UWAGA

Przez długi czas ten blog był zablokowany. Odblokowałam, przez prośbę osoby na Marsowych Historiach, która trafiła do mnie przez Marion. Nie zamierzam go kończyć. Pisałam go wieki temu, a moja faza na Marsów zmniejszyła się do zera. Jeśli ktoś miałby spekulacje lub chciałby go skończyć to zgłoście się do mnie w komentarzach lub do @LisaTheHatter na twitterze. Pozdrawiam.

Jeśli ktoś ciekaw mojego drugiego marsowego opka zapraszam: www.artemis-apocraphex.blogspot.com

sobota, 30 października 2010

51.

- Wróciłam - Megan uchyliła drzwi i weszła do środka.
- Cześć Moth! - przywitały się z nią przyjaciółki.
- Hej mamo... - westchnęła dziewczyna wchodząc do salonu.
- Dlaczego nie odebrałaś telefonu? - spytała Agata.
Ćma mimowolnie się uśmiechnęła.
- Byłam blisko domu, więc postanowiłam nie naciągać cię na koszty - odpowiedziała. Zawahała się przez moment, ale spytała. - Możemy pogadać... Mamo?
Wiedziała, że jej rodzicielka nie znosi, gdy nie nazywa jej się jej "tytułem". Mimo tego, powiedziała to z lekkim przekąsem.
- Oczywiście. O czym?
- Chodź na spacer. Dziewczyny mają pewnie coś do roboty.
Megan spojrzała na przyjaciółki chcąc wzrokiem powiedzieć przepraszam. Obie zrozumiały i skinęły głowami.
- Jak sobie życzysz - Agata wstała z sofy i nałożyła buty na obcasie.
Razem z córką wyszła z domu.

- Dlaczego przyjechałaś? - spytała Megan wprost. - Tak szczerze.
Postanowiła nie bawić się w owijanie w bawełnę tylko przejść do rzeczy i nie kryć się z tym. Było to stosunkowo trudne zważywszy na reputację jej matki.
- Meggie, mówiłam ci, że chciałam cię zobaczyć. Poczekaj chwilę - uniosła palec do góry, kiedy tylko Ćma otworzyła usta. - Jakbym ci powiedziała to byś w jakiś sposób sprawiła, bym jednak tego nie robiła.
Megan westchnęła.
- Wiesz, że i tak do was przyjadę po dyplomach.
- Kochanie, to całe dwa miesiące, smutno nam bez ciebie.
- Mamoooo... - Megan uniosła głowę w geście rozpaczy. - Nie jestem już dzieckiem. Niedługo kończę dwadzieścia pięć lat, nie traktuj mnie jak dziesięcioletnią dziewczynkę. Tamte czasy się skończyły.
- Ale ty zawsze będziesz...
- Moim dzieckiem, tak wiem - dokończyła za nią. - Mimo to krępuje mnie trochę twoja obecność. Miałam plany na Wielkanoc i w ogóle...
- Przecież znajomych masz tutaj na co dzień. Nie trzeba ci okazji.
- Moi znajomi są studentami większości. Co oznacza, że nie mają czasu na zabawę w tygodniu szkolnym. Sama się niemal cały czas uczę. Teraz fakt, mam chwilę przerwy, ale muszę też nadrobić zaległości, by oddać pracę w pierwszym terminie. Nie chcę stracić wyników, które udało mi się zdobyć.
- Nie cieszysz się, że przyjechałam? - pani Stone posmutniała.
- Mamo, słuchaj. Kocham cię i w ogóle, ale chcę żyć własnym życiem, a nie być pilnowana jak w więzieniu. Trochę tak się czuję.
- Ale dlaczego nie chcesz mnie widzieć, kiedy przyjeżdżam?
- Czasy, kiedy byłaś dla mnie najważniejsza pod Słońcem minęły. Jesteś dla mnie wyjątkowa, zawsze będziesz, wiesz o tym, ale... Nie potrafię znieść, kiedy ktoś patrzy się na to co robię przez cały czas.
Megan załamała ręce. Nie sądziła, że będzie tak mówić do matki. Wobec niej wszystko było możliwe, więc mogła w sekundę się wkurzyć i plan nie wypali. Mimo, że sumienie nie miało problemu z wypowiedzeniem tego typu słów, Ćma wiedziała, że nie spodoba się to drugiej stronie.
- Mam koniecznie wyjechać, tak? O to ci chodzi? - Aneta posmutniała. Ćma dostrzegła to i zrobiło się jej przykro. Wojna między rodzicem, a dzieckiem przerodziła się w umowę dyplomatyczną.
- Nie - szepnęła. - W sumie nie. Choć z drugiej strony twoje towarzystwo mi nieco rujnuje ten tydzień. Ale mam inny pomysł. Pojedź do Bartka w New Castle. Ponoć całe dwa lata narzeczeństwa diabli wzięli i spędza święta sam. Myślę, że się ucieszy, że przyjeżdża do niego ciocia.
- Mówiłam, że z tą Samanthą jest coś nie tak! - Agata niemal krzyknęła.
Megan uśmiechnęła się.
- Pomóż siostrzeńcowi. Dzwoniłam do niego kilka dni temu. Powiedział, że nic nie planuje, więc myślę, że jak mu powiesz, że przyjedziesz, ucieszy się.
- Podsumowując chcesz się mnie pozbyć.
- Chciałabym po prostu, byś wyjechała na kilka dni. Zostań do jutra, a w sobotę pojedź do New Castle. Jeśli chcesz, możesz przyjechać w poniedziałek albo we wrotek rano, przed samolotem. To taka propozycja.
Megan spojrzała na mamę, ale ta utkwiła wzrok w swoich butach na obcasach. Dziewczyna błagała w duchu, by jej wysiłek nie został niedoceniony. W innym przypadku błahostka, która siłą rzeczy była dla niej ważna, zostanie zrujnowana. Agata spojrzała na nią.
- No dobrze. Jeśli tego chcesz... - uśmiechnęła się.
Nim zdążyła cokolwiek innego powiedzieć Ćma przytuliła się do niej i cmoknęła w policzek. Sama nie pamiętała, kiedy wcześniej coś takiego zrobiła, ale dziękowała niebiosom, że udało jej się przekonać mamę do zmiany planów. Takie coś graniczyło w tym przypadku z cudem. Chwilę później odsunęła się.
- Dzięki... To wiele dla mnie znaczy.
Mimo zachowania, które doprowadziło ją do niemal siódmej pasji Megan nie lubiła kłótni. Zawsze starała się przeciągnąć sytuację na jaśniejszą stronę lub zamienić wojnę w żart. Najczęściej jej metoda działała.

Obie weszły do parku. Aneta zaczęła opowiadać o życiu jej i George'a w Polsce. Mimo najszczerszych chęci, Megan niemal co chwilę przerywała mamie. Nie potrafiła powstrzymać cisnących się na usta pytań, które przychodziły z każdym kolejnym zdaniem. Nim pani Stone skończyła opowiadać Słońce zaczęło zachodzić.
- Chyba czas się zbierać - powiedziała Ćma patrząc na horyzont.
- Jak uważasz, córciu.
- Kiedy przestaniesz zdrabniać każdy określający mnie wyraz? - popatrzyła na mamę z ironią.
- Prawdopodobnie nigdy - pogłaskała Megan po głowie.
Dotarły do domu w o wiele milszej atmosferze niż gdy z niego wychodziły.

- Już z powrotem? - spytała Shadow na wstępie.
Razem z Kitty krzątały się przy stole roznosząc talerze i sztućce.
- Tak jakoś się złożyło, że... - zaczęła Ćma.
- Oh, dziewczyny, jakie wy jesteście kochane! - Aneta klasnęła w dłonie przerywając Megan wypowiedź.
Ta tylko wzruszyła ramionami z obojętną miną. W głowie zahuczały słowa "znów się zaczyna".
- To drobiazg, pani Stone - powiedziała grzecznie Kitty szeroko się uśmiechając.
- Może wam w czymś pomóc? - Agata objęła wzrokiem stół.
- Nie trzeba, proszę pani. Poradzimy sobie - odpowiedziała Kate. - Ale dziękujemy.
Po dziesięciu minutach Shadow i Liz skończyły krzątać się wokół stołu i zaprosiły obie Stone na kolacje. Przez ten czas Ćma pobiegła do łazienki i oparła się plecami o drzwi. Z jednej strony cieszyła się, bo mama zgodziła się na układ, z drugiej jednak wciąż przeklinała ją za to, że w ogóle przyjechała. To było wbrew zasadom, które ustalała z rodzicami na początku studiów. Nie rozumiała dlaczego mama postanowiła je złamać, a co ważniejsze: dlaczego tak szybko zgodziła się na propozycję córki. Bardzo rzadko zdarzało się, by ulegała jakimkolwiek wpływom, tym razem zrobiła to niemal natychmiast. To było rzeczywiście dziwne. Odetchnęła i spróbowała zebrać myśli. Umyła ręce i przepłukała twarz w nadziei, że to choć trochę ulży jej skołtunionym myślom.
- Zastanowisz się nad tym później - rzuciła do swojego odbicia i wyszła z łazienki.

Na stole zastała sałatkę z kurczakiem oraz osobny talerz, na którym znajdowały się same warzywa z dodatkiem sera fety.
- Wielbię was. Dzięki - wypaliła do przyjaciółek i usiadła do stołu.
- Nie ma za co, Moth - Liz puściła do niej oczko.
- Więc nie zaniechałaś wegetarianizmu? - spytała Agata patrząc na talerz córki.
- No nie... Za bardzo lubię takie jedzenie.
Refren "Valhalli" przerwał kolacyjną pogawędkę.
- Przepraszam.
Ćma wstała od stołu i odebrała telefon. Na wyświetlaczu pojawił się numer zastrzeżony.
- Halo?
- Już za tobą tęsknię.
Druga strona rozłączyła się po wypowiedzeniu tego zdania, a Ćma z powrotem usiadła do stołu z lekkim uśmiechem.
- Chyba pomyłka - odpowiedziała na pytające spojrzenia całej trójki.


Bez komenta, proszę. Dobranoc.

niedziela, 24 października 2010

Z okazji pięćdziesiątki

Tak, kupcie mi torta, bo jestem taka mega trÓ i nareszcie napisałam rozdział 50. Dużej satysfakcji nie ma. Gdybym miała kompa na co dzień, z pewnością byłabym dalej xD.
Przede wszystkim... Muszę przyznać, że moje pisanie przez te... osiem miechów [jezu to aż tyle?!] strasznie się zmieniało. Raz lepiej raz gorzej. Może jak to kiedyś skończę i będę miała chęć to zedytuję to i wstawię gdzieś lepszą wersję tego CZEGOŚ.
Anyway... dziękuję za te ponad 600 odsłon do tej pory. Zastanawiam się dlaczego rozdział 40 jest najsłynniejszy xD. Dopiero na drugim miejscu jest rozdział z numerem jeden xD. A najciekawsze są wyszukiwania, z których przypadkowi ludzie weszli tutaj. Oto niektóre z nich [te dziwniejsze xD]:

czy tomo milicevic ma dziewczyne

dwie gitary jareda leto ozdobione

mogłabym zanucić in my secret life

znaczenie trójkąta zespołu 0 seconds to mars [literówki, oh literówki xD]

i to najciekawsze, z którego nie mogę się nadziwić: pudelek.pl tomo milicevic

Ja to tylko skopiowałam ze statystyk xD. Jak bozię kocham xDDD.
No i... Mam jazdę, bo jak wpiszecie dwa wersy refrenu "The Story" na Google'u to wam wyskoczy moje opo na pierwszej stronie xD.

Ja już wieję. Dzięki jeszcze raz za przetrwanie - zwłaszcza Paulinę i Ayusza, które czytają to przez cały ten czas i czasem wierciły mi w brzuchu dziurę, bym pisała szybciej xD.
No i epickie przeczytanie imienia John jako Jola xD. Nigdy tego nie zapomnę xDDD.

Provehito In Altum

Lisa

sobota, 16 października 2010

50.

- O co ci... - zaczął Jared, ale Megan już zniknęła za drzwiami toalety. - Chodzi.
Westchnął ciężko i oparł się o ścianę. Spojrzał na sufit próbując zebrać myśli. Za chwilę usłyszał szum i kątem oka zobaczył ruch w roślinach. Dopiero wtedy zrozumiał, co Ćma miała na myśli. Powoli odsunął się od ściany, ale za chwilę jego plecy znów się z nią spotkały i przyszpiliły się pod naporem dość dużego ciężkaru.
- Przepraszam - szepnęła blondynka odsuwając się od niegoi lekko rumieniąc. - Nie mogłam się powstrzymać.
Jared dalej był zdezorientowany. Zmarszczył brwi i zbadał wzrokiem trzy osoby wlepiające w niego wzrok.
- Cześć Jared! - powiedziały równocześnie uśmiechając się szeroko.
- Yyyy... Cześć... - odparł.
Jak się spdziewał, grupka składała się z dwóch dziewcząt, które "natknęły się" na niego i chłopaków kilka tygodni temu oraz jednej blondynki, której kompletnie nie kojarzył, ale na pewno jej "napad" będzie długo pamiętać. Leto nie pamiętał choćby pierwszej litery ich imion. Chyba, że...
Scarlett. Czy tak mówiła Megan? Tak. W sumie mógł sobie skojarzyć ze swoją ex, ale niespecjalnie chciał przypominać sobie tamte czasy (Johansson była tak nudna, że wolał pisać SMSy na randce niż słuchać jej paplaniny).
Pierwsza odezwała się Scarlett, jak gdyby nie pamiętała incydentu z nightclubu.
- Co jeszcze porabiacie w Londynie? Myślałam, że już pojechaliście - spytała próbując jakoś rozpocząć rozmowę.
- W zasadzie to dogrywamy pewne rzeczy - Jared starał się być miły. - W Londynie są bardzo dobre studia.
- A więc mam nadzieję, że jeszcze długo tu będziecie.
- W zasadzie to niedługo wracamy do Stanów. Musimy skończyć trasę.
- No tak, Into The Wild. Chcę ci powiedzieć, że... - farbowana szatynka uśmiechała się szeroko do wokalisty napawając się jego spojrzeniem.
- Rzuć ją - wypaliła bez ogródek Kaya spoglądając w stronę toalety.
- Przepraszam? - Jared znów zmarszczył brwi.
- Rzuć ją - powtórzyła. - To dziwka.
- Na jakiej podstawie? - Jared zdziwił się.
- Obserwacji - odrzekła blondynka popierając koleżankę. - Widziałam ją z jakimś brunetem jak się obściskiwała i całowała przed szkołą... A poza tym prawie zawsze na przerwach siedzi w laboratorium z Kevinem i są zamknięci na klucz, kto wie co tam robią.
Jared nic nie powiedział. Trochę go to zatkało. Wątpił, by zamiar Ćmy były szczególnie złe, ale poczuł się z lekka zazdrosny.
- Okay... Mam taki pomysł: pozwolicie mi załatwiać moje prywatne sprawy samemu i się w nie nie wtrącać? Byłoby miło.
Dziewczyny spojrzały po sobie.
- Ale my tylko... dla twojego dobra... Uwierz, to nie jest materiał na dziewczynę - szepnęła Mia patrząc mu w oczy niemal ze łzami.
- Myślę, że jestem wystarczająco duży, by sobie radzić, okay? - Jared zawahał się przez moment. - Ale cieszę się, że ktoś się troszczy.
Uśmiechnął się lekko próbując wykrzesać choć trochę wesołości, ale jakoś nie potrafił. To, co zrobiły Ćmie trochę go poruszyło. Mimo to, dziewczyny rozpromieniły się nagle.
- Możemy cię zaprosić na spacer? - zapytała Kaya.
"Daj im palec a wezmą całą rękę" pomyślał Jared.
- No co tam? - Megan wcisnęła się między brunetkę, a Leto i uśmiechnęła się do wszystkich. - Tęskniłeś?
- Z lekka - Jared dziękował wszystkim bóstwom od zarania dziejów, że nie musi prowadzić tej krępującej rozmowy sam.
- Skoro już sobie pogawędziłeś z tymi przemiłymi dziewczętami to może czas już iść?
- Wiesz co... Chyba tak - wokalista spojrzał na twarze Mii, Kayi i Scarlett, które nagle stały się blade.
- A więc... Przepraszamy, kochane, ale terminy gonią. Miłej Wielkanocy wam życzę. Do zobaczenia - Ćma pociągnęła Jareda za rękę w stronę wyjścia. Ten tylko się uśmiechnął i pomachał im bez słowa.

- Oświecisz mnie dlaczego chciałaś, bym się z nimi użerał? - zapytał Leto, kiedy wyszli z galerii.
- Ponieważ nie chcę mieć więcej szram na szyi i ponieważ załamanie w ich oczach sprawia mi satysfakcję - wytłumaczyła. - Powinieneś wiedzieć jakich cudownych fanów masz.
- Wiem o tym dobrze.
- Sam rozumiesz... Ta cała szopka, którą robią, bo chcą jakimś cudem wejść mi w paradę już dawno mi się znudziła. Chciałabym odetchnąć spokojnie, a nie cały czas na uniwerku czuć na sobie oczy pełne nienawiści.
Jared przyciągnął ją do siebie i pocałował w głowę.
- A to za co? - spytała.
- Nie chcę, żebyś źle się przeze mnie czuła.
- Czy ja coś takiego powiedziałam?
- Skoro tamte dziewczyny cię denerwują to można to wywnioskować.
- I tak nie zamieniłabym tego na nic innego, więc daj spokój. Przeżyję ludzką nienawiść. Mam w tym sporo doświadczenia.
- Zastanowię się czy warto ci wierzyć.
- A masz wątpliwości? - lekko trąciła jego bok łokciem.
- Możliwe - odparł wymijająco. - Jeszcze jedno pytanie.
- Słucham.
- O co im chodziło z tym brunetem, z którym się ponoć całowałaś przed szkołą?
- Że co? - Megan zamurowało. - Czekaj chwilę... Czy one mówiły o Dave'ie?
- Dave'ie?
Ćma zaczęła się śmiać.
- Wytłumaczysz mi?
- Ten "brunet" to mój znajomy, który mieszka w Oxfordzie. Ostatnio się widzieliśmy jakieś dwa miesiące temu, kiedy chłopak go rzucił.
- Chłopak? On jest...
- Tak i co w tym dziwnego? Pocałowałam go w policzek i przytuliłam. Człowiek serio był załamany... ale człowieku, to było w zimie!
- Dobra, już nie mam więcej zamiaru zastanawiać się o co tym palantkom chodzi. Nigdy.
- I tego się trzymaj, panie gwiazda - wystawiła lekko język uśmiechając się.

Kiedy dotarli do bramy Lake Street Megan zatrzymała się.
- Nie mogę cię odprowadzić do domu? - spytał Jared.
- Lepiej nie, mama zacznie coś podejrzewać. Czuję się jak mała dziewczynka, kiedy jest obok.
- W takim razie... Kiedy cię znów zobaczę? - podszedł bliżej Ćmy i objął ją w pasie.
- W niedzielę. Mam nadzieję, że mój plan zadziała.
- Ja też na to liczę.
Obdarzył ją pocałunkiem, który odwzajemniła kładąc dłonie na jego ramionach.
- Do zobaczenia? - szepnęła Megan za chwilę.
- Jeszcze nie - mruknął Jared przyciskając ją do siebie.
- Ale ja już serio muszę iść.
- Ale 48 godzin to za długo - jęknął smutno.
W tym momencie telefon Ćmy wydarł się słynnym tekstem "You are the reason I can't control myself!!". Wokalista sprytnie wyciągnął go z torby i pokazał Megan wyświetlacz, na którym wielkimi literami było napisane "Mama". Nim Ćma zdążyła wziąć go do ręki Jared nacisnął czerwony guzik, kończąc połączenie.
- Zwariowałeś? - Megan spojrzała na niego z ironią.
- Daj spokój, za pięć minut ją zobaczysz - wrzucił telefon do torby sięgając głową za jej ramię, by zobaczyć, czy trafił. Na szczęście telefon bezpiecznie wylądował.
- A poza tym - dodał. - You are the reason I can't control myself - szepnął jej prosto do ucha.
Megan zaczerwieniła się lekko i uśmiechnęła. Pocałowała go w policzek.
- Okay, już cię puszczam - powiedział z rezygnacją. - Idź sobie.
Odsunął się od niej i wsadził ręce do kieszeni. Zaśmiała się.
- No to pa, panie zazdrosny - podeszła do niego i pocałowała w policzek.
Mruknął coś w odpowiedzi, ale go nie zrozumiała.
- Dobra, nie będę się z tobą kłócić. Tak przy okazji, jak chcecie alkohol to musicie sobie sami przynieść, bo my mamy najwyżej trochę. Pa.
- Pa - odburknął, ale na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmieszek.
Megan odwróciła się i poszła do domu zastanawiając się czy Jared dalej stoi przed bramą, czy już sobie poszedł. Po chwili, nie mogąc się powstrzymać odwróciła się i spojrzała na wokalistę, który obserwował każdy jej krok. Pomachała mu i "przesłała buziaka". Odwzajemnił to i dopiero teraz skierował swoje kroki w drugą stronę.

TO
JEST
NACIĄGANE.
BARDZO.
I zdaję sobie z tego sprawę.
[źle mi się pisze, gdy nie ma Megan xD].
Shpan numerem 50 xD.

Jak widać, zaczęłam to pisać w tamtym tygodniu, ale nie szedł mi ten rozdział. Przepraszam.
Ciiiiicho, dalej się zastanawiam jak ja napisałam ostatnią scenę xD. To chyba przez Dialog z "Buddhy" xD. Taka rekompensacja dla tych co to lubią xDDDD.

czwartek, 14 października 2010

49.

Kochana 30ST[M] xD [powiedzmy, że każdy wie o co chodzi]. Pragnę ci powiedzieć, że nie umiem pisać TEGO RODZAJU momentów. Przykro mi, ale takowych nie będzie xD. Znam fanfici co się na tym opierają i nie ma odcinka bez tego, ale to nie u mnie xD.
Dziękuję też Paulinie... za koment do niemal każdej notki i wierne czytelnictwo xD, Ayuszkowi - za całonocne gadanie [szkoda, że nie umiem wysiedzieć każdej nocy :<], podnoszenie mnie na duchu, dobijającooptymistyczne teksty, które kocham nad życie i za to że jest!! :* - oraz Cassie co mnie wczoraj jeszcze bardziej zmotywowała do działania ;).

Mam dziwną jazdę na "powiedzmy". Postaram się tego w większości uniknąć...


- Masz jakieś pomysły? - spytał Jared rozglądając się po galerii.
- Powiedzmy, że mam, ale skończ się tak kręcić. Tutaj nie ma paparazzich - Megan westchnęła ciężko i pokręciła głową.
- Skąd wiesz?
- Bo sprawdzałam. To nie jest super ekskluzywna galeria handlowa wypełniona gwiazdami showbusinessu tylko sklepy dla normalnych ludzi. Celebryci tu nie przychodzą... Pewnie nawet nie wiedzą, że coś takiego istnieje. To nie centrum miasta... Poza tym... Dostałeś sklerozy, że nie pamiętasz, że sama też nie chcę być na serwisach plotkarskich?
Jared zatrzymał się i spojrzał na nią.
- Dziękuję. Chodzi o to, że jakby twoi kochani znajomi z aparatami się tu kręcili, nigdy w życiu nie przyszłabym tutaj - dokończyła. - Co najwyżej kilku Echelonowców. Ale też raczej wątpię. Ponoć Londyńczycy robią akcję pod Big Benem.
- A mówiłaś, że już się tym nie interesujesz.
- Nie uczestniczę, ale podstawowe informacje dochodzą do mnie. Całkowicie nie da się wyłamać, kiedy już raz się zaczęło - uśmiechnęła się. - Chodź tam.
Wskazała na wejście pod szyldem "Everythig for Home. Something for You.".
- Jesteś pewna? Nie wygląda... ciekawie... - Jared spojrzał na witrynę, na której ustawiono wazony ze sztucznymi kwiatami, w które wpleciono sztuczne jajka.
- Oh, zaufaj mi - pociągnęła go w stronę sklepu.

- Cena nie jest wyznacznikiem towaru. Czasem fajne rzeczy są o wiele tańsze niż szpanerskie. A ty chyba o tym zapomniałeś - twarz Megan spoważniała, a ona sama chichotała starając utrzymać to tylko dla siebie.
Chodzili między półkami sklepu, na których znajdowały się bardziej lub mniej ciekawe produkty. Były wśród nich proste kieliszki, pudełka czy stojaki na piloty, ale szklanki o dziwnych kształtach, budziki wydające odgłosy zwierząt czy trójwymiarowe ramki na zdjęcia. Ćma zaprowadziła Jareda do stanowiska z ozdobami wielkanocnymi.
- Hej, nie traktuj mnie jak rozpieszczoną gwiazdeczkę - rzucił Leto buntowniczym tonem.
- Hahaha, a nie jesteś nią?
- Nie wydaje mi się.
- Dobra, zamknijmy temat. Co powiesz na to?
Ćma ściągnęła z półki jedną z figurek białego króliczka z otwartym pyszczkiem, z którego wystawały wielkie, wampirze kły oraz ze spojrzeniem mordercy. Na jego białym futerku namalowano krople krwi.
- Słodziutki - westchnął Jared.
Megan spojrzała na figurkę.
- Tak, zupełnie jak ty.
- Jakżeby inaczej - wokalista wystawił zęby jakby miał zamiar coś [kogoś xD] ugryźć.
Megan parsknęła śmiechem.

Nim podeszli do kasy w koszyku znalazł się jeszcze Baranek-Zombie, kilka jajek, z których po nakręceniu wyskakują nagle czarne kurczaki oraz kilka różowych plastikowych kur siedzących na gniazdku, z którego wystawały fioletowe jajka.
- Zawsze robicie sobie takie prezenty? - spytał Jared.
- Na Wielkanoc... tak. Mam całe pudełko takich przedmiotów. Na Boże Narodzenie zwykle jedziemy do Polski, więc jest raczej... spokojniej - odpowiedziała. - Uroki naszej Wielkanocy. A wy?
- Chyba wolisz nie wiedzieć - Jared zachichotał. - A jeśli Shannon wpadnie na szalony pomysł zrobienia tego samego w tym roku... to się dowiesz.
- Czy mam się zacząć bać?
- Tak, masz - Jared pokiwał szybko głową.
- Piętnaście funtów siedemdziesiąt trzy centy - przerwała im kasjerka.
Megan wyciągnęła portfel z torby.
- Ja zapłacę - wypalił Jared kładąc na ladę 20 funtowy banknot.
- Upadłeś na głowę? Nie chcę twoich pieniędzy, zabieraj to - wskazała głową na papierek, który sprzedawczyni trzymała w dłoni.
- Oh, daj spokój. Niech pani kasuje - zwrócił się do sklepowej, która patrzyła na nich z nieukrywanym zdumieniem.
- Pogadamy o tym jeszcze - Ćma dźgnęła Jareda palcem w ramię.
Uśmiechnął się tylko i nic nie powiedział. Pożegnali się z kasjerką i wyszli ze sklepu.

W galerii robiło się coraz bardziej tłoczno. Coraz więcej osób kręciło się od sklepu do sklepu zaglądając na wystawy. Niektórzy z nich wychodzili z ogromnymi torbami, inni zaś nie mieli ani jednego bagażu.
- To gdzie teraz idziemy? - Jared przerwał Megan obserwację.
- Jakiś pomysł?
- Nie bardzo.
- No to chyba spożywczy - wzruszyła ramionami.
- Ja... - Jared przystanął i wyciągnął z kieszeni telefon. - Wybacz.
Ćma zachichotała.
- Tak? - zwrócił się Leto do telefonu.
- GDZIE SĄ MOJE USZY?! - wydarł się głos z drugiej strony.
- Shann, przecież nie zabrałem ci uszu... - odpowiedział spokojnie.
- ZABRAŁEŚ! MOJE KRÓLICZE USZY! GDZIE ONE SĄ?!
- Aaaa, mam je przy sobie, spokojnie, nic im nie będzie.
- Mówiłem ci, że masz ich nie ruszać, bo kupiłem nowe. Tobie to gadać, i tak nie słuchasz - słychać było irytację w jego głosie.
- Okay, wkrótce będę z powrotem. Obiecuję, że ci je oddam.
- Jak będzie ryska to oberwiesz, Junior. Pamiętaj.
Jared odsunął telefon od ucha.
- Rozłączył się - z niedowierzaniem patrzył w ekran BlackBerry.
- Co go tak wkurzyły te uszy? Myślałam, że są twoje.
- W zasadzie to są jego. Strasznie się bulwersuje jak ktoś mu cokolwiek zabierze bez pytania... Ale aż takiej reakcji się nie spodziewałem...
- A na co mu one jeśli mogę spytać? - Ćma uśmiechnęła się szeroko. Jared odwzajemnił go.
- Wolisz nie wiedzieć.
- I tak się dowiem - zrobiła słodką minkę i machinalnie zaśmiała się.
Jared złapał ją za rękę.
- To gdzie jest ten spożywczak?
- Pytasz serio czy to ma być sarkazm?
- Chyba serio.
- Tam - wskazała kciukiem na supermarket znajdujący się 30 metrów dalej.
- Ahaaaa... - zażenowany spojrzał na ogromny szyld TESCO.
- Chyba tym razem dam ci spokój - Ćma zaczęła się śmiać.
- Jak ja jej zaraz... - usłyszała i odwróciła się.
Wśród sztucznych roślin znajdujących się kawałek od niej dostrzegła fragmenty spodni i butów.
- Cholera... - zaklęła.
- Co jest? - Jared zajrzał jej przez ramię.
- Nic. Chodź - wzięła go za rękę nie spuszczając oczu z roślin.
Przeszli kawałek, ale Megan wydawała się być nieobecna.
- Heeeej - Jared pomachał dłonią przed jej oczami. - Co się stało?!
- W zasadzie... nic. Tylko...
- Co?
Megan uśmiechnęła się chytrze.
- Czy... Pozwolisz mi coś zrobić? - spytała.
- Pewnie - Jared zatrzymał się. - Droga wolna.
- A co z twoją męską nadopiekuńczością? Nie spytasz jaki mam zamiar?
- Jesteś dużą dziewczynką, chyba nie podejmujesz złych decyzji - odpowiedział z uśmiechem.
- Skoro tak sądzisz... - mruknęła i obróciła się do niego.
Czule pocałowała go w usta. Nim Jared zdołał ją przytrzymać, ta odsunęła się. Oparła głowę na jego klatce piersiowej i posłała mordercze spojrzenie satysfakcji do ukrytych w sztucznych krzakach dziewczyn.
Jared objął ją ramieniem.
- Co to za zmiana? - spytał.
- Cóż... Doszłam do wniosku, że gdy nie ma tu twoich znajomych z kamerami, jest mi obojętna reakcja ludzi na nas. A poza tym... Spójrz bardziej na prawo, w te krzaki. Tylko dyskretnie.
- Czy ja jestem ślepy czy to jest pani nieświeży oddech?
- Jeśli chodzi ci o Scarlett to tak, to ona.
- Co ona tu robi?! - Jared podniósł ton. - I... to one ci groziły?!
- Uspokój się. Tak, one, ale zróbmy to dyplomatycznie.
Spojrzała na niego.
- Idę do kibla. Baw się dobrze.
- Że co?
- Rób co chcesz, mam to gdzieś. Tylko żeby nie przyjechała policja ani nic z tych rzeczy.
- O co ci chodzi?
- Zaraz zobaczysz.
Pocałowała go w policzek i otworzyła drzwi prowadzące do toalet. Sprawdziła godzinę. Była niemal równo 13:30. Oceniła sytuację na 10 minut.
Weszła do kabiny i usiadła na klapie. Pozostało jej czekać.

Trochę długi, a teraz już lecę. Niestety muszę. Dokończę sytuację następnym razem. Rozdział extra, dziękujmy za ten wolny dzień :D. Trzymajcie się.

piątek, 8 października 2010

48.

Powacam - jak zawsze po tygodniowej przerwie, która nazywa się szkołą xD. Dziękuję Howardowej za budującego komenta do poprzedniej notki ^^. To mnie tak rozradowało, że postanowiłam zabić swojego wewnętrznego lenia i napisać kolejny rozdział teraz. Poza tym moje myśli dotyczące tego opka odbiegają w bardzo daleką przyszłość, ponieważ nagle - standardowo przy myciu zębów, jak zawsze xD - wymyśliłam część trzecią tegoż opowiadania [obecnie to, co widzicie jest częścią pierwszą xD]. I chcę jak najszybciej dobić do końca choćby pierwszej części xD. Pewnie i Wy, moi najukochańsi stali i cząstkowi, znani czy nieznani, Czytelnicy, jeśli to czytacie chcecie przeczytać co dalej. I dziękuję wam za to z całego serca.
Nie będę przedłużać - mam bardzo rozbudowaną umiejętność przynudzania. Powiem tylko, że obecnie czytam wszystko co mi się nawinie pana Stephena Kinga i być może mam jakieś naleciałości za co przepraszam xD.
A teraz Rasmusy na uszy, notatki na biurko, klawiatura wysunięta and LET'S DO IT! [mam coraz większą chęć na pisanie tego - moim zdaniem - szajsu :] xD]
I really hope you'll like it!!


Megan wracała do domu zastanawiając się nad pytaniem, które na pewno zaraz usłyszy. To było dla niej coś oczywistego, bo swoją matkę znała na wylot. Westchnęła głęboko i nacisnęła klamkę.
Widok, jaki zobaczyła, ją zamurował. Jej rodzicielka oraz dwie przyjaciółki siedziały w salonie popijając mocną kawę z automatu - Megan za dobrze znała ten zapach, by go pomylić z czymkolwiek innym. Kiedy zamknęła drzwi oczy całej trójki skierowały się na nią.
- Myślałam, że poszłaś na zakupy - zwróciła się do niej mama odkładając kawę na stół.
- Eeee... - Ćma spojrzała na Liz, której wargi ułożyły się w słowo "później". - Nie chciałam iść bez pożegnania, a poza tym... Nie wzięłam butów.
Spojrzała na domowe japonki w tęczowe paski, które założyła na skarpetki. Miała nadzieje na rozładowanie atmosfery. Dziękowała wszystkim bogom, że na twarzach wszystkich pojawiły się uśmiechy.
- Kasia i Ela [jak to okropnie brzmi!] właśnie mi mówiły o Jordanie, dobrze mówię? - pani Stone spojrzała na Kate pytającym wzrokiem, a ta pokiwała głową. W tym czasie Liz zrobiła gest w stylu "gęba na kłódkę, damy sobie radę". - Ale dalej myślę, że skądś go znam... Nie grał w jakimś filmie?
- Już pani mówiłyśmy, kilka lat temu występował w reklamie proszku do prania - Liz pokiwała głową.
Megan zamknęła oczy próbując sobie wyobrazić Jareda w reklamie Viziru zamiast Zygmunta Chajzera. Nie mogła powstrzymać parsknięcia śmiechem.
- Fajnie wyglądał w tym białym dresiku - powiedziała.
Dobrze wiedziała, że kłamstwo nie popłaca, a ich najlepsza liczba, według Arystotelesa, to jeden, ale nie mogła się pohamować.
Dziewczyny zaśmiały się z udawaną serdecznością. Ćma załapała ich tłumaczenie i gra mogła toczyć się dalej.
- Ponoć poznałaś go na koncercie. Jakiego zespołu? Dziewczęta nie mogły sobie przypomnieć - pani Stone przeszła na inny tor pytań.
- Daj spokój, mamo. I tak nie znasz wszystkich kapel, które słucham. Na co ci to?
- W sumie masz rację - Agata wzruszyła ramionami i sięgnęła po kawę. - Jeszcze jedna rzecz. Dziewczęta zaprzeczały, ale chcę to usłyszeć od ciebie...
"Powiedz to i daj mi spokój" wrzasnęła Ćma w myślach. Wiedziała co się święci.
- ... czy to twój chłopak?
Rodzicielka tak zaakcentowała ostatnie słowo, jakby spotykanie się z osobą płci przeciwnej [w tym przypadku!!, nie jestem homofobem xD] było karane dożywociem w więzieniu. Megan potrząsnęła przecząco głową. Wymyśliła odpowiedź w ciągu ułamka sekundy.
- Nie. Właściwie... on ma dziewczynę, ale ona jest obecnie w Stanach.
Wymawiając to coś ją ruszyło, jakby podświadomie uwierzyła w prawdziwość tych słów. Nagle zrobiło jej się dziwnie chłodno i przeszły ją dreszcze. USA. To należało obecnie do przyszłości, ale nie chciała o tym myśleć. Nie potrafiła sobie wyobrazić innego życia niż teraz, mimo, że trwało ono zaledwie miesiąc. Przyzwyczaiła się do wspólnych wieczorków z Marsami i dopiero zdała sobie sprawę jak bardzo będzie jej tego brakować.
- No nic, nie zatrzymuję cię, córuś, idź po te prezenty.My tutaj jeszcze pogawędzimy, prawda, kochane? - zwróciła się do Shadow i Kitty, które uśmiechnęły się lekko.
- Serio? Dzięki... - Megan nie ukrywała szoku. - To... na razie...
Wyszła z domu tym razem nie zapominając o uprzednim włożeniu butów.

Skierowała się od razu w stronę parku. Jared siedział na jej podpisanej ławce i pukał szybko i precyzyjnie w klawiaturę BlackBerry.
- Może powinnam odprawić wam ślub? - spytała spoglądając na to zjawisko z uśmiechem.
- Nie wiem już który raz to słyszę - odgryzł się. - Na serio tak dużo czasu spędzam z telefonem?
- Tak? Nie zauważyłeś? - Ćma dosiadła się do niego i oparła głowę na ramieniu. - Znowu twitter?
- No wiesz... Nie lubię zostawiać tych wariatów samych. A Echelon jest po prostu... jedyny w swoim rodzaju. W życiu nie widziałem innej tak zgranej grupy... I mniejsza o to, że czasem niektóre ogniwa zatruwają mi życie.
- Ja pewnie do nich należę, prawda? - Megan zrobiła załamaną minę.
- Żartujesz, prawda? - Jared odwrócił głowę w jej stronę.
- Może. Ale odpowiedz.
Usiadł bokiem do niej i schował telefon do kieszeni. Spojrzał jej prosto w oczy. Megan doszła do wniosku, że są jeszcze bardziej błękitne niż na wszystkich zdjęciach, jakie kiedykolwiek widziała.
- Ty po prostu uwielbiasz stawiać mnie w takiej sytuacji. Kiedy mi odpuścisz? - spytał ją.
- Jak przestanie mi to sprawiać satysfakcję.
- Mam nadzieję, że to kiedyś nastąpi.
[Jezu, jak ja nie lubię pisać tych momentów!!]
Jared wsunął palce w jej włosy i przysunął ją do siebie. Nie opierała się. Objęła go za szyję i pocałowała. Leto przejechał rękoma po jej plecach i splótł je na wysokości pasa, jeszcze bardziej przyciągając dziewczynę do siebie. Za chwilę oderwała się.
- Starczy proszę pana.
Jared oblizał wargi.
- Za krótko - rzucił próbując znów ją pocałować.
Powstrzymała go schylając głowę i spojrzała w jego oczy.
- No weź... - powiedział błagalnym tonem.
- Słuchaj, jeśli moją mamę najdzie nieuzasadniona ochota pójścia do parku, nie mam pojęcia jak, ale ona bardzo często trafia do miejsc, gdzie obecnie przebywam, to oboje będziemy mieli przerąbane... Z resztą... Kitty i Shay też.
- Niech będzie - Jared pocałował ją po eskimosku i oboje się uśmiechnęli.
- Wynagrodzimy to sobie później - powiedziała z zadziornym uśmiechem. - Teraz chodź, idziemy, bo będzie źle.
[Matko najświętsza, jak to zabrzmiało O_o]

Wstali z ławki i poszli na najbliższy przystanek, którym dojechali do jednej z londyńskich galerii handlowych.

Miało być więcej, ale wyczerpała mnie końcowa scena. Na serio to jest dla mnie cholernie krępujące do pisania xD. Nie wiem czemu. Po prostu nie umiem pisać takich rzeczy i koniec. Może napiszę później jak będę miała zalążki weny i chwilę czasu. Amen.

niedziela, 3 października 2010

47.

Oto jest dzień!! XD. Ten fragment miałam w głowie od niemalże początku i nareszcie nadeszła na niego kolej xD. Mniejsza o to, że pisałam go w szpitalu... Nie powiem, to było lepsze zajęcie niż bezczynne czekanie na badania [nic innego mi tam nie robili jak coś xD] czy łażenie do idiotycznej szpitalnej szkoły - a takowa była xD. Więc... ZACZYNAMY XDDD.

Shadow zapukała w klapę prowadzącą na strych i nie czekając na odpowiedź otworzyła ją.
- Hej - przywitała się.
Megan podniosła oczy znad "Lśnienia". Siedziała na do połowy uprzątniętym łóżku w ogromnej koszulce HIMa i rozciągniętych dresowych spodniach.
- Hm?
- Takie pytanie... Nie umówiłaś się z kimś dzisiaj przypadkiem?
- Ahaaa... - Ćma chciała wrócić do czytania.
- Jeśli nie chcesz żeby Pan Laluś czekał to pragnę ci powiedzieć, że jest 10:30.
Megan z hukiem zatrzasnęła książkę i rzuciła na łóżko. Jej usta wykrzywiły się w kształt złamanego O. Umówiła się z Jaredem na 11.
- No to na razie - Shadow parsknęła śmiechem i zniknęła pod klapą nim Megan zdążyła cokolwiek powiedzieć.
Sekundę później Megan popędziła do łazienki, aby choć trochę się ogarnąć, a następnie wróciła do pokoju, by przebrać domowe ciuchy. Kiedy jej zegarek powiadomił ją, że jest za dziesięć jedenasta skończyła sprzątać łóżko.
- Moth! Do ciebie! - dobiegł ją z dołu głos Liz.
Ćma wyczuła w nim nutę załamania, ale rozumiała je.
"Nie spóźnił się? Gratuluję." przeszło jej przez głowę. Jared był spóźniony na 90% umówionych spotkań.
- Już schodzę! - odkrzyknęła.
Schowała do torby standardowy sprzęt (komórka, dokumenty, portfel, mp3) i wyszła z pokoju. Szybko pokonała schody patrząc na stopy, żeby się nie przewrócić.
- Cześć Ja... - głos jej zamarł.
To nie był Jared.
Stanęła jak wryta przez kilka sekund bez słowa. Czas dłużył się. Wydawało się, że minęły przynajmniej dwie godziny. Shadow i Kitty spoglądały to na Megan to na gościa nie wiedząc na kim zawiesić wzrok.
- Nie powinnaś się przywitać? - spytała blond włosa kobieta.
- Ma... Mama? - wykrztusiła Megan z trudem.
- Przynajmniej pamiętasz kim jestem - pani Stone rozejrzała się po domu.
- Ale... Co ty tutaj robisz?! - Ćma nie wierzyła własnym zmysłom. - Miałaś nie przyjeżdżać... Tato...
- No właśnie, tato - wpadła jej w słowo. - Nie rozmawiałyśmy dobre kilka miesięcy. Zawsze dzwonisz do ojca. Chciałam spędzić z tobą święta. Myślę, że dziewczyny nie mają nic przeciwko.
- Ale, mamo, ja mam do poprawienia dwie prace i... tyle nauki, że...
- Megan, jesteś jedną z najmądrzejszych osób jakie znam. Kilka dni z własną matką cię nie zbawi.
- Chyba nie wiesz na czym polega ta... "mądrość" - specjalnie zaakcentowała odstatnie słowo. - A tutaj jestem Ćmą.
- Oh, nie będę się bawić w twoje głupie przezwisko, Meguś.
- Nie jest głupie. I to nie ja je wymyśliłam tylko...
- Oh, tak, wiem. Martin. Przestań to powtarzać - przerwała jej ponownie. - Nie cieszysz się, że przyjechałam?
- Taa... Pewnie... Ale... Przecież miałam do was przyjechać w czerwcu! Przynajmniej nie byłoby takiego napięcia.
Zaczęła się denerwować. Jej paznokcie coraz bardziej wbijały się w dłoń. Ostatnią osobą jaką chciała w obecnej chwili zobaczyć była jej matka.
- Kiedy jest najbliższy samolot do Polski? - spytała.
- Meguń! Ja mam samolot dopiero we wtorek! I zobacz, mam bilet- zadziwiająco szybko wyciągnęła go z torebki. Megan była niemal pewna, że go specjalnie przygotowała. Jej matka zawsze była niezorientowana w magii XXI wieku.
- Czy nie mogłabyś... - zaczęła Ćma.
- HAPPY FUCKING EASTER!!!!!
Jared wpadł do domu i wrzasnął tak głośno, że Megan była prawie pewna, że wazon nieopodal lekko zadrżał. Mimo tego wokalista dalej się szczerzył z uniesionymi rękoma, w których trzymał trzy małe koszyczki wielkanocne z prezentami. Na jego głowie różowe uszy królika lekko się przekrzywiły.
Cała czwórka utkwiła w nim spojrzenia. Powoli opuścił ręce z lekko zażenowaną twarzą. Megan ukryła twarz w dłoniach.
- Ja chyba nie w porę... - szepnął patrząc na wszystkich po kolei.
Reakcja Ćmy była niemal natychmiastowa. Wzięła go za ramię i wyciągnęła go z domu tak, że o mało nie potknął się o próg. Kiedy szeregowiec nr 69 zniknął jej z oczu zatrzymała się i westchnęła.
- Dzięki temu teraz moja mama ma dowód, że Znam Vitaly'a Orlowa.
- Twoja mama? I oglądała Lord...
- of War. Tak i tak. Jest fanką Nicholasa Cage'a. Jak tylko coś z nim leci w telewizji, nie ma opcji żeby to przegapiła. Podsumowując... Jesteś dla niej narkomanem.
Parsknął śmiechem.
- To nie jest śmieszne - przerwała mu. - Nie będę ci mówić jak się załamała, że "Niki" przyjął taką rolę.
Tym razem Jared wybuchnął śmiechem i nie potrafił się powstrzymać. Megan czekała aż skończy tylko lekko się uśmiechając. Nie mogła powstrzymać tej reakcji. Jego śmiech był bardzo zaraźliwy.
- Wy... Wybacz - Jared odetchnął głęboko, by się powstrzymać. - Fajną masz mamę.
- Bez komentarza, proszę cię.
- Tak w ogóle... Co ona tu robi?
- Od pewnego czasu próbuję ci wyjaśnić. Przyjechała na wielkanoc mimo, że obiecała, że tego nie zrobi.
- Auć... To co? Nasze plany są... anulowane? - Jared zrobił smutną minę i obsunął zajęcze uszy w dół. Megan parsknęła śmiechem.
- Mam nadzieję, że nie. Za długo je snułam, żeby teraz kopnąć je do śmieci.
- Mam poczekać?
- Umówmy się... wytrzymasz pół godziny w parku? - skinął głową. - A więc czekaj póki nie przyjdę. Moja mama i tak będzie chciała posprzątać, a to działka Liz. I chwała jej za to.
- Nie ma sprawy. To do zobaczenia?
Uśmiechnęła się. Pocałował ją a ona to odwzajemniła.
- Muszę iść, bo będzie piekło - powiedziała kładąc mu rękę na ustach.
- Okay... - westchnął. - Będę czekać.
Oddalił się na kilka kroków.
- Proszę pana! - zawołała za nim.
- Hm? - Jared od razu się rozpromienił.
- Jakby była konieczność... Wobec mojej mamy jesteś tylko znajomym, okay? - potwierdził skinieniem. - I zdejmij to z siebie - dodała Megan z kpiącym uśmieszkiem wskazując zajęcze różowe uszy.
Oboje się zaśmiali i poszli w dwóch różnych kierunkach.

Wiem, że mało, ale już spadam. Będzie jeszcze super awantura xD. Więc poznaliście panią Agatę Stone. Jak wam się podoba? xD