UWAGA

Przez długi czas ten blog był zablokowany. Odblokowałam, przez prośbę osoby na Marsowych Historiach, która trafiła do mnie przez Marion. Nie zamierzam go kończyć. Pisałam go wieki temu, a moja faza na Marsów zmniejszyła się do zera. Jeśli ktoś miałby spekulacje lub chciałby go skończyć to zgłoście się do mnie w komentarzach lub do @LisaTheHatter na twitterze. Pozdrawiam.

Jeśli ktoś ciekaw mojego drugiego marsowego opka zapraszam: www.artemis-apocraphex.blogspot.com

sobota, 25 września 2010

46.

- Ostatni dzień szkoły... się skończył - westchnęła Shadow.
- W dużym cudzysłowie. Po świętach wracamy na długi miesiąc egzaminów i kończenia prac magisterskich. To będzie dopiero harówka - przypomniała jej Megan.
- Dobra, dość, pani kujon. Daj nam się cieszyć tym tygodniem wolnego, okay? - Liz pokazała jej język. Była bardziej uśmiechnięta, ale na jej twarzy dalej gościł cień smutku.
- Dobra... Ja już nic nie mówię! - Ćma złapała się obiema rękami za usta, co wywołało chichot.
- To do zobaczenia w Goldenie? Wy już macie koniec, ale ja muszę coś załatwić u Hefa - rzekła Megan odrywając ręce od twarzy.
- Co ty masz załatwić u dyra? - spytała Shadow.
- Moja rzecz. Nic szczególnego. Nie czekajcie na mnie, Jared ma po mnie przyjść za kwadrans.
- To ci chodzi o Hefa czy Jarusia, hę? - Kate nie dawała się przekonać.
- Ha ha ha. Bardzo śmieszne - mimo sarkastycznej gadki Ćma zachichotała. - Ale nie, muszę od naszego kochanego dyrektorka wziąć kilka papierów o zakończenie dodatkowych zajęć, czy coś tam. Kazał mi do siebie przyjść po wykładach, więc idę.
- No dobra, tylko się nie spóźnij zbytnio - Liz pocałowała ją w policzek.
- Jasne. Będę tam za max pół godziny. Do zobaczenia! - Megan pomachała do przyjaciółek, a sama skierowała się do gabinetu dyrektora.

- Yyyy... Dzień dobry, chciał mnie pan widzieć - Megan weszła do pokoju.
Wcześniej była w nim kilkakrotnie, ale zawsze na chwilową wizytę. Lekko kremowe ściany, mahoniowe biurko i wielki "fotel szefa" sprawdzały się - robiły na wszystkich spore wrażenie.
- Panna Stone! Witam - "Hef" podniósł głowę zza biurka. - Proszę usiąść.
To przezwisko przylgnęło do niego na stałe. Nikomu nigdy nie chciało się pamiętać jego nazwiska, które było piekielnie długie, bo i tak musieli się zwracać do niego per "panie dyrektorze". Dlatego - przez lekkie, ale niezbite podobieństwo do słynnego założyciela Playboya - został Hefem.
Dyrektor skończył notować i przesunął plik kartek do Megan.
- To dla ciebie. Mnie musisz tylko podpisać.
- A co to za zaświadczenia, panie dyrektorze? - formułkowość zaczynała ją dobijać.
- Same plusy. W związku z tym, że zapisałaś się jednocześnie na dwa mocne kierunki, będziesz miała lepszy start.
- Aha... - Ćma wzięła kartki do ręki i przeleciała wzrokiem. Zgadzały się z tym co mówił Hef. - No dobrze.
Wzięła długopis, który podał jej dyrektor i podpisała dokumenty. Te, które miała w ręku schowała do teczki i wrzuciła do torby.
- Coś jeszcze, panie dyrektorze?
- Jesteśmy dumni, że mogliśmy panią uczyć. Była pani naprawdę fenomenalnym studentem.
- Dziękuję... - szepnęła, a jej wzrok znów zatrzymał się na jej trampkach. Na policzku pojawił się lekki rumieniec. - Nie wiem co powiedzieć.
- Udowodnij, że praca nie poszła na marne. Jestem w stu procentach pewien, że będziesz miała cudowne życie. A teraz już idź, jak dobrze słyszałem pracujesz w kawiarni, więc nie warto byłoby się zbytnio spóźnić - Hef uraczył ją uśmiechem. Odwzajemniła go.
- Jeszcze raz dziękuję, panie dyrektorze. Ale rzeczywiście powinnam już iść. Do widzenia - Megan wstała z krzesła i skłoniła głowę pod drzwiami. Za chwilę wyszła z gabinetu.
Skierowała się w stronę łazienki. Otworzyła jedną z kabin toaletowych i usiadła na sedesie. Podparła głowę rękoma i oddychała powoli. Nie mogła uwierzyć w to, co powiedział dyrektor. nigdy nie słyszała, by w taki sposób zwracał się do uczniów. Przetarła głowę rękoma i przeczekała aż gorąco na policzkach ustąpi. Nie chciała się pokazywać w takim stanie nikomu.
Po chwili otworzyła drzwi kabiny i skierowała się do zlewów. Umyła ręce i przetarła zimną wodą po twarzy. Już było lepiej.
Nagle poczuła szarpnięcie i jakieś dłonie przygwoździły ją do zimnej kafelkowanej ściany łazienki.
- Już wcześniej dałyśmy ci do zrozumienia, że masz się odwalić od Marsow. Może mamy to ci uświadomić w inny sposób? - warknęła mała blondynka. Megan oceniła, że jest na pierwszym roku.
Obok niej stała brunetka, prawdopodobnie rok starsza.
- Czy ja cię skądś nie znam? - Ćma zmarszczyła brwi. Nawet nie próbowała się uwolnić. Po nieprzespanej nocy była lekko zmęczona.
- Pomińmy to. Teraz ważna jesteś tylko ty i twoje widzimisię.
- Ooo, naprawdę? - Ćma parsknęła śmiechem. - Czekaj! Już wiem! ty jesteś Kaya! Tomo mi o tobie mówił jak go napastowałaś w łazience!
Megan zaśmiała się.
- Gratuluję pomysłowości, naprawdę.
- Lepiej się zamknij - warknęła przez zęby Kaya.
- A ty jesteś... - Ćma zmarszczyła brwi patrząc na blondynkę. - Maia? Mia? Tak, Mia! Jesteś kapitanką cherleederek!
Obie dziewczyny popatrzyły po sobie.
- Uwierzcie, ja w tym mieście wiem prawie wszystko.
- Mniejsza o to - warknęła Mia. - Masz. Się. Odwalić. Od. Marsów. KPW?
Za każdym słowem mocniej przyciskała Megan do ściany.
- Napisałyśmy ci, co o tym myślimy. Albo się od nich odpieprzysz, albo będzie gorzej - powiedziała Kaya.
- Zaraz... To była wasza karteczka? Tomo tak się wkurzył, że nie dostałam jej z powrotem. Macie może kopię?
Dziewczyny jeszcze bardziej przycisnęły Ćmę do ściany.
- Najpierw obściskujesz się z Tomusiem, a teraz liżesz się z moim Jayem... - powiedziała groźnie blondynka. Jedną ręką przysunęła jej pod nos zdjęcie, na którym Jared przytulał się do pleców Megan i szeptał coś na ucho. Ćma szybko zlustrowała fotkę, zanim cherleederka schowała ją do kieszeni.
- Lepiej się tak do niego nie zwracaj, kochanie. Chyba, że serio chcesz poczuć jak się wkurza - Megan pokręciła głową.
- Zamknij się - warknęła Kaya.
Wyciągnęła z torby nożyczki z poszarpanym końcem.
- Nieee... - mruknęła Ćma. Obie dziewczyny usatysfakcjonował fakt, że Megan nareszcie jęczy. - Myślałam, że na uniwerku nie ma zazdrosnych trzynastek.
- Jeśli nie chcesz bym użyła tego na twojej twarzy, lepiej byś nas słuchała.
- Człowieku, gadasz z exmasochistą! Co to ja nigdy nożyczek na oczy nie widziałam? Najlepiej wyryj mi triadę na policzku. Shann będzie ze mnie dumny - z twarzy Megan nie znikał sarkastyczny uśmiech, który okropnie denerwował Mię i Kayę.
- I pragnę wam przypomnieć, że jesteśmy jedną wielką marsową rodzinką. - Ćma nie zamierzała kończyć wykładu. - Nawet największe psychofanki stosują się do pierwszej reguły bycia Echelonem.
Uczennice po raz pierwszy się zawahały. Rozluźniły lekko uścisk.
- W każdej rodzinie zdarza się czarna owca, którą trzeba wytępić - warknęły niemal jednocześnie po chwili. Megan była niemal pewna, że nauczyły się tej formułki na pamięć.
Czy w Londynie jest jakaś sekta psychofanek? zapytała w myśli samą siebie.
- Raz się z wami zgodzę. W tym przypadku nawet dwie.
Dziewczyny zrozumiały aluzję dopiero po chwili namysłu. Zrobiły się jeszcze bardziej czerwone.
- Może weźcie się przypudrujcie, bo macie niezłe wypieki - zaproponowała Ćma.
Mia położyła jej nożyczki na obojczyku i pociągnęła pozostawiajac szramę, z której zaczęła spływać czerwona substancja.
- Jeszcze raz, a będziesz potrzebowała operacji plastycznej, dziwko - warknęła przez zęby Kaya rzucając Megan na drugi koniec toalety. Pech chciał, że uderzyła głową o zlew. Ćma po chwili odzyskała równowagę i spojrzała na nie z wyższością.
- Pozdrowię od was Jareda jak tak bardzo chcecie. Ale no wiecie... Wystarczyło proszę.
Mia i Kaya stały otępiałe i wściekłe patrząc jak Megan z podniesioną głową bierze torbę na ramię i wychodzi z łazienki. Mimo, że dziewczyna niemal buzowała ze złoćci - i najchętniej rzuciłaby się na swoje dręczycielki - starała się tego nie okazać. Miała wiele innych okazji, by pokazać swoje emocje.
Zanim wyszła na korytarz odwróciła się do Mii i Kai i zacytowała:
- "Run away, run away, I'll attack, run away run away, go change yourself". Trzymajcie się tego. Dzisiaj nie mam ochoty się z wami męczyć.
Brunetka wyszła z łazienki i przycisnęła ją do przeciwległej ściany. W salach odbywały się lekcje, dlatego korytarz był pusty.
- Co tu się dzieje? - usłyszały obie głos pani Kendry.
- Nic szczególnego, proszę pani - Kaia puściła Ćmę i weszła znów do łazienki.
- Naprawdę nic - przytaknęła Megan. - Do widzenia!
Nie czekając na odpowiedź przeszła przez korytarz i wyszła z budynku. Szybko zbiegła po schodach kierując się do miejsca znanego tylko kilku osobom. Był to otoczony dość wysokim murem kącik blisko śmietnika - którego obecnie nie było. Nikt tam nie chodził, więc łatwo było się tam schować.
Gdy tylko zobaczyła lanserskie oprawki rayban'ów, jej złość niemal całkowicie zniknęła. Podbiegła do Jareda, lekko wspięła się na palce i pocałowała go. Zanim stanęła na całych stopach wokalista powstrzymał ją i odwzajemnił pocałunek. Położył rękę na szyi i przejechał w stronę ramienia, gdy nagle wyczuł pod palcami ciecz. Odsunął się i spojrzał na swoją dłoń, na której pojawiły się smugi krwi.
Megan otworzyła oczy i spojrzała na jego dłoń. Wzięła go za rękę i kawałkiem bluzy próbowała zetrzeć swoją 'własność'.
- Co się stało? - Jared posłał jej pytające spojrzenie.
- Pozdrowienia od psychofanek - Ćma uśmiechnęła się. - Uspokój się, to nic takiego.
- Co one ci, do cholery, zrobiły? - Jared tracił zimną krew.
- Nic! To zejdzie szybciej niż się spodziewasz. Nie martw się wszystko jest okay - dziewczyna skończyła wycierać mu dłoń i pocałowała w palce. - Nic mi nie będzie.
Przytuliła się do niego mając nadzieję, że jej uwierzy. Sama wątpiła w to, że Mia i Kaya mogłyby ją kiedykolwiek zostawić w spokoju. Mimo tego nie chciała, by ktokolwiek, zwłaszcza Jared, się o nią martwił.
- A co od ciebie chciały? - wokalista nie ustępował.
- Czy to ważne? - Megan spojrzała na niego wzrokiem z serii 'wszystko będzie dobrze, bo mamy siebie'. Jednak muzyk wciąż trwał przy swoim.
Ćma westchnęła.
- Przyznały się, że podrzuciły mi do szafki kartkę, jak przytulam Toma. No i zaczęły mi prawić kazanie co mi wolno, a czego nie... A później dały mi do zrozumienia, że rozprzestrzeniają sadyzm. Doszły do wniosku, że 'dostanę drugą szansę' i poszłam sobie... z małą pomocą pani Kendry - wytłumaczyła pokrótce.
- Jest coś, co bym mógł zrobić, by ci jakoś pomóc?
- No cóż... Bez względu na to, co mówią te wariatki, niespecjalnie mam ochotę z tobą zrywać tylko przez nie, ale skoro pytasz... Mam ochotę na lody czekoladowe - Ćma wykorzystała jeden z super-słit-wyszczerzów i tym razem Jared odwzajemnił uśmiech.
- No dobra, ale mam nadzieję, że w pracy ci nic nie zrobią.
- Od kiedy ty taki zasadniczy jesteś? - Megan zmarszczyła brwi. - Mickey będzie jeszcze przez pewien czas na zmianie.
- Czasem się o ciebie martwię, wiesz? Niekiedy jesteś bardziej szalona niż ja.
- Haaa!! Nie czasem tylko zawsze! - pocałowała go w policzek.
- Założymy się? - Jared złapał ją w pasie i założył na ramię.
- Puszczaj! - Megan próbowała się wydostać.
- Zmuś mnie! - Jared szedł w stronę lodziarni. Nie obchodziło go to, że mijający ich ludzie dziwnie się patrzyli.
Pozwolił jej stanąć, kiedy byli już obok wejścia.
- Będziesz grzeczna? - spytał.
- Będę. Chyba - Megan uśmiechnęła się.
- Pilnuj się, bo pożałujesz. Chodź - wziął ją za rękę i weszli do lokalu.
Za dwadzieścia minut byli już w Golden Seedzie.

Dwa rozdziały od razu. Czemu? Bo w tamtym tygodniu miałam lenia ^^. I hope you like it.

piątek, 24 września 2010

45.

Megan i Jared wyszli z kuchni uprzednio ją posprzątawszy. Zastali Shannona siedzącego na zastawionym krzesłami stoliku, który z zamkniętymi oczyma uderzał niewidzialnymi pałeczkami o niewidzialne talerze w powietrzu. Tomo wziął ze składzika zmiotkę i zaczął sprzątać kawiarnię.
- Jezu... Kochany jesteś! - Ćma uśmiechnęła się szeroko do niego.
- Do usług - Tomo puścił jej oczko. - Dawno nie miałem okazji do sprzątania. Ty lepiej siadaj i gadaj o co w tym wszystkim chodzi.
- Matko... - westchnęła. - No dobra, obiecałam wam to dotrzymam obietnicy...
Shannon, jakby właśnie się obudził ze snu zimowego, machinalnie otworzył oczy i opuścił ręce na stół. Jared usiadł obok niego, a Megan usiadła na jednym z wolnych krzeseł okrakiem i spojrzała się na braci i Tomo.
- Od czego zacząć?
- Od wytłumaczenia dlaczego rzuciłaś się na Matta - wypalił wokalista wskazując palcem w sufit.
- Ona się rzuciła na Matta?! - Shann spojrzał na niego oczami puchacza.
- Dobra, ja to lepiej powiem, okay? - wtrąciła się Ćma.
Oboje umilkli.
- No więc...
Wytłumaczyła im wczorajszą reakcję Liz i to, co powiedziała jej Shadow. Pominęła opisywanie własnej wściekłości i wszystkich wykładów. Uznała to za zbyt nudne. Przeszła od razu do sytuacji po wyjściu ze szkoły.
- ... jak go zobaczyłam nie mogłam się powstrzymać. Wzięłam tego emolalusia za fraki i ... w mordę, nawet nie wiedziałam, że tak potrafię... Jak on się rzucał! Jakoś mi się udało go zmusić do prawdy - Megan zaczęła żywo gestykulować. - Miałam nadzieję, że Liz będzie bardziej twarda, ale jednak... - ręce jej opadły i posmutniała lekko. - Zaciągnęłam go do domu i pogroziłam, by się do nas nie zbliżał - teraz pojawił się uśmiech. - Wyraz jego przerażenia był bezcenny. Dalszą historię znacie - wzruszyła ramionami.
- MOTH PSYCHOFAN DESTROYER!! - wrzasnął Jared unosząc ręce.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Nie tak ostro - rzuciła Megan.
- I co teraz? - spytał Tomo odkładając zmiotkę i kompletnie dezorientując pozostałych.
- Nie wiem - Megan znów wzruszyła ramionami. - Muszę iść do domu i pogadać z dziewczynami...
- Odprowadzić cię? - zaoferował Jared wstając ze stolika.
- Ej! Ja też chcę! - wtrącił się Shannimal też zeskakując z blatu i spojrzał z wyższością na brata.
- Uspokójcie się!- Megan zachichotała.
Perkusista pogroził bratu pięścią. Tomo stanął między nich i odsunął ich od siebie.
- Niby to ja jestem najmłodszy, a tu widzę dwójkę małych dzieci - pokręcił głową.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Jak chcecie to chodźcie. Muszę jeszcze zajść do sklepu - powiedziała Ćma.
- Świetnie. Sprawa załatwiona - Tomo otrzepał ręce i usmiechnął się. - Więc chodźmy.
- Wiecie jak oblegany byłby ten stolik, jakby ktoś się dowiedział, że bracia Leto na nim siedzieli? - spytała dziewczyna.
Jared i Shannon spojrzeli na przedmiot.
- A któżby nie chciał mieć położonego kubka na śladzie mojego tyłka? - spytał Jared dotykając pośladków.
Pozostali ryknęli śmiechem, a on dołączył do nich kiedy zakończył gładzić tyłek i blat stołu. W takim stanie wyszli z Golden Seeda, a Megan ledwie się udało zamknąć kawiarnię drżącymi palcami.
Skierowali się do najbliższego marketu 24h. Jared i Tomo zostali na dworze - gitarzysta chciał zapalić, a Leto bał się zbytniego rozpoznania, co wywołało kolejny wybuch śmiechu. Mimo tego, wokalista uznał, że po dzisiejszym sprincie nie ma ochoty na choćby rozdawanie autografów.
Shannon machnął ręką i sam wszedł do sklepu. Megan poszła za nim trzymając się za brzuch, który dziś przeżył sporo różnego rodzaju emocji.
Skierowała się do lodówek, gdzie znalazła prawie wszystko co potrzebowała: lody. Orzechowe, śmietankowe, czekoladowe, kawowe... Wiedziała, że się przydadzą na dzisiejszy wieczór. Później skierowała się do stoiska ze słodyczami i wzięła kilka czekolad i paluszków. Przeszła sklep kilkakrotnie wrzucając do koszyka inne potrzebne rzeczy aż w końcu udała się na poszukiwanie perkusisty. Nie znalazła go w całym sklepie i myślała, że już wyszedł, ale postanowiła sprawdzić ostatni sektor.
- Byłam prawie pewna, że cię tu znajdę - powiedziała do niego patrząc na tabliczkę nad jego głową głoszącą: ALKOHOLE.
Shann mruknął coś w odpowiedzi wpatrując się w półkę z piwem.
- Idziesz? Jesteśmy tu już koło dwudziestu minut... - stanęła obok niego próbując uchwycić butelkę, na której zatrzymał się jego wzrok.
- A dobra - powiedział z przekąsem i wziął z podłogi dwie zgrzewki piw, w każdej po sześć.
- Dwanaście browarów?! Masz zamiar to wszystko wychlać? - Megan opadły ręce.
- Nie wszystko... ale większość - Shannon spojrzał na butelki. - Chodź do kasy.
- To ile pijesz na wieczór? Przyznaj się! - Ćma nie dała za wygraną.
- Zależy od nastroju. Jak mam doła, to taka jedna zgrzewka jest niewystarczająca, a kiedy go nie mam... potrafię bez utraty świadomości dojść do pięciu, a później robię się... dziwny. Przynajmniej tak twierdzi mój braciszek.
- Takie pytanie z drugiej beczki: ile pije reszta?
- Jared potrafi wypić cały litr wódki... ale nie powiem, żeby się po tym zachowywał normalnie... Ostatnio po czymś takim wlazł na bilarda i robił striptiz, ale to pomińmy... - oboje parsknęli śmiechem. - A Tomo... zwykle jedno - dwa piwa i tyle. On jest inny. Poważnie. Z jednej strony luzak, a z drugiej zawsze się trzyma tego, co sobie postanowił. Bardzo rzadko łamie obietnice dane samemu sobie.
- Wam to się pewnie często zdarza, hę? - Megan miała na myśli braci Leto.
- Zgadłaś - Shannon posłał jej zadziorny uśmieszek.
W tym klimacie doszli do kasy i zapłacili za zakupy. Kiedy przy kasie kłócili się o najlepsze piwo, a Shann wspomniał o kilku innych incydentach alkoholowych brata, kasjerka uraczyła ich bardzo przenikliwym i rozgoryczonym spojrzeniem. Megan, zauważywszy to kątem oka, nie potrafiła wydedukować czy ekspedientka gardzi ich rozmową czy też ciekawi ją. Ale nie przejęła się tym i szybko ruszyła za perkusistą, który zdążył już prawie dojść do automatycznych drzwi. Tematy, o których rozprawiali zachowali dla siebie.

- Iść z tobą? - spytał Jared, kiedy byli obok wejścia na Lake Street.
- Chyba sobie poradzę, panie nadopiekuńczy. Nie zachowuj się jak moja mama.
Tomo z Shannem zachichotali.
- No dobra, trzymajcie się... Do jutra - Megan przytuliła wszystkich po kolei i zniknęła za bramą.

- Proszę cię, daj mi z nią porozmawiać! - usłyszała krzyk dochodzący spod drzwi.
- Wypad stąd, debilu! Już wystarczająco namieszałeś! - Megan nie miała wątpliwości, że ten głos należał do Shadow. Przyśpieszyła.
- Kate, błagam cię, pozwól mi! Zależy mi na niej, naprawdę! - teraz do Ćmy dotarło - przed drzwiami stał Matt.
- Wypad stąd, downie, albo zwiśniesz na tej lampie. I mówię teraz serio - Shadow traciła cierpliwość.
- Proszę cię, zgódź się, wiesz, że nigdy nie skrzywdziłbym Lizzie... Daj mi się wytłumaczyć!! - Matt nie dawał za wygraną.
Megan schowała się w ogródku naprzeciwko i obserwowała sytuację. Modliła się, by sąsiadka nie zaglądnęła przez okno.
- Kurwa... - zaklęła cicho Shadow. Megan wyczytała to z jej ust. - Dasz nam spokój czy mam ci to powiedzieć w inny sposób?
- Dam ci spokój, tylko daj mi porozmawiać z moim słonkiem...
- Odwal się od niej, kumasz?
- Nie mogę! - Matt wychodził z siebie. - Ja ją kocham!
- Trochę na to za późno.
- Proszę, daj mi to jej wytłumaczyć! To nie tak jak myślisz!
- Nie, wcale - Kate przewróciła oczami. - Sam się o to prosisz...
- Daj mi dosłownie pięć...
Matt nie skończył zdania. W tym momencie rozległo się głośne AAAAAAUUUU i chłopak zgiął się wpół. Kolano Shadow wróciło na swoje miejsce. Przed dosłownie ułamkiem sekundy znajdowało się idealnie między nogami Matta.
- A teraz żegnam - Shadow zatrzasnęła drzwi.
Chłopak oparł się o nie i znów jęknął. parł się o framugę i powoli wyprostował się. Wolno doszedł do domu. Róże, które miał ze sobą zostawił na ganku dziewczyn. Powoli zamknął za sobą drzwi. Megan usłyszała tylko głośny trzask kanapy i wszystkie dźwięki ucichły.
Ćma powoli wyszła z kryjówki i skierowała się do domu. Zapukała.
- JAESZCZE CI, MAŁA CHOLERO MAŁO?! - usłyszała zza drzwi i dzikim sturmem zostały one otwarte.
- Oh, wybacz... - szepnęła z lekkim zażenowaniem Kate.
- Nie szkodzi - Megan uśmiechnęła się słabo. - Mogę wejść?
Shadow skinęła głową i otworzyła szerzej drzwi wpuszczając przyjaciółkę.
Ćma od razu poszła do salonu.
- Zanim cokolwiek powiesz, wiem, że jestem podłą suką i nie zasłużyłam na to, byś się ze mną przyjaźniła - wypaliła na jednym oddechu. - I powinnam go powstrzymać zanim cokolwiek się stało. nie byłoby sprawy.
Liz wstała z kanapy i rzuciła się na Megan. Jej łzy zamoczyły Ćmie całą lewą część koszulki, ale nie dbała o to. Przytuliła się do przyjaciółki i stały tak przez dłuższą chwilę.
- No ja nie mogę z was - Shadow zaśmiała się i przytuliła się do nich.
Stały tak przez dłuższą chwilę.
- Mogłam wysłuchać też twojej wersji... Przepraszam - Kitty odsunęła się od Megan i spojrzała jej w oczy.
- Daj spokój. Na twoim miejscu też nie podejrzewałabym Matta o coś takiego. Zapomnimy o tym? - spytała Ćma.
- Postaram się... - szepnęła Kitty.
- O matko, kompletnie zapomniałam. Przepraszam was ale zaraz mi się roztopią lody! - Megan wysunęła się z rąk Kate i poszła do kuchni. - Zaraz wam zrobię coś takiego, że palce lizać!
Liz i Shadow spojrzały po sobie z uśmiechem. Megan zabrała się do pracy.
Za dosłownie pięć minut na blacie kuchennym stały trzy pucharki z lodami. Ćma szybko schowała resztki do zamrażarki.
- Wow, wygląda pysznie - Shadow przejechała językiem po wargach.
- Teraz możemy pogadać - Ćma wręczyła obu dziewczynom lody i wszystkie usiadły na kanapie. - Ale nie o tym downie.
- Umowa stoi - Liz uśmiechnęła się lekko.
Wszystkie trzy straciły poczucie czasu i nim się obejrzały zegar na telewizorze wybił północ.

Zgodnie z prośbą mojej ukochanej Paulinki :) mam nadzieję, że było dobrze?

sobota, 11 września 2010

44.

Megan wpadła do Golden Seeda i szybko zamknęła za sobą drzwi. Wszystkie spojrzenia zwróciły się w jej stronę.
- Przepraszam - szepnęła i przeszła kawiarnię kierując się do kuchni.
Po drodze znów przeprosiła pana Browna za spóźnienie i powiedziała, że dziewczyny złapała grypa żołądkowa, ale zaraz załatwi kelnerki. Jej szef spojrzał na nią, z początku groźnie, później z lekkim uśmiechem i uznał, że jeśli wszystko sama załatwi - nie ma problemu. Na koniec dodał jeszcze "Co ja się z wami mam. 5 lat pracy i wciąż mnie zaskakujecie." Dziewczyna podziękowała mu i zaczęła pracę.
Do jej okienka podszedł Tomo i objął wzrokiem kuchnię - nigdy szczególnie tam nie zaglądał.
- Hej! - przywitał się.
Megan wzdrygnęła się i szybko odwróciła.
- Czeeeść! - uśmiechnęła się, a później lekko zakłopotała. - Mam do ciebie... i Shanna ogromną prośbę.
- Wal śmiało - Tomo wyszczerzył się pokazując wszystkie zęby.
- No... Wiem, że ty masz w tym jakieś doświadczenie... - zaczęła. Dalej tempo jej słów mogło dorównać szybkości samochodu wyścigowego. - Moglibyście dzisiaj przejąć pracę kelnerów w Goldenie?!
Tomo wytrzeszczył oczy.
- Co proszę? - wydobyło się z jego ust. Ćma nie mogła stwierdzić, czy gitarzysta to powiedział, czy to był tylko szum.
- Prooooszęęęę!! - Megan złożyła ręce niczym do modlitwy i teatralnie klęknęła przed okienkiem. - Shay i Kitty dziś nie przyjdą, wytłumaczę ci później, a pan Brown mnie zabije jak nie będzie kelnerów... ja nie wyrobię sama ze wszystkim.
Tomo westchnął.
- Fartuszki i notesy proszę - wyciągnął rękę w jej stronę.
Ćma podniosła się z kolan i wybiegła z kuchni. Wzięła z wieszaka męskie uniformy i podbiegła do gitarzysty.
- Dzięki, dzięki, DZIĘKI!! - rzuciła się na niego i przytuliła. Tomo ugiął kolana, by utrzymać równowagę.
- nie zabij mnie! Zostaw to sobie na potem - wydusił.
Megan puściła go.
- Wybacz - podała mu uniformy. - Jestem wielki.
- Tak przy okazji... Gdzie jest nasz kochany wokalista?
- Ohhh... zaciekawił go świat i obecnie jest ofiarą pogoni swoich własnych psychofanek - oboje parsknęli śmiechem. - Pogadeamy później, okay? Nasi klienci się niepokoją.
Ćma spojrzała przez ramię gitarzysty. Ludzie rzeczywiście wyglądali na zdenerwowanych.
- Robi się, madame. Twoi rycerze biorą się do roboty!
Megan uśmiechnęła się i poszła do kuchni.

***

- Moth?
- Słucham? - Megan nie odrywała się od maszyny. Rozpoznała głos Shannona.
- Jakiś facet powiedział, że chce... kupę z kremem. Co to jest? - pokazał jej kartkę z zamówieniem.
- Ten miły pan ma okrągłe okulary, niczym Harry'ego Pottera i jest prawie łysy?
- Taaaaaak...
- To żargon, którego używa. Chodzi o kawę na bazie czekolady. Już nawet nie pamiętam kto tak pierwszy powiedział.
- Miło - mruknął perkusista.
- Proszę, espresso raz jeden - podała mu napój. - Zaraz zrobię tą... kupę.
Wybuchnęli śmiechem. Przerwało im o wiele za głośne trzaśnięcie drzwiami, a obok wejścia stał Jared z przerażeniem w oczach.
- Schowajcie mnie! - zapiszczał.
Megan i Shannimal spojrzeli na siebie. Ćma otworzyła drzwi kuchni.
- Powinniście wszyscy tu wejść - rzuciła. - Część z nich zna was wszystkich.
Shann skinął głową i powoli podążył za nierozhisteryzowanym bratem. Tomo spojrzał na nich bez słów pytając "muszę?" i powoli poszedł za nimi.
Jared kucnął w kącie obok kosza na śmieci i próbował się uspokoić.
- Oooonneee mnie nie zgwałcą, ooooneee mnie nie zgwałcą - szeptał do siebie.
Shann, Tomo i Megan wymienili spojrzenia.
- A ja myślałem, że ty zawsze chętny jesteś - wypaliła z ironią w głosie.
- CZY TY JE WIDZIAŁAŚ?!?! - niemal krzyknął ze wściekłości.
- Okay, już nic nie mówię - uniosła ręce w górę w poddańczym geście.
- Jak cierpi jego ego, to jest rzeczywiście niedobrze - szepnął jej Shannon do ucha.
Skinęła głową.
- Idę je wygonić. Zaraz tu się zjawią.
Megan minęła chłopaków i skierowała się do drzwi.

- Gdzie on jest?! - wrzasnęła brunetka z włosami w kitce i tysiącem pryszczy na twarzy.
- Kto jest? - spytał Megan z ironią.
- Jared!! Jared Leto!! - krzyknęła powodując silny ból bębenków.
- Eeee? Nikt tu nie przychodził.
- Jak to nie! Widziałam go na własne oczy! Widziałam, że wchodził dokładnie tu, do tej kawiarni! - krzyknęła blondynka o masie ciężkiej w różowej koszulce, która była za krótka i wszystko wylewało jej się za pasek zbyt obcisłych spodni.
- Tak, tak, nawet nie wiem co to za człowiek, a wy mi wmawiacie, że ktoś tu wchodził. Lepiej się wynoście, zanim przyjdzie mój szef.
- Ja cfię gfdziefś ficfiałam! - wydusiła z siebie anorektycznie chuda okularnica z aparatem na zębach, którym przydałoby się piłowanie. - Na konferfie Jafrefda!
Się wpakowałam, przeleciało Megan przez głowę.
- Nie chodzę na taki szajs. Ostatnio byłam tylko na akustycznym koncercie czterech facetów świetnie coverujących Nirvanę, więc wybaczcie - gestem dłoni wyprosiła dziewczyny pod nosem nucąc "Rape Me", by lepiej upozorować sytuację.
Zrezygnowane dziewczyny wyszły z kawiarni, a Megan pomachała im z uśmiechem mówiącym "przykro mi" i wróciła do kuchni.
- Jesteś wielka - Tomo nie ukrywał, że podobało mu się to.
- Przypomnę ci, że to ty jesteś - odpowiedziała kierując na niego palec. - Dobra, już po sprawie, załatwicie końcówkę tego, co was wcześniej prosiłam? To tylko pół godziny.
- Robi się szefowo - Shannon do niej mrugnął i oboje z Tomo wyszli z kuchni.
Jared zawstydzony (nawet bardzo) drapał się po głowie i próbował bezskutecznie gdzieś zawiesić spojrzenie.
- Głupio się zachowałem... - zaczął.
- Daj spokój, to było ciekawe doświadczenie - Megan chichotała cicho.
- Wiem, że czasem zachowuję się dziwnie. I naprawdę to niekomfortowe, że zachowałem się tak przy tobie.
- Chociaż wiem, że jesteś ze mną szczery. Nie sądzę, żeby wiele twoich dziewczyn doświadczyło tego, co ja teraz, hę?
- W sumie masz rację... - Jared zamyślił się.
- Często masz takie akcje? - Megan bez względu na wszystko chciała pociągnąć temat.
- Nie bardzo. Ale czasem mi się zdarza. Kiedy jest za trudno to opanować.
- Rozumiem...
- Mogłabyś mi powiedzieć, co zrobiłaś Mattowi? - Jared uśmiechnął się lekko.
Jednak mina Megan trochę zrzedła.
- Zaraz. Pogadamy po zamknięciu. Chłopaki też chcą wiedzieć.
- Co oni właściwie robią? - wokalista spojrzał na szczerzącego się do niego brata, który właśnie położył zamówienie na okienku.
- Pomagają mi. Kelnerzy deluxe. Dzisiaj kawiarnia powinna się nazywać "On The Way To Mars" - rzuciła Ćma.
- Fajnie... Mogę też jakoś pomóc? - zaoferował.
- Powiedziałabym, żebyś wyrzucił śmieci, ale boję się o kolejną taką akcję... Pan Brown, by tego nie zniósł dwa razy na dzień... Więc... Jeśli umiesz, nasyp dwie łyżeczki kawy do każdego w tych kubków - wskazała na ustawione na stole naczynia. - Dasz radę?
- Tak myślę... - Jared uśmiechnął się lekko.
- To dobrze.
Megan wzięła śmieci i na odchodnym pocałowała go.
- Nie każ mi wyganiać Echelonu za często - powiedziała patrząc mu w oczy. Ich kolor i wyraz wydał jej się jeszcze bardziej magiczny niż zwykle.
- Obiecuję.

Zaraz jadę do Szczecina. Sama mam radochę, że to napisałam. Końcówka trochę naciągana, ale nie miałam weny, przepraszam. Obiecuję, że za tydzień dam super rozdział :D. Napiszę go, kiedy tylko będzie to możliwe. Choćby na religii xD.

KOCHAM WAS WSZYSTKICH, MOI ZACNI CZYTELNICY!! DZIĘKIIII!! <3333