UWAGA

Przez długi czas ten blog był zablokowany. Odblokowałam, przez prośbę osoby na Marsowych Historiach, która trafiła do mnie przez Marion. Nie zamierzam go kończyć. Pisałam go wieki temu, a moja faza na Marsów zmniejszyła się do zera. Jeśli ktoś miałby spekulacje lub chciałby go skończyć to zgłoście się do mnie w komentarzach lub do @LisaTheHatter na twitterze. Pozdrawiam.

Jeśli ktoś ciekaw mojego drugiego marsowego opka zapraszam: www.artemis-apocraphex.blogspot.com

piątek, 25 lutego 2011

61.

Właściwie nie wiem jakie znaczenie będzie miał ten rozdział w przyszłości, ale chciałam coś napisać o Martinie :). Chyba zacznę przeplatać stare życie Ćmy, ale zobaczy się.
Moja droga Paulinko, dopiero po wymyśleniu imion ogarnęłam ile dla ciebie znaczą, wybacz xD.

Jared odetchnął głęboko i otworzył karton. Był w nim jeszcze większy bałagan niż w poprzednim. Walało się po nim mnóstwo wejściówek na koncerty, ręcznie pisanych tekstów, niepoukładanych zdjęć i notesów. Wśród tego leżało kilka płyt. Leto wyciągnął wszystkie i zaczął je przeglądać. Dwie z nich były wydane przez małą wytwórnię. Pozostałe - nagrywane programami komputerowymi. Wszystkie nazwy były dla niego kompletnie nieznane. Dopiero przy przedostatniej płycie zatrzymał się widząc znane mu tytuły. Zagryzł wargę. Niemal kipiał z ciekawości co znajduje się na CDku. Rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu czegoś, co odtworzyłoby mu płytę. Jego wzrok padł migające na zielono światełko włączonego laptopa leżącego na szafce nocnej. Bez zastanowienia sięgnął po niego. Nacisnął spację modląc się, by nie było hasła. Ku jego radości - a zarazem niewielkiego szoku - komputer był odblokowany. Na ekranie wyświetlił się dokument w Wordzie na temat energii mechanicznej. Zminimalizował go i włożył płytę do kieszeni. Na pulpicie słonecznego Londynu otworzyło się okno startowe. Kliknął opcję otwórz i zaczął przeglądać pliki w folderze. Na samym dole znalazł folder Covers i wszedł tam. Ukazało mu się kilka filmów podpisanych tytułami piosenek z jego pierwszej płyty. Były niemal wszystkie. Jared w końcu wzruszył ramionami i otworzył jeden z nich.

- Jedziemy panowie - brunet załączył kamerę.
Stanął po lewej stronie wokalisty o ciemnoblond włosach i zacisnął palce na gryfie gitary elektrycznej. Perkusista z tyłu zapukał cztery razy pałeczkami. Szatyn po drugiej stronie przeciągnął palcami po gryfie gitary basowej nadając początkowi piosenki kosmiczne brzmienie. Zanim dotarł do końca gryfu cały zespół uderzył tak mocnym brzmieniem, że kamera z trudem utrzymała dźwięk.
- So I run and hide and tear myself up start again with a brand new name and eyes that see into infinity...
Klawisze zastąpili gitarą. Nie była to ta sama piosenka kropka w kropkę. Miała inny klimat. Jared nie potrafił stwierdzić, czy był lepszy czy gorszy. Po prostu inny.
- I will disappear. I told you once and I'll say it again. I want my message read clear. I'll show you the way, the way I'm going.
Ponownie włączyły się ostrzejsze dźwięki gitary i wokalista powtórzył refren.
- Dobry jest - mruknął do siebie Jared, ale za chwilę umilkł chcąc usłyszeć nagranie do końca.
Druga zwrotka też wypadła rewelacyjnie. Muzycy poczuli się luźniej i gitarzysta wraz z basistą zaczęli przechadzać się po pomieszczeniu. Podczas solówki stanęli naprzeciwko siebie i ze skupieniem wygrywali swoje partie. Następnie gitarzysta podszedł do mikrofonu i ostatni refren zaśpiewał wspólnie z blondynem robiąc za drugi głos. Miał silny głos z domieszką chrypy. Po drugim "with a brand new name" oddalił się, by skończyć piosenkę kolejną solówką. Potem podszedł do kamery i kilka sekund po wyszeptanym do mikrofonu "I will disappear" przez blondyna wyłączył ją.

- Genialnie, chłopaki! - Martin zaczął klaskać podchodząc do kumpli.
- Zgodzę się, wyszło genialnie. Mam nadzieję, że kamera nie puściła? - Daniel odłożył bas na stojak i usiadł obok niego na podłodze.
- Jak sprawdzałem wszystko z nią w porządku. Obejrzymy to później - odpowiedział brunet.
- Miałeś genialny pomysł z tym drugim głosem - Adam uśmiechnął się do przyjaciela.
- Daj spokój, to ty masz największą z nas wszystkich robotę. Sobie gratuluj - odparł gitarzysta.
- Oboje dajcie spokój, każdy z nas dał z siebie wszystko i wyszło zajebiście szczerze mówiąc - Łukasz wyszedł zza perkusji i usiadł obok Daniela.
- Ty to potrafisz krótko i zwięźle - Adam zaczął się śmiać, co podłapała reszta.
- Ktoś musi - odparł perkusista. Sięgnął po wodę obok siebie i podał kumplom sam wypijając większą część.
- Matka was kiedyś stąd wygoni - odezwał się głos za ich plecami.
- Skoro pozwoliła nam tu grać to myślę, że wszystko się ułoży - Martin odwrócił się i uśmiechnął słodko. - Za dużo się zamartwiasz, siostrzyczko.
- Wasze piosenki są lepsze od tego co teraz graliście - stwierdziła Megan podsuwając sobie składane krzesło i siadając na nim.
- Skoro ci się nie podoba drzwi są tam - brunet wskazał ręką wyjście.
- Daj spokój, dopiero przyszłam, poza tym chciałam się przywitać - odpowiedziała.
- I oczywiście musiałaś skomentować nasze wykonanie Capricorna - dokończył za nią.
- Zobacz braciszku, jak ty mnie dobrze znasz.
Reszta zespołu parsknęła śmiechem.
- Jak chcesz wiedzieć to Adam śpiewa milion razy lepiej od tego wyjca - powiedziała Megan. - Ich muzyka jest znośna, ale ten no jak on ma... Leto? Najlepiej byłoby go wysłać do lasu, by się wywrzeszczał.
- Dziękujemy za komplement teraz możesz już iść - Martin uśmiechnął się na siłę.
- Chyba zostanę i posłucham co reszta o tym sądzi. Nie uważasz, że to będzie bardziej fair?
- Jak sobie życzysz - westchnął brunet wzruszając ramionami.
Jednym z niewielu warunków jakie musieli spełnić, żeby zachować garaż było pozwolenie Megan na spędzanie w nim tyle czasu ile zechce. Martin był jej wdzięczny, że udało jej się wynegocjować z matką pozwolenie, ale siostra czasem doprowadzała go do szału. Pocieszał się, że większość sióstr takich jest.
- Ja nic do Jareda nie mam. Tworzy fajną muzę, ale każdy ma swój gust - powiedział Daniel na odczepnego.
Spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się do niej. Odwzajemniła to, ale za chwilę odwróciła wzrok na swoje kolana. Martin westchnął ciężko i przewrócił oczyma nie odzywając się.
- Macie coś do żarcia? - spytał Łukasz.
- Czy ty zawsze myślisz tylko o jedzeniu? - Adam pchnął go lekko w ramię.
- Ktoś musi - perkusista wzruszył ramionami.
- Tam powinny być słodycze - Megan pokazała palcem na szafkę za siedzącymi na ziemi. - Jeśli ich wcześniej nie zjedliście.
Martin pytającym wzrokiem spojrzał na siostrę.
- Jako wasz manager muszę o was dbać - uśmiechnęła się i wstała z krzesła.
- Jestem ci wdzięczny - Łukasz rozpakował paczkę paluszków i wsadził sobie kilka do ust.
- Wszyscy jesteśmy - Adam poczęstował się paluszkami i skinął głową w kierunku dziewczyny.
- No to ja wam nie przeszkadzam, ćwiczcie sobie - podeszła do drzwi i otworzyła je.
- Dzięki za pozwolenie - Martin chciał mieć ostatnie słowo w tej rozmowie.
- Nie bądź taki... No przecież, zapomniałabym - Megan szerzej otworzyła oczy i odwróciła się od wyjścia. - Załatwiłam wam wysęp w Hard Rock Cafe na rynku.
Sun Theory zamarł.
- Pierdzielisz - szepnął Łukasz tak, że paluszki wypadły mu z ust.
- Nie dostaniecie dużo, ale... Jak pogracie w tym klubie striptizerskim jeszcze kilka wieczorów i uda wam się zdobyć pięć stów w ciągu następnego tygodnia to w następny piątek i sobotę macie po 5 godzin urzędowania w studiu nagraniowym po przystępnej cenie. To chyba tyle, co miałam do powiedzenia. Narazie.
Chciała zamknąć drzwi, ale Martin ją powstrzymał.
- Megan - podszedł do niej i przytulił ją. - Dziękuję, jesteś najlepszą siostrą na świecie.
- Należy wam się - poklepała go po ramieniu. - Tylko nie osiądźcie na laurach. Macie półtora tygodnia, żeby doszlifować kawałki na demówkę. A do tego pamiętajcie o tym klubie... Ponoć jak wy gracie przychodzi więcej klientów, ale właściciel jest lamusem i wam tego nie przyzna. Pa.
Zostawiła chłopaków sam na sam z ich muzyką i wieściami zwalającymi z nóg.


Megan zamknęła klapę i odwróciła się. Widząc Jareda z własnym komputerem i rzeczami wokół zamarła.
- Gdybyś to nie był ty - byłbyś martwy... - powiedziała, a po chwili dodała: - Dobra, gdybyś to nie był ty to by tu nikogo nie było.
Leto uśmiechnął się słabo.
- Wybacz, wrodzona ciekawość.
Megan przewróciła oczami.
- Jakby to cokolwiek usprawiedliwiało - usiadła obok i spojrzała w ekran. - I co myślisz?
- Są... Byli świetni. Bardzo mi się podobali.
- To były czasy. Teraz jest beznadziejnie. Po śmierci Martina wszystko się rozpadło.
- Przykro mi.
- Tak wiem. Każdemu jest. Już się przyzwyczaiłam do takiego stanu rzeczy.
Jared objął ją i przytulił.
- Niby jest w porządku, to było 5 lat temu, ale to wraca - kontynuowała. - Ale nie chcę litości.
Wyprostowała się i jej twarz znów nabrała normalnego wyrazu. Sięgnęła po pudełko i zaczęła przerzucać kartki. W końcu znalazła interesujące ją zdjęcie i pokazała Leto.
- Łukasz, Martin, ja, Adam i... Daniel.
- Co taka przerwa? - Jared uśmiechnął się znacząco.
- Nie twój interes - odpowiedziała niewinnym spojrzeniem.
Leto dostrzegł w pudełku kartkę ozdabianą różowym brokatem. Sięgnął po nią. Na okładce było zdjęcie przedstawiające członków Sun Theory z wielkim tortem.
- O nie, dawaj to! - Megan wyciągnęła rękę, ale Jared był szybszy. Podniósł kartkę wyżej i otworzył ją palcem. Drugą ręką powstrzymywał Ćmę, która w końcu przestała narywać i poddała się.
- Dobra, co mi tam.
Różowym brokatem ktoś napisał Happy Birthday Megan. Jednak w tym wszystkim przed imieniem dziewczyny ktoś napisał inne i skreślił je czarnym markerem.
- Mary? Dlaczego Mary? - spytał Leto nie dowierzając własnym oczom.
- Inicjatywa Dana i Martina. Tym sposobem stwierdzili, iż powinnam dostać taką ksywkę. Chciałam ich za to zabić.
- Ale dlaczego?
- Bo 30 Seconds to Mars było dla mnie kompletną tandetą - powiedziała bardziej spokojnie niż to sobie wyobrażała.
- Serio?
- Wolałabym ciebie nie okłamywać.
- Ale jak...?
- Z początku, kiedy kowerowali te utwory, dla mnie byliście zespołem, który nic nie osiągnie. Dopiero później bardziej mi się spodobaliście. Doszłam w końcu do wniosku, że pierwsza płyta jest cudowna. Ale Sun Theory mieli inne zdanie i za wszelką cenę chcieli mnie przekonać do waszej muzyki. Dan z Martinem uwielbiali wyśpiewywać Dialog z Buddhy przy mnie, bo oboje twierdzili, że pasuję na Mary. Cała filozofia. Do dziś nie wiem o co dokładnie chodziło. Później Martin się poddał i wymyślił mi coś nowego: Ćmę. A teraz... Teraz widzę w tym wszystkim cudowne wspomnienia.
Jared uśmiechnął się i pocałował w policzek.
- Nie zawsze ludzie mają na tyle tupetu, by mi powiedzieć, co im się we mnie nie podoba... Ewentualnie nie podobało.
- Uwierz, wolisz nie znać historyjek na swój temat mojej twórczości.
- Naprawdę?
- Tak. Znając ciebie to pewnie najpierw spojrzałeś do kartonu o Marsach także... Dzięki Bogu, że nie umiesz polskiego.
- To było w tym zeszycie?
- Aha. Tylko broń boże nie próbuj go tłumaczyć! Chociaż tyle mi obiecaj - poprosiła.
Wokalista rozważył to aż w końcu rzekł:
- Niech ci będzie.
- Dziękuję - nagle przypomniała sobie o czymś i odwróciła się do drzwiczek na środku ściany. - Jak zawsze zapomnę.
Wyciągnęła letnią herbatę i ciasto i położyła na biurku.
- Mi to w niczym nie przeszkadza - powiedział Jared. - Najważniejsze, że ty tu jesteś.
Przyciągnął ją do siebie i pocałował w usta.

czwartek, 24 lutego 2011

60.


Gratis feriowy ^^. Czekałam na ten rozdział bardzo długo.
Pragnę powiedzieć, że usunęło mi go całego i musiałam go pisać od początku. Dzięki niezawodny bloggerku :/. To co było - było piękne, nawet ja to przyznam. Nie wiem czy udało mi się powtórzyć tą samą magię rozdziału. Uwierzcie mi, poprzednie było lepsze i żałuję, że tego nie ma.

Powstrzymując wszystkie moje skłócone myśli daję "moment" dla miłej Anonimki XO.


Megan usłyszała pukanie do drzwi. Zmarszczyła czoło i poszła otworzyć. Po drodze dostrzegła przez okno brązowe włosy i uśmiechnęła się na ich widok.
- Dzień dobry - przywitał się Jared widząc ją.
- Hej - Ćma spojrzała na do połowy pełną szklankę, którą trzymała w ręku i po chwili zastanowienia wylała jej zawartość na wokalistę.
- A to za co?! - Leto podniósł ręce i próbował powstrzymać szybko wsiąkające krople.
- Śmigus dyngus - Megan odwróciła się i położyła szklankę na blacie stołu.
- Co takiego? - Jared zmarszczył brwi i wszedł za nią do domu.
- Śmigus dyngus - powtórzyła. - Polskie święto po Wielkanocy polegające na polewaniu ludzi wodą.
- Polskie?
- Tak, polskie, jakiś problem? Nie mów mi, że też nie wiesz, gdzie leży ten kraj - rzuciła mu ręcznik, by mógł się wytrzeć.
- Nie za bardzo... - przyznał się wokalista.
- Czego was uczą w tej Ameryce... Załamać się można - pokręciła głową. - Co cię napadło żeby wpaść?
- No wiesz... Shannon zabrał swój kochany aparat i poszedł z Tomo na zwiedzanie Londynu po raz setny. Zastanawiałem się, czy nie pokazałabyś mi miasta od swojej strony.
Uśmiechnął się lekko zawstydzony.
- Fajny pomysł - odpowiedziała. - Długo nad tym myślałeś?
- Bardzo śmieszne - mruknął.
Podszedł do niej i pogłaskał palcem po policzku. Penetrował wzrokiem każdy centymetr kwadratowy jej twarzy jakby szukał czegoś specyficznego.
- Nie gap się tak, bo ci te oczy wyjdą z orbit - powiedziała Megan próbując bezskutecznie powstrzymać uśmiech.
Jared położył palec na jej ustach szepcząc cicho "shhh". Ćma zamilkła pozwalając mu kontynuować. Oparła się o blat kuchni i przyciągnęła do siebie. Leto oparł ręce na jej szyi i delikatnie pocałował ją w usta. Odwzajemniła go kładąc dłonie na jego wciąż mokrej koszulce. Wokalista musnął ustami jej brodę i złożył pocałunek na jej szyi. Przesunął ręce wzdłuż jej ramion i chwycił ją za dłonie. Megan opuściła głowę tak, że ich nosy się zetknęły. Jared delikatnie przechylił się i pocałował ją. Pogłębiła pocałunek czując jak jej myśli odfruwają.
Trwali tak przez chwilę. Romantyczną chwilę przerwało pukanie. Megan odwróciła się i spojrzała na drzwi. Dostrzegła za nimi znajomą postać, na widok której rozszerzyły jej się oczy.
- Po schodach na górę, po drabinie i zamknij klapę. Bez zbędnych pytań - zakomendowała.
- Ale kto... - zaczął Jared.
- Już. I siedź cicho albo będzie piekło - przerwała mu i podeszła do drzwi. - Jazda.
Zdezorientowany wokalista spełnił rozkaz Megan, która zaczęła dzwonić kluczami, by ukryć hałas. Kiedy zniknął na górze otworzyła.
- Mama? Co ty tu robisz? - udawała zaskoczenie.

***

Jared rozejrzał się po pomieszczeniu, do którego dziewczyna kazała mu wejść. Mimo, że osobiście twierdził, że Burtońska "Alicja" jest średnia, spodobały mu się własnoręcznie malowane ściany. Uśmiechnął się widząc sentencje napisane nad biurkiem. Na meblu leżało kilka grubych tomów książek, większość naukowych, jednak wśród nich dostrzegł okładkę "Lśnienia". Sięgnął po książkę, ale gdy ją otworzył doszedł do wniosku, że nie zna języka, w którym była napisana. Odłożył tom i odwrócił się w stronę oszklonej komody, by obejrzeć resztę skromnej kolekcji książek i płyt. Obok nich zobaczył figurkę nakrycia głowy Szalonego Kapelusznika i filiżankę. Na dolnej półce leżały płyty jego zespołu oraz dwa kartony po Conversach. Oba podpisano korektorem. Jeden napis głosił "30 Seconds to Mars" natomiast drugi "Sun Theory". Jared nigdy nie słyszał o takim zespole. Niemal bez zastanowienia wyciągnął oba kartony i usiadł z nimi na kanapie. Zdecydował się najpierw zajrzeć do zbioru na swój temat.
Doszedł do wniosku, że rzeczy w kartonie nigdy nie były układane. Na wierzch wrzucono kilka bransoletek z glifami i napisami zespołu oraz lekko zniszczony wristband. Pod nimi leżały pocztówki i kartki z notatkami, które większości były tekstami z jego pierwszej płyty. Obok nich znalazł kilka kostek od gitary oraz pałeczkę perkusyjną podpisaną przez Shannona. Dopiero po chwili dotarło do niego, że w kartonie nie ma żadnej rzeczy związanej z This Is War. Na dnie pudełka leżały dwa zeszyty, z których jeden okazał się być albumem na zdjęcia w twardej oprawie. Odłożył go chcąc sprawdzić, co znajduje się w zeszycie. Kartkując go zwrócił uwagę na narysowane lub wklejone symbole a także cytaty piosenek lub to co powiedzieli oni sami. Jednak większość zeszytu zajmowały długie prace w języku, którego nie znał. Doszedł do wniosku, że to polski, o którym wspominała dziś Megan. Zamknął go i sięgnął po album.
Kiedy go otworzył nie mógł uwierzyć własnym oczom. Większość zdjęć przedstawiło jego koncerty za czasów promocji pierwszej płyty. W porównaniu do zbiorów, jakie wcześniej oglądał było w nim, pomijając siebie i swojego brata, zadziwiająco dużo fotografii Solona Bixlera i Matta Wachtera, z którymi już się pożegnał. Na końcu znalazł również kilka ujęć Tomo skupionego na grze na Gibsonie. Zdjęcia były bardzo dobrej jakości jak na robione aparatem analogowym. Kiedy przewrócił stronę temat się zmienił. Na fotografiach uśmiechało się kilku nieznanych mu chłopaków, którzy obejmowali się razem z członkami zespołu. Na kolejnych stronach ukazano podobną sytuację jednak z innymi minami. Na niektórych fotograf uchwycił nawet ich śmiech lub wygłupy. Widać było, że bardzo dobrze się bawili. Na następnej stronie znajdowało się jedno zdjęcie w większym formacie. Był na nim brunet, który skupiony grał na Pitagorasie. Nad fotografią czarnym mazakiem dopisano "Look at the red red changes in the sky", natomiast pod nim "Who said that dreams don't come true?!" Przerzucił kartkę. Tym razem stał na niej szatyn, który pokazywał oba środkowe palce śmiejąc się do obiektywu. Był ubrany w starą, białą kurtkę Leto. Obok zdjęcia ktoś naskrobał długopisem "Dan as Jared Leto".
Wokalista z trudem przełknął gulę żalu, która ściskała mu gardło.
- Chciałbym to pamiętać - westchnął. Żałował, że dał się pochłonąć teraźniejszości i pozwolił wspomnieniom płowieć.
Zamykając album zauważył, że na kolana wypadło z niego jedno zdjęcie, które było luzem wsunięte obok okładki. Wziął je do ręki. Przedstawiało jego twarz, zamknięte oczy i pofarbowane na blond włosy z odrostami. Na czole malowało się skupienie. Ręce, w których trzymał mikrofon, były złożone jak do modlitwy. Śpiewał. Jared był w szoku, że z ówczesną technologią udało się wykonać takie zdjęcie. Odwrócił je. Znów trafił na nieznany język. Jedyne co umiał zrozumieć było imię jego dziewczyny. Postanowił później spytać jej co to znaczy i odłożył fotografię na bok. Poskładał odrobinę rzeczy i wpakował je do kartonu w bardziej pedantyczny sposób. Odłożył go i sięgnął po drugi mniej więcej przewidując czym jest "Sun Theory".

***

- Czemu wcześniej? - spytała Ćma szykując matce herbatę.
- Bartosz miał czelność stwierdzić, że dyktuję mu co mam robić! I że za bardzo ingeruję w jego życie! Wyobrażasz to sobie?! Jak on tak mógł?!
"Uwierz, to nie trudne" powiedziała Megan w myślach.
- Zaczął się czepiać, że Samantha przeze mnie od niego odeszła! Jak on miał czelność... To była narkomanka! - kontynuowała Agata.
"Nawet nie wiesz, że rzuciła dragi dla Bartka". Ćma nie miała ochoty kłócić się z matką. Sprawa i tak była przegrana. Sam zafundowała sobie złoty strzał, kiedy usłyszała od Agaty jaką osobą jest w jej oczach. Dzięki Bogu lekarzom udało się ją odratować. Od tamtego czasu Bartek i Sam boją się do siebie podejść.
- Rozumiem - odparła w końcu.
Starsza Stone zaczęła szukać czegoś w torebce. Megan skorzystała z okazji i otworzyła windę kuchenną i włożyła do niej dwie herbaty oraz dwa muffiny. Podeszła znów do napoju rodzicielki i z szuflady wyciągnęła mały, szklany słoik z drobnymi tabletkami. Za sobą usłyszała, że matka znów zaczęła swój monolog, jednak ona zastanawiała się nad czymś innym. W końcu wysypała 3 tabletki i wrzuciła matce do herbaty. Wymieszała napój tak, by nie było ich widać. Podeszła do matki i postawiła jej kubek na stoliku.
- Nie martw się, niektórzy po prostu źle wybierają - odpowiedziała na odczepnego.
- A tak właściwie gdzie są dziewczęta? - spytała Agata.
- Musiały wyjść do lekarza. Lizzie dostała wczoraj ostrej migreny i skończyły jej się tabletki.
- Kto taki?
- Ehhh... Ela - odparła niemal wydychając całe powietrze. - Jak zawsze mnie nie obudziły i jeszcze w nocy wyłączyły mi budzik.
- Rozumiem.
Agata wzięła łyk herbaty. Przez pewien czas skakała z tematu na temat i krytykowała wszystko, co nasuwało jej się na język. Po dłużącej się połowie godziny wypiła całą herbatę i coraz bardziej ziewała. W końcu bez ostrzeżenia osunęła się na kanapę i zasnęła.
- Wybacz mi mamo - Megan przykryła ją kocem. - To dla twojego dobra.
Pocałowała ją w czoło i skierowała się do swojego pokoju.

niedziela, 6 lutego 2011

59.

Zastój twórczy + brak internetu = wybaczcie :)

- Znalazłem! - wrzask Shannona było słychać na niemal całym piętrze.
Ten natomiast szeroko uśmiechnięty rozwijał sreberko jajka w poszukiwaniu kolejnej wskazówki. Wrzucił czekoladkę do ust i zaczął zastanawiać się nad miejscem przedstawionym w rebusie. Po kilku sekundach wydał z siebie urwany krzyk i już biegł do windy, by zjechać na dół.
Megan wyszła zza rogu uśmiechając się do pleców Leto, który chwilę później wskoczył do windy. Podniosła kolejne jajko zza krzaka i rozpakowała je.
- Kuchnia - mruknęła pod nosem uśmiechając się. - Ostatni przystanek. Można się było domyślić.
W przeciwieństwie do perkusisty powoli poszła schodami na dół kierując się do restauracji. Zastanawiała się, gdzie jest reszta zespołu. Wszyscy uciekli i biegiem przemierzali hotel wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu wskazówek. Ich jajka pewnie były ukryte w innych miejscach, dlatego tylko na Shannona trafiła na swojej drodze. W końcu zeskoczyła z ostatniego schodka i weszła do dość gwarnej restauracji. Kilkunastu kelnerów i kucharzy głośno rozprawiało z pojedynczymi gośćmi siedząc przy ogromnym stole pełnym jedzenia. Ćma dostrzegła między nimi Tomo i Johna, którzy uśmiechnęli się na jej widok. Podeszła do nich.
- To jest ta niespodzianka? - spytała Johna.
- Liczy się zabawa, a nie nagroda - odpowiedział jej gitarzysta, który żuł kawałek kurczaka.
- Ty tak sądzisz - odparł John.
- Niech zgadnę: panowie Leto są w kuchni i szukają nagrody - strzeliła Megan.
- Bingo.
- Oni zawsze chcą więcej niż powinni - dziewczyna pokręciła głową i odeszła od stołu kierując się do kuchni.
- Uważaj na dwóch wariatów tam w kuchni - zagadnął ją kucharz.
- Właśnie idę się z nimi rozprawić - mrugnęła do niego.

- Wam się to nigdy nie znudzi? - wskoczyła na jeden z blatów obserwując jak bracia przeszukują kuchnię.
Za odpowiedź otrzymała kompletną obojętność na jej słowa. Oboje Leto dalej szperali w półkach.
- Szukaj tam! - zakomendował Shannon.
Jared pobiegł w stronę wskazaną przez perkusistę i zaczął przerzucać naczynia. Shanimal w tym czasie otworzył drzwi do chłodni sprawdzając, czy nie ma czegoś tam.
- To wychodzi spod kontroli... - mruknęła Ćma i podeszła do Shannona.
Wyciągnęła go za ramię z chłodni i zatrzasnęła drzwi.
- Nie ogarniasz, że tam nic nie ma?! - krzyknęła mu prosto w twarz.
Perkusistę zatkało. Patrzył na nią jak urzeczony nie potrafiąc wykrztusić słowa. W końcu z wysiłkiem wychrypiał:
- Chcesz nam zabrać nagrodę.
Megan o mało nie zwaliło to z nóg. Zamknęła oczy wciąż trzymając Shannona za ramiona.
- Mówię ci grzecznie, że jedyne co może stanowić nagrodę to obiad w głównej sali. Tu niczego nie ma.
- W takim razie czemu ci nie wierzę?
- Bo może za bardzo wierzysz w swoją wyimaginowaną prawdę? - uśmiechnęła się. - Shannon, to miała być zabawa a nie wojna o nagrodę.
Perkusista w końcu rozluźnił mięśnie i westchnął ciężko.
- Masz rację, nie wiem co mnie napadło - spojrzał na nią i uśmiechnął się lekko.
Odwzajemniła gest.
- Kiedy tylko będę obok postaram się żebyście się budzili w porę.
- Junior, spadamy stąd. Twoja dziewczyna ma rację, to nie ma sensu - powiedział do brata, który kopał wśród misek na rozrabianie ciasta.
- Jesteś pewien? - upewnił się Jared patrząc na niego z lekkim rozżaleniem.
- To chyba ty powinieneś bardziej ode mnie wierzyć swojej lasce, nie?
Młodszy odwrócił głowę lekko zawstydzony.
- Okay, chodźmy - powiedział w końcu.

- Jak ci się to udało? - John nie krył zaskoczenia.
- Magia płci pięknej? - zaryzykowała.
Cała czwórka mężczyzn wybuchła śmiechem.
- Nie pozwalaj sobie - powiedział Shannon.
- Jakiś problem, braciszku? - szepnął mu z uśmiechem Jared obejmując Megan w talii.
Dziewczyna uśmiechnęła się i pocałowała go w policzek.
- Już do siebie doszedłeś? - spytała.
- Chyba tak, wybacz mi.
- Każdy miewa zachwiania osobowości.
- Dość często mi się to zdarza...
- Nie miziajcie się już, żarcie czeka - Shannon nie wytrzymał.
Jared i Megan wzruszyli ramionami i usiedli do stołu razem z resztą.
- No dobra, kiedy już się ogarnęliście mogę wam powiedzieć jaka była nagroda - powiedział John.
Shannon niemal nie upuścił ciasta, które właśnie przenosił na swój talerz. Twarze Marsów zwróciły się w stronę managera zszokowane.
- Jednak coś było w tej kuchni? - spytał Jared.
- Skądże! Chciałem, byście się trochę pobawili zanim dojdziecie do kuchni. Prawdziwa nagroda jest mniej materialna.
John zrobił przerwę, by przełknąć kawałek jabłecznika. Ćma była pewna, że chciał umocnić napięcie.
- Macie jutro wolne - powiedział w końcu.
Marsów zatkało.
- Serio? - nie dowierzał Tomo.
- Tak, nie pytajcie się więcej - manager zajął się ciastem.
- Ale... dlaczego? - spytał Jared.
- Bo ostro pracowaliście. Demówka prawie skończona, jeszcze kilka tygodni i będzie cały materiał jakiego potrzebujemy.
- Super - rozmarzył się Shannon. - Ale będzie dzień...
- Nie wiem co jest takiego fajnego. Przecież większość popołudni macie wolne... - rzekła Megan.
- Zrozumiałabyś, gdybyś była takim śpiochem jak Shann i musiała wstawać przed piątą - odpowiedział jej Jared.
- Przed piątą? - dziewczyna była w szoku.
- Mamy studio wynajmowane od szóstej do drugiej. W tym czasie musimy jak najwięcej nagrać i tak dalej - wytłumaczył jej wokalista.
Skinęła głową.
- Współczuję - uśmiechnęła się.
- Osobiście nie przeszkadza mi to.
- Jesteś pracoholikiem. Zamknij się - przerwał mu Tomo.
"You are the reason I can't control myself!" - dźwięk telefonu zburzył ciepłą atmosferę.
- Wybaczcie - Megan wyciągnęła urządzenie i odebrała.
- ...
- Hej, co tam?
- ...
- Że jak?
- ...
- Ale wszystko w porządku?
- ...
- Okay, gdzie mam przyjść?
- ...
- Mam blisko, dojdę sama.
- ...
- Nie, nie, rozumiem sytuację.
- ...
- Jasne, do zobaczenia. Pa.
Rozłączyła telefon i schowała go do torby.
- Co jest? - spytał wokalista.
- Muszę uciekać. Dziewczyny mnie potrzebują.
- Coś się stało?
- Nic szczególnego, Kitty trochę zasłabła. Ma nawroty migren, więc czasem jest problem. Idę - wstała z miejsca.
Jared zrobił to samo.
- Siadaj, poradzę sobie - pocałowała go w usta. - To blisko.
- Ale...
- Jestem dorosła, uspokój się, rycerzyku. Jak chcesz, wpadnij jutro, ale spędź trochę czasu z rodzinką - uśmiechnęła się.
- Narazie - pożegnała się ze wszystkimi i wyszła z restauracji. Jared usiadł dopiero, gdy stracił ją z oczu.

***

- Hej, przybiegłam jak szybko się dało, wszystko okay? - spytała Ćma Kitty pijącej razem z Shadow herbatę rumiankową w restauracji.
Usiadła obok lekko przestraszona.
- Już mi lepiej, dzięki, że przyszłaś - uśmiechnęła się Liz i przytuliła ją.
- Stało się coś specjalnego czy po prostu jak zawsze?
- Jak zawsze, nic nadzwyczajnego, po prostu muszę odpocząć - odpowiedziała. - Nie chcę zostawić tych dzieci, by czekały, to wszystko
- Najlepiej jakby ktoś z nią pojechał do domu - stwierdziła Shadow.
- Mogę tu poczekać, dajcie spokój - wykręcała się Liz.
- Jestem za Shay, wy jedźcie, zostawcie mi adresy, skończę to - poparła przyjaciółkę Ćma. - Ile wam zostało?
- Niewiele, koło dziesięciu - Kate podała jej listę.
- Nie ma problemu, wezmę to, wy jedźcie.
- Na pewno? - po raz kolejny upewniała się Kitty.
- Tak, przestań się zamartwiać - pocałowała ją w policzek. - Shaddy, daj mi to lepiej zanim nasz kociak zmieni zdanie.
Kate uśmiechnęła się i wręczyła Megan papiery i torbę z upominkami. Dziewczyna pożegnała się z przyjaciółkami i wyszła z restauracji, by skończyć "misję".