UWAGA

Przez długi czas ten blog był zablokowany. Odblokowałam, przez prośbę osoby na Marsowych Historiach, która trafiła do mnie przez Marion. Nie zamierzam go kończyć. Pisałam go wieki temu, a moja faza na Marsów zmniejszyła się do zera. Jeśli ktoś miałby spekulacje lub chciałby go skończyć to zgłoście się do mnie w komentarzach lub do @LisaTheHatter na twitterze. Pozdrawiam.

Jeśli ktoś ciekaw mojego drugiego marsowego opka zapraszam: www.artemis-apocraphex.blogspot.com

piątek, 15 kwietnia 2011

63.

Proszę, nie sprawdzajcie tekstu, później będzie wiadomo, czyje są te piosenki :) [jeśli ich nie znacie xD]. Zrozumiecie podczas czytania ^^.

- Wytłumaczy mi ktoś, co się tutaj dzieje? - Agata Stone patrzyła na wszystkich zaspanym acz stanowczym wzrokiem.
W całym domu ucichło tak, że można było usłyszeć tykanie zegara. Megan spojrzała na twarze przyjaciół. Liz spuściła głowę nie wiedząc co powiedzieć, a Shadow wpatrywała się w Agatę z lekkim zmieszaniem na twarzy. Kątem oka dostrzegła twarz Jareda, który penetrował wzrokiem pokój nie wiedząc co ma robić. Dziewczyna odetchnęła głęboko i spojrzała na matkę.
- Johnny przyszedł pożyczyć kilka... płyt - wymyśliła na poczekaniu. - A ty zasnęłaś, pewnie podróż była męcząca, nie chcieliśmy cię budzić tylko... Jakoś tak wyszło.
- Przepraszamy, niepotrzebnie się śmiałyśmy - Shadow wstała z podłogi i otrzepała spodnie.
- Zaraz ci przyniosę te płyty - powiedziała po angielsku klepiąc mężczyznę po ramieniu i pobiegła do pokoju zostawiając zdziwionego Jareda na łaskę swojej matki i przyjaciół.
Szybko przebiegła dystans salon - pokój, otworzyła klapę, wzięła pierwsze kilka płyt z półki i wróciła do wszystkich.
- Mam nadzieję, że ci się spodobają - uśmiechnęła się szeroko próbując zmienić jego zdziwienie w zrozumienie.
- Yyy... Tak, pewnie tak, dzięki bardzo - odpowiedział wymuszonym wygięciem ust i przyjął płyty. - To ja już lepiej pójdę...
Skierował się do wyjścia, pożegnał się ze wszystkimi i zamknął za sobą drzwi. Stanął na ganku jak wryty dalej zastanawiając się o co chodzi. W końcu ruszył przed siebie i spojrzał na płyty, które dała mu Ćma. Pomijając "Master of Puppets" Metallici i "Nevermind" Nirvany reszty nazw nie kojarzył. Jedną owszem, gdzieś słyszał, ale nigdy nie znał żadnego utworu zespołu. Postanowił, że posłucha ich, kiedy znajdzie się w hotelu. Wyciągnął BlackBerry i włączył twittera. Idąc tak nieomal potknął się o śmietnik na rogu ulicy i zatrzymał się. Obejrzał się za siebie, by sprawdzić, czy nikt go nie widział, ale ku swojej uldze ulica była pusta. W końcu zamienił zażenowaną minę na głupawy uśmiech, włączył aparat w telefonie i zrobił zdjęcie śmietnika i kilku worków stojących za nim. Otworzył przeglądarkę i wysłał fotografię z podpisem "London trash". Wzruszył ramionami i parsknął śmiechem. Już nie mógł się doczekać, jak za kilkanaście minut jacyś ludzie zaczną wychwalać artyzm tego zdjęcia. Schował telefon i postanowił złapać taksówkę, żeby szybciej dostać się do hotelu i uniknąć kilku potencjalnych, krępujących spotkań. Dopiero za trzecim razem udało mu się dorwać wolnego taksówkarza, który mógł go podwieźć.

Wyszedł z auta wciskając w rękę kierowcy odpowiednią sumę, włożył dłoń do kieszeni i wszedł do hotelu. Objął wzrokiem hol i zatrzymał się na chwilę spoglądając na uśmiechającą się młodą recepcjonistkę. Kobieta była lekko zawstydzona, ale mimo to starała się jak najdłużej utrzymać kontakt wzrokowy. Jared, lekko zdezorientowany, skinął głową i skierował się do wind. Nacisnął guzik i kątem oka zerknął na recepcję, gdzie dziewczyna wachlowała się broszurą reklamującą i z uśmiechem wpatrywała się w oszklony sufit. Parsknął śmiechem i wszedł do lustrzanej windy. Spojrzał na swoje odbicie. Uwielbiał to uczucie, gdy go podziwiano. Nieważne za co: muzyka, wygląd, gra aktorska... Uśmiechnął się do siebie.
- Czterdziecha na karku, Leto, a ty dalej nieźle sobie radzisz.
W końcu zaczął się śmiać wyobrażając sobie minę Megan, jakby to usłyszała. W takim stanie doszedł do drzwi apartamentu i bezceremonialnie je otworzył. Z kanapy naprzeciwko John podniósł głowę znad papierów i uśmiechnął się do wokalisty.
- Udana randka? - spytał.
- John, proszę cię, nie udawaj znów ojca - odparł na odczepnego i skierował się do swojego pokoju.
- Jared?
- Słucham? - wokalista cofnął się z pytającym wzrokiem.
John miał tym razem już poważną minę.
- Dzwoniły szychy z EMI. W maju będziemy musieli wracać - urwał widząc zszokowaną minę Leto. - Ale spokojnie, dopiero w drugiej połowie.
- Mieliśmy jechać pod koniec czerwca, dopiero na trasę koncertową... - zaczął.
- Wiem o tym, ale wytwórnia chce na spokojnie przesłuchać nowy materiał i ewentualnie coś dograć.
- Ja pierdolę - szepnął Jared zamykając oczy. - Mieliśmy mieć więcej luzu z następnym albumem - rzekł głośno.
- Nic na to nie poradzę. Udało mi się wynegocjować kilka tygodni więcej, ale tym razem więcej nie zdziałam. Chcieli, byśmy skończyli część projektów, zgrali i od razu przyjechali choćby za tydzień. Przekonałem ich, że trzeba to skończyć w jednym studiu, bo później mogą być komplikacje dźwięku, ale wciąż chcą mieć więcej czasu na omówienie materiału. Przykro mi.
- W porządku. Dzięki, John - Jared otworzył drzwi do pokoju i rzucił się na łóżko oddychając ciężko.
Wziął gitarę i próbował coś zagrać na uspokojenie, ale nie potrafił się skupić choćby na chwytach. Tym razem EMI wkurzyła go jeszcze bardziej. Po procesie mieli dostać więcej swobody, a i tak znów zmuszają ich do pracy jak woły na polu. Nienawidził tego. Zawsze, gdy się za coś brał chciał to zrobić perfekcyjnie, nie patrzył wtedy na czas, koszty czy wysiłek jaki miał w to włożyć. A poza tym nie wiedział jak mógłby to powiedzieć Megan. Nigdy o tym nie rozmawiali. Zwykle było tylko tu i teraz, nikt nie poruszył tematu rozstania. Spojrzał na płytę od Megan leżącą najbliżej niego i postanowił, że może jakaś nowa muzyka da mu trochę trzeźwiej pomyśleć.
Włączył komputer, podłączył duże słuchawki i odpalił płytę.
Po okładce spodziewał się spokojniejszych rytmów, jednak pierwszy utwór dawał niezłego kopa.

We break our enemies with fear
And we've seen how the tears come around...


Jared zamknął oczy. Przez chwilę miał ochotę coś uderzyć, ale w końcu rzucił się na łóżko i zaczął wpatrywać się w sufit i pukać nogą o łóżko w rytm. Stwierdził, że refren utworu dodaje tyle energii, że można by było wyjść na ulicę i pobić do nieprzytomności kilkoro przechodniów.

The world lies in the hands of evil
And we pray it would last


- Pozytywnie - mruknął. - Bardzo pozytywnie...
Kiedy wokalista krzyknął ostatnie słowa muzyka zmieniła się. Dalej utrzymywała mroczny klimat, ale były to same instrumenty strunowe z dodatkiem perkusji. Leto do końca nie doczekał się wokalu. Kolejny utwór był podobny, tylko melodia się zmieniła. Wszystko to jakoś dziwnie trzymało ciekawość. Po skończeniu utworu Jared wyprostował nogi i odetchnął. Następna piosenka zaczynała się jeszcze bardziej spokojnie i smutno, więc Leto odprężył się wsłuchując się w muzykę. Tym bardziej wzdrygnął się, gdy w słuchawkach rozbrzmiał głęboki głos.
"I'm giving up the ghost of love..."
Otworzył oczy i tym bardziej się wzdrygnął widząc nad sobą owłosioną postać.
- JEZUS MARIA! - wrzasnął i próbując wstać spadł z łóżka okręcając się w kabel słuchawek.
Owłosiona postać zaczęła się śmiać i podała mu rękę, by pomóc unieść się z podłogi.
- Tomo, ty chcesz mnie zabić?! - Jared odplątał się ze słuchawek i rzucił je na łóżko.
- Raczej nieee, po prostu chciałem spytać, czy idziesz z nami na kolację.
- W sumie chyba nie zaszkodzi - wokalista wyprostował plecy i skierował się do szafy, by coś na siebie narzucić.
Tomo rozejrzał się po pokoju.
- Od kiedy ty słuchasz Apocalyptici? - spytał.
- Czego? - Jared odwrócił się. - A, tego. Nie słucham. Moth mi dała... Długa historia.
- A jak ci się podoba?
- Nieźli są. Ale to chyba nie mój gust muzyczny.
- Dlatego byłem zdziwiony, że masz tą płytę - uśmiechnął się gitarzysta.
- Taa... Idziemy?
Tomo skinął głową i obaj wyszli z apartamentu kierując się do wind.
- John ci mówił? - spytał.
- Tak. To wkurzające. Nie mogę uwierzyć, że oni znów to robią.
- Chyba lepiej już dać sobie spokój. I tak nie mamy szans z nimi.
- I to jest w tym najgorsze - westchnął Jared opierając się ciężko o ścianę windy.

niedziela, 20 marca 2011

62.

brak wytłumaczeń. po prostu brak weny. nic nie mogłam na to poradzić. epickie wejście nr 2?

- Masz lukier na nosie - Megan zaczęła się śmiać.
Jej humor wzmógł się, kiedy Jared zrobił zeza by sobaczyć swój nos. Uśmiechnął się i starł go palcem.
- Mogę ci zadać jeszcze jedno pytanie? - spytał.
- A co cię powstrzymuje? Zwykle nie zadajesz "przed pytań" - odparła dalej się uśmiechając.
- No bo... W tym kartonie o nas nie znalazłam żadnej wzmianki na temat This is War... Nie lubisz tej płyty czy jak?
- Znalazłeś temat. Nie powinieneś przypominać o tym jakim jesteś denerwującym człowiekiem grzebiącym w cudzych rzeczach - spuściła wzrok w zamyśleniu. - Teraz rozumiem przesłanie początkowego pytania.
- Ale odpowiesz? - Jared próbował pochylić się tak, by spojrzeć jej w oczy. Niemal położył głowę na kolanach, kiedy udało mu się i na twarz dziewczyny znów wstąpił uśmiech.
- Ty naprawdę powinieneś przystopować ze swoim egoizmem - powiedziała wreszcie. - No cóż... TIW jest inna niż starsze płyty i mogę przyznać, że mam większy sentyment do tych starszych, ale... Ma swój własny klimat.
- Który ci się nie podoba, tak?
- Tego nie powiedziałam - dźgnęła go palcem w ramię. - Jest weselsza. Jak słucham części piosenek to z niewiadomych powodów się uśmiecham przez melodię. Tak po prostu.
Wzruszyła ramionami.
- Ale dalej mi nie odpowiedziałaś na pytanie - wokalista drążył temat.
- Ohhh, a ty swoje. Chcesz mojej chamskiej szczerości? Proszę: ona nie ma prawdziwie marsowego klimatu. Takie ot wesołe pioseneczki do śpiewania pod prysznicem. Choć fakt, część cytatów ci wyszła, mój drogi. A co do "Wojennych Pamiątek" to po prostu mam je porozrzucane po pokoju, bo czasem się mi przydawały do promo.
Leto zamurowało.
- Tylko się nie popłacz z powodu krytyki - pocałowała go w policzek i podeszła do szafy.
Wyciągnęła stamtąd dwa albumy ze zdjęciami i znów obok niego usiadła.
- Wiesz... Może to moje odczucia, ale przez to, że zbliżyliście się melodycznie do popu zaczęło się wami interesować wiele dziewczynek bez własnego życia, które od razu się w tobie zabujały.
- I to cię tak bardzo wkurza? - spytał z lekkim wahaniem.
- No wiesz... Zawsze wydawało mi się, że wam zależy na jakości, a nie ilości - otworzyła pierwszy album i zaczęła go kartkować.
Po chwili znalazła odpowiednią stronę i podsunęła do Leto.
- To jedne z pierwszych promo w Londynie, na które z ciekawości poszłam. Później chodziłam dla towarzystwa, nigdy specjalnie się w to nie udzielałam, po prostu chciałam zobaczyć kim są ludzie, którzy uważają się za rodzinę.
Na zdjęciu było dziesięć uśmiechających się osób, z których osiem była płci żeńskiej. Kilku z nich miała na twarzy glify lub koszulki z cytatami piosenek z drugiej płyty. Wszyscy wahali się w wieku mniej więcej piętnastu - dwudziestu lat i mieli na sobie ciemne ubrania. U stóp trzymali transparent ze znakami Marsów z napisem "Provehito In Altum" przechodzącym przez środek.
- To jest londyński Echelon jaki poznałam w 2006 roku, kiedy przyjechałam na studia. I naprawdę dzięki nim bardziej się tutaj zaklimatyzowałam - przerzuciła kilka stron. - A to dla porównania zdjęcie zrobione w zeszłym roku po wydaniu This Is War.
Na tej fotografii osób było ponad dwadzieścia, jednak w tym przypadku było to dość mieszane towarzystwo. Było kilka osób z poprzedniego zdjęcia, bardziej poważnych, ale wciąż trzymających się razem i uśmiechniętych. Jednak przeważał tutaj różowy kolor akcentujący wiele bluzek z podobiznami członków zespołu. Na pierwszy plan wyszła dziewczyna sporych rozmiarów w koszulce z napisem "I love Jared Leto" i zdjęciem wokalisty w wielkim sercu.
- Zauważyłeś jakieś różnice? - spojrzała na Jareda, który wciąż wpatrywał się w zdjęcie. - Nie będę cię więcej dobijać. Wasza muzyka jest naprawdę świetna, ja tylko stwierdzam fakty. Nie załamuj się, po prostu doceniaj tych, którym serio nie chodzi o to, by was zgwałcić.
Leto niezauważalnie poruszył wargą w prowizorycznym uśmiechu.
- Widziałam to! - Megan zaczęła go dźgać palcami w bok. - No już, uśmiechnij się.
W końcu wokalista drgnął w odczuciu łaskotania.
- Ahaaa, masz łaskotki - zatriumfowała Ćma próbując znów trafić na tamto miejsce.
Jared w mgnieniu oka oderwał wzrok od albumu i złapał ją za ręce uśmiechając się zadziornie.
- Mister Jared Joseph Leto odzyskał zdolność uśmiechu. Czy ktoś ma statuetkę dla mistrza? - Megan niemal krzyknęła tworząc "dostojny" ton głosu.
- No i co teraz? - spytał.
- A co sobie wymyśliłeś?
- A ty?
- Niegrzecznie jest odpowiadać pytaniem na pytanie - Ćma próbowała wyswobodzić ręce tak, że Jared stracił równowagę i oboje runęli na kanapę.
- I coś narobiła? - Jared mimowolnie zaczął się śmiać.
- A co to moja wina, że jestem od ciebie silniejsza? Za mało jesz - zaczęła się śmiać razem z nim.
- Osz ty... - zaczął Leto próbując wstać, ale dziewczyna zaparła się łokciami o jego brzuch tak, że znów spadł na kanapę. Usłyszał szelest pod plecami i zmarszczył brwi.
- Co jest? - spytała Megan.
Wokalista sięgnął ręką pod siebie i wyciągnął zdjęcie.
- Zapomniałem, że je odłożyłem. Chciałem cię poprosić, byś mi to przetłumaczyła - uśmiechnął się słodko.
Ćma wzięła zdjęcie do ręki i spojrzała na nie.
- To jest zdjęcie, które wysłał mi Martin, kiedy byli w USA... - odwróciła je i przejrzała wzrokiem napis. Parsknęła śmiechem. - To nie jest nic ciekawego do tłumaczenia.
- Zrób to dla mnie, chociaż kilka słów w twoim języku się nauczę, proszę.
- No dobra... - Megan z trudem opanowała cisnący się śmiech. - Tu jest napisane: "I'm sure you'll like this... cool blond guy. Smile. Martin." Usatysfakcjonowany?
- Powiedzmy - podniósł lekko głowę i pocałował ją zmuszając do tego, by się bardziej pochyliła.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i odwzajemniła pocałunek.
- Hej, jest tu kto? - Megan usłyszała głos Kate.
Ćma oderwała się od Jareda.
- Zaczekaj tu - powiedziała i wstała z kanapy, by zejść na dół.
Wokalista zamruczał coś w odpowiedzi w niezbyt dobrym humorze.

- Hej - przywitała się Ćma.
- Możesz nam wyjaśnić co twoja mama robi tutaj? I dlaczego śpi? - spytała Kitty.
- Wczoraj koło północy Bartek napisał mi SMSa, że się z nią pokłócił o Sam i że mama wraca porannym autobusem. Wyszłyście zanim zdążyłam wam cokolwiek powiedzieć.
- Ahaaa... A telefony nie istnieją w drugą stronę przypadkiem? - Shadow zaczęła się droczyć.
- No wiesz... Przyszedł pewien nieoczekiwany problem i zapomniałam o wszystkim.
- Problem? Co za problem? - Liz podeszła do Ćmy i położyła rękę na jej ramieniu. Ta uśmiechnęła się.
- Spokojnie, to nie jest aż tak poważna sprawa.
- Co masz na myśli? - Kitty zmarszczyła brwi.
- Pięć. Cztery. Trzy. Dwa. Jeden - odliczyła Megan.
- I AM DŻLUPIJA BLONDINKAE!! - krzyknął Jared zeskakując z drabiny z rękoma w górze.
Liz i Kate spojrzały na siebie i w tym samym momencie wybuchnęły śmiechem. Shadow w końcu nie wytrzymała i śmiejąc się usiadła na podłodze siadem płaskim.
- Co... ty mu... powiedziałaś? - spytała w ojczystym języku Kitty tamując chwilowo śmiech.
- Miałam nadzieję, że nie będzie się aż tak tym obnosił - odpowiedziała podzielając ich humor.
Za to Jared powoli zszedł ze schodów z niepewnym uśmiechem na ustach.
- O co chodzi? - spytał.
- Nie..., nic - Megan położyła głowę na jego ramieniu wciąż chichocząc.
- Co tu się dzieje? - znów ktoś użył polskiego.
Nagle w domu zrobiło się cicho. Wszyscy spojrzeli w stronę sofy, z której powoli wstawała Agata Stone.
- Oh shit - wyrwało się Shadow.

piątek, 25 lutego 2011

61.

Właściwie nie wiem jakie znaczenie będzie miał ten rozdział w przyszłości, ale chciałam coś napisać o Martinie :). Chyba zacznę przeplatać stare życie Ćmy, ale zobaczy się.
Moja droga Paulinko, dopiero po wymyśleniu imion ogarnęłam ile dla ciebie znaczą, wybacz xD.

Jared odetchnął głęboko i otworzył karton. Był w nim jeszcze większy bałagan niż w poprzednim. Walało się po nim mnóstwo wejściówek na koncerty, ręcznie pisanych tekstów, niepoukładanych zdjęć i notesów. Wśród tego leżało kilka płyt. Leto wyciągnął wszystkie i zaczął je przeglądać. Dwie z nich były wydane przez małą wytwórnię. Pozostałe - nagrywane programami komputerowymi. Wszystkie nazwy były dla niego kompletnie nieznane. Dopiero przy przedostatniej płycie zatrzymał się widząc znane mu tytuły. Zagryzł wargę. Niemal kipiał z ciekawości co znajduje się na CDku. Rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu czegoś, co odtworzyłoby mu płytę. Jego wzrok padł migające na zielono światełko włączonego laptopa leżącego na szafce nocnej. Bez zastanowienia sięgnął po niego. Nacisnął spację modląc się, by nie było hasła. Ku jego radości - a zarazem niewielkiego szoku - komputer był odblokowany. Na ekranie wyświetlił się dokument w Wordzie na temat energii mechanicznej. Zminimalizował go i włożył płytę do kieszeni. Na pulpicie słonecznego Londynu otworzyło się okno startowe. Kliknął opcję otwórz i zaczął przeglądać pliki w folderze. Na samym dole znalazł folder Covers i wszedł tam. Ukazało mu się kilka filmów podpisanych tytułami piosenek z jego pierwszej płyty. Były niemal wszystkie. Jared w końcu wzruszył ramionami i otworzył jeden z nich.

- Jedziemy panowie - brunet załączył kamerę.
Stanął po lewej stronie wokalisty o ciemnoblond włosach i zacisnął palce na gryfie gitary elektrycznej. Perkusista z tyłu zapukał cztery razy pałeczkami. Szatyn po drugiej stronie przeciągnął palcami po gryfie gitary basowej nadając początkowi piosenki kosmiczne brzmienie. Zanim dotarł do końca gryfu cały zespół uderzył tak mocnym brzmieniem, że kamera z trudem utrzymała dźwięk.
- So I run and hide and tear myself up start again with a brand new name and eyes that see into infinity...
Klawisze zastąpili gitarą. Nie była to ta sama piosenka kropka w kropkę. Miała inny klimat. Jared nie potrafił stwierdzić, czy był lepszy czy gorszy. Po prostu inny.
- I will disappear. I told you once and I'll say it again. I want my message read clear. I'll show you the way, the way I'm going.
Ponownie włączyły się ostrzejsze dźwięki gitary i wokalista powtórzył refren.
- Dobry jest - mruknął do siebie Jared, ale za chwilę umilkł chcąc usłyszeć nagranie do końca.
Druga zwrotka też wypadła rewelacyjnie. Muzycy poczuli się luźniej i gitarzysta wraz z basistą zaczęli przechadzać się po pomieszczeniu. Podczas solówki stanęli naprzeciwko siebie i ze skupieniem wygrywali swoje partie. Następnie gitarzysta podszedł do mikrofonu i ostatni refren zaśpiewał wspólnie z blondynem robiąc za drugi głos. Miał silny głos z domieszką chrypy. Po drugim "with a brand new name" oddalił się, by skończyć piosenkę kolejną solówką. Potem podszedł do kamery i kilka sekund po wyszeptanym do mikrofonu "I will disappear" przez blondyna wyłączył ją.

- Genialnie, chłopaki! - Martin zaczął klaskać podchodząc do kumpli.
- Zgodzę się, wyszło genialnie. Mam nadzieję, że kamera nie puściła? - Daniel odłożył bas na stojak i usiadł obok niego na podłodze.
- Jak sprawdzałem wszystko z nią w porządku. Obejrzymy to później - odpowiedział brunet.
- Miałeś genialny pomysł z tym drugim głosem - Adam uśmiechnął się do przyjaciela.
- Daj spokój, to ty masz największą z nas wszystkich robotę. Sobie gratuluj - odparł gitarzysta.
- Oboje dajcie spokój, każdy z nas dał z siebie wszystko i wyszło zajebiście szczerze mówiąc - Łukasz wyszedł zza perkusji i usiadł obok Daniela.
- Ty to potrafisz krótko i zwięźle - Adam zaczął się śmiać, co podłapała reszta.
- Ktoś musi - odparł perkusista. Sięgnął po wodę obok siebie i podał kumplom sam wypijając większą część.
- Matka was kiedyś stąd wygoni - odezwał się głos za ich plecami.
- Skoro pozwoliła nam tu grać to myślę, że wszystko się ułoży - Martin odwrócił się i uśmiechnął słodko. - Za dużo się zamartwiasz, siostrzyczko.
- Wasze piosenki są lepsze od tego co teraz graliście - stwierdziła Megan podsuwając sobie składane krzesło i siadając na nim.
- Skoro ci się nie podoba drzwi są tam - brunet wskazał ręką wyjście.
- Daj spokój, dopiero przyszłam, poza tym chciałam się przywitać - odpowiedziała.
- I oczywiście musiałaś skomentować nasze wykonanie Capricorna - dokończył za nią.
- Zobacz braciszku, jak ty mnie dobrze znasz.
Reszta zespołu parsknęła śmiechem.
- Jak chcesz wiedzieć to Adam śpiewa milion razy lepiej od tego wyjca - powiedziała Megan. - Ich muzyka jest znośna, ale ten no jak on ma... Leto? Najlepiej byłoby go wysłać do lasu, by się wywrzeszczał.
- Dziękujemy za komplement teraz możesz już iść - Martin uśmiechnął się na siłę.
- Chyba zostanę i posłucham co reszta o tym sądzi. Nie uważasz, że to będzie bardziej fair?
- Jak sobie życzysz - westchnął brunet wzruszając ramionami.
Jednym z niewielu warunków jakie musieli spełnić, żeby zachować garaż było pozwolenie Megan na spędzanie w nim tyle czasu ile zechce. Martin był jej wdzięczny, że udało jej się wynegocjować z matką pozwolenie, ale siostra czasem doprowadzała go do szału. Pocieszał się, że większość sióstr takich jest.
- Ja nic do Jareda nie mam. Tworzy fajną muzę, ale każdy ma swój gust - powiedział Daniel na odczepnego.
Spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się do niej. Odwzajemniła to, ale za chwilę odwróciła wzrok na swoje kolana. Martin westchnął ciężko i przewrócił oczyma nie odzywając się.
- Macie coś do żarcia? - spytał Łukasz.
- Czy ty zawsze myślisz tylko o jedzeniu? - Adam pchnął go lekko w ramię.
- Ktoś musi - perkusista wzruszył ramionami.
- Tam powinny być słodycze - Megan pokazała palcem na szafkę za siedzącymi na ziemi. - Jeśli ich wcześniej nie zjedliście.
Martin pytającym wzrokiem spojrzał na siostrę.
- Jako wasz manager muszę o was dbać - uśmiechnęła się i wstała z krzesła.
- Jestem ci wdzięczny - Łukasz rozpakował paczkę paluszków i wsadził sobie kilka do ust.
- Wszyscy jesteśmy - Adam poczęstował się paluszkami i skinął głową w kierunku dziewczyny.
- No to ja wam nie przeszkadzam, ćwiczcie sobie - podeszła do drzwi i otworzyła je.
- Dzięki za pozwolenie - Martin chciał mieć ostatnie słowo w tej rozmowie.
- Nie bądź taki... No przecież, zapomniałabym - Megan szerzej otworzyła oczy i odwróciła się od wyjścia. - Załatwiłam wam wysęp w Hard Rock Cafe na rynku.
Sun Theory zamarł.
- Pierdzielisz - szepnął Łukasz tak, że paluszki wypadły mu z ust.
- Nie dostaniecie dużo, ale... Jak pogracie w tym klubie striptizerskim jeszcze kilka wieczorów i uda wam się zdobyć pięć stów w ciągu następnego tygodnia to w następny piątek i sobotę macie po 5 godzin urzędowania w studiu nagraniowym po przystępnej cenie. To chyba tyle, co miałam do powiedzenia. Narazie.
Chciała zamknąć drzwi, ale Martin ją powstrzymał.
- Megan - podszedł do niej i przytulił ją. - Dziękuję, jesteś najlepszą siostrą na świecie.
- Należy wam się - poklepała go po ramieniu. - Tylko nie osiądźcie na laurach. Macie półtora tygodnia, żeby doszlifować kawałki na demówkę. A do tego pamiętajcie o tym klubie... Ponoć jak wy gracie przychodzi więcej klientów, ale właściciel jest lamusem i wam tego nie przyzna. Pa.
Zostawiła chłopaków sam na sam z ich muzyką i wieściami zwalającymi z nóg.


Megan zamknęła klapę i odwróciła się. Widząc Jareda z własnym komputerem i rzeczami wokół zamarła.
- Gdybyś to nie był ty - byłbyś martwy... - powiedziała, a po chwili dodała: - Dobra, gdybyś to nie był ty to by tu nikogo nie było.
Leto uśmiechnął się słabo.
- Wybacz, wrodzona ciekawość.
Megan przewróciła oczami.
- Jakby to cokolwiek usprawiedliwiało - usiadła obok i spojrzała w ekran. - I co myślisz?
- Są... Byli świetni. Bardzo mi się podobali.
- To były czasy. Teraz jest beznadziejnie. Po śmierci Martina wszystko się rozpadło.
- Przykro mi.
- Tak wiem. Każdemu jest. Już się przyzwyczaiłam do takiego stanu rzeczy.
Jared objął ją i przytulił.
- Niby jest w porządku, to było 5 lat temu, ale to wraca - kontynuowała. - Ale nie chcę litości.
Wyprostowała się i jej twarz znów nabrała normalnego wyrazu. Sięgnęła po pudełko i zaczęła przerzucać kartki. W końcu znalazła interesujące ją zdjęcie i pokazała Leto.
- Łukasz, Martin, ja, Adam i... Daniel.
- Co taka przerwa? - Jared uśmiechnął się znacząco.
- Nie twój interes - odpowiedziała niewinnym spojrzeniem.
Leto dostrzegł w pudełku kartkę ozdabianą różowym brokatem. Sięgnął po nią. Na okładce było zdjęcie przedstawiające członków Sun Theory z wielkim tortem.
- O nie, dawaj to! - Megan wyciągnęła rękę, ale Jared był szybszy. Podniósł kartkę wyżej i otworzył ją palcem. Drugą ręką powstrzymywał Ćmę, która w końcu przestała narywać i poddała się.
- Dobra, co mi tam.
Różowym brokatem ktoś napisał Happy Birthday Megan. Jednak w tym wszystkim przed imieniem dziewczyny ktoś napisał inne i skreślił je czarnym markerem.
- Mary? Dlaczego Mary? - spytał Leto nie dowierzając własnym oczom.
- Inicjatywa Dana i Martina. Tym sposobem stwierdzili, iż powinnam dostać taką ksywkę. Chciałam ich za to zabić.
- Ale dlaczego?
- Bo 30 Seconds to Mars było dla mnie kompletną tandetą - powiedziała bardziej spokojnie niż to sobie wyobrażała.
- Serio?
- Wolałabym ciebie nie okłamywać.
- Ale jak...?
- Z początku, kiedy kowerowali te utwory, dla mnie byliście zespołem, który nic nie osiągnie. Dopiero później bardziej mi się spodobaliście. Doszłam w końcu do wniosku, że pierwsza płyta jest cudowna. Ale Sun Theory mieli inne zdanie i za wszelką cenę chcieli mnie przekonać do waszej muzyki. Dan z Martinem uwielbiali wyśpiewywać Dialog z Buddhy przy mnie, bo oboje twierdzili, że pasuję na Mary. Cała filozofia. Do dziś nie wiem o co dokładnie chodziło. Później Martin się poddał i wymyślił mi coś nowego: Ćmę. A teraz... Teraz widzę w tym wszystkim cudowne wspomnienia.
Jared uśmiechnął się i pocałował w policzek.
- Nie zawsze ludzie mają na tyle tupetu, by mi powiedzieć, co im się we mnie nie podoba... Ewentualnie nie podobało.
- Uwierz, wolisz nie znać historyjek na swój temat mojej twórczości.
- Naprawdę?
- Tak. Znając ciebie to pewnie najpierw spojrzałeś do kartonu o Marsach także... Dzięki Bogu, że nie umiesz polskiego.
- To było w tym zeszycie?
- Aha. Tylko broń boże nie próbuj go tłumaczyć! Chociaż tyle mi obiecaj - poprosiła.
Wokalista rozważył to aż w końcu rzekł:
- Niech ci będzie.
- Dziękuję - nagle przypomniała sobie o czymś i odwróciła się do drzwiczek na środku ściany. - Jak zawsze zapomnę.
Wyciągnęła letnią herbatę i ciasto i położyła na biurku.
- Mi to w niczym nie przeszkadza - powiedział Jared. - Najważniejsze, że ty tu jesteś.
Przyciągnął ją do siebie i pocałował w usta.

czwartek, 24 lutego 2011

60.


Gratis feriowy ^^. Czekałam na ten rozdział bardzo długo.
Pragnę powiedzieć, że usunęło mi go całego i musiałam go pisać od początku. Dzięki niezawodny bloggerku :/. To co było - było piękne, nawet ja to przyznam. Nie wiem czy udało mi się powtórzyć tą samą magię rozdziału. Uwierzcie mi, poprzednie było lepsze i żałuję, że tego nie ma.

Powstrzymując wszystkie moje skłócone myśli daję "moment" dla miłej Anonimki XO.


Megan usłyszała pukanie do drzwi. Zmarszczyła czoło i poszła otworzyć. Po drodze dostrzegła przez okno brązowe włosy i uśmiechnęła się na ich widok.
- Dzień dobry - przywitał się Jared widząc ją.
- Hej - Ćma spojrzała na do połowy pełną szklankę, którą trzymała w ręku i po chwili zastanowienia wylała jej zawartość na wokalistę.
- A to za co?! - Leto podniósł ręce i próbował powstrzymać szybko wsiąkające krople.
- Śmigus dyngus - Megan odwróciła się i położyła szklankę na blacie stołu.
- Co takiego? - Jared zmarszczył brwi i wszedł za nią do domu.
- Śmigus dyngus - powtórzyła. - Polskie święto po Wielkanocy polegające na polewaniu ludzi wodą.
- Polskie?
- Tak, polskie, jakiś problem? Nie mów mi, że też nie wiesz, gdzie leży ten kraj - rzuciła mu ręcznik, by mógł się wytrzeć.
- Nie za bardzo... - przyznał się wokalista.
- Czego was uczą w tej Ameryce... Załamać się można - pokręciła głową. - Co cię napadło żeby wpaść?
- No wiesz... Shannon zabrał swój kochany aparat i poszedł z Tomo na zwiedzanie Londynu po raz setny. Zastanawiałem się, czy nie pokazałabyś mi miasta od swojej strony.
Uśmiechnął się lekko zawstydzony.
- Fajny pomysł - odpowiedziała. - Długo nad tym myślałeś?
- Bardzo śmieszne - mruknął.
Podszedł do niej i pogłaskał palcem po policzku. Penetrował wzrokiem każdy centymetr kwadratowy jej twarzy jakby szukał czegoś specyficznego.
- Nie gap się tak, bo ci te oczy wyjdą z orbit - powiedziała Megan próbując bezskutecznie powstrzymać uśmiech.
Jared położył palec na jej ustach szepcząc cicho "shhh". Ćma zamilkła pozwalając mu kontynuować. Oparła się o blat kuchni i przyciągnęła do siebie. Leto oparł ręce na jej szyi i delikatnie pocałował ją w usta. Odwzajemniła go kładąc dłonie na jego wciąż mokrej koszulce. Wokalista musnął ustami jej brodę i złożył pocałunek na jej szyi. Przesunął ręce wzdłuż jej ramion i chwycił ją za dłonie. Megan opuściła głowę tak, że ich nosy się zetknęły. Jared delikatnie przechylił się i pocałował ją. Pogłębiła pocałunek czując jak jej myśli odfruwają.
Trwali tak przez chwilę. Romantyczną chwilę przerwało pukanie. Megan odwróciła się i spojrzała na drzwi. Dostrzegła za nimi znajomą postać, na widok której rozszerzyły jej się oczy.
- Po schodach na górę, po drabinie i zamknij klapę. Bez zbędnych pytań - zakomendowała.
- Ale kto... - zaczął Jared.
- Już. I siedź cicho albo będzie piekło - przerwała mu i podeszła do drzwi. - Jazda.
Zdezorientowany wokalista spełnił rozkaz Megan, która zaczęła dzwonić kluczami, by ukryć hałas. Kiedy zniknął na górze otworzyła.
- Mama? Co ty tu robisz? - udawała zaskoczenie.

***

Jared rozejrzał się po pomieszczeniu, do którego dziewczyna kazała mu wejść. Mimo, że osobiście twierdził, że Burtońska "Alicja" jest średnia, spodobały mu się własnoręcznie malowane ściany. Uśmiechnął się widząc sentencje napisane nad biurkiem. Na meblu leżało kilka grubych tomów książek, większość naukowych, jednak wśród nich dostrzegł okładkę "Lśnienia". Sięgnął po książkę, ale gdy ją otworzył doszedł do wniosku, że nie zna języka, w którym była napisana. Odłożył tom i odwrócił się w stronę oszklonej komody, by obejrzeć resztę skromnej kolekcji książek i płyt. Obok nich zobaczył figurkę nakrycia głowy Szalonego Kapelusznika i filiżankę. Na dolnej półce leżały płyty jego zespołu oraz dwa kartony po Conversach. Oba podpisano korektorem. Jeden napis głosił "30 Seconds to Mars" natomiast drugi "Sun Theory". Jared nigdy nie słyszał o takim zespole. Niemal bez zastanowienia wyciągnął oba kartony i usiadł z nimi na kanapie. Zdecydował się najpierw zajrzeć do zbioru na swój temat.
Doszedł do wniosku, że rzeczy w kartonie nigdy nie były układane. Na wierzch wrzucono kilka bransoletek z glifami i napisami zespołu oraz lekko zniszczony wristband. Pod nimi leżały pocztówki i kartki z notatkami, które większości były tekstami z jego pierwszej płyty. Obok nich znalazł kilka kostek od gitary oraz pałeczkę perkusyjną podpisaną przez Shannona. Dopiero po chwili dotarło do niego, że w kartonie nie ma żadnej rzeczy związanej z This Is War. Na dnie pudełka leżały dwa zeszyty, z których jeden okazał się być albumem na zdjęcia w twardej oprawie. Odłożył go chcąc sprawdzić, co znajduje się w zeszycie. Kartkując go zwrócił uwagę na narysowane lub wklejone symbole a także cytaty piosenek lub to co powiedzieli oni sami. Jednak większość zeszytu zajmowały długie prace w języku, którego nie znał. Doszedł do wniosku, że to polski, o którym wspominała dziś Megan. Zamknął go i sięgnął po album.
Kiedy go otworzył nie mógł uwierzyć własnym oczom. Większość zdjęć przedstawiło jego koncerty za czasów promocji pierwszej płyty. W porównaniu do zbiorów, jakie wcześniej oglądał było w nim, pomijając siebie i swojego brata, zadziwiająco dużo fotografii Solona Bixlera i Matta Wachtera, z którymi już się pożegnał. Na końcu znalazł również kilka ujęć Tomo skupionego na grze na Gibsonie. Zdjęcia były bardzo dobrej jakości jak na robione aparatem analogowym. Kiedy przewrócił stronę temat się zmienił. Na fotografiach uśmiechało się kilku nieznanych mu chłopaków, którzy obejmowali się razem z członkami zespołu. Na kolejnych stronach ukazano podobną sytuację jednak z innymi minami. Na niektórych fotograf uchwycił nawet ich śmiech lub wygłupy. Widać było, że bardzo dobrze się bawili. Na następnej stronie znajdowało się jedno zdjęcie w większym formacie. Był na nim brunet, który skupiony grał na Pitagorasie. Nad fotografią czarnym mazakiem dopisano "Look at the red red changes in the sky", natomiast pod nim "Who said that dreams don't come true?!" Przerzucił kartkę. Tym razem stał na niej szatyn, który pokazywał oba środkowe palce śmiejąc się do obiektywu. Był ubrany w starą, białą kurtkę Leto. Obok zdjęcia ktoś naskrobał długopisem "Dan as Jared Leto".
Wokalista z trudem przełknął gulę żalu, która ściskała mu gardło.
- Chciałbym to pamiętać - westchnął. Żałował, że dał się pochłonąć teraźniejszości i pozwolił wspomnieniom płowieć.
Zamykając album zauważył, że na kolana wypadło z niego jedno zdjęcie, które było luzem wsunięte obok okładki. Wziął je do ręki. Przedstawiało jego twarz, zamknięte oczy i pofarbowane na blond włosy z odrostami. Na czole malowało się skupienie. Ręce, w których trzymał mikrofon, były złożone jak do modlitwy. Śpiewał. Jared był w szoku, że z ówczesną technologią udało się wykonać takie zdjęcie. Odwrócił je. Znów trafił na nieznany język. Jedyne co umiał zrozumieć było imię jego dziewczyny. Postanowił później spytać jej co to znaczy i odłożył fotografię na bok. Poskładał odrobinę rzeczy i wpakował je do kartonu w bardziej pedantyczny sposób. Odłożył go i sięgnął po drugi mniej więcej przewidując czym jest "Sun Theory".

***

- Czemu wcześniej? - spytała Ćma szykując matce herbatę.
- Bartosz miał czelność stwierdzić, że dyktuję mu co mam robić! I że za bardzo ingeruję w jego życie! Wyobrażasz to sobie?! Jak on tak mógł?!
"Uwierz, to nie trudne" powiedziała Megan w myślach.
- Zaczął się czepiać, że Samantha przeze mnie od niego odeszła! Jak on miał czelność... To była narkomanka! - kontynuowała Agata.
"Nawet nie wiesz, że rzuciła dragi dla Bartka". Ćma nie miała ochoty kłócić się z matką. Sprawa i tak była przegrana. Sam zafundowała sobie złoty strzał, kiedy usłyszała od Agaty jaką osobą jest w jej oczach. Dzięki Bogu lekarzom udało się ją odratować. Od tamtego czasu Bartek i Sam boją się do siebie podejść.
- Rozumiem - odparła w końcu.
Starsza Stone zaczęła szukać czegoś w torebce. Megan skorzystała z okazji i otworzyła windę kuchenną i włożyła do niej dwie herbaty oraz dwa muffiny. Podeszła znów do napoju rodzicielki i z szuflady wyciągnęła mały, szklany słoik z drobnymi tabletkami. Za sobą usłyszała, że matka znów zaczęła swój monolog, jednak ona zastanawiała się nad czymś innym. W końcu wysypała 3 tabletki i wrzuciła matce do herbaty. Wymieszała napój tak, by nie było ich widać. Podeszła do matki i postawiła jej kubek na stoliku.
- Nie martw się, niektórzy po prostu źle wybierają - odpowiedziała na odczepnego.
- A tak właściwie gdzie są dziewczęta? - spytała Agata.
- Musiały wyjść do lekarza. Lizzie dostała wczoraj ostrej migreny i skończyły jej się tabletki.
- Kto taki?
- Ehhh... Ela - odparła niemal wydychając całe powietrze. - Jak zawsze mnie nie obudziły i jeszcze w nocy wyłączyły mi budzik.
- Rozumiem.
Agata wzięła łyk herbaty. Przez pewien czas skakała z tematu na temat i krytykowała wszystko, co nasuwało jej się na język. Po dłużącej się połowie godziny wypiła całą herbatę i coraz bardziej ziewała. W końcu bez ostrzeżenia osunęła się na kanapę i zasnęła.
- Wybacz mi mamo - Megan przykryła ją kocem. - To dla twojego dobra.
Pocałowała ją w czoło i skierowała się do swojego pokoju.

niedziela, 6 lutego 2011

59.

Zastój twórczy + brak internetu = wybaczcie :)

- Znalazłem! - wrzask Shannona było słychać na niemal całym piętrze.
Ten natomiast szeroko uśmiechnięty rozwijał sreberko jajka w poszukiwaniu kolejnej wskazówki. Wrzucił czekoladkę do ust i zaczął zastanawiać się nad miejscem przedstawionym w rebusie. Po kilku sekundach wydał z siebie urwany krzyk i już biegł do windy, by zjechać na dół.
Megan wyszła zza rogu uśmiechając się do pleców Leto, który chwilę później wskoczył do windy. Podniosła kolejne jajko zza krzaka i rozpakowała je.
- Kuchnia - mruknęła pod nosem uśmiechając się. - Ostatni przystanek. Można się było domyślić.
W przeciwieństwie do perkusisty powoli poszła schodami na dół kierując się do restauracji. Zastanawiała się, gdzie jest reszta zespołu. Wszyscy uciekli i biegiem przemierzali hotel wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu wskazówek. Ich jajka pewnie były ukryte w innych miejscach, dlatego tylko na Shannona trafiła na swojej drodze. W końcu zeskoczyła z ostatniego schodka i weszła do dość gwarnej restauracji. Kilkunastu kelnerów i kucharzy głośno rozprawiało z pojedynczymi gośćmi siedząc przy ogromnym stole pełnym jedzenia. Ćma dostrzegła między nimi Tomo i Johna, którzy uśmiechnęli się na jej widok. Podeszła do nich.
- To jest ta niespodzianka? - spytała Johna.
- Liczy się zabawa, a nie nagroda - odpowiedział jej gitarzysta, który żuł kawałek kurczaka.
- Ty tak sądzisz - odparł John.
- Niech zgadnę: panowie Leto są w kuchni i szukają nagrody - strzeliła Megan.
- Bingo.
- Oni zawsze chcą więcej niż powinni - dziewczyna pokręciła głową i odeszła od stołu kierując się do kuchni.
- Uważaj na dwóch wariatów tam w kuchni - zagadnął ją kucharz.
- Właśnie idę się z nimi rozprawić - mrugnęła do niego.

- Wam się to nigdy nie znudzi? - wskoczyła na jeden z blatów obserwując jak bracia przeszukują kuchnię.
Za odpowiedź otrzymała kompletną obojętność na jej słowa. Oboje Leto dalej szperali w półkach.
- Szukaj tam! - zakomendował Shannon.
Jared pobiegł w stronę wskazaną przez perkusistę i zaczął przerzucać naczynia. Shanimal w tym czasie otworzył drzwi do chłodni sprawdzając, czy nie ma czegoś tam.
- To wychodzi spod kontroli... - mruknęła Ćma i podeszła do Shannona.
Wyciągnęła go za ramię z chłodni i zatrzasnęła drzwi.
- Nie ogarniasz, że tam nic nie ma?! - krzyknęła mu prosto w twarz.
Perkusistę zatkało. Patrzył na nią jak urzeczony nie potrafiąc wykrztusić słowa. W końcu z wysiłkiem wychrypiał:
- Chcesz nam zabrać nagrodę.
Megan o mało nie zwaliło to z nóg. Zamknęła oczy wciąż trzymając Shannona za ramiona.
- Mówię ci grzecznie, że jedyne co może stanowić nagrodę to obiad w głównej sali. Tu niczego nie ma.
- W takim razie czemu ci nie wierzę?
- Bo może za bardzo wierzysz w swoją wyimaginowaną prawdę? - uśmiechnęła się. - Shannon, to miała być zabawa a nie wojna o nagrodę.
Perkusista w końcu rozluźnił mięśnie i westchnął ciężko.
- Masz rację, nie wiem co mnie napadło - spojrzał na nią i uśmiechnął się lekko.
Odwzajemniła gest.
- Kiedy tylko będę obok postaram się żebyście się budzili w porę.
- Junior, spadamy stąd. Twoja dziewczyna ma rację, to nie ma sensu - powiedział do brata, który kopał wśród misek na rozrabianie ciasta.
- Jesteś pewien? - upewnił się Jared patrząc na niego z lekkim rozżaleniem.
- To chyba ty powinieneś bardziej ode mnie wierzyć swojej lasce, nie?
Młodszy odwrócił głowę lekko zawstydzony.
- Okay, chodźmy - powiedział w końcu.

- Jak ci się to udało? - John nie krył zaskoczenia.
- Magia płci pięknej? - zaryzykowała.
Cała czwórka mężczyzn wybuchła śmiechem.
- Nie pozwalaj sobie - powiedział Shannon.
- Jakiś problem, braciszku? - szepnął mu z uśmiechem Jared obejmując Megan w talii.
Dziewczyna uśmiechnęła się i pocałowała go w policzek.
- Już do siebie doszedłeś? - spytała.
- Chyba tak, wybacz mi.
- Każdy miewa zachwiania osobowości.
- Dość często mi się to zdarza...
- Nie miziajcie się już, żarcie czeka - Shannon nie wytrzymał.
Jared i Megan wzruszyli ramionami i usiedli do stołu razem z resztą.
- No dobra, kiedy już się ogarnęliście mogę wam powiedzieć jaka była nagroda - powiedział John.
Shannon niemal nie upuścił ciasta, które właśnie przenosił na swój talerz. Twarze Marsów zwróciły się w stronę managera zszokowane.
- Jednak coś było w tej kuchni? - spytał Jared.
- Skądże! Chciałem, byście się trochę pobawili zanim dojdziecie do kuchni. Prawdziwa nagroda jest mniej materialna.
John zrobił przerwę, by przełknąć kawałek jabłecznika. Ćma była pewna, że chciał umocnić napięcie.
- Macie jutro wolne - powiedział w końcu.
Marsów zatkało.
- Serio? - nie dowierzał Tomo.
- Tak, nie pytajcie się więcej - manager zajął się ciastem.
- Ale... dlaczego? - spytał Jared.
- Bo ostro pracowaliście. Demówka prawie skończona, jeszcze kilka tygodni i będzie cały materiał jakiego potrzebujemy.
- Super - rozmarzył się Shannon. - Ale będzie dzień...
- Nie wiem co jest takiego fajnego. Przecież większość popołudni macie wolne... - rzekła Megan.
- Zrozumiałabyś, gdybyś była takim śpiochem jak Shann i musiała wstawać przed piątą - odpowiedział jej Jared.
- Przed piątą? - dziewczyna była w szoku.
- Mamy studio wynajmowane od szóstej do drugiej. W tym czasie musimy jak najwięcej nagrać i tak dalej - wytłumaczył jej wokalista.
Skinęła głową.
- Współczuję - uśmiechnęła się.
- Osobiście nie przeszkadza mi to.
- Jesteś pracoholikiem. Zamknij się - przerwał mu Tomo.
"You are the reason I can't control myself!" - dźwięk telefonu zburzył ciepłą atmosferę.
- Wybaczcie - Megan wyciągnęła urządzenie i odebrała.
- ...
- Hej, co tam?
- ...
- Że jak?
- ...
- Ale wszystko w porządku?
- ...
- Okay, gdzie mam przyjść?
- ...
- Mam blisko, dojdę sama.
- ...
- Nie, nie, rozumiem sytuację.
- ...
- Jasne, do zobaczenia. Pa.
Rozłączyła telefon i schowała go do torby.
- Co jest? - spytał wokalista.
- Muszę uciekać. Dziewczyny mnie potrzebują.
- Coś się stało?
- Nic szczególnego, Kitty trochę zasłabła. Ma nawroty migren, więc czasem jest problem. Idę - wstała z miejsca.
Jared zrobił to samo.
- Siadaj, poradzę sobie - pocałowała go w usta. - To blisko.
- Ale...
- Jestem dorosła, uspokój się, rycerzyku. Jak chcesz, wpadnij jutro, ale spędź trochę czasu z rodzinką - uśmiechnęła się.
- Narazie - pożegnała się ze wszystkimi i wyszła z restauracji. Jared usiadł dopiero, gdy stracił ją z oczu.

***

- Hej, przybiegłam jak szybko się dało, wszystko okay? - spytała Ćma Kitty pijącej razem z Shadow herbatę rumiankową w restauracji.
Usiadła obok lekko przestraszona.
- Już mi lepiej, dzięki, że przyszłaś - uśmiechnęła się Liz i przytuliła ją.
- Stało się coś specjalnego czy po prostu jak zawsze?
- Jak zawsze, nic nadzwyczajnego, po prostu muszę odpocząć - odpowiedziała. - Nie chcę zostawić tych dzieci, by czekały, to wszystko
- Najlepiej jakby ktoś z nią pojechał do domu - stwierdziła Shadow.
- Mogę tu poczekać, dajcie spokój - wykręcała się Liz.
- Jestem za Shay, wy jedźcie, zostawcie mi adresy, skończę to - poparła przyjaciółkę Ćma. - Ile wam zostało?
- Niewiele, koło dziesięciu - Kate podała jej listę.
- Nie ma problemu, wezmę to, wy jedźcie.
- Na pewno? - po raz kolejny upewniała się Kitty.
- Tak, przestań się zamartwiać - pocałowała ją w policzek. - Shaddy, daj mi to lepiej zanim nasz kociak zmieni zdanie.
Kate uśmiechnęła się i wręczyła Megan papiery i torbę z upominkami. Dziewczyna pożegnała się z przyjaciółkami i wyszła z restauracji, by skończyć "misję".

niedziela, 30 stycznia 2011

58.


jesteście tacy słodcy, kiedy mnie męczycie żeby dowiedzieć się jakim głupkiem jest Jaruś ^^. a poza tym... DZIĘKUJĘ ZA PRAWIE 900 ODWIEDZIN W STYCZNIU. a przede wszystkim dziękuję JustMeMarion za reklamę ^^ to wiele dla mnie znaczy.
Skoro tak dużo ludzi ciekawi los Ćmy... spróbuję pisać to co tydzień, ale nie wiem jak się wyrobię. do ferii wątpię, bym napisała cokolwiek. ale po 12 będą dodatkowe rozdziały ^^
A Mikey Way niech się przygotowuje na kolejny wspólny xD


- Mieliśmy wyjść na spacer, nie chciałem eskorty do hotelu - żachnął się wokalista słysząc propozycję Ćmy.
- I tak prędzej czy później musiałbyś tam iść, więc... Nie pozwól swojemu braciszkowi się martwić - przytuliła się do jego ramienia robiąc maślane oczka.
- Co znów planujesz?
- Przecież wiesz, że nic. Niby kiedy miałabym cokolwiek wymyślić?
- W twoim przypadku wszystko jest możliwe - pocałował ją w czoło i poszli dalej.
Od niemal godziny spacerowali po parku nie przejmując się ilością gapiów. Jareda cieszyło, że nie było tu fanów, których głównym celem życiowym było rzucenie się na niego.
- Wiem jak cię namówić - powiedziała nagle.
Spojrzał na nią pytającym wzrokiem.
- Serio chcesz wiedzieć? - po chwili zawahała się nad swoim pomysłem.
- Jak zaczęłaś to mów, nie masz wyjścia.
- Powinieneś przy okazji zmienić T-shirta Liz, przecież jakiś czas temu tak ci przeszkadzał - uśmiechnęła się słodko.
Jared tylko przewrócił oczyma próbując powstrzymać zażenowanie, które próbowało wyjść na jego twarz.
- Przekonałaś mnie - rzekł w końcu.
- Ha! Dobrze dobrane argumenty czynią cuda.
- Gdyby nie kac i cudowna Wielkanoc... Zrobiłbym ci coś, naprawdę.
- Już nie bądź taki. Nie masz na mnie nic, mój drogi.
- Nie bądź taka pewna. Wszystko da się załatwić.
- Pewnie. Nie ma rzeczy niemożliwych dla najwspanialszego Jareda Leto!
- Musiałaś? - westchnął odwracając się.
- Oho, nagle zaczęło ci przeszkadzać moje towarzystwo?
Wokalista przystanął.
- Tylko ze mną się tak droczysz?
- Już pytałeś, panie gwiazda, ale powtórzę: obecnie jesteś najlepszym obiektem. Uwielbiam to robić - jej twarz rozpromienił zadziorny uśmieszek.
- Nie dasz mi odpowiedzi na pytanie dlaczego, prawda?
- To nie twoja satysfakcja w tym momencie się liczy, pogódź się z tym - wcisnęła palec wskazujący w środek jego klatki piersiowej. Jared nawet przez skórzaną kurtkę poczuł na ciele jej paznokieć.
- I myśl człowieku o sobie w twoim towarzystwie - pokręcił głową i pocałował ją w usta lekko przysuwając do siebie.
Megan miała setkę odpowiedzi na jego użalanie się, ale po chwili doszła do wniosku, że tym razem mu się upiecze.
- Młodzi - westchnęła siwa staruszka idąc obok nich o lasce i kręcąc głową. Ćma odprowadziła ją zdziwionym wzrokiem i uderzyła głową o ramię wokalisty chichocząc.
- Chyba nie polubię takich komentarzy - wypaliła, a on pogłaskał ją po głowie. - Jesteś dla mnie za dobry.
- A ty dla mnie za wredna - odparł.
- Czyli wszystko się zgadza - podsumowała. - To idziemy do hotelu czy korzystamy z transportu miejskiego?
- Idziemy. Im dłużej nam to zajmie tym lepiej. I chciałbym wiedzieć co ci chodzi po głowie.
- Nawet gdyby chodziło byś się nie dowiedział.

***

- Powrócił pijaczyna od siedmiu boleści! - przywitał się Tomo, gdy przekroczyli próg apartamentu.
Gitarzysta siedział w fotelu i czytał gazetę, którą kulturalnie odłożył, by porozmawiać z przyjaciółmi.
- Cześć Tomo - odpowiedzieli.
- Gdzie Shannon? - dodał Jared. - O Johna nawet nie pytam.
- John, jak to John, jest na spotkaniu, a Shannon... Ma randkę z toaletą.
- On? Nie wierzę! - uśmiechnął się Leto.
- Po tym jak wróciliśmy zdecydował się jeszcze otworzyć butelkę z koniakiem i tyle z niego zostało - pokazał głową na stół i szklankę z odrobiną alkoholu.
- I przeżył? Gratuluję mu - Megan zaczęła wolno klaskać. - Już u mnie wypił kilka... litrów.
- Dał jakoś radę. Prawie się porzygał do łóżka, ale udało mu się dobiec do kibla w porę - Tomo pokręcił głową, gdy usłyszał jak perkusista znów zwraca do toalety. - Ale mniejsza. Fajna koszulka, szefie.
Uśmiechnął się znacząco, a Jared zrobił facepalma i nie mówiąc ani słowa zniknął za drzwiami swojej sypialni.
- A jak wam się udało? - gitarzysta znów usiadł na fotelu, a Ćma odarła się o framugę.
- Wszyscy cali, pomijając Jareda, każdy ma maksymalnie niewielkiego kaca... Dziewczyny poszły na swoją akcję dobroczynną, a ja musiałam się nim zaopiekować, poza tym nie wliczę w to nieprzespanej nocy, ale to tylko moja wina... Chyba wszystko - wzruszyła ramionami.
- U nas nie było ciekawiej... Pomijając minę Johna jak wróciliśmy - parsknął śmiechem. Tak a propo... Wesołej Wielkanocy.
- I nawzajem... Słuchaj. Mam takie... Dziwne pytanie - zaczęła.
- Dziwne? W takim razie wal śmiało - gitarzysta uśmiechnął się.
- Czego Jared... Nienawidzi?
Chorwat popatrzył na nią głupawo. Gdy odwzajemniła spojrzenie zaczął się śmiać.
- Szczerze nie mam pojęcia po co ci ta wiedza, ale niestety jej nie mam - odpowiedział. - Pewnie ciekawszych rzeczy dowiesz się od kogoś innego. Spytaj Shannona.
- Co ja? - perkusista wkroczył do salonu wycierając usta wierzchem dłoni.
Wziął ze stolika szklankę z koniakiem i jednym duszkiem wlał jej zawartość do ust. Gdy przełknął wrzucił w otwór gębowy miętowego cukierka i rzucił się na kanapę.
- Więc? - spytał zniecierpliwiony patrząc na obserwujące go oczy dwójki. Ci przestali go i spojrzeli na siebie.
- Moth ma do ciebie ciekawe pytanie - Tomo przedstawił ogólnikowo problem.
Megan przygryzła wargę zastanawiając się czy ponowić pytanie. W końcu uśmiechnęła się i ponownie spytała:
- Czego nienawidzi Jared?
Shannon przez chwilę patrzył na nią z otwartymi ustami, by w końcu zacząć się dławić cukierkiem. Ćma podeszła do niego i klepnęła go po plecach.
- Chyba nikt w dziejach nie zadał mi tak genialnego pytania - odparł, gdy złapał oddech. - Ale nie znam odpowiedzi. Mój brat ma fazy. Raz coś go wkurza, a za chwilę tą samą rzecz uwielbia. Ciężko stwierdzić co stale nie znosi... Ale... - zamyślił się. - Jest coś co może ci pomóc.
Perkusista przerwał, by nadać swojej wypowiedzi bardziej tajemniczy charakter. Spojrzał na drzwi sypialni młodszego Leto, co zmusiło resztę do zwrócenia oczu w tę samą stronę.
- Dobra, zgrywam się - powiedział w końcu. - Jak on wybiera ciuszek to nie spodziewajmy się go ujrzeć w tym stuleciu. Słuchaj więc. Jak byliśmy mali mieszkała obok nas dziewczynka, która się zakochała w Jaredzie na zabój. Mieliśmy coś koło ośmiu, dziewięciu lat. No i ona próbowała go za wszelką cenę pocałować. Ooo, miałem z tego niezły ubaw. Po wielu nieudanych próbach udało jej się Juniora dorwać. Jak to on, zaczął się rzucać aż oboje upadli na ziemię. Od tamtego czasu Jared, powiedzmy, że boi się jednorożców.
- Jednorożców? - spytali niemal równocześnie Megan z Tomo.
- Ona miała ich chyba dziesiątki. Mój biedny braciszek wpadł w jej kupę zabawek oko w oko z wielkim różowym, rogatym kucykiem. Zapiszczał i poleciał do domu z płaczem... To było piękne - pokiwał głową wspominając dzieciństwo.
Gitarzysta z Ćmą spojrzeli na siebie i wybuchnęli śmiechem. Nie potrafili się powstrzymać i nie zauważyli jak do salonu wszedł Jared i patrzył na nich ze zdziwieniem.
- Z czego się śmiejecie? - spytał, jednak pytanie ulotniło się wśród głośnego śmiechu.
- O co im chodzi? - spytał tym razem brata.
- Pozwól im się nacieszyć zabawną anegdotką mojego autorstwa - powiedział z dumą. Nim wokalista zdążył powiedzieć coś jeszcze dodał: - Nie pytaj więcej.
Jared wzruszył ramionami i usiadł obok brata obserwując Megan tarzającą się po podłodze i Tomo, który łapał się za brzuch próbując powstrzymać śmiech. Minęły długie minuty zanim dwójka się uspokoiła.
Ćma usiadła na podłodze i z głupawym uśmiechem spojrzała na wokalistę.
- O, hej - przywitała się ponownie parskając śmiechem. Odmachał jej w odpowiedzi.
Jej wzrok zatrzymał się na skarpetkach wokalisty i znów wybuchnęła śmiechem.
- Uspokój się już - Tomo poklepał ją po ramieniu.
- Dobra, dość - sprawnie wstała z podłogi i usiadła na krawędzi sofy. - Jared, ja naprawdę nie chcę ci udzielać porad modowych, ale ja noszę bardziej męskie skarpetki od ciebie - wypaliła próbując zachować powagę.
- Co z nimi nie tak? - spytał podnosząc stopę.
- Naprawdę sądzisz, że turkusowy kolor jest dobry na męskie skarpetki?
- A czemu nie? - odparł ze zdziwieniem.
Tomo i Shannon byli gotowi, by znów popaść w niekontrolowany śmiech. Wystarczyłaby iskierka.
- No bo nie sądzę, by w rzeczywistości tak było. Już prędzej różowe włosy.
- Nie napalaj się na mój gniew obrońcy fajnych kolorów skarpetek. Nie chcesz go poznać - pogroził jej palcem.
- Z pewnością... - Ćma urwała, bo w przedpokoju rozległ się hałas.
Ktoś otworzył drzwi i z hukiem wparował do apartamentu.
- Wesołej Wielkanocy, dzieci - przywitał się John wchodząc do saloniku. - Witaj Megan. Nie spodziewałem się tutaj ciebie.
- Hej - uśmiechnęła się do managera, kiedy resztę towarzystwa zamurował jego widok. - Odprowadzałam twoje jedno zagubione dziecko do żłobka.
- Miałeś coś załatwiać - odezwał się wreszcie Tomo.
- Załatwiałem. Ale myśl logicznie, chłopie, kto normalny w święta będzie chciał mieć ze mną do czynienia? - sam zaśmiał się ze swojego żartu, na co inni się tylko uśmiechnęli. - Dobra, mam kiepski humor. Ale mam dla was prezent.
John wrócił do przedpokoju i wjechał stalowym wózkiem do salonu. Znajdowało się na nim od groma słodyczy i ozdób wielkanocnych.
- Doszedłem do wniosku, że wczoraj upiliście się wystarczająco z tego co widziałem, a prezentując alkohol nie będę zbyt oryginalny... Chociaż prawdopodobnie część czekoladek jest nadziewanych alkoholem.
Jared, Shannon i Tomo jak na komendę wstali z miejsc i okrążyli wózek zaczynając obżerać się czekoladowymi jajkami i słodkimi palcami. John w tym czasie usiadł obok Megan.
- Nie wierzę własnym oczom - powiedziała zwracając się do niego.
- To dzieci. A dzieci czasem trzeba rozpieszczać. W tym tygodniu w studiu na serio dali z siebie wszystko...
- Dzisiaj dałeś mi wystarczający dowód, że niektórzy nigdy nie dojrzeją.
- Ale to ma swoje pozytywy.
- Tak są słodcy - oboje zaśmiali się.
- Yyy mam pytanie - Jared odwrócił się trzymając w ręku coś w rodzaju mapy. - Co to jest?
- Poszukiwanie jajek ze skarbami. Jesteśmy prawie sami w hotelu, więc pozwolili mi urządzić niewielką zabawę - John uśmiechnął się.
Wokalista otworzył usta ze zdumienia tak szeroko, że odrobina czekolady zaczęła mu ściekać na brodę.
- Nie bawiłem się w to od dobrych paru lat - uśmiechnął się Shannon. - Idziemy!
Zabrał swoją mapę i nie patrząc na towarzystwo wybiegł z pokoju. Tomo i Jared pobiegli niemal natychmiast za nim.
- Też idź się zabaw - John podsunął Megan zwitek papierów. - Zapomnij o tym, że jesteś dorosła. Każdy jest w środku dzieckiem.
Dziewczyna zaśmiała się.
- Jesteś jednym z najbardziej szalonych ludzi jakich znam. Ale dzięki, z chęcią - wzięła mapę i wyszła z apartamentu.

piątek, 14 stycznia 2011

57.

- Nie! - krzyknęła siadając na łóżku.
Za chwilę złapała się za usta i spojrzała na Sarah. Dziewczyna oddychała miarowo, co uspokoiło Megan. Zsunęła nogi z łóżka i wzięła głęboki wdech.
- Nigdy więcej tyle alkoholu - szepnęła do siebie zamykając oczy. Próbowała przypomnieć sobie koszmar.
W głowie przesuwały jej się obrazy przerwanego snu.
Samochód. Wypadek. Krew. Martin.
Pamiętała to jakby to było wczoraj. Wzdrygnęła się. Przetarła oczy starając się oswobodzić myśli z okropnych wspomnień, a przy okazji zetrzeć łzy.
Wstała i cicho zeszła na dół. Weszła do łazienki i przepłukała twarz. Na czole włosy lekko zlepiły się z twarzą od potu. Zgarnęła je i założyła za ucho. Za chwilę wyszła z pomieszczenia i stwierdziwszy, że nie zaśnie skierowała się do kuchni.
Po zejściu na dół stwierdziła, że nie tylko ona ma koszmary. Jared rzucał się na kanapie, a koc leżał na podłodze. Podeszła do niego, przykryła go i pocałowała w czoło.
- Megan Leto... W życiu bym nie przypuszczała... - wyrwał ją głos.
Ćma wyprostowała się zarumieniona.
- Jakoś nie bardzo mi to pasuje... Ty i Jared... Rany, uderzyłaś się w głowę czy co? - kontynuowała Sarah.
- Sama jestem w szoku - odpowiedziała Megan, gdy się uspokoiła. - Może chodź do kuchni, nie budźmy go.
Sarah skinęła głową i obie przeszły na drugą stronę parteru. Megan zaparzyła wodę na herbatę.
- Miałam nadzieję, że cię nie obudzę - zaczęła.
- Nie obudziłaś. NIe mogłam zasnąć - odpowiedziała Sarah. - Ale nie zmieniaj tematu. O co chodzi między tobą a... Nim.
Wskazała na Jareda, który obrócił się na łóżku i głośno chrapnął, co wywołało stłumiony chichot obu dziewczyn.
- W zasadzie sama nie wiem. Jakoś wyszło... W sumie to wina Shadow.
- Kate? A niby czemu?
- Bo mnie zmusiła, bym poszła na galę dla gwiazdek rocka, na których jest nudniej niż na pogrzebie. No i jakoś tak wyszło.
- A dokładniej?
- A co cię to aż tak interesuje? - odgryzła się.
- Nic... Już nie można być ciekawym?
Megan uśmiechnęła się.
- Nawet jeśli próbuję to nie potrafię się na ciebie złościć, wiesz?
- No dobra, skoro nie chcesz o tym to powiedz mi jak się na siebie natknęliście.
- Hahaha chyba za bardzo się wkręciłaś. Ale dobra - zalała herbatę i podała przyjaciółce. - Wszystko zaczęło się od psychofanek i mojego telefonu.
- Tego z Valhallą?
- Akurat przyszedł mi sms, na którym mam "From Yesterday".
- Aha. Mów dalej, już nie przerywam - Sarah upiła mały łyczek herbaty ponaglając Megan ręką.
- Skoro serio chcesz wiedzieć... Nie spodziewałam się takiej wpadki. I nie mam pojęcia czemu cały zespół chce ze mną ciągnąć tą znajomość. Naprawdę, to jest dla mnie dziwne. Zaczęło się od tego, że po prostu gadaliśmy z dziewczynami i Mattem - ratem w Goldenie i oboje Leto wpadli do kawiarni...

***

- Tak rano na nogach? - spytała Liz schodząc na parter. Na zegarze nie było nawet ósmej.
- Jakoś nie mogłyśmy spać... Koło piątej tu przyszłyśmy i gadamy - odpowiedziała Megan.
- Aha... A ten się nie obudził?
- Śpi jak dziecko... Poważnie - Ćma spojrzała na Sarę i obie stłumiły śmiech. Jared kilkakrotnie rzucał się na łóżku lub jęczał.
- Okay, idę się ubrać i muszę iść pożyczyć wesołych świąt kilku osobom. Przyłączycie się?
- O czym gadacie? - wtrąciła się Shadow, która właśnie zeszła ze schodów i położyła głowę na ramieniu Kitty. - Za wcześnie.
- To idź spać - zaproponowała Liz.
- Mamy iść roznosić te jaja to chodź.
- Właśnie, ktoś się przyłącza? - Kitty ponowiła pytanie.
- Muszę iść do domu na śniadanie. Moi rodzice są bardzo przyzwyczajeni do tej tradycji nie wiem z jakiej racji - odpowiedziała Sarah.
- A ty Moth?
- Będę musiała chyba przypilnować niemowlaka przez ten czas - odparła.
Wszystkie parsknęły śmiechem.
- Okay, to się szykujemy - Liz uśmiechnęła się jeszcze i poszła do łazienki.
- Idę się ubrać - odpowiedziała Shadow i również, wolnym krokiem skierowała się na schody.
- My też idziemy? - spytała Megan.
- Fuck the system, posiedźmy tu jeszcze. Jak przyjdą, pójdziemy my - Sarah wzruszyła ramionami i obie znów usiadły do stołu.

***

Jared próbował wstać, kiedy jego głowę przeszył ostry ból.
- Auć! - jęknął dotykając potylicy.
Rozejrzał się po pomieszczeniu i doszedł do wniosku, że nie wie gdzie jest. Na pewno nie był to jego pokój.
- Dzień dobry - przywitała się Megan. - Cieszę się, że nareszcie wstałeś.
Usiadła na boku kanapy uśmiechając się ze współczuciem.
- Która godzina? - spytał krzywiąc się z bólu.
- No cóż... Dochodzi 12. Wypij to.
Podała mu szklankę.
- Co to?
- Aspiryna. Kawę mogę ci też zrobić, ale musisz się najpierw umyć.
- A gdzie jesteśmy? - wypił zawartość szklanki i otarł usta wierzchem dłoni.
- Shannon miał rację... Ty naprawdę niczego nie pamiętasz jak za dużo wypijesz - pokręciła głową. - Idź się najpierw umyj później ci opowiem. Z pewnością nie chcesz słuchać całego opowiadania w takim stanie.
- W jakim stanie?
- Idź do łazienki. Sam zobaczysz - wstała i pocałowała go w policzek. - Podnoś tyłek, nie będziesz tu wiecznie siedział.
Jared posłusznie wstał i mimo ciągłego bólu doszedł do poręczy schodów. Ćma w tym czasie zdążyła dojść do kuchni i zabrać się za przerwaną czynność.
- Łazienka jest na górze, prosto. I proszę nie gap się na mnie.
Jared lekko się uśmiechnął i wspiął się po schodach. Rozejrzał po piętrze. Wyliczył troje drzwi, na których wisiały rysunki, naklejki czy ostrzeżenia. Na jednych wisiał plakat japońskiego zespołu, którego nazwy nie znał oraz kilka słodkich obrazków. Na widok szczerzącego się kawałka sushi parsknął śmiechem. Z drugiej strony zobaczył tablicę z napisem BEWARE i wystającą spod niej głowę pluszowego misia. Drzwi na wprost zdobiła tylko kartka z napisem "Te drzwi prowadzą do laboratorium biologiczno-chemicznego. Prosimy o zachowanie szczególnej ostrożności". Zdziwił się i otworzył drzwi.
- FUCKING SHIT! - wrzasnął spoglądając do dużego lustra na ścianie łazienki. Z dołu dobiegł go tłumiony śmiech.
Pomijając widok swojej twarzy, którego się spodziewał, zobaczył również mnóstwo posklejanych włosów oraz rysunki na policzkach przedstawiające męskie przyrodzenie. Bez skutku próbował sobie przypomnieć, kiedy to się stało.
Bez dłuższego zastanowienia zdjął ubranie i wszedł pod prysznic.

Po 15 minutach wyszedł wycierając się ręcznikiem wyglądającym na nowy, który znalazł obok umywalki. Założył stój z wczoraj żałując, że nie wziął nic na zmianę. Spodnie nadawały się jeszcze do użytku, ale pochlapana koszulka śmierdziała na kilometr. Po chwili zdecydował się, że nie ma ochoty na wdychanie - najprawdopodobniej - rzygowin z alkoholem, więc znów ściągnął T-shirt.
Wysuszył do końca włosy, przeczesał je palcami oceniając się na 4+ wyszedł z łazienki.
Kiedy zszedł na dół Megan dalej krzątała się przy kuchni. Zawiesił wzrok na jej szortach jednak dziewczyna po chwili się odwróciła.
- Mówiłam ci, że wiem kiedy ktoś się na mnie... - urwała. - Załóż coś na siebie, nudysto.
- Wczorajsza bluzka nie nadaje się nawet do ścierania podłogi - zademonstrował jej koszulkę, na której widok skrzywiła się.
- Przyniosę ci coś - wytarła ręce i skierowała się na schody.
- Wolałbym nie...
- Nie będziesz paradować gołą klatą. Przeziębisz się.
- Jak narazie nie jest mi zimno - uśmiechnął się znacząco.
- Zboczuch - parsknęła i weszła do pokoju po lewej. Za chwilę wyszła z czarną koszulką. - Łap.
Leto złapał bluzkę w locie i rozłożył ją spoglądając na nadruk.
- Ty chcesz bym to włożył? - spojrzał na nią zza materiału.
- Chyba, że chcesz już wyjść. Twój wybór - wzruszyła ramionami. - Czasem masz na sobie gorsze rzeczy, co to za różnica?
- Gorsze? Bardzo śmieszne.
- Mówię całkiem poważnie. Powinieneś zatrudnić stylistę.
Megan obeszła Jareda i skierowała się do kuchni. Leto przez kilka sekund wpatrywał się w różowe serce na T-shircie, jednak po chwili wzruszył ramionami i założył koszulkę.
Kiedy doszedł do kuchni Ćma już ustawiła na stole dwa talerze i kubki z kawą.
- Tak w ogóle... Gdzie są dziewczyny? - spytał Jared.
- Rozdają jajka. Taka tradycja. Robimy prezent kilkunastu znajomym. Mogłam też iść, ale spodziewałam się, że właśnie wtedy się obudzisz.
- A Tomo i mój brat?
- Wyszli wczoraj. Tomo stwierdził, że poradzi sobie. Po ilości alkoholu, które wlał w siebie Shann to było szokujące.
- On ma mocną głowę.
- Miałam nadzieję, że to rodzinne. Ale okazało się, że trzy mocniejsze drinki i zaczynasz szaleć, a po sześciu urywa ci się film.
- Naprawdę wypiłem tak dużo? - wokalosta usiadł przy stole i zaczął sączyć kawę.
- Taaa... A później zacząłeś podrywać Shadow i Vicky.
- O fuck - Jared uderzył kubkiem o blat stołu i dwoma rękoma zakrył twarz.
- Mam opowiadać dalej? - uśmiechnęła się.
- Tak proszę - jęknął.
- Jesteś pewien?
- Mhm.
- No cóż... Kiedy już powiedziałeś, że zrobisz dla nich wszystko, zacząłeś snuć plany na najbliższą przyszłość. Potem wlazłeś na stół i zdjąłeś koszulkę. Nim udało się mnie i Tomo ciebie ściągnąć już na nią narzygałeś, a później się uparłeś, że musisz ją włożyć.
- O matko...
- Wcześniej jeszcze z Shannem zaczęliście śpiewać coś co było jakąś łączoną wersją Kings and Queens i Happy Birthday. Po kilku następnych szklankach zacząłeś tańczyć z Kitty i Sarah po czym usiadłeś na kanapę i chciałeś uprawiać ze mną seks. I chyba za mocno cię popchnęłam, bo nagle przechyliła ci się głowa i zasnąłeś... A wtedy Derek w podobnym stanie nie wiem skąd wytrzasnął markera i zaczął ci mazać po twarzy.
- No to pięknie...
- Daj spokój, to była jedna z lepszych imprez. Nikt się o niczym nie dowie. Zostanie między nami jedenastoma.
- Ale u twoich znajomych mam przechlapane... A u Shannona tym bardziej.
- Idę o zakład, że Shann pamięta z tej imprezy niewiele więcej... Masz ochotę na jakieś... Śniadanie albo lunch?
- Chyba straciłem apetyt.
- Łaski bez - nałożyła sobie sałatkę na talerz i zaczęła jeść.
Po chwili Jared wziął widelec i sięgnął na talerz dziewczyny nabijając na niego kawałek rzodkiewki.
- Ej! - zanim Megan zdążyła zareagować koniec widelca zniknął w ustach wokalisty. Uśmiechnął się lekko wydymając policzki. - Niby nie miałeś ochoty na jedzenie.
- Sam nie jestem pewien na co mam ochotę - wzruszył ramionami.
- To zjedz - podsunęła mu sałatkę. - Mogę ci też zrobić coś z mięsa jeśli chcesz.
- Co wy się uparliście, by mnie dobić z tym żarciem?
- Ja? Nic... Sama jestem wegetarianką, ale lubię jak się złościsz - uśmiechnęła się.
- Gdyby nie mój łeb coś bym ci zrobił.
- Może jakiś spacer, żeby ci trochę przeszło? Poza tym trzeba tu wywietrzyć, od wczoraj śmierdzi alkoholem jak w melinie jakiejś... - żachnęła się. Tym razem Jared parsknął śmiechem.
- Okay - odparł. - Skończ jeść to pójdziemy.
- Stoi - Megan z powrotem zatopiła widelec w sałatce i skończyła jeść prowizoryczne śniadanie.