UWAGA

Przez długi czas ten blog był zablokowany. Odblokowałam, przez prośbę osoby na Marsowych Historiach, która trafiła do mnie przez Marion. Nie zamierzam go kończyć. Pisałam go wieki temu, a moja faza na Marsów zmniejszyła się do zera. Jeśli ktoś miałby spekulacje lub chciałby go skończyć to zgłoście się do mnie w komentarzach lub do @LisaTheHatter na twitterze. Pozdrawiam.

Jeśli ktoś ciekaw mojego drugiego marsowego opka zapraszam: www.artemis-apocraphex.blogspot.com

czwartek, 22 lipca 2010

37.

"When I was a young boy my father took me into the city to see a marching band..."
Włączyć odtwarzacz MP3 najgłośniej jak się dało i uciec od świata schowanego obecnie w autobusie. Tak, to potrafił każdy. Pytanie tylko, czy każdy chciał uciec od świata, w którym wszystko się układało tak wspaniale, że było to aż niemożliwe.
Megan cały czas bała się tego, że to wszystko pryśnie jak mydlana bańka i nagle znów stanie się kujonem i pokraką swojego uniwersytetu. Mimo, że rok szkolny szybko biegł ku końcowi, ona dalej nie potrafiła ujarzmić w sobie strachu o całe swoje życie.
Za chwilę miała rzucić pracę w kawiarni, którą uwielbiała i iść w przyszłość do jakichś idiotycznych architektów hoteli, którzy już proponowali jej pracę.
Za dwa tygodnie Wielkanoc, którą chce spędzić w gronie przyjaciół. Zapowiadała się świetnie. Megan była zadowolona z faktu, że jej matka nie nalegała przyjazdu do Polski na święta. Wkręciła, że ma strasznie dużo nauki przed końcem studiów. W sumie było w tym trochę racji. Dziewczyna nad książkami spędzała teraz niemal każdą wolną chwilę. Ale obecnie tych chwil nie było zbyt dużo.
Jared. Ćma doskonale zdawała sobie sprawę jak to wygląda ze strony innej od jej. Chodzenie ulicą w ciemnych okularach i opanowanie ataku paniki za każdym razem, gdy ktoś się obrócił doprowadzało ją do szału. Nie chciała się ujawniać. Nie chciała być jakimś mięsem plotkarskim, ani niczym w tym stylu. Mimo tego za bardzo podobał jej się czas spędzony z Jaredem sam na sam. Za bardzo lubiła sarkastyczno-romantyczne chwile i jego poczucie humoru. Po raz pierwszy od czasu liceum naprawdę chciała z kimś być. Od czasu Roberta i jego przeklętego wygórowanego ego.
Niegdyś potwornie denerwujący wokalista 30 Seconds to Mars zmienił się w ciągu kilku tygodni w istotę podobną do anioła. W oczach Megan był obecnie osobą, bez której nie mogłaby żyć. Rozumiał ją w każdej sytuacji: szkoły, przyjaciół, pracy. Wiedział, że Ćma musi zrobić to i owo zanim znajdzie dla niego czas i respektował to. Czasem przychodził do kuchni Golden Seed lub siedział i wraz z nią czytał jej notatki wciąż powtarzając, że ciekawi go to. Megan odpowiadała na to kręceniem głowy lub komentarzem w stylu "A ty dalej swoje". Dziewczyna przestała się zastanawiać "czemu" sytuacja tak się ułożyła i po prostu cieszyła się z niej jak tylko mogła. Teraz tylko to się liczyło.
Do końca roku szkolnego nie miała zamiaru zaprzątać sobie głowy rozmyślaniami o przyszłości. O rozjeździe wszystkich po innych miastach czy państwach. Kiedy ona pojedzie do Bristolu, Kitty wróci do Polski, Shadow zostanie w Londynie, a Marsy... pojadą do USA. Wszystko stanie się zupełnie inne. Wszystko stanie się... smutniejsze.

- Hej, Moth, wysiadamy. - Shadow szturchnęła przyjaciółkę w ramię, co wybudziło ją z rozmyślań. Megan szybko zwinęła słuchawki i wcisnęła urządzenie do torby.
Obie wysiadły z autobusu i skierowały się w stronę kawiarni.
- O czym myślisz? - zagadnęła Kate.
Ćma wzruszyła ramionami.
- W zasadzie o wszystkim. Czasem potrzebuję takiego ogółu sprawy... Wiesz... - mruknęła bez szczególnego przekonania.
- Jasne - odparła. W ciszy doszły do miejsca pracy.
Szary, pochmurny dzień potęgował smutny humor. Megan miała nadzieję, że filiżanka kawy i atmosfera Goldena pozwoli jej o nim zapomnieć.

***

- Ocknij się...! - Kitty potrząsnęła Megan trzymając za ramiona. Za chwilę zakręciła kurek z gorącym mlekiem. - Już wystarczy tej kawy. Co ci jest?
- Nic. Po prostu zaczęłam myśleć o rzeczach, o których nigdy nie myślałam. Niedługo mi przejdzie.
- Do tego czasu idź tam i odetchnij - Liz wypchnęła ją za drzwi kuchni. - Narazie nikt nic nie chce. Zaraz przyniosę ci jakieś frapuccino i masz się obudzić, okay?
- Tak, mamo...
Ćma wyszła i usiadła do stolika obok Shadow. Matt z naprzeciwka spojrzał na nią z lekkim uśmiechem.
- Dzień dobroci dla zwierząt? - spytała Megan. - Nie martwcie się, to przejdzie.
Liz postawiła przed nią dużą szklankę z cynamonowo-czekoladową kawą i przysiadła się na miejsce obok Matta. Ćma zaczęła sączyć napój bez przekonania. Westchnęła.
- Dzięki. Za wszystko, ludzie...
Przerwał jej dzwonek do drzwi. Obróciła się i uśmiechnęła promiennie. W drzwiach pojawił się Jared, który w ułamku sekundy ją spostrzegł i zaczął przedzierać się między stolikami do grupki przyjaciół. Megan od razu poprawił się humor.
- Masz rację, od razu widać - powiedział cicho Matt kierując słowa do swojej dziewczyny.
Ćma machinalnie odwróciła głowę.
- Powiedziałaś mu? - spojrzała z lekkim wyrzutem na Liz.
- Przecież jest w naszej paczce. Nie martw się, nikt więcej w to nie wejdzie. - Kitty próbowała udobruchać przyjaciółkę.
Megan uśmiechnęła się.
- Nie ma sprawy. Ufam wam obu, więc nie mam żadnych zastrzeżeń. Tylko nikt więcej, proszę - upomniała z przekorą trzymając palec w górze. Para pokiwała głowami.
- Cześć wszystkim - przywitał się Jared i dołączył do stolika.
- Hej - odpowiedzieli niemal jednocześnie.
- Gdzie zgubiłeś resztę? - dopytała wokalistę Megan.
- No cóż... Shann zobaczył po drodze sklep muzyczny i ślini się do jakichś bębnów, więc pewnie zaraz przyjdzie, a Tomo obecnie siedzi na sextelefonie z Vicky, więc go tutaj dziś nie zobaczymy - Jared wzruszył ramionami.
Po chwili pozostała czwórka wybuchnęła śmiechem.
- Co ja takiego powiedziałem? - obruszył się muzyk patrząc na nich ze zdziwieniem.
Mimo pytania oni wciąż zwijali się ze śmiechu nie mogąc przestać.

***

- To co, zwijamy się? - spytał Shann.
- Od kiedy ci tak śpieszno, by się wyspać do pracy, hę? - młodszego Leto zdziwiło zachowanie brata.
- Wiesz, może nie praca, ale zastanawiam się co robi nasz przyjaciel.
Jared zrozumiał aluzję i uśmiechnął się.
- Pozwolicie nam już się ulotnić? - spytał z zadziornym uśmieszkiem kierując te słowa głównie do Megan, która obecnie głaskała go po opuszkach palców pod stołem.
- Jeśli dobrze rozumiem to znaczy szpiegowanie Tomcia, a w takim razie chcę poznać szczegóły tej misji - odpowiedziała. - Ale to nie więzienie, nikt was nie zatrzymuje, więc do zobaczenia jutro - skwitowała.
Reszta ciszą potwierdziła jej słowa. Na ich twarzach pojawiły się uśmieszki. Jared i Shannimal wstali z miejsc. Perkusista podniósł rękę na pożegnanie i zaczął przebijać się przez kawiarnię. Jego brat po założeniu skórzanej kurtki pochylił się do Megan i pocałował ją w policzek.
- Ty mnie tu zatrzymujesz - szepnął jej do ucha. - Ale lepiej nie pozostawiać żadnych tego śladów.
Ćma uśmiechnęła się.
- To nara, ludzie. Do zobaczenia - pożegnał się z resztą i poszedł w stronę brata. W drzwiach pomachali do przyjaciół i za chwilę zniknęli za rogiem. Cała czwórka odprowadziła ich wzrokiem.
Po chwilę ocknęli się i odwrócili się do stolika.
- A właśnie, Kittey, masz te notatki przy sobie? - spytała Megan, gdy cisza stała się coraz bardziej krępująca.
- Cholera! Zapomniałam! Zostawiłam je u Matta - Liz spojrzała na chłopaka. - Z historii. Wiesz, te we fioletowym notesie.
Chłopak skinął głową.
- Podejdź jutro do niego. Daleko nie masz - dokończyła.
- Jasne. O której masz ten autobus? - Ćma zmieniła temat.
- Zaraz spadamy. Wyjazd za jakąś godzinę, a trzeba jeszcze tam dojechać - odpowiedziała Liz. - Napewno dacie sobie radę beze mnie te trzy dni?
Shadow i Megan spojrzały na nią z powagą.[*areyoufuckingkiddingme face*]
- Chyba sobie żarty robisz. Wiesz, że nie mamy już po dziesięć lat - odpowiedziała jej Kate.
- Tak, tak, tylko się upewniam - Liz zaczęła się bronić.
- No, kochanie, czas jechać - mruknął Matt patrząc na zegarek w telefonie. - Bo wycieczka szkolna nie będzie czekać.
- Jasne - Kitty dopiła herbatę i wstała z miejsca.
Przytuliła się do Ćmy i Shadow na pożegnanie.
- Na pewno wszystko masz? - spytała się z troską Megan.
- Zaczynasz w drugą stronę, hę? - odparowała Liz uśmiechając się. - Wszystko jest, to tylko trzy dni pleneru, będzie super. Do wtorku.
Para wyszła z kawiarni. Za chwilę dało się słychać odgłos silnika.
- I znów zostałyśmy same - Shadow uśmiechnęła się.
- Ale to nie znaczy, że smutne - Megan szturchnęła ją w ramię posyłając uśmiech.

sobota, 10 lipca 2010

36. there was a boy who tore my heart in two i had to lay him 8 feet underground...

Okay, nie przeraźcie się. To zaczyna wychodzić spod kontroli xD. Ale tak ma być ^^.
- Jak sobie życzysz, księżniczko - powiedział Jared zrezygnowanym tonem.
- Oj, jakiś ty cudownie uprzejmy - rzuciła teatralnym głosem Megan. - Bo pawia puszczę.
- Masz jakąś fobię ludzi z tą anonimowością czy co?
- Powiedzmy.
- To takie słodkie. Będę cię resocjalizować. - Jared przytulił ją demonstracyjnie całując w czoło.
Megan poczuła się nieco zmieszana, ale nie odsunęła się. Stali wtuleni w siebie dłuższą chwilę, aż ludzie za nimi zaczęli się denerwować. W końcu wokalista rozluźnił uścisk i spojrzał na nią z powagą.
- Jesteś na mnie zła?
- Czy kiedykolwiek byłam?
- Tak sądzę.
- W takim razie daj mi spokój ze swoimi gwiazdorskimi obyczajami. Wtedy nie będę, stoi? - posłała mu krzywy, sztuczny uśmiech.
Wokalista zaczął udawać, że się zastanawia.
- Ummmmmm... No nie wiem... Już dobrze, nie patrz tak na mnie. Boję się.
- Jeju, bo się rozpłynę. Powinieneś.
- Nie bądź dla mnie taka oschła. Dodaj temu związkowi - w tym momencie Jared uniósł palce pokazując cudzysłów - trochę romantyzmu. Ohhh.
- Jak to miło z twojej strony, że tak o to dbasz, sweetheart.
- Chodź, teraz my. Mam dla ciebie niespodziankę - Jared wziął Ćmę za rękę i poprowadził do wagonika.
- Oh, dżentelmen z ciebie - wypaliła Megan, gdy wokalista pomógł jej wejść.
Usiadła na dość niewygodnym siedzeniu starając się nie myśleć czym jest ta rzecz leżąca w kącie. Jared usadowił się obok szczerząc się do niej. Odpowiedziała na to bladym wyrazem twarzy.
- Niech zacznie się jaaaazdaaaa - Jared złapał za poręcze.
Kolejka ruszyła, przyśpieszając z każdą sekundą. Ćma głośno przełknęła ślinę. Powietrze mocno uderzyło jej w twarz. Obok, Jared niemal nie posikał się z radości. Z jego ust wydobywały się podekscytowane piski. Megan nie wydobywała z siebie żadnego dźwięku, mając nadzieję, że szalona jazda skończy się zanim jedzenie podskoczy jej do gardła.

***

- Ale fajnie, co nie? - powiedział podekscytowany Jared.
Ćma nie mogła nic odpowiedzieć.
- Hej, żyjesz? - zmartwił się wokalista.
- Nigdy... więcej... - szepnęła dziewczyna.
- Nie dramatyzuj, było czadowo - uśmiechnął się muzyk.
- Mów za siebie. - wyszła z wagonika i podążyła w stronę wyjścia.
Jared objął ją w talii i próbował ją pocałować, ale trafił w ucho.
- Yyy?... - Megan spojrzała na niego z ukosa.
Wokalista ponowił próbę nie pozwalając jej dokończyć zdania. Stali tak przez dłuższą chwilę nie zważając na cały świat.
- A to co? - Ćma oderwała się od niego.
Jared wzruszył ramionami.
- Musisz się zacząć do tego przyzwyczajać.
- To konieczne? - spoważniała.
- Zdecydowanie - wokalista przyssał się do niej znowu [xD].
Po jakimś czasie, gdy w końcu się od siebie odkleili, zorientowali się, że z wagoników zaczęli wychodzić ludzie.
- Tak wiem, idziemy - mruknął Jared.
- Jakiś ty domyślny. Dzięki - odpowiedziała.
Nim ktokolwiek zdołał ich zauważyć, zniknęli w tłumie ludzi chodzących ścieżkami lunaparku. Przez cały czas trzymali się za ręce.

Ayusz dziecię zła i Audrey Hepburn & LisÓ pomiot szatana [PS. koffamy Toma <3333 xD]

hahahahaha hary poter to cienias frajer i dupek kocham severusa hihihihih a najbardzej slash malfoy x dumbledore to takie piękne swoją drogą lubię placki wiedzieliście o tym? to takie dziwne jak księga manier wujka festera punkt 1. nigdy nie tnij się przed obiadem i żadnego samookaleczania w święto kapusty
timuś z 30stm jest kjut <3333.

czwartek, 8 lipca 2010

35. why did I have to go and kill him when he was the best i've ever had?

- Ale skąd mam mieć pewność, że się nie mylą i nie zaciągniesz mnie w jakieś krzaki... - mruknęła lekko uśmiechnięta.
Jared popatrzył na nią jak na umazaną świńską krwią dziewczynkę, która mówi, że to najnowszy trend.
- Wiesz, powiedziałbym, ze to całkiem niegłupi pomysł jest...
- Jared! - zbeształa go brutalnie Megan. - Zachowaj swoje przemyślenia dla siebie. I swoich psychofaneczek, łykają to jak leci.
Tak naprawdę wcale nie miała mu tego za złe, ale stwierdziła, że nie przywołując go do porządku zniży się do poziomu owych fanek-kochanek.
- Oj, przepraszam - powiedział z udawaną skruchą. - Możemy za to pójść się pomodlić do kościółka i...
- Skończ. - przerwała mu.
- Zapomniałaś o 'kochanie'.
- Yyyy... Kochanie. Zadowolony? - uśmiechnęła się złośliwie.
- Więcej uczucia. To było zimne jak mrożonki Hortex.
Zgromiła go wzrokiem.
- Boziu, chcę tylko dodać trochę romantyzmu, a zawsze obrywam. Za niewinność - popatrzył na nią wzrokiem zbitego szczeniaczka.
Rozbroiła ją cała ta słodycz, poza tym nie miała już pomysłów jakby mu tu dogryźć. Uśmiechnęła się tylko swoim najbardziej przesłodzonym, polukrowanym uśmiechem.
- Dobra, panie Sex Machine, będziemy tu tak stać zdani na łaskę chciwych dziennikarzy? - zaszczebiotała. - Oh, jestem taka bezbronna...
- Nie martw się niewiasto, ocalę cię przed tym złym światem...
- Oh, mój wybawco!- wybuchła śmiechem nie mogąc się już powstrzymać.
Rozejrzała się wokół. Kilka osób zerkało dziwnie w ich stronę.
Jej uwagę przykuł wywieszony na starym, obdrapanym murze plakat. Przyjrzała mu się uważnie. Głosił on, iż niedaleko stąd zostało postawione nowoczesne wesołe miasteczko z superatrakcjami.
Taa jasne, pomyślała Megan, a ja jestem Maria Antonina caryca Rosji. Ale lepsze to niż nic.
- Lubisz może stare zardzewiałe karuzele i wymiotowanie po przejażdżkach, przeterminowany popcorn i tym podobne? - nie czekając na odpowiedź Ćma pociągnęła wokalistę za rękę prowadząc w sobie tylko znanym kierunku.

***

- Oh... Yeah - wypalił Jared, gdy dotarli na miejsce.
Na porośniętym zdeptaną już trawą terenie wesołego miasteczka znajdowały się karuzele, duży i podejrzany rollercoaster. Znudzeni życiem staruszkowie sprzedawali lepką, różową watę cukrową, twardy i zimny popcorn, orzeszki oraz inne artykuły mające za zadanie umilić gościom pobyt.
- Taaa... No, ale... - zaczęła Megan. - Jak się nie ma co się lubi...
- Tjaa... - odpowiedział bez większego przekonania wokalista. - Więc... Może waty? - Wskazał na dziwnie ubranego dziadka uśmiechającego się do nich szeroko.
Podszedł do niego przyglądając się z zainteresowniem skomplikowanemu procesowi powstawania waty.
Sprzedawca popatrzył na niego jak na wariata wyrywając go ze swoistego transu. Jared przywołał na twarz firmowy uśmiech gwiazdy rocka pokazując dzieło najdroższych kalifornijskich dentystów w postaci jego zębów. Zakupił dużą porcję różowej substancji.
Promiennie wyszczerzony wrócił do Megan, patrzącą na niego sceptycznie, dzierżąc w ręku niebotycznie wielką puchatą watę.
- Czy to nie jest aby trochę... zastanówmy się... Za duże jak dla nas? - zapytała Ćma krzywiąc się lekko.
- Ojej, uważaj, bo przytyjesz - powiedział wokalista delikatnie szczypiąc ją w brzuch.
Ta zmierzyła go takim wzrokiem, że gdyby potrafiła nim zabijać, Jared gniłby już nieżywy.
- Zły dotyk boli przez całe życie.. ja wiem... - zaczął potulnie.
Gdy dziewczyna otwierała właśnie usta by coś odpowiedzieć, gdy młodszy pan Leto oderwał kawałek różowej waty i wcisnął jej do ust.
- Tak, ja Ciebie też - ponownie ukazał swoje białe ząbki widząc emanującą nienawiścią minę Megan.
- Skończmy już tę słodką szopkę panie Oh-Ah-Jestem-Taki-Cudny - szturchnęła go lekko. - I tę watę to chyba zjesz sobie sam.
Jared popatrzył porozumiewawczo na watę, wata zerknęła na Jareda [provehito in altum kochani xD]. Dziewczyny. Jared zawsze wolał zadawać się z Ernie'em. To była jego jaszczurka. Zawsze wydawała mu się prostsza w obsłudze od przedstawicielek płci rzekomo pięknej, jednak biorąc pod uwagę jego nauczycielkę matematyki z liceum, z tym pięknem to była kwestia dyskusyjna. wokalista jednak miał zbyt bujne życie towarzyskie by się nad tym wszystkim zastanawiać. Chyba popełnił błąd. Któż ich nie popełnia? Hmm... Jared.

***

- Rollercoaster. Chyba żartujesz. Zwrócę całą tą watę - Megan złapała się za brzuch. - A poza tym, popatrz na nią, masz pewność, że pod twoim ciężarem się to nie zawali?
- Nie marudź. Będzie fajnie. Potrzymam cię za rękę.
- Nie sądzę, żeby to powstrzymało falę wymiotów, ale co tam.
Podeszli do okienka kasy, z którego wyłoniła się kobieta o znudzonym wyrazie twarzy, w niezwykle mało gustownym makijażu. Pieczołowicie przeżuwała kolorowe żelki-robaki nie podnosząc głowy znad plotkarskiego pisemka.
Jared grzecznie poprosił o bilety na kolejkę, ta podała mu je nawet na niego nie spoglądając.
- Miłej przejażdżki - powiedziała głosem bez wyrazu wracając do kartkowania kolorowego magazynu.
Odeszli kawałek stając w dość długiej kolejce. Przez ułamek sekundy Megan zdawało się, że widzi jakąś znajomą twarz, lecz nie zaprzątała sobie tym głowy.
- Jej - westchnął wokalista. - Mam takie przeczucie, że nasi drodzy przyjaciele tłumaczą sobie tą wycieczkę jakąś absurdalną historyjką.
- Wolę się nad tym nie zastanawiać... Choć to prawdopodobne. Nie dadzą mi spokoju do późnej starości, coś tak czuję...
Zapadła dość niezręczna cisza. Megan zaczęła przyglądać się czubkom swoich butów jednocześnie nawijając kosmyk włosów na palec. Czuła się trochę głupio.
- Chodź, wepchamy się się na początek - Jared przerwał jej domysły ciągnąc ją za rękę. - Kto odmówi supergwieździe rocka?
Właśnie Jared. Dotknąłeś czułego punktu.
- Lepiej postójmy w kolejce jak normalni ludzie - pokręciła głową. - Wolę zachować anonimowość.

CDN


KOCHAMY TOMO MILICEVICA ON JEST NASZYM BOGIEM I JEST SEXY <3 [co z tego iż się nie goli?]
TOMO X SHANNON SLASH <33333 [Jared jak zwykle samotny]
EDIT. Jared ma Blackberry
Blackberry ma Jareda i wszyscy są szczęśliwi
Shann i Tomuś założyli wielką rodzinę pełną wszelkiego rodzaju sadystów masochistów schorowanych psychicznie i są bardzo szczęśliwi

- Kocham cię moja najdroższa Jagódko - szepnął czule Jared. - Wyjdź za mnie.
Telefon, niestety, milczał.
- Kurwa mać! - zdenerwował się Jared. - Co ja robię źle?
Blackberry wciąż leżała nieruchomo.
- Dlaaaaczego? - Jared zaczął walić swoją ufarbowaną głową w ścianę.
Nikt cię nie kocha Jaredzie. Just realize.



hotaliensexonlinexoxo kocham tomo milicevica a on mnie mamy dwójkę dzieci morticię i festera mieszkamy w małym domku w kalifornii i jemy żur ohhh żuuur i dżem co dnia. tomo się nie myje i chleje spirytus ale i tak go kocham ohhh tak bałnti smak raju snikers ohhhh twix oh ale mars nie może przejsć mi przez gardło oh morticia właśnie zjadła brata. no dobrze. jared wyszedł za gerarda i mają psa duzego cziłałę ale go nie karmią jaka szkoda


© Ayusz & LisÓ xD

piątek, 2 lipca 2010

34.

- MEGAN! - wrzasnęły Liz i Kate nie mogąc się opanować.
- Przepraszam. - Ćma wyszczerzyła się. - Nie mogłam się powstrzymać.
Marsy ryknęli śmiechem, a Megan, którą też to dopadło, z bólu brzucha położyła głowę na ramieniu Jareda.
- Ja mam to powiedzieć? - spytał ją wokalista.
- Ty nawet swojemu bratu nie potrafiłeś powiedzieć.
- No to mów i miejmy to za sobą.
- W zasadzie to nie ma sensu. One się domyślają. Prawda? - Megan spojrzała na przyjaciółki.
- Niestety nie. - odpowiedziały niemal równocześnie.
- Arghhhh. No dobra. Nie wiem jak to dobitnie powiedzieć... więc może tak.
Ćma pocałowała Jareda w policzek.
- Koniec tematu. Usatysfakcjonowane?
Kitty i Shadow szeroko otworzyły szczęki ze zdumienia. Megan błyskawicznie wyciągnęła telefon i uwieczniła tą chwilę na trzy koma dwa pikselowym zdjęciu.
- Idealne. - wyszczerzyła się.
- To... tak... na serio... czy chcesz nas wrobić. - zaczęła Liz.
- Rany, ile wy chcecie dowodów? Shannon się domyślił od razu!
- To znaczy, że to nie jest żart... - szepnęła Kate.
- Brawo.
- W takim razie: A NIE MÓWIŁAM? - zatryumfowała Shadow.
- Ale co? - zainteresował się Jared.
- Ale one mi muszą przepowiadać całą przyszłość. - wyjaśniła Megan. - Mimo tego w większości przypadków ich wewnętrzne oko się myli. Tutaj chciały mi zrobić na złość i wyszło, że miały rację. Dobrze mówię?
- Raczej tak. - podsumowała Liz.
- No to ja mam to samo z moim braciszkiem... - powiedział Jared.
- Okay, sytuacja wyjaśniona. Ktoś ma jakieś plany, tematy, etc? - zamknęła dyskusję Megan nie zdejmując głowy z ramienia wokalisty.
- Jak macie zamiar się przy nas miziać to lepiej sobie stąd idźcie. - Shannon spojrzał na parę z udawanym obrzydzeniem.
- Jak pan sobie życzy. - Ćma spiorunowała go wzrokiem i pokazała język.
Spojrzała na całą piątkę. Wszyscy wbili w nią swoje spojrzenia.
- Co?! - wyprostowała się. - Jestem jakimś obiektem w muzeum czy coś?
- Wydaje mi się, że jakoś nikt nie ma pomysłu na temat i czekają na twoją inwencję. - szepnął jej Tomo.
- To wcale mnie nie cieszy. Nigdy tak nie było. Ludzie, dajcie na luz. - Megan poczuła się nagle jak jakiś guru. - Skoro ja wam tak przeszkadzam w robieniu czegokolwiek to spokojnie się oddalę.
Dziewczyna dopiła swoją herbatę, wzięła torbę i wstała od stolika.
- Gdzie idziesz? - spytała Kate zdziwiona.
- Jakbym paliła powiedziałabym, że na szluga. Ale w tym wypadku... Idę się przewietrzyć. Będę na dworze. Tutaj jest za duże napięcie.
Wyszła na zewnątrz i zniknęła za rogiem kawiarni. Kitty wzruszyła ramionami.
- Może ktoś powinien... - zaczęła.
- Zaraz wracam. - przerwał jej Jared nie odrywając wzroku od okna. Po chwili także zniknął za drzwiami wyjściowymi.
- Nie wiem czy to wytrzymam. - mruknął Shannon.
- Chyba cię rozumiem. - odpowiedziała Shadow spoglądając w stronę, gdzie jeszcze przed chwilą była jej przyjaciółka.

- Hej co jest? - spytał wokalista łapiąc Ćmę za ramię.
- Nic. - dziewczyna nie odwróciła się w dalszym ciągu opierając się o ścianę budynku.
Jared obszedł ją i oparł się tak, by móc spojrzeć na jej twarz.
- Więc?
- Więc wkurza mnie, kiedy ludzie ode mnie czegoś oczekują. Gapią się na mnie jak w jakąś supergwiazdę i myślą, że zaplanuję im cały dzień czy coś.
- Ja tak mam codziennie. - odpowiedział jej, uśmiechając się ciepło.
- Ale patrz na siebie a na mnie. Nigdy nie chciałam być jakąś szychą showbusinessu. A ty... się do tego po prostu nadajesz.
- Nikt ci nie każe nigdzie występować.
- Ale wiesz... teraz wszyscy się na mnie patrzyli jakbym miała im opowiedzieć o wszystkich sekretach życia i to mnie wkurzyło... Sorry, że tak wyszło po prostu nie mogłam sobie z tym poradzić. Rany, co ja gadam. Powinnam się zamknąć.
- Może...
- Aleś ty miły! - Ćma popchnęła go lekko w ramię.
- Wiem. Chodź stąd gdzieś.
- Niby gdzie?
- Gdziekolwiek. No już. - złapał ją za rękę i pociągnął za sobą.
- Nie sądzisz, że powinniśmy im powiedzieć?
- Daj spokój. Oni pewnie myślą, że to już się stało, a teraz mają jakieś włochate skojarzenia.
Ćma parsknęła śmiechem.
- W sumie to prawdopodobne.