UWAGA

Przez długi czas ten blog był zablokowany. Odblokowałam, przez prośbę osoby na Marsowych Historiach, która trafiła do mnie przez Marion. Nie zamierzam go kończyć. Pisałam go wieki temu, a moja faza na Marsów zmniejszyła się do zera. Jeśli ktoś miałby spekulacje lub chciałby go skończyć to zgłoście się do mnie w komentarzach lub do @LisaTheHatter na twitterze. Pozdrawiam.

Jeśli ktoś ciekaw mojego drugiego marsowego opka zapraszam: www.artemis-apocraphex.blogspot.com

piątek, 8 października 2010

48.

Powacam - jak zawsze po tygodniowej przerwie, która nazywa się szkołą xD. Dziękuję Howardowej za budującego komenta do poprzedniej notki ^^. To mnie tak rozradowało, że postanowiłam zabić swojego wewnętrznego lenia i napisać kolejny rozdział teraz. Poza tym moje myśli dotyczące tego opka odbiegają w bardzo daleką przyszłość, ponieważ nagle - standardowo przy myciu zębów, jak zawsze xD - wymyśliłam część trzecią tegoż opowiadania [obecnie to, co widzicie jest częścią pierwszą xD]. I chcę jak najszybciej dobić do końca choćby pierwszej części xD. Pewnie i Wy, moi najukochańsi stali i cząstkowi, znani czy nieznani, Czytelnicy, jeśli to czytacie chcecie przeczytać co dalej. I dziękuję wam za to z całego serca.
Nie będę przedłużać - mam bardzo rozbudowaną umiejętność przynudzania. Powiem tylko, że obecnie czytam wszystko co mi się nawinie pana Stephena Kinga i być może mam jakieś naleciałości za co przepraszam xD.
A teraz Rasmusy na uszy, notatki na biurko, klawiatura wysunięta and LET'S DO IT! [mam coraz większą chęć na pisanie tego - moim zdaniem - szajsu :] xD]
I really hope you'll like it!!


Megan wracała do domu zastanawiając się nad pytaniem, które na pewno zaraz usłyszy. To było dla niej coś oczywistego, bo swoją matkę znała na wylot. Westchnęła głęboko i nacisnęła klamkę.
Widok, jaki zobaczyła, ją zamurował. Jej rodzicielka oraz dwie przyjaciółki siedziały w salonie popijając mocną kawę z automatu - Megan za dobrze znała ten zapach, by go pomylić z czymkolwiek innym. Kiedy zamknęła drzwi oczy całej trójki skierowały się na nią.
- Myślałam, że poszłaś na zakupy - zwróciła się do niej mama odkładając kawę na stół.
- Eeee... - Ćma spojrzała na Liz, której wargi ułożyły się w słowo "później". - Nie chciałam iść bez pożegnania, a poza tym... Nie wzięłam butów.
Spojrzała na domowe japonki w tęczowe paski, które założyła na skarpetki. Miała nadzieje na rozładowanie atmosfery. Dziękowała wszystkim bogom, że na twarzach wszystkich pojawiły się uśmiechy.
- Kasia i Ela [jak to okropnie brzmi!] właśnie mi mówiły o Jordanie, dobrze mówię? - pani Stone spojrzała na Kate pytającym wzrokiem, a ta pokiwała głową. W tym czasie Liz zrobiła gest w stylu "gęba na kłódkę, damy sobie radę". - Ale dalej myślę, że skądś go znam... Nie grał w jakimś filmie?
- Już pani mówiłyśmy, kilka lat temu występował w reklamie proszku do prania - Liz pokiwała głową.
Megan zamknęła oczy próbując sobie wyobrazić Jareda w reklamie Viziru zamiast Zygmunta Chajzera. Nie mogła powstrzymać parsknięcia śmiechem.
- Fajnie wyglądał w tym białym dresiku - powiedziała.
Dobrze wiedziała, że kłamstwo nie popłaca, a ich najlepsza liczba, według Arystotelesa, to jeden, ale nie mogła się pohamować.
Dziewczyny zaśmiały się z udawaną serdecznością. Ćma załapała ich tłumaczenie i gra mogła toczyć się dalej.
- Ponoć poznałaś go na koncercie. Jakiego zespołu? Dziewczęta nie mogły sobie przypomnieć - pani Stone przeszła na inny tor pytań.
- Daj spokój, mamo. I tak nie znasz wszystkich kapel, które słucham. Na co ci to?
- W sumie masz rację - Agata wzruszyła ramionami i sięgnęła po kawę. - Jeszcze jedna rzecz. Dziewczęta zaprzeczały, ale chcę to usłyszeć od ciebie...
"Powiedz to i daj mi spokój" wrzasnęła Ćma w myślach. Wiedziała co się święci.
- ... czy to twój chłopak?
Rodzicielka tak zaakcentowała ostatnie słowo, jakby spotykanie się z osobą płci przeciwnej [w tym przypadku!!, nie jestem homofobem xD] było karane dożywociem w więzieniu. Megan potrząsnęła przecząco głową. Wymyśliła odpowiedź w ciągu ułamka sekundy.
- Nie. Właściwie... on ma dziewczynę, ale ona jest obecnie w Stanach.
Wymawiając to coś ją ruszyło, jakby podświadomie uwierzyła w prawdziwość tych słów. Nagle zrobiło jej się dziwnie chłodno i przeszły ją dreszcze. USA. To należało obecnie do przyszłości, ale nie chciała o tym myśleć. Nie potrafiła sobie wyobrazić innego życia niż teraz, mimo, że trwało ono zaledwie miesiąc. Przyzwyczaiła się do wspólnych wieczorków z Marsami i dopiero zdała sobie sprawę jak bardzo będzie jej tego brakować.
- No nic, nie zatrzymuję cię, córuś, idź po te prezenty.My tutaj jeszcze pogawędzimy, prawda, kochane? - zwróciła się do Shadow i Kitty, które uśmiechnęły się lekko.
- Serio? Dzięki... - Megan nie ukrywała szoku. - To... na razie...
Wyszła z domu tym razem nie zapominając o uprzednim włożeniu butów.

Skierowała się od razu w stronę parku. Jared siedział na jej podpisanej ławce i pukał szybko i precyzyjnie w klawiaturę BlackBerry.
- Może powinnam odprawić wam ślub? - spytała spoglądając na to zjawisko z uśmiechem.
- Nie wiem już który raz to słyszę - odgryzł się. - Na serio tak dużo czasu spędzam z telefonem?
- Tak? Nie zauważyłeś? - Ćma dosiadła się do niego i oparła głowę na ramieniu. - Znowu twitter?
- No wiesz... Nie lubię zostawiać tych wariatów samych. A Echelon jest po prostu... jedyny w swoim rodzaju. W życiu nie widziałem innej tak zgranej grupy... I mniejsza o to, że czasem niektóre ogniwa zatruwają mi życie.
- Ja pewnie do nich należę, prawda? - Megan zrobiła załamaną minę.
- Żartujesz, prawda? - Jared odwrócił głowę w jej stronę.
- Może. Ale odpowiedz.
Usiadł bokiem do niej i schował telefon do kieszeni. Spojrzał jej prosto w oczy. Megan doszła do wniosku, że są jeszcze bardziej błękitne niż na wszystkich zdjęciach, jakie kiedykolwiek widziała.
- Ty po prostu uwielbiasz stawiać mnie w takiej sytuacji. Kiedy mi odpuścisz? - spytał ją.
- Jak przestanie mi to sprawiać satysfakcję.
- Mam nadzieję, że to kiedyś nastąpi.
[Jezu, jak ja nie lubię pisać tych momentów!!]
Jared wsunął palce w jej włosy i przysunął ją do siebie. Nie opierała się. Objęła go za szyję i pocałowała. Leto przejechał rękoma po jej plecach i splótł je na wysokości pasa, jeszcze bardziej przyciągając dziewczynę do siebie. Za chwilę oderwała się.
- Starczy proszę pana.
Jared oblizał wargi.
- Za krótko - rzucił próbując znów ją pocałować.
Powstrzymała go schylając głowę i spojrzała w jego oczy.
- No weź... - powiedział błagalnym tonem.
- Słuchaj, jeśli moją mamę najdzie nieuzasadniona ochota pójścia do parku, nie mam pojęcia jak, ale ona bardzo często trafia do miejsc, gdzie obecnie przebywam, to oboje będziemy mieli przerąbane... Z resztą... Kitty i Shay też.
- Niech będzie - Jared pocałował ją po eskimosku i oboje się uśmiechnęli.
- Wynagrodzimy to sobie później - powiedziała z zadziornym uśmiechem. - Teraz chodź, idziemy, bo będzie źle.
[Matko najświętsza, jak to zabrzmiało O_o]

Wstali z ławki i poszli na najbliższy przystanek, którym dojechali do jednej z londyńskich galerii handlowych.

Miało być więcej, ale wyczerpała mnie końcowa scena. Na serio to jest dla mnie cholernie krępujące do pisania xD. Nie wiem czemu. Po prostu nie umiem pisać takich rzeczy i koniec. Może napiszę później jak będę miała zalążki weny i chwilę czasu. Amen.

2 komentarze:

  1. hahahahahahahahahahahahaa ! sama wyobraziłam sobie Jareda w reklamie proszku do prania XD Kasia i Ela omg :D rozmowa z mamą Megan, ale fajna zabawa xD ooooooo ślub z telefonem ale fajnie :D hahahahahahahaaha nie przeżywaj tak to tylko niewinny pocałunek XDDDDDD

    OdpowiedzUsuń
  2. ahaha, Jaruś i proszek do prania, cieeekawie xDD
    btw, nic by się nie stało, gdyby na tej ławce stało się coś więcej niz pocałuneek ^^ ahahha. i proszę bardzo, lubię ludziom sprawiać radość :d

    OdpowiedzUsuń