza, hę? - Megan miała na myśli braci Leto.
- Zgadłaś - Shannon posłał jej zadziorny uśmieszek.
W tym klimacie doszli do kasy i zapłacili za zakupy. Kiedy przy kasie kłócili się o najlepsze piwo, a Shann wspomniał o kilku innych incydentach alkoholowych brata, kasjerka uraczyła ich bardzo przenikliwym i rozgoryczonym spojrzeniem. Megan, zauważywszy to kątem oka, nie potrafiła wydedukować czy ekspedientka gardzi ich rozmową czy też ciekawi ją. Ale nie przejęła się tym i szybko ruszyła za perkusistą, który zdążył już prawie dojść do automatycznych drzwi. Tematy, o których rozprawiali zachowali dla siebie.

- Iść z tobą? - spytał Jared, kiedy byli obok wejścia na Lake Street.
- Chyba sobie poradzę, panie nadopiekuńczy. Nie zachowuj się jak moja mama.
Tomo z Shannem zachichotali.
- No dobra, trzymajcie się... Do jutra - Megan przytuliła wszystkich po kolei i zniknęła za bramą.

- Proszę cię, daj mi z nią porozmawiać! - usłyszała krzyk dochodzący spod drzwi.
- Wypad stąd, debilu! Już wystarczająco namieszałeś! - Megan nie miała wątpliwości, że ten głos należał do Shadow. Przyśpieszyła.
- Kate, błagam cię, pozwól mi! Zależy mi na niej, naprawdę! - teraz do Ćmy dotarło - przed drzwiami stał Matt.
- Wypad stąd, downie, albo zwiśniesz na tej lampie. I mówię teraz serio - Shadow traciła cierpliwość.
- Proszę cię, zgódź się, wiesz, że nigdy nie skrzywdziłbym Lizzie... Daj mi się wytłumaczyć!! - Matt nie dawał za wygraną.
Megan schowała się w ogródku naprzeciwko i obserwowała sytuację. Modliła się, by sąsiadka nie zaglądnęła przez okno.
- Kurwa... - zaklęła cicho Shadow. Megan wyczytała to z jej ust. - Dasz nam spokój czy mam ci to powiedzieć w inny sposób?
- Dam ci spokój, tylko daj mi porozmawiać z moim słonkiem...
- Odwal się od niej, kumasz?
- Nie mogę! - Matt wychodził z siebie. - Ja ją kocham!
- Trochę na to za późno.
- Proszę, daj mi to jej wytłumaczyć! To nie tak jak myślisz!
- Nie, wcale - Kate przewróciła oczami. - Sam się o to prosisz...
- Daj mi dosłownie pięć...
Matt nie skończył zdania. W tym momencie rozległo się głośne AAAAAAUUUU i chłopak zgiął się wpół. Kolano Shadow wróciło na swoje miejsce. Przed dosłownie ułamkiem sekundy znajdowało się idealnie między nogami Matta.
- A teraz żegnam - Shadow zatrzasnęła drzwi.
Chłopak oparł się o nie i znów jęknął. parł się o framugę i powoli wyprostował się. Wolno doszedł do domu. Róże, które miał ze sobą zostawił na ganku dziewczyn. Powoli zamknął za sobą drzwi. Megan usłyszała tylko głośny trzask kanapy i wszystkie dźwięki ucichły.
Ćma powoli wyszła z kryjówki i skierowała się do domu. Zapukała.
- JAESZCZE CI, MAŁA CHOLERO MAŁO?! - usłyszała zza drzwi i dzikim sturmem zostały one otwarte.
- Oh, wybacz... - szepnęła z lekkim zażenowaniem Kate.
- Nie szkodzi - Megan uśmiechnęła się słabo. - Mogę wejść?
Shadow skinęła głową i otworzyła szerzej drzwi wpuszczając przyjaciółkę.
Ćma od razu poszła do salonu.
- Zanim cokolwiek powiesz, wiem, że jestem podłą suką i nie zasłużyłam na to, byś się ze mną przyjaźniła - wypaliła na jednym oddechu. - I powinnam go powstrzymać zanim cokolwiek się stało. nie byłoby sprawy.
Liz wstała z kanapy i rzuciła się na Megan. Jej łzy zamoczyły Ćmie całą lewą część koszulki, ale nie dbała o to. Przytuliła się do przyjaciółki i stały tak przez dłuższą chwilę.
- No ja nie mogę z was - Shadow zaśmiała się i przytuliła się do nich.
Stały tak przez dłuższą chwilę.
- Mogłam wysłuchać też twojej wersji... Przepraszam - Kitty odsunęła się od Megan i spojrzała jej w oczy.
- Daj spokój. Na twoim miejscu też nie podejrzewałabym Matta o coś takiego. Zapomnimy o tym? - spytała Ćma.
- Postaram się... - szepnęła Kitty.
- O matko, kompletnie zapomniałam. Przepraszam was ale zaraz mi się roztopią lody! - Megan wysunęła się z rąk Kate i poszła do kuchni. - Zaraz wam zrobię coś takiego, że palce lizać!
Liz i Shadow spojrzały po sobie z uśmiechem. Megan zabrała się do pracy.
Za dosłownie pięć minut na blacie kuchennym stały trzy pucharki z lodami. Ćma szybko schowała resztki do zamrażarki.
- Wow, wygląda pysznie - Shadow przejechała językiem po wargach.
- Teraz możemy pogadać - Ćma wręczyła obu dziewczynom lody i wszystkie usiadły na kanapie. - Ale nie o tym downie.
- Umowa stoi - Liz uśmiechnęła się lekko.
Wszystkie trzy straciły poczucie czasu i nim się obejrzały zegar na telewizorze wybił północ.

Zgodnie z prośbą mojej ukochanej Paulinki :) mam nadzieję, że było dobrze?

sobota, 11 września 2010

44.

Megan wpadła do Golden Seeda i szybko zamknęła za sobą drzwi. Wszystkie spojrzenia zwróciły się w jej stronę.
- Przepraszam - szepnęła i przeszła kawiarnię kierując się do kuchni.
Po drodze znów przeprosiła pana Browna za spóźnienie i powiedziała, że dziewczyny złapała grypa żołądkowa, ale zaraz załatwi kelnerki. Jej szef spojrzał na nią, z początku groźnie, później z lekkim uśmiechem i uznał, że jeśli wszystko sama załatwi - nie ma problemu. Na koniec dodał jeszcze "Co ja się z wami mam. 5 lat pracy i wciąż mnie zaskakujecie." Dziewczyna podziękowała mu i zaczęła pracę.
Do jej okienka podszedł Tomo i objął wzrokiem kuchnię - nigdy szczególnie tam nie zaglądał.
- Hej! - przywitał się.
Megan wzdrygnęła się i szybko odwróciła.
- Czeeeść! - uśmiechnęła się, a później lekko zakłopotała. - Mam do ciebie... i Shanna ogromną prośbę.
- Wal śmiało - Tomo wyszczerzył się pokazując wszystkie zęby.
- No... Wiem, że ty masz w tym jakieś doświadczenie... - zaczęła. Dalej tempo jej słów mogło dorównać szybkości samochodu wyścigowego. - Moglibyście dzisiaj przejąć pracę kelnerów w Goldenie?!
Tomo wytrzeszczył oczy.
- Co proszę? - wydobyło się z jego ust. Ćma nie mogła stwierdzić, czy gitarzysta to powiedział, czy to był tylko szum.
- Prooooszęęęę!! - Megan złożyła ręce niczym do modlitwy i teatralnie klęknęła przed okienkiem. - Shay i Kitty dziś nie przyjdą, wytłumaczę ci później, a pan Brown mnie zabije jak nie będzie kelnerów... ja nie wyrobię sama ze wszystkim.
Tomo westchnął.
- Fartuszki i notesy proszę - wyciągnął rękę w jej stronę.
Ćma podniosła się z kolan i wybiegła z kuchni. Wzięła z wieszaka męskie uniformy i podbiegła do gitarzysty.
- Dzięki, dzięki, DZIĘKI!! - rzuciła się na niego i przytuliła. Tomo ugiął kolana, by utrzymać równowagę.
- nie zabij mnie! Zostaw to sobie na potem - wydusił.
Megan puściła go.
- Wybacz - podała mu uniformy. - Jestem wielki.
- Tak przy okazji... Gdzie jest nasz kochany wokalista?
- Ohhh... zaciekawił go świat i obecnie jest ofiarą pogoni swoich własnych psychofanek - oboje parsknęli śmiechem. - Pogadeamy później, okay? Nasi klienci się niepokoją.
Ćma spojrzała przez ramię gitarzysty. Ludzie rzeczywiście wyglądali na zdenerwowanych.
- Robi się, madame. Twoi rycerze biorą się do roboty!
Megan uśmiechnęła się i poszła do kuchni.

***

- Moth?
- Słucham? - Megan nie odrywała się od maszyny. Rozpoznała głos Shannona.
- Jakiś facet powiedział, że chce... kupę z kremem. Co to jest? - pokazał jej kartkę z zamówieniem.
- Ten miły pan ma okrągłe okulary, niczym Harry'ego Pottera i jest prawie łysy?
- Taaaaaak...
- To żargon, którego używa. Chodzi o kawę na bazie czekolady. Już nawet nie pamiętam kto tak pierwszy powiedział.
- Miło - mruknął perkusista.
- Proszę, espresso raz jeden - podała mu napój. - Zaraz zrobię tą... kupę.
Wybuchnęli śmiechem. Przerwało im o wiele za głośne trzaśnięcie drzwiami, a obok wejścia stał Jared z przerażeniem w oczach.
- Schowajcie mnie! - zapiszczał.
Megan i Shannimal spojrzeli na siebie. Ćma otworzyła drzwi kuchni.
- Powinniście wszyscy tu wejść - rzuciła. - Część z nich zna was wszystkich.
Shann skinął głową i powoli podążył za nierozhisteryzowanym bratem. Tomo spojrzał na nich bez słów pytając "muszę?" i powoli poszedł za nimi.
Jared kucnął w kącie obok kosza na śmieci i próbował się uspokoić.
- Oooonneee mnie nie zgwałcą, ooooneee mnie nie zgwałcą - szeptał do siebie.
Shann, Tomo i Megan wymienili spojrzenia.
- A ja myślałem, że ty zawsze chętny jesteś - wypaliła z ironią w głosie.
- CZY TY JE WIDZIAŁAŚ?!?! - niemal krzyknął ze wściekłości.
- Okay, już nic nie mówię - uniosła ręce w górę w poddańczym geście.
- Jak cierpi jego ego, to jest rzeczywiście niedobrze - szepnął jej Shannon do ucha.
Skinęła głową.
- Idę je wygonić. Zaraz tu się zjawią.
Megan minęła chłopaków i skierowała się do drzwi.

- Gdzie on jest?! - wrzasnęła brunetka z włosami w kitce i tysiącem pryszczy na twarzy.
- Kto jest? - spytał Megan z ironią.
- Jared!! Jared Leto!! - krzyknęła powodując silny ból bębenków.
- Eeee? Nikt tu nie przychodził.
- Jak to nie! Widziałam go na własne oczy! Widziałam, że wchodził dokładnie tu, do tej kawiarni! - krzyknęła blondynka o masie ciężkiej w różowej koszulce, która była za krótka i wszystko wylewało jej się za pasek zbyt obcisłych spodni.
- Tak, tak, nawet nie wiem co to za człowiek, a wy mi wmawiacie, że ktoś tu wchodził. Lepiej się wynoście, zanim przyjdzie mój szef.
- Ja cfię gfdziefś ficfiałam! - wydusiła z siebie anorektycznie chuda okularnica z aparatem na zębach, którym przydałoby się piłowanie. - Na konferfie Jafrefda!
Się wpakowałam, przeleciało Megan przez głowę.
- Nie chodzę na taki szajs. Ostatnio byłam tylko na akustycznym koncercie czterech facetów świetnie coverujących Nirvanę, więc wybaczcie - gestem dłoni wyprosiła dziewczyny pod nosem nucąc "Rape Me", by lepiej upozorować sytuację.
Zrezygnowane dziewczyny wyszły z kawiarni, a Megan pomachała im z uśmiechem mówiącym "przykro mi" i wróciła do kuchni.
- Jesteś wielka - Tomo nie ukrywał, że podobało mu się to.
- Przypomnę ci, że to ty jesteś - odpowiedziała kierując na niego palec. - Dobra, już po sprawie, załatwicie końcówkę tego, co was wcześniej prosiłam? To tylko pół godziny.
- Robi się szefowo - Shannon do niej mrugnął i oboje z Tomo wyszli z kuchni.
Jared zawstydzony (nawet bardzo) drapał się po głowie i próbował bezskutecznie gdzieś zawiesić spojrzenie.
- Głupio się zachowałem... - zaczął.
- Daj spokój, to było ciekawe doświadczenie - Megan chichotała cicho.
- Wiem, że czasem zachowuję się dziwnie. I naprawdę to niekomfortowe, że zachowałem się tak przy tobie.
- Chociaż wiem, że jesteś ze mną szczery. Nie sądzę, żeby wiele twoich dziewczyn doświadczyło tego, co ja teraz, hę?
- W sumie masz rację... - Jared zamyślił się.
- Często masz takie akcje? - Megan bez względu na wszystko chciała pociągnąć temat.
- Nie bardzo. Ale czasem mi się zdarza. Kiedy jest za trudno to opanować.
- Rozumiem...
- Mogłabyś mi powiedzieć, co zrobiłaś Mattowi? - Jared uśmiechnął się lekko.
Jednak mina Megan trochę zrzedła.
- Zaraz. Pogadamy po zamknięciu. Chłopaki też chcą wiedzieć.
- Co oni właściwie robią? - wokalista spojrzał na szczerzącego się do niego brata, który właśnie położył zamówienie na okienku.
- Pomagają mi. Kelnerzy deluxe. Dzisiaj kawiarnia powinna się nazywać "On The Way To Mars" - rzuciła Ćma.
- Fajnie... Mogę też jakoś pomóc? - zaoferował.
- Powiedziałabym, żebyś wyrzucił śmieci, ale boję się o kolejną taką akcję... Pan Brown, by tego nie zniósł dwa razy na dzień... Więc... Jeśli umiesz, nasyp dwie łyżeczki kawy do każdego w tych kubków - wskazała na ustawione na stole naczynia. - Dasz radę?
- Tak myślę... - Jared uśmiechnął się lekko.
- To dobrze.
Megan wzięła śmieci i na odchodnym pocałowała go.
- Nie każ mi wyganiać Echelonu za często - powiedziała patrząc mu w oczy. Ich kolor i wyraz wydał jej się jeszcze bardziej magiczny niż zwykle.
- Obiecuję.

Zaraz jadę do Szczecina. Sama mam radochę, że to napisałam. Końcówka trochę naciągana, ale nie miałam weny, przepraszam. Obiecuję, że za tydzień dam super rozdział :D. Napiszę go, kiedy tylko będzie to możliwe. Choćby na religii xD.

KOCHAM WAS WSZYSTKICH, MOI ZACNI CZYTELNICY!! DZIĘKIIII!! <3333