UWAGA

Przez długi czas ten blog był zablokowany. Odblokowałam, przez prośbę osoby na Marsowych Historiach, która trafiła do mnie przez Marion. Nie zamierzam go kończyć. Pisałam go wieki temu, a moja faza na Marsów zmniejszyła się do zera. Jeśli ktoś miałby spekulacje lub chciałby go skończyć to zgłoście się do mnie w komentarzach lub do @LisaTheHatter na twitterze. Pozdrawiam.

Jeśli ktoś ciekaw mojego drugiego marsowego opka zapraszam: www.artemis-apocraphex.blogspot.com

środa, 21 kwietnia 2010

24.

Tydzień mijał. Po ciekawych wykładach z poniedziałku nie było śladu i Megan ledwo wytrzymywała na Uniwersytecie. Humor poprawiali jej Jared, Shannon i Tomo, którzy codziennie odwiedzali ją w pracy. Czasem rozmawiali tylko we czworo, a czasem razem z Kitty, Shadow lub Mattem. Ćma od dawna nie śmiała się tak często jak w tym tygodniu. Często musiała dusić w sobie chichot, żeby nie zakłócić atmosfery Golden Seed.
Codziennie pytała chłopaków o pracę w studiu. Shannon po kilku prośbach miał dość opowiadania i przekazał pałeczkę Tomo i Jaredowi. Teraz było to ciekawsze, gdyż perkusista pomijał większość szczegółów, by jak najszybciej skończyć wykład. Wszyscy członkowie zespołu nie rozumieli dlaczego Megan tak ciekawi ich praca. Ona na każde takie pytanie odpowiadała wzruszeniem ramion. Sama nie była tego pewna. Po prostu lubiła takie ciekawostki z kręgu muzycznego.
W czwartek wieczór po godzinie dziewiątej jedynymi gośćmi kawiarni byli członkowie zespołu. Megan i Kitty porządkowały krzesła, by zaraz zakończyć pracę i pójść do domu. Były przemęczone długim dniem.
- Ja mówię serio, przyjdź do nas jutro na spotkanie. - spróbował Jared po raz kolejny.
- O matko. Już to przerabialiśmy. Nie mo gę. Załapałeś? - Ćma spiorunowała go wzrokiem i zwróciła się do pozostałej dwójki. - Czy jak jest się gwiazdą to cały czas się myśli, że wszyscy będą robić co chcecie?
- Chyba tylko ten cierpi na tą dolegliwość. - Tomo wzruszył ramionami.
- Junior, daj jej spokój. Nie to nie. Chociaż...
- O nie! Dość! nawet nie próbuj Shann! Wystarczy. - Ćma podniosła dłonie do góry.
- Oh, daj mi skończyć. - perkusista spojrzał na nią z wyrzutem. - Wpadnij po szkole na soundcheck. Cały czas się pytasz o naszą robotę, zobaczysz to z innej perspektywy. Później sobie pójdziesz. Dopilnuję, by mój brat cię puścił, słowo.
- Serio? - Megan spojrzała zszokowana. - Byłoby... super.
Shannon uśmiechnął się z satysfakcją.
- Tak to się załatwia z płcią piękną. - skierował słowa do przyjaciół z zespołu. Ci ryknęli śmiechem.
- Przez ostatnie dwa lata nie pamiętam, żebyś miał w taki sposób do czynienia z kobietami... Pomijając mamę. - powiedział Jared chichocząc.
- Dobra, tu masz adres. - Tomo przerwał napad śmiechu i wręczył Ćmie karteczkę, na której dziewczyna rozpoznała jego krzywe pismo. - Rozczytasz się?
- Oczywiście. Wiem gdzie to jest. O której przyjść?
- Wedle uznania. Próbę mamy na czwartą. - Jared skończył przekomarzać się z bratem i dołączył do rozmowy.
- Okay... Musimy się zbierać. No już, won, kawiarnia zamknięta.
Trójka mężczyzn grzecznie wyszła z lokalu. Za nimi Megan zamknęła na klucz drzwi i przekazała klucz szefowi. Wtedy pożegnała się z nimi i razem z Kitty poszła w stronę domu.
- I co? Znajomość kwitnie? - zagadnęła Kitty,
- Można tak powiedzieć... - Ćma spojrzała na przyjaciółkę głupawo. - A co?
- A nic. - Liz uśmiechnęła się. - Ciekawa jestem...
- Tylko nie zaczynaj znów tego wątku. - Megan posłała jej pełne wyrzutu spojrzenie.
- Czy to miała być groźba? - spytała Kitty.
- A wiesz co... Tak! Poszczuję cię Edwardem, wyssie z ciebie krew co do kropelki i wrzuci twoje nieżyjące ciało dla zwierzaków w lesie... A potem sam przyjdzie i cię skończy jeść. Boisz się? - dziewczyna udawała złość.
Liz schowała się za pobliską lampą.
- Nie! Tylko nie to! - zawyła.
Po chwili obie wybuchnęły śmiechem. Towarzyszył im on przez całą drogę do domu.

piątek, 16 kwietnia 2010

23.

- Teraz twoja kolej! - wypalił Shannon po skończonej opowieści. - Co u ciebie się działo? I nie mów nic, bo tego nie lubię.
- Haha, okay, więc... U mnie standard. Sprawdzian z chemii, kilka wykładów... nader ciekawych, jak na mój uniwerek... U Shadow sporo się dziś działo. Peter znów się jej czepiał, ponoć okropnie, no i tak ją wkurzył, że mu przywaliła w twarz. - Ćma zachichotała.
- Co wy macie jakiś klub nauczania: jak przywalić facetom, czy jak? - spytał zszokowany Shann.
Cały stolik wybuchnął śmiechem.
- Nie wiem. - Megan wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się. - Może to po prostu tajemnicza umiejętność, którą się nabywa żyjąc u nas w domu.
- A kim jest Peter? - zainteresował się Tomo.
- Taki jeden blondynek, Shadow-maniak. Obchodzi walentynki 365 dni w roku. Wolisz nie wiedzieć.
- Niech bedzie... - gitarzysta uśmiechnął się głupio.
- Tak właściwie... - Jaredowi coś się przypomniało. - Zapomniałem cię zapytać dlaczego zataiłaś mnie w sklepie. Dlaczego akurat John? Masz pozwolenie rozpowszechniać, że się znamy. - wokalista wyszczerzył się.
Ćma wzruszyła ramionami.
- Tym razem to ja wolę być anonimowa. Uwierz, sporo ludzi, by się znalazło, by się mnie uczepić o głupotę. Cóż... może Sarah do nich nie należy, ale nie dałaby mi spokoju, gdyby wiedziała, że się znam z Marsami... - Megan spojrzała na twarze członków zespołu, nawet Jared nie wiedział o co chodzi. - Sorki, Sarah to córka mojego szefa. Jest super. No i... Jesteście na liście jej ulubionych zespołów tuż za My Chemical Romance i Green Day... Nawet dziś mnie pytała czy ten "John" jest aż tak do Jareda podobny...
- Było jej powiedzieć. - żachnął się wokalista.
- Tak, właśnie, co ci szkodzi? - dołączył się Tomo.
- Nie chcę być obiektem plotek, wybaczcie. Ja do showbusinessu się nie nadaję. To wasza działka. Jeśli miałabym gdzieś tam wystąpić to najwyżej na backstage'u... Tak, żeby nikt nie zobaczył moich wszystkich pryszczy. - dziewczyna uśmiechnęła się.
- Przestań, jakbyś zobaczyła ile pryszczy ma ta... Scarlett... - Jared drgnął z obrzydzeniem. - Odechciałoby ci się gadania takich głupot.
- Właśnie, wcale nie jesteś brzydka. - Shannimal dołączył się do brata.
- Ładna też nie, dajcie mi spokój, okay? - odgryzła się Ćma.
- Kobiety... - mruknął Tomo przewracając oczami.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Oho, pan Maurycy przyszedł. - powiedziała Megan spoglądając w stronę drzwi. - Myślałam, że już do nas nie zawita, dość późno się zrobiło jak na niego.
Dziewczyna wstała od stolika i podeszła do ledwo trzymającego się na lasce staruszka.
- Witam pana. - przywitała się. - Pomóc panu usiąść?
- CO powiedziałaś, dziecko?!?! - krzyknął staruszek patrząc na Megan surowo.
- Czy mam panu pomóc usiąść? - powiedziała Ćma prosto do jego ucha.
- Aaaaa!!! Tak, proszę! - powiedział dość głośno starszy mężczyzna.
Dziewczyna wzięła go pod ramię i zaprowadziła do jednego ze stolików przy ścianie. Pomogła mu zdjąć kapelusz i płaszcz i odsunęła lekko krzesło, by staruszek mógł wygodnie usiąść.
- Czego sobie pan życzy? - spytała. Uśmiech nie schodził jej z twarzy. Była nader cierpliwa dla tego człowieka.
- Nie wiesz dalej co zawsze biorę dziecko?! Przynieś mi herbatę, natychmiast! - krzyknął na nią pan Maurycy.
Megan tylko uśmiechnęła się i odeszła. Szybko wbiegła do kuchni, zrobila napój i przybiegła znów do stolika. Położyła herbatę przed staruszkiem.
- Proszę. Coś jeszcze? Sernika? - spytała nie przestając się uśmiechać.
- A jednak pamiętasz, dziecko! Tylko nie każ mi czekać tak długo!
Megan szybko podleciała do kasy i zabrała ciasto, które było już przygotowane przez pana Jeremy'ego. Kiedy postawiła sernik przed panem Maurycym ten pokiwał glową z zadowoleniem.
- Dziękuję, dziecko. Możesz sobie iść. - staruszek zabrał się do jedzenia.
Ćma poszła z powrotem do Marsów i usiadła na miejscu. Ci chichotali z niej.
- Przynieś mi sernik, dziecko! - powiedział Shannon udając pana Maurycego. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. - Nie mogłaś poprosić kogoś innego, by to zrobił?
- On tylko mnie akceptuje, nie mam zielonego pojęcia czemu. Matta i Mickey'a bije laską a Kitty i Shadow wyzywa od ladacznic... Był na wojnie, czasem dalej ma schizy, jakby wciąż trwała... No i ma mega sklerozę. Dobrze, że jeszcze pamięta, gdzie jest Golden Seed... A przychodzi tu niemal codziennie. Fakt, czasem zastępuje mnie Sarah, ją też "lubi".
- Wesoły staruszek. - powiedział Tomo patrząc na pana Maurycego.
- Nie zaprzeczę... Jak się rozbawi ciężko go powstrzymać od wrzasków słyszanych na ulicy... - Ćma zachichotała.
- Serio?! - zainteresował się Jared. - Może spróbujemy?
- Daj spokój. - Megan ucięła rozmowę grożąc chłopakom palcem. - Nie nabijajcie się z niego, bo to niegrzecznie. Nu, nu.
Ćma ucięła rozmowę wpatrując się w Marsów, którym odjęło mowę. Ci dopiero po chwili odzyskali zdolność mówienia i dalej zaczęli żartować. Ten wieczór był wyjątkowo miły dla wszystkich.

czwartek, 15 kwietnia 2010

22.

- Cappuccino z podwójną pianą i gorąca czekolada z bitą smietaną razy jeden. - powiedziała Megan wystawiając dwa kubki na okienko. Wzięła kolejną kartkę i rozpoczęła realizację kolejnego zamówienia.
W kawiarni panowała ciepła atmosfera, jak zawsze w tym czasie Golden Seed było niemal pełne. klienci rozmawiali półgłosem tworząc aurę przyjemnego szeptu. Z głośników wydobywała się spokojna muzyka.
Nagle dzwoneczek zawieszony na drzwiach zadzwonił. Oznaczało to, że Golden Seed wita nowych gości. Ćma uśmiechnęła się na ten dźwięk. Skończyła robić kolejną kawę i spojrzała przez okienko, by sprawdzić, kto przyszedł. Ku swojemu zdumieniu nie dostrzegła żadnej różnicy w kawiarni. Zmarszczyła brwi i wzruszyła ramionami. Wzięła notkę z ostatnim zamówieniem do zrealizowania.
Miała do zrobienia kawę cynamonową, czarną herbatę i espresso. Uwinęła się tym bardzo szybko. Po chwili przyszła Shadow trzymająca kartkę z kolejnym zleceniem.
- Przyszedł ktoś? Nie zauważyłam. - powiedziała Megan. Shadow z obojętną miną wzruszyła ramionami.
- Najbezpieczniej jest blisko jaskini lwa. - Kate wręczyła Ćmie karteczkę. Kelnerka odeszła od okienka i skierowała się do kasy. Megan jednak dalej stała zastanawiając się nad znaczeniem słów. W końcu dała za wygraną. Podeszła do maszyny i zerknęła na notkę. Pierwszą rzeczą, którą zauważyła była za duża ilość tekstu. Potem dostrzegła, że to nie pismo przyjaciółki, a kogoś innego. Zmarszczyła brwi. Z trudem rozczytała się z liter, które nie dość, że były jeszcze mniejsze od pisma przyjaciółki to jeszcze napisane koślawo i trudne do zrozumienia. Tekst głosił:
"Bylibyśmy bardzo wdzięczni, gdyby zechciała pani użyczyć nam swoich łask i wyczarowała nam trzy małe latte z wanilią. Byłby to dla nas prawdziwy zaszczyt - możliwość zasmakowania tego specjału. Składamy pokłony, twoi uniżeni słudzy."
Megan stanęła jak wryta wlepiając wzrok w kartkę. Wciąż zastanawiała się czyje to pismo. Jednak po chwili dała za wygraną i zrobiła kawy, o które tak proszono w liściku. Przed ich podaniem jeszcze raz wyjrzała przez okienko przeczesując wzrokiem kawiarnię w poszukiwaniu nieznajomych.
- Ona naprawdę nie wie kto to! - dosłyszała stłumiony chichot spod okienka.
Zmarszczyła brwi. Już wiedziała, dlaczego nie widziała wchodzących. W kawiarni był jeden stolik, którego nie mogła zobaczyć. Znajdował się niemal pod okienkiem. Przez częste i denerwujące przechodzenie kelnerów był zwykle unikany przez klientelę. Megan wspięła się na palce i wychyliła się jak najdalej. Dostrzegła czupryny trzech osów. Uśmiechnęła się szatańsko i pociągnęła za ucho najbliżej siedzącego.
- Ładnie to tak się ze mnie nabijać? - spytała puszczając ucho Shannona.
- Aua! To bolało! - zawył perkusista.
- Miało. "Słudzy" nie mają prawa ze mnie drwić. - wyszczerzyła się. - Poczekajcie chwilę.
Megan wyciągnęła z szafki tacę. Położyła na niej trzy latte i swoją świeżo zaparzoną zieloną herbatę. Wyciągnęła z torby artykuł. Razem z karteczką wzięła go do drugiej ręki. Wyszła z kuchni i podeszła do stolika, gdzie siedział zespół.
- Proszę. - rozłożyła napoje na stole, a tacę odłożyła na okienko. Za chwilę usiadła razem z chłopakami.
- Dzię-ku-je-my! - powiedzieli chórem, niczym dzieci w przedszkolu.
- Zacznę od razu, bo chcę wiedzieć o co chodzi. - powiedziała Ćma po krótkim chichocie. Podała Marsom artykuł z gossip. - W jakie gierki gracie, hę?
Członkowie zespołu wczytali się w tekst. Z każdym zdaniem w ich oczach błyszczała coraz większa złość.
- Ja... ją... zabiję! - warknął Jared czerwony na twarzy. - Nikt nie ma prawa mówić na mnie Jay!
- Uraz z dzieciństwa? - szepnęła Megan Shannowi. Te pokiwał głową.
- Jasna cholera, jak ludzie tak mogą! - Tomo nie krył szoku.
- Uwierzyłaś w to? - spytał Jared odkładając kartkę na stół. Przez jego oczy przemknęła iskierka strachu.
- O, tak. Teraz się fochnę, wygonię was stąd i nie będę chciała was znać. A więc WON! - powiedziała spokojnie akcentując ostatnie słowa i ręką wskazując drzwi. Marsowie spojrzeli na nią przerażeni jakby ich zamurowało. Megan rozbawiły ich miny i zaczęła się śmiać.
- Żartuję. - wypaliła, gdy powstrzymała śmiech. - Ale oświećcie mnie jak doszło do takich zdjęć. Dla większości są jednoznaczne.
- Mogę iść do toalety, by się najpierw wyrzygać? - zapytał Jared z obrzydzeniem na twarzy.
- Możesz, jak mi to wytłumaczysz. - uśmiechnęła się.
- Sam chciałbym wiedzieć... - zaczął wokalista. Megan spojrzała na niego ze zdumieniem.
- Dobra, zacznijmy od początku. - przerwał Tomo. - Po tym jak cię odprowadziliśmy przybiegły do nas dwie dziewczyny - Scarlett, którą już znasz i Kaya, jej znajoma. Zaciągnęły nas do nowego klubu. Fajnie było, nie powiem. No i ten... yyy... Scarlett się przystawiała do Jareda... chyba... zagadałem się z Kayą, nie widziałem.
- O, tak, jasne, ZAGADAŁEM. - wypalił Jared.
- Okay, mniejsza o szczegóły. - odgryzł się gitarzysta. - ... No i nagle Scarlett do mnie, że coś się stało Jaredowi i nie może go obudzić. Poprosiła nas o zdjęcie... Shann starał się żeby Jared wyglądał jakoś... żywiej niż naprawdę. To dotyczy pierwszego zdjęcia... Resztę sam nie wiem jak zrobiła.
- A teraz wypowie się Jared Leto. - Megan spojrzała na wokalistę. Ten westchnął i zaczął opowiadać.
- Co ja mogę powiedzieć? Wypiłem łyka wódki i zacząłem się dusić, bo ta lala miała tyle tapety, co nawet Paris Hilton nigdy sobie nie nałożyła... Poza tym tak strasznie od niej śmierdziało, że myślałem, że będę wąchał kwiatki od spodu, śmierć przez uduszenie, serio. Chryste panie, w życiu brzydszej panny nie widziałem, słowo. A ci dwaj byli tak zajęci sobą... i nie tylko, że nawet nie zauważyli, pacany jedne. - spiorunował wzrokiem pozostałą dwójkę. - No i zemdlałem. Obudziłem się na ławce przed hotelem. Ponoć sporo mnie ominęło, ale przy Johnie nie było sensu o tym gadać... Co do zdjęć to myślę, że ona jest po prostu dobra w retuszu i w ogóle jakoś mi twarz ustawiła... Fuj... A teraz wybaczcie. - wstał od stolika. - Muszę zdezynfekować usta.
Jared poszedł do łazienki nie zważając na trójkę duszącą się ze śmiechu.
- A ty co powiesz? - spytała Ćma Shannona.
- Nic więcej. To wszystko co Tomo powiedział. Moja wersja jest podobna. Ale nie kumam dlaczego nasz pobyt w Anglii jest tajemnicą... Przecież cały Echelon wie, że w piątek mamy spotkanie z nimi w klubie... Przy okazji... Pójdziesz z nami?
- Że jak? - Ćma zdziwiła się.
- No... Mamy spotkanie z pięćdziesięcioma osobami z Brytanii, które wygrały konkurs. Nowinki, gadżety i takie tam. Plus koncert akustyczny. Praktycznie my wszystko sponsorujemy, trzeba tylko dojechać. Zastanawialiśmy się dzisiaj czy nie chciałabyś iść tam z nami. Mówię ci, będzie super. I wiem, że nie jesteś zajęta w tym czasie.
- Zwariowałeś? Nie nadaję się do tego. Całe te misje i wszystko... To nie dla mnie. Wolę być anonimowa.
- No weź, przyjdziesz jako przyjaciel zespołu, nie musisz się brać za rozpowszechnianie nas. - Tomo też zaczął ją namawiać.
- Zastanowię się. Ale nie wiem czy pójdę. Mam sporo roboty, a chciałam z Kitty i Shadow zrobić sobie "babski wieczór"...
- Babski wieczór? Oh, jakie to piękne, oglądanie komedii romantycznych i płakanie do poduszki. - Jared wrócił z toalety. - Mogę wpaść?
Magen ogarnęła nagła głupawka. Wyobraziła sobie wokalistę płaczącego w poduszkę siedzącego na kanapie w jej domu, oglądającego jakieś romansidło.
- U nas to wygląda inaczej. - Megan skończyła się śmiać. - Jakiś dobry horror, twister i bitwa na poduszki. Wolisz nas wtedy nie widzieć: śmiejemy się z najstraszniejszych momentów i jesteśmy całe w pierzu z poduszek. Wtedy jesteśmy dziećmi.
- Nie obrażaj mojego brata, on jest dzieckiem zawsze. - wtrącił się Shannon.
- No tak, wybacz. - Ćma wyszczerzyła się.
- No a nie możecie tego przełożyć? Proszę, chodź z nami...
- Nie ma mowy, to wasza impreza, ja się tam nie nadaję.
Tym razem Jared, który domyślił się już o co chodzi, wpadł na pomysł.
- Odpuścimy ci, jeśli następnym razem pójdziesz z nami, zgoda?
Megan spojrzała na niego trochę zdziwiona. To samo zrobili Tomo i Shannon. Nikt nie wiedział co wokalista kombinuje.
- Okay... - rzuciła Ćma. - Ale nie nadużywaj tego.
- Nie będę. - Jared wyszczerzył się. - Dobra, dwie sprawy omówiliśmy co teraz?
- Opowiadajcie, jak tam praca dzisiaj w studio. Bardzo mnie to ciekawi. - Megan napaliła się na historię.
- Znów chcesz tego słuchać? To nudne... - żachnął się Shannon.
- Nie znasz się. - odparowała Ćma. - No już, mówicie, mówcie.
Chcąc-niechcąc chłopaki zaczęli opowiadać co w skrócie u nich się działo.

środa, 14 kwietnia 2010

21.

"www.gossip.co.uk [nie wchodźcie na to, wymyśliłam xD]
30 Seconds to Mars w Angli! Superprzystojniak Jared Leto zajęty!
Od naszej znajomej czytelniczki, a obecnie i informatorki Scarlett, gossip.co.uk otrzymało niezwykłe wiadomości o pobycie 30 Seconds to Mars w Londynie. Chłopaki prawdopodobnie nagrywają nowe materiały na płytę i chcą zachować to w sekrecie.
Jednak kilka dni temu Jared leto, frontman zespołu, podjął inną decyzję.
"Zdecydowaliśmy się na ogłoszenie fanom fantastycznej wiadomości" - mówi Scarlett, nowa dziewczyna wokalisty. "Jesteśmy razem od kilku tygodni, postanowiliśmy wreszcie się ujawnić!"
Scarlett jest niezwykle dumna ze swojego chłopaka. "Now piosenki są świetne!" - opowiada. - "Jay ma prawdziwy talent!"
Nasza redakcja nie potrafiła uwierzyć dziewczynie, jednak po pokazaniu i pozwoleniu zaprezentowania zdjęć, nie mieliśmy innej opcji. Scarlett dodała, że robiła je kilka dni temu na wspólnym wypadzie do klubu.
Więc dla wszystkich niedowiarków prezentujemy niezbity dowód na prawdziwość tych słów!"
Pod artykułem znajdowało się kilka zdjęć. Większość z nich była robiona z lampą błyskową, w tle błyskały kolorowe światła, a sceneria dawała do zrozumienia, że były robione w dyskotece.
Pierwsze zdjęcie przedstawiało Marsów szczerzących się do aparatu.Shannon położył Jaredowi palce w kącikach i naciągnął, by "pomóc" bratu się uśmiechnąć. Tomo przytulał się do perkusisty, kładąc mu głowę na ramieniu. Młodszy Leto przypadkowo zamknął oczy.
Kolejne zdjęcie przedstawiało czarnowłosą dziewczynę z czerwonymi końcówkami włosów szczerzącą się do aparatu. Wokalista całował ją w policzek.
Ostatnia fotografia natomiast mówiła za wszystko. Jared całował Scarlett w usta. Oboje mieli zamknięte oczy. Widać było, że wczuli się w czynność.
- Super... - wypaliła Ćma po przeczytaniu artykułu.
Była zszokowana, ale nie potrafiła w to wszystko uwierzyć. Mogła iść o zakład, że żaden z Marsów nie jest w związku. Ponadto poznała Scarlett już wcześniej. To była dziewczyna w kapturze, która uraczyła Megan nienawistnym spojrzeniem wczoraj w knajpie.
- Dzięki Shay... Mogę to wziąć? - spytała przyjaciółkę, która skinęła głową.
- Co o tym myślisz? - spytała Kate.
- Bujda. Kłamstwo. Idiotyzm. - wypaliła Ćma chowając kartkę do torby. - Kojarzę tą laskę z knajpy. Nawet do nas wtedy nie podeszła. Założę się, że zna Letów i Toma od wczoraj i gada głupoty. Pytaniem są tylko i wyłącznie zdjęcia. Nie wyglądają na fotomontaż. Jared miał taką koszulkę wczoraj.
- Uuuu... Nawet pamiętasz. - Kitty parsknęła śmiechem. Ćma spojrzała na nią z udawanym politowaniem.
- Takie ploteczki są normalne w show businessie. - Megan wzruszyła ramionami.
- Już myślałam, że się załamiesz czy coś... - powiedziała Shadow.
- A to niby czemu? - Ćma zdziwiła się.
- Jared Laluś Leto... Ty... - Kate uśmiechnęła się znacząco.
- Ahaaa... Teraz jestem idealnym obiektem swatania. Dzięki.
- Dobra, niech ci będzie. Ale i tak uważamy, że coś z tego będzie. - odpowiedziała Liz.
- Oh tak, na pewno... I żyli długo i szczęśliwie, koniec bajki. - wypaliła Megan z sarkazmem w głosie. - Dajcie spokój, to głupie.
Dziewczyna chciała jak najszybciej zakończyć temat. Pomógł jej w tym dzwonek zwiastujący wykład z angielskiego.

Następne godziny przeleciały im bardzo szybko. Ku uldze Ćmy, dziewczyny nie snuły więcej romantycznych wątków między nią a Jaredem. Dzisiejsze wykłady były nadzwyczaj ciekawe i bardzo zainteresowały przyjaciółki. Na przerwach toczyły zażyłą dyskusję na temat dzisiejszych lekcji. Wkrótce nadszedł czas końca zajęć.
- Golden Seed, strzeż się, nadchodzimy! - powiedziała wyniośle Shadow. - Hej Matt!
Chłopak pomachał idącym w jego stronę przyjaciółkom. Siedział w czerwonym kabriolecie marki Mercedes. Miał na sobie okulary przeciwsłoneczne i ciemnobrązową koszulową bluzkę. Liz podbiegła do samochodu, wsiadła na siedzenie obok kierowcy. Pocałowała Matta w policzek.
- Wsiadajcie podwiozę was! - zaproponował.
Megan i Kate podziękowały mu i wsiadły na tylnie siedzenie. Przez całą drogę czwórka rozprawiała o dzisiejszym dniu. Matt chętnie słuchał opowiadań dziewczyn, co jakiś czas zadając pytania. Za kilka chwil samochód stanął przed kawiarnią. Shadow i Ćma wysiadły i pożegnały się. Kitty pomachała przyjaciółkom na pożegnanie i wraz z chłopakiem pojechała dalej.
Kate i Megan weszły do restauracji. Szybko przebrały się i zaczęły pracę.

wtorek, 13 kwietnia 2010

20.

- Jeszcze pięć minut! - głos profesora wyrwał Megan z zamyślenia.
"Nitrogliceryna... myśl, idiotko!" - dziewczyna stukała się końcem ołówka w skroń.
"Wiem!" - krzyknęła w myślach. Szybko zanotowała informacje i dokończyła zadanie.
Odłożyła ołówek i odetchnęła z ulgą. Skończyła test w ostatniej chwili.
- Zaczynam zbieranie prac! - oznajmił profesor i zaczął przechadzać się między uczniami wręczającymi mu swoje prace.
Megan wręczyła mu sprawdzian i opadła na krzesło. Uśmiechnęła się do siebie. Egzamin poszedł jej bardzo dobrze. Była pewna, że go zaliczy.
- I jak ci poszło? - zabrzmiał głos za jej plecami.
- Nieziemsko. - Ćma odwróciła się.
Obok jej krzesła stał Kevin. Jeden z nielicznych chłopaków w szkole, który nosił okulary. Za nimi błyszczały ciemne, wesołe oczy. Ciemne włosy były gładko przystrzyżone, by nie opadały na twarz.
Niemal każdy w szkole wiedział, że w przerwach między lekcjami Kevina można znaleźć w jednym miejscu: w laboratorium chemicznym. Był bardzo dobrym uczniem. Większość swojego wolnego czasu przeznaczał na naukę. Większość osób denerwowało jego "kujoństwo", jednak za jego manią uczenia się był to bardzo miły chłopak. Zawsze wszystkim pomagał.
- Założę się, że będziesz miał sto procent. - Megan uśmiechnęła się.
- nie jestem pewnien co do zadania dwunastego punktu B... Ale to chyba tyle... - chłopak wzruszył ramionami. - Dalej nosisz ten piórnik?
Ćma spojrzała w stronę przedmiotu. Kevin miał rację, piórnik wyglądał dziwnie. Po szarych wzorkach nie było śladu. Pokrył je marker i korektor, którym ona i jej przyjaciele podpisali się i dopisali multum cytatów. Czerwoną muliną dziewczyna zakryła dziurę, która powstała na skutek złego użycia cyrkla. Kawałek dalej tą samą muliną były wyszyte symbole 30 Seconds to Mars. Zapięcie piórnika było od dawna zepsute, na miejsce zamka były przypięte badziki i wstążki, na które dziewczyna zamykała piórnik. Na ścianie bocznej - najbardziej zadbanym miejscu - czarnym markerem widniał napis "Provehito In Altum. Always. Martin." Pod napisem był tylko krzyżyk i serduszko dorysowane długopisem.
Megan uśmiechnęła się. Ten piórnik miał dla niej zbyt duże znaczenie, by mogła go wyrzucić. Za dużo wspomnień. Miała go od gimnazjum. Dostała go od brata i, jak wszystko, co się z nim wiązało, po jego śmierci, był dla niej relikwią.
- Mam do niego zbyt duży sentyment. - Ćma wpakowała piórnik do torby. - Nie chcę żadnego innego.
Razem z Kevinem wyszli z klasy rozmawiając na temat sprawdzianu. Chwilę później pożegnali się, by zdążyć na swoje zajęcia.

- Jak tam ten straszny teeeeest? - spytała Kitty widząc zbliżającą się Megan.
- Nie najgorzej. - dziewczyna uśmiechnęła się. - A jak tam u was dodatkowa gegra?
- Spoko. Tak w zasadzie siedzieliśmy w bibliotece, bo nie było wykładowcy. Zachorował czy coś. - odpowiedziała Shadow. Chwilę potem przewróciła oczami. Ćma patrzyła na nią pytającym wzrokiem.
- Peter tam był. - wytłumaczyła Liz. Wraz z Megan parsknęły śmiechem. - Tym razem serio przegiął, musiałam go odciągać... Zaczął się przysuwać do Shay i w ogóle... Przeraziło mnie to... A tak poza tym... - Kitty znów zachichotała. - KATE DAŁA MU W TWARZ!
Tym razem cała trójka wybuchnęła śmiechem.
- To było dobre. - dokończyła Liz.
- Czemu mnie przy tym nie było... - Megan była zawiedziona.
- Nic nie straciłaś, mówię ci. - wypaliła Shadow i wzruszyła ramionami.
- Jestem innego zdania. To było bezbłędne! - Kitty spiorunowała ją wzrokiem.
- Opowiadajcie!
- No więc... Yyyy... Chodziłam sobie po bibliotece, szukałam jakiejś fajnej książki, a on ma tam jakieś praktyki i zaczął za mną łazić. Starałam się go zgubić, nasza biblioteka jest spora. Ale on mnie zawsze doganiał. W końcu pozwoliłam mu spytać czego potrzebuję. A on mi polecił... Zmierzch! Zaczęłam się śmiać, a on wypalił, że to jego ulubiona powieść i nie ma prawa się z tego nabijać. Powiedział to takim tonem, jak nigdy wcześniej. W końcu zaczęliśmy się kłócić. Tak mnie wkurzył, że mu walnęłam. I koniec. Kitty widziała to kątem oka, bo AKURAT PRZECHODZIŁA.
- Wybacz. - Kitty wyszczerzyła się. - Musiałam trzymać rękę na pulsie.
- To mogłaś go w porę odciągnąć, a nie patrzeć jak wybiega z biblioteki z płaczem. - odparowała Shadow.
Megan zaczęła dusić się ze śmiechu.
- Przynajmniej nie dostaniesz więcej walentynki. - wypaliła nie mogąc się powstrzymać.
- Jeden plus. - Kate uśmiechnęła się smutno. - A tak przy okazji Moth... Znalazłam coś w necie przypadkiem...
Shadow wyciągnęła wydrukowane strony i podała je Megan. Tytuł był dwuznaczny, jednak zdjęcia poniżej mówiły swoje...

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

19.

Doprowadzenie się do stanu używalności zabrało Megan około dwudziestu minut. Była z siebie dumna, że poranna toaleta, w przeciwieństwie do wielu jej znajomych, zajmowała jej mniej niż godzinę. Zbiegła po schodach i wyciągnęła z lodówki śniadanie. Za kilka minut zbiegły do niej Kitty i Shadow.
- Jak się spało? - zagadnęła szatynka.
- Wyśpię się w trumnie. - wypaliła Megan ziewając. - Powtarzałam sobie materiał.
- Szkoła, szkoła, szkołaaaa. Dałabyś sobie więcej luzu. Kiedyś byłaś trochę bardziej z nami niż z nauką, co się z tobą stało? - spytała Kate sącząc swoją herbatę.
- Wybaczcie. Po prostu chcę mieć dobre stopnie na zakończenie szkoły... Same rozumiecie... Inaczej nigdzie mnie nie przyjmą.
- Ty i twoje aspiracje. - Kitty przewróciła oczami. Jednak za chwilę ciepło się uśmiechnęła. - Ale spoko, i tak cię kochamy.
- Dzięki... Dobra, czas się zbierać na autobus. - Ćma szybko wypłukała swój talerz, z którego do zlewu zleciały resztki sałatki. Pobiegła do pokoju i wyrzuciła zawartość torby na łóżko. Kiedy wypadła z niej koszulka Echelonu Megan uśmiechnęła się do siebie. Poskładała ją i włożyła na dno szafy. Kilka rzeczy walające się po kanapie wrzuciła do szuflady w biurku, a w zamian za nie torbę wypełniła książkami, zeszytami i rozwalającym się piórnikiem. Szybko znów zbiegła ze strychu na parter, wsunęła trampki i wszystkie trzy wyszły z domu.
- Dałyśmy ci spokojnie zjeść śniadanie, teraz czas na zwierzenia. Opowiadaj.
- Yyy... Co mam opowiadać? - Megan próbowała zbić przyjaciółki z tropu. Wiedziała, że jej się nie uda.
- Przestań. No już. Gadaj, co się wczoraj działo.
- A więc... Na początku widziałyście co się działo. Jared przylazł, mimo tego, że prosiłam go, by tego nie robił...
- Dobra, to co było w restauracji to wiemy. Kawa z chilli i wrzask na całą kawiarnię. Co robiliście jak wyszliście?
- Yyy... Zaszliśmy do pani Brown po kasę i dałam jej nowe projekty, jak było w planie. Poszliśmy na spacer.
Przez całą drogę na przystanek Megan, jak obiecała, opowiedziała Kitty i Shadow o wszystkim co działo się wczoraj. Pominęła akcję z Martinem. Bała się swojej własnej reakcji na zbyt częste wspomnienie o zmarłym bracie. Z detalami opowiedziała im o ciekawej pracy w studiu, która ją zafascynowała i o zainteresowaniu zespołu ich twórczością. Dziewczyny ucieszyły się z powodu "nowej klienteli". Następnie powiedziała im o zmartwieniach Johna dotyczących Marsów i ich wariactwach. Dusząc śmiech udało jej się opowiedzieć o berku na trawniku i zabawie w wyścig konny. Przyjaciółki opuściły autobus z nieustającym chichotem.
- Rzeczywiście wariaci. - powiedziała Kitty powstrzymując śmiech.
Megan uśmiechnęła się.
- Fakt. Zaczynam się ich bać. - Ćma spojrzała na szkołę, do której maszerowały. Wielki napis UNIVERSITY górował nad tłumem uczniów. Wśród nich dziewczyna zauważyła wysokiego, chudego chłopaka, który szeroko uśmiechał się w ich stronę. - Oho, Shay, twój znajomy.
Kate popatrzyła się w stronę, którą pokazała jej Megan. Chudzielec wyszczerzył się jeszcze bardziej, a jego niebieskie oczy zalśniły. Kitty i Ćma starały się powstrzymać chichot, gdy chłopak zaczął poprawiać sobie nażelowane blond włosy. Kate opuściła głowę, ale szła dalej wraz z przyjaciółkami.
- Catharino! Witaj, wyglądasz dziś pięknie. To dla ciebie! - chłopak wcisnął jej w rękę różę i uśmiechnął się tak szeroko, jak mógł.
- Odczep się wreszcie, Peter. - mruknęła Shadow idąc dalej.
- Zadzwoń!! - wrzasnął za nią. - Wiem, że jeszcze będziemy razem!!
- Kiedy on wreszcie przestanie? - Shadow straciła resztki dobrego humoru.
- Daj spokój. To jest zabawne. - Ćma zachichotała.
- On cię taaaak koooochaaaa. - Kitty udała zauroczoną i posłała reszcie spojrzenie pełne udawanej miłości.
- Przestańcie. - warknęła Kate, ciut zdenerwowana. - To przestało być zabawne w tamtym miesiącu. Teraz jest coraz gorzej.
Dziewczyny podeszły do swoich szafek. Udało im się załatwić, że miały je obok siebie. Megan i Kitty bez trudu otworzyły swoje, wyciągnęły z toreb potrzebne książki i odwróciły się do Kate.
- Nie mów, że znowu... - Megan zaczęła chichotać. Chwilę później dołączyła się do niej Kitty.
Shadow spuściła głowę i zamaszyście otworzyła szafkę. Wyfrunęło z niej kilkadziesiąt kartek w kolorach różu i czerwieni z setką serduszek.
- To się nazywa facet, który obchodzi walentynki codziennie. - Liz i Megan trzęsły się ze śmiechu. Shadow spiorunowała je wzrokiem i zaczęła zbierać kartki z podłogi. Różę włożyła do przygotowanego już wazonu. Zawsze szkoda jej było kwiatów.
- Cześć! - znajomy głos uspokoił trochę Kitty i Ćmę. Obróciły się.
Obok nich stała dziewczyna i uśmiechała się. Oprócz mundurka miała na sobie kabaretki, a do jej szkolnej bluzki doczepione były badziki z zespołami takimi jak My Chemical Romance i Green Day. Jej spódnica z czarną halką mieściła się w kryteriach szkolnych, jednak miała blisko do minimum. Miała oczy podkreślone czarną kredką, a na jasnobrązowych włosach można było dostrzec rude pasemka. Nazywała się Sarah Brown, była córką szefa przyjaciółek. Była od nich trzy lata młodsza, jednak jak na swój wiek była bardzo oczytana.
- Siemasz Sarah. Co tam? - Megan uśmiechnęła się do znajomej.
- A nic nowego. Widziałam wasze nowe arty. Są świetne. Mama mówiła, że przyszłaś do niej z jakimś Johnem... To twój chłopak...? - zwróciła się do Ćmy. Ta lekko się zarumieniła.
- Znajomy... - mruknęła.
- ...Aha. Mówiła, że bardzo podobny jest do "tego z plakatu"... - Sarah pokazała palcami cytat wymawiając ostatnie słowa. - Chodziło jej o Jareda Leto... Ale skoro o nim mowa... Żałuj, że nie byłaś na koncercie. Było bezbłędnie. Mi i Grace udało się wcisnąć na scenę... I zobacz... - dziewczyna wyciągnęła z torby mały przedmiot, który okazał się kostką do gitary. - Podwędziłam Tomowi. Dosłownie, zabrałam mu z ręki. A on się zaczął śmiać i podpisał mi koszulkę. To było dobre.
- Tak w zasadzie to byłam, Sarah... - Megan wyszczerzyła się. Pokazała palcem na Shadow i Kitty. - Te dwie mnie urządziły tak, że nie miałam wyjścia.
- O, serio? Czemu mi nic nie powiedziałaś? Byśmy poszły razem. Pod sceną było super.
- Ja byłam trochę dalej. Ale bawiłam się świetnie. I się zastanawiałam czy to nie ty jesteś na scenie.
- O, tak. To było super. Teraz niech jeszcze Gerard geeee.... Way z tymi pijaczynami przyjedzie do naszej wsi zwanej Londynem. Wiesz, Anglia przy Ameryce to dziura.
- Fakt. Ale niech lepiej przyjadą Linkin Park. To by było wydarzenie roku. - Kitty wcisnęła się w rozmowę.
- Poszłabym i na to i na to. Muzy jest sporo, tylko trzeba dobrze wybierać. - Ćma uśmiechnęła się.
- Racja. Dobra, ja uciekam, pani Kendra tu idzie. Ona jest upośledzona na punkcie mojego stylu. Do zobaczenia! - Sarah pomachała dziewczynom i pobiegła w głąb korytarza.
- Pomóc ci? - zaoferowała Kitty. Shadow w dalszym ciągu porządkowała skrawki czerwono-różowego papieru.
- Nie dzięki, już skończyłam. - Kate oddaliła się do najbliższego śmietnika i wrzuciła tam stertę makulatury. Potem wróciła do reszty. W tej chwili zadzwonił dzwonek.
- Oho, czas na nas. Dobra, idę na ten sprawdzian. Do zobaczenia na historii za godzinę! - Megan pomachała przyjaciółkom, które odeszły w drugą stronę do działu humanistycznego. Sama udała się do sali chemicznej i usiadła na swoim miejscu.

sobota, 3 kwietnia 2010

18.

- Obudź się czubku. - Shannon potrząsał bratem. - Jak cię John zobaczy w takim stanie to nas zamorduje!
Młodszy Leto w końcu dochodził do siebie.
- Co się... stało...? - spytał mrużąc oczy.
- Ty nam powiedz. - Shannon patrzył na brata. Jared jeszcze nigdy nie widział go tak poważnego.
Wokalista dźwignął się, by usiąść.
- Byliśmy tutaj? - spytał. Nie pamiętał co się działo.
- Nie. Przyjechaliśmy taksówką pod hotel. Z tobą na kolanach to musiało dziwnie wyglądać. - odpowiedział Tomo.
- A skąd jechaliśmy?
- Z klubu! Człowieku, ty na serio niczego nie pamiętasz?! - Shann powoli się denerwował.
Jared zmarszczył czoło. Jasne. Dziewczyna z jego starą fryzurą... jak ona się nazywała?, klub, za głośna muzyka, smród, duchota.
- O shit... - zaklął. - Co się ze mną stało?
- No wiesz... Sami do końca nie wiemy... byliśmy trochę... eee... zajęci. - wypalił perkusista.
- To jeszcze pamiętam. Coś jeszcze?
- Scarlett próbowała cię dobudzić tam, ale nie dała rady... No więc mnie oderwała, zebraliśmy się do kupy i wzięliśmy cię stamtąd. Spałeś jak dziecko.
- Aha. I dowieźliście mnie tutaj tak?
- Wolimy, żebyś kontaktował, kiedy John się na nas wydrze.
- A wydrze?
- Oby nie... - odpowiedział Tomo. - Ale chodźmy już. Nie marnujmy czasu.
Shann pomógł Jaredowi wstać z ławki i podeszli do drzwi hotelu. Za chwilę recepcjonistka otworzyła zamek i wpuściła zespół do środka. Mruknęli jej coś w stylu "dziękujemy, dobranoc" i weszli do windy.
- A ty z czego się cieszysz? - spytał wokalista swojego brata, kiedy ten odzyskał humor.
- Bo mam nareszcie dowód, że zależy ci na Ćmie. Ty nigdy nie odpuszczasz takich okazji.
Jared wzruszył ramionami i nic nie powiedział. Spojrzał w lustrzaną ścianę windy. Wyglądał masakrycznie. Spróbował jakoś doprowadzić się do porządku. John zauważy co się działo naprawdę, jeśli go zobaczy w takim stanie. Zwykle wygląda tak po długiej nocy. Wśród głupich spojrzeń pozostałych doprowadził się do lepszego porządku. W miarę - ocenił efekt końcowy. Chwilę potem winda się zatrzymała.

- Gdzie żeście byli?! - krzyknął John. Marsy spojrzeli po sobie. - Nie mogliście choćby napisać wiadomość, że wrócicie późno.
- Wybacz zapomnieliśmy. - mruknął Tomo. - Błagam, John, nie jesteśmy dziećmi, daj nam spokój.
Gitarzysta zazwyczaj był tym bardziej normalnym i zwykle nie dostawał ochrzanu od managera. Bracia Leto byli już przyzwyczajeni i czekali na koniec kazania.
- Dasz nam się przespać? - zaryzykował Jared nie podnosząc głowy.
- Ty już spałeś. - szepnął mu brat. john był zajęty swoim krzykiem, nie dosłyszał odpowiedzi Shannona.
- Ehhh wy się nigdy nie zmienicie. Dobra, zmiatajcie, jutro idziecie do studia i bez wymówek: wyspani czy nie, potrzebujemy tego singla.
- Jasne. - mruknęła cała trójka i powędrowała do swoich pokoi.
Jared rzucił się na łóżko i niemal natychmiast zassnął.

17.

Megan cicho otworzyła drzwi mieszkania i zdjęła buty. Zakradła się do przyjaciółek, które były zajęte oglądaniem punktu kulminacyjnego filmu.
- Aaaaaaargh! Jeździec bez głowy was zjeee! - krzyknęła rzucając się na kanapę. - Kocham Ichaboda.
Cała trójka zaczęła chichotać. Megan leżąca nogami na wezgłowiu spojrzała w ekran. Johnny Depp i Christina Ricci wpatrywali się przerażeni jak facet na koniu "krwiście całuje" blondwłosą kobietę, a potem znika z nią w korzeniach drzewa.
- Oh, jakie to romantyczne. Wzruszyłam się. - Kitty udała, że ociera łzę z policzka.
- Myślałam, że dziś oglądacie innego typu romansidła. Nie te Burtońskie.
- Oh tak, stęskniłam się za moim ukochanym. Edward, gdzie jesteś, mój ty wampirku! - Shadow wśród DVD na stole zaczęła szukać "Zmierzchu".
Kiedy znalazła płytę zaczęła głaskać postać Roberta Pattinsona. Za chwilę jednak, przez wybuch śmiechu DVD wypadło jej z rąk i wylądowało na podłodze. Dziewczyny nie zważając na to śmiały się dalej.
- Mrrrr... On tu przyjdzie i cię pokąsa! Uważaj. - Kitty ledwo trzymała się na kanapie ze śmiechu.
- Idę się zabarykadować na strychu z Ćmą. Przyjmiesz mnie nie? - Shadow spojrzała na przyjaciółkę z udawaną błagalnością.
- Nie! Bo on cię wyniucha i wszamie mnie też! Radź sobie sama. - Megan wystawiła język.
- Buuuuu. Popłaczę się.
- Nie płacz! Możemy się schować pod moim łóżkiem! - zaoferowała Kitty. - Założymy poduszkami i nas nie wyniucha, mówię ci.
- Dobra dooooość. - Ćma ledwo dyszała. Cała jeszcze drżała ze śmiechu. - Muszę się koniecznie wyspać.
- O nie. Najpierw proszę o sprawozdanie. - Liz wyszczerzyła się.
- Za dużo by opowiadać. - Megan zsunęła się z kanapy na podłogę. - W skrócie były niezłe jaja.
- Nie lubię skrótów. - burknęła Shadow. - Szczegóły proszę.
- Wolę je zostawić dla siebie. - Ćma pokazała język. - Pozwólcie, że ta rozmowa zaczeka do rana. Chcę iść spać.
Dziewczyna ziewnęła.
- W autobusie i tak nie umiem drzemać, więc będziemy miały koło pół godziny na wszystko. Zgoda?
- A mamy inne wyjście? - zapytała z nadzieją Kitty.
- Biorąc pod uwagę okoliczności... Moją potrzebę snu i umęczenie z dziś... Nie macie. - Ćma wyszczerzyła się. Przytuliła się do przyjaciółek. - Dobranoc. Śpijcie dobrze.
- Do jutra. - odrzekły niemal równocześnie.
Ćma zniknęła za ścianą. Słychać było szybkie skakanie po schodach, ściąganie drabiny i trzask sufitowej klapy. Za chwilę grał tylko telewizor, na którym Ichabod Crane wraz z Kristiną maszerowali przez ulicę XVIIIsto wiecznego Nowego Yorku.

***

Jared, Shannon i Tomo dyskutowali na temat dzisiejszego dnia. Wszyscy byli zgodni: Ćma idealnie wpasowała się do ich drużyny. Miała takie same poczucie humoru jak zespół i umiała ryzykować. Była jedynie trochę bardziej przyhamowana, umiała powiedzieć dość, co rzadko zdarzało się wśród Marsów. Kiedy oni coś zaczną, konsekwencje nie grają roli, bawią się do końca. Często te "konsekwencje" są ogromne i dlatego właśnie John zawsze ma z nimi problemy. Dla nich każdy mandat to tylko parę groszy i zabawę zacząć można od początku.
- To kiedy wreszcie coś z tym zrobisz? - Shann skierował pytanie do brata.
- Co zrobię? I z czym? - odpowiedział pytaniem Jared.
- To nie oczywiste? - wtrącił się Tomo.
- Yyy... Nie dla mnie. - wokalista patrzył na przyjaciół z politowaniem.
- Jasny gwint, wszyscy już się kapnęli a ty dalej nic! - perkusista przewrócił oczami.
- O matko. A ty znowu. Odczepicie się? - mruknął młodszy Leto.
- Nie, nie odczepimy. No weź, chociaż spróbuj. - Tomo poklepał przyjaciela po plecach.
- Dajcie mi święty spokój. To nie jest dobry pomysł! - Jared zaczął tracić cierpliwość.
- No pewnie, że nie dobry. On jest perfekcyjny! Przestań udawać przed samym sobą. Podoba ci się.
- To o niczym nie świadczy!
- Wręcz przeciwnie. Co ci szkodzi spróbować?
- Dużo. - wokalista stracić ochotę na rozmowę. - Moje sprawy zostawcie mnie, okay?
- Ona na ciebie leci... dosłownie. - Shannon spojrzał się na Tomo. Obaj zaczęli się śmiać.
Jared zakrył ręką twarz i odszedł dalej. Za jego plecami pozostała dwójka cheptała coś między sobą chichocząc.
- Yyyy... Dobry wieczór. - odezwał się głos z boku. Wokalista przystanął i rozejrzał się. Obok niego stały dwie dziewczyny, które skądś kojarzył.
- Cześć. - wypalił. Spojrzał do tyłu, gdzie Shannon i Tomo szli pod rękę w jego stronę. "Im szkodzi choćby mililitr alkoholu" pomyślał.
- Ty... jesteś Jared Leto prawda? Jesteśmy twoimi wielkimi fankami. - wypaliła jedna z dziewczyn. Miała krótkie, farbowane, czarne włosy. W ciemności wokalista dostrzegł czerwone końcówki.
- Taaaak. Da się zauważyć. - zastanawiał się do czego ta rozmowa ma doprowadzić. Tymczasem pozostała dwójka stanęła za nim przysłuchując się rozmowie.
Koleżanka "Jaredopodobnej" uśmiechnęła się do nich.
- Dalibyście się gdzieś zaprosić? Jest taka piękna noc... - wypaliła.
- Yyy... czy my się znamy? - Shannon wyglądał jakby wybudził się ze snu zimowego.
- Scarlett. - przedstawiła się podobizna Jareda. - A to Kaya.
- Miło nam. - odpowiedział Tomo. - My jesteśmy...
- Shannon Leto i Tomo Milicevic. Wiemy. - Kaya patrzyła na basistę radośnie. - Właśnie mówiłyśmy Jaredowi...
- Ale my naprawdę musimy iść. - przerwał jej wokalista. - Mamy jutro sporo roboty.
Było to dalekie od prawdy, ale młodszy Leto chciał jak najszybciej spławić dziewczyny.
- Daj spokój, junior. Chodźmy się gdzieś zabawić. Jeszcze nie jest tak późno. Znacie jakieś fajne miejsce?
- Bar za rogiem. Bardzo lubimy do niego chodzić. Fajna muza i spoko ludzie... Co wy na to? - Scarlett czuła się nadzwyczaj pewnie. Jakby wszystkich bardzo dobrze znała.
- Mnie to pasuje. - Shannon pokiwał głową. - Chodźmy.
Poszli. Dziewczyny cały czas szczebiotały wokół Marsów. Jared próbował jak mógł się ulotnić, jednak jego podobizna cały czas go o coś pytała i nie pozwoliła choćby zwolnić kroku.
- Kim jest ta dziewczyna, która była z wami w knajpie? - spytała Kaya.
- Wiedziełem, że skądś was kojarzę. - mruknął Jared. Dopiero teraz przypomniał sobie, że widział je siedzące przy stoliku. Jednak wtedy Scarlett miała nałożony kaptur.
- A! To nasza... - zaczął Shannon.
- ...znajoma. - dokończył za niego brat. Nie chciał, by perkusista za dużo powiedział.
Shannimal spojrzał na niego. Jared posłał mu pełne krytyki spojrzenie. Nie chciał im wszystkiego wyznawać. "Megan, by się teraz przydała. Żeby pozbyć się tych lasek." pomyślał.
- Aha. Długo się znacie? - nie dawała za wygraną Scarlett.
- OD jakiegoś czasu. Czemu pytasz? - Jared próbował ją trochę zawstydzić, by się opamiętała.
- A tak sobie. - wzruszyła ramionami. - Wczorajszy koncert był niebywały...
Dziewczyna znów zaczęła szczebiotać. Doszli do klubu, z którego wydobywała się głośna muzyka taneczna.
Cała piątka weszła tam i usiadła przy jednym ze stolików przy ścianie. Była tam rozległa kanapa mieszcząca około dziesięć osób.
- To Christie. - Scarlett przedstawiła kelnerkę, która właśnie do nich podeszła.
Była ubrana w skąpą spódnicę i obcisłą koszulkę. - Poprosimy litr. Na mój koszt.
Kelnerka uśmiechnęła się ciepło do wszystkich i odeszła.
Jared wbił się w róg kanapy i patrzył na całe to zamieszanie. Od równego, głośnego bitu zaczęła go boleć głowa. Na parkiecie kilkanaście osób tańczyło. Przy barze można było zauważyć obmacowującą się parę. Wokalista przewrócił oczami. Spojrzał na Toma. Kaya cały czas szeptała mu coś do ucha. Jej ręka spoczywała na jego kolanie, ale gitarzysta nic sobie z tego nie robił.
- Zaczyna się. - mruknął. Nie miał dziś na nic w tym stylu ochoty.
Wróciła kelnerka. Położyła tacę ze szklaneczkami na stole i nalała wódki. Podniosła jedną kierując ją do Shannona.
- Dla takiego przystojniaka jak ty, należy się pierwsza porcja. - powiedziała zalotnie.
Jared nie zobaczył dalszego przebiegu wydarzeń, bo cały widok zasłoniła mu głowa Scarlett. "Matko, można mieć aż tyle pryszczy?!?!?!?!?!" wrzasnął w myślach patrząc na pokrytą grubą warstwą makijażu twarz. Mimo pudru, podkładu i korektora można było dostrzec pokaźną ilość pryszczy. "Więcej tapety nie dało rady?!" Jared opuścił wzrok. Nienawidził, kiedy jakakolwiek dziewczyna miała tyle makijażu, że można by było zbierać go łopatą. Sam się na tym dość dobrze znał.
Scarlett odsunęła się od niego. Po chwili podsunęła mu pod nos kieliszek wódki. Mruknął "dzięki" i z grzeczności opróżnił kieliszek. Postawił go na stole. W między czasie zobaczył swojego brata robiącego malinkę kelnerce. Tomo gdzieś zniknął.
Nagle jakaś ręka szarpnęła go do tyłu i Scarlett usiadła mu na kolana.
"O matko. Ona śmierdzi gorzej niż moje skarpetki z zeszłego tygodnia. Chyba zaraz zwrócę tego batona..." Jared ledwo mógł oddychać. Wyczuł w Scarlett zapach papierosów, alkoholu i jakiś odrażający smród, którego nie potrafił zdefiniować. Podobnie jak w przypadku makijażu, dziewczyna nieudolnie próbowała to ukryć pod nader słodkimi perfumami.
Wokalista odkaszlnął. Dziewczyna zaczęła bawić się jego włosami.
- Ja nie... - zaczął, ale Scarlett położyła mu palec na ustach. Poczuł się słabo. Źrenice wpadły mu pod powieki i runął na kanapę. Nareszcie ogarnął go spokój.