UWAGA

Przez długi czas ten blog był zablokowany. Odblokowałam, przez prośbę osoby na Marsowych Historiach, która trafiła do mnie przez Marion. Nie zamierzam go kończyć. Pisałam go wieki temu, a moja faza na Marsów zmniejszyła się do zera. Jeśli ktoś miałby spekulacje lub chciałby go skończyć to zgłoście się do mnie w komentarzach lub do @LisaTheHatter na twitterze. Pozdrawiam.

Jeśli ktoś ciekaw mojego drugiego marsowego opka zapraszam: www.artemis-apocraphex.blogspot.com

sobota, 3 kwietnia 2010

17.

Megan cicho otworzyła drzwi mieszkania i zdjęła buty. Zakradła się do przyjaciółek, które były zajęte oglądaniem punktu kulminacyjnego filmu.
- Aaaaaaargh! Jeździec bez głowy was zjeee! - krzyknęła rzucając się na kanapę. - Kocham Ichaboda.
Cała trójka zaczęła chichotać. Megan leżąca nogami na wezgłowiu spojrzała w ekran. Johnny Depp i Christina Ricci wpatrywali się przerażeni jak facet na koniu "krwiście całuje" blondwłosą kobietę, a potem znika z nią w korzeniach drzewa.
- Oh, jakie to romantyczne. Wzruszyłam się. - Kitty udała, że ociera łzę z policzka.
- Myślałam, że dziś oglądacie innego typu romansidła. Nie te Burtońskie.
- Oh tak, stęskniłam się za moim ukochanym. Edward, gdzie jesteś, mój ty wampirku! - Shadow wśród DVD na stole zaczęła szukać "Zmierzchu".
Kiedy znalazła płytę zaczęła głaskać postać Roberta Pattinsona. Za chwilę jednak, przez wybuch śmiechu DVD wypadło jej z rąk i wylądowało na podłodze. Dziewczyny nie zważając na to śmiały się dalej.
- Mrrrr... On tu przyjdzie i cię pokąsa! Uważaj. - Kitty ledwo trzymała się na kanapie ze śmiechu.
- Idę się zabarykadować na strychu z Ćmą. Przyjmiesz mnie nie? - Shadow spojrzała na przyjaciółkę z udawaną błagalnością.
- Nie! Bo on cię wyniucha i wszamie mnie też! Radź sobie sama. - Megan wystawiła język.
- Buuuuu. Popłaczę się.
- Nie płacz! Możemy się schować pod moim łóżkiem! - zaoferowała Kitty. - Założymy poduszkami i nas nie wyniucha, mówię ci.
- Dobra dooooość. - Ćma ledwo dyszała. Cała jeszcze drżała ze śmiechu. - Muszę się koniecznie wyspać.
- O nie. Najpierw proszę o sprawozdanie. - Liz wyszczerzyła się.
- Za dużo by opowiadać. - Megan zsunęła się z kanapy na podłogę. - W skrócie były niezłe jaja.
- Nie lubię skrótów. - burknęła Shadow. - Szczegóły proszę.
- Wolę je zostawić dla siebie. - Ćma pokazała język. - Pozwólcie, że ta rozmowa zaczeka do rana. Chcę iść spać.
Dziewczyna ziewnęła.
- W autobusie i tak nie umiem drzemać, więc będziemy miały koło pół godziny na wszystko. Zgoda?
- A mamy inne wyjście? - zapytała z nadzieją Kitty.
- Biorąc pod uwagę okoliczności... Moją potrzebę snu i umęczenie z dziś... Nie macie. - Ćma wyszczerzyła się. Przytuliła się do przyjaciółek. - Dobranoc. Śpijcie dobrze.
- Do jutra. - odrzekły niemal równocześnie.
Ćma zniknęła za ścianą. Słychać było szybkie skakanie po schodach, ściąganie drabiny i trzask sufitowej klapy. Za chwilę grał tylko telewizor, na którym Ichabod Crane wraz z Kristiną maszerowali przez ulicę XVIIIsto wiecznego Nowego Yorku.

***

Jared, Shannon i Tomo dyskutowali na temat dzisiejszego dnia. Wszyscy byli zgodni: Ćma idealnie wpasowała się do ich drużyny. Miała takie same poczucie humoru jak zespół i umiała ryzykować. Była jedynie trochę bardziej przyhamowana, umiała powiedzieć dość, co rzadko zdarzało się wśród Marsów. Kiedy oni coś zaczną, konsekwencje nie grają roli, bawią się do końca. Często te "konsekwencje" są ogromne i dlatego właśnie John zawsze ma z nimi problemy. Dla nich każdy mandat to tylko parę groszy i zabawę zacząć można od początku.
- To kiedy wreszcie coś z tym zrobisz? - Shann skierował pytanie do brata.
- Co zrobię? I z czym? - odpowiedział pytaniem Jared.
- To nie oczywiste? - wtrącił się Tomo.
- Yyy... Nie dla mnie. - wokalista patrzył na przyjaciół z politowaniem.
- Jasny gwint, wszyscy już się kapnęli a ty dalej nic! - perkusista przewrócił oczami.
- O matko. A ty znowu. Odczepicie się? - mruknął młodszy Leto.
- Nie, nie odczepimy. No weź, chociaż spróbuj. - Tomo poklepał przyjaciela po plecach.
- Dajcie mi święty spokój. To nie jest dobry pomysł! - Jared zaczął tracić cierpliwość.
- No pewnie, że nie dobry. On jest perfekcyjny! Przestań udawać przed samym sobą. Podoba ci się.
- To o niczym nie świadczy!
- Wręcz przeciwnie. Co ci szkodzi spróbować?
- Dużo. - wokalista stracić ochotę na rozmowę. - Moje sprawy zostawcie mnie, okay?
- Ona na ciebie leci... dosłownie. - Shannon spojrzał się na Tomo. Obaj zaczęli się śmiać.
Jared zakrył ręką twarz i odszedł dalej. Za jego plecami pozostała dwójka cheptała coś między sobą chichocząc.
- Yyyy... Dobry wieczór. - odezwał się głos z boku. Wokalista przystanął i rozejrzał się. Obok niego stały dwie dziewczyny, które skądś kojarzył.
- Cześć. - wypalił. Spojrzał do tyłu, gdzie Shannon i Tomo szli pod rękę w jego stronę. "Im szkodzi choćby mililitr alkoholu" pomyślał.
- Ty... jesteś Jared Leto prawda? Jesteśmy twoimi wielkimi fankami. - wypaliła jedna z dziewczyn. Miała krótkie, farbowane, czarne włosy. W ciemności wokalista dostrzegł czerwone końcówki.
- Taaaak. Da się zauważyć. - zastanawiał się do czego ta rozmowa ma doprowadzić. Tymczasem pozostała dwójka stanęła za nim przysłuchując się rozmowie.
Koleżanka "Jaredopodobnej" uśmiechnęła się do nich.
- Dalibyście się gdzieś zaprosić? Jest taka piękna noc... - wypaliła.
- Yyy... czy my się znamy? - Shannon wyglądał jakby wybudził się ze snu zimowego.
- Scarlett. - przedstawiła się podobizna Jareda. - A to Kaya.
- Miło nam. - odpowiedział Tomo. - My jesteśmy...
- Shannon Leto i Tomo Milicevic. Wiemy. - Kaya patrzyła na basistę radośnie. - Właśnie mówiłyśmy Jaredowi...
- Ale my naprawdę musimy iść. - przerwał jej wokalista. - Mamy jutro sporo roboty.
Było to dalekie od prawdy, ale młodszy Leto chciał jak najszybciej spławić dziewczyny.
- Daj spokój, junior. Chodźmy się gdzieś zabawić. Jeszcze nie jest tak późno. Znacie jakieś fajne miejsce?
- Bar za rogiem. Bardzo lubimy do niego chodzić. Fajna muza i spoko ludzie... Co wy na to? - Scarlett czuła się nadzwyczaj pewnie. Jakby wszystkich bardzo dobrze znała.
- Mnie to pasuje. - Shannon pokiwał głową. - Chodźmy.
Poszli. Dziewczyny cały czas szczebiotały wokół Marsów. Jared próbował jak mógł się ulotnić, jednak jego podobizna cały czas go o coś pytała i nie pozwoliła choćby zwolnić kroku.
- Kim jest ta dziewczyna, która była z wami w knajpie? - spytała Kaya.
- Wiedziełem, że skądś was kojarzę. - mruknął Jared. Dopiero teraz przypomniał sobie, że widział je siedzące przy stoliku. Jednak wtedy Scarlett miała nałożony kaptur.
- A! To nasza... - zaczął Shannon.
- ...znajoma. - dokończył za niego brat. Nie chciał, by perkusista za dużo powiedział.
Shannimal spojrzał na niego. Jared posłał mu pełne krytyki spojrzenie. Nie chciał im wszystkiego wyznawać. "Megan, by się teraz przydała. Żeby pozbyć się tych lasek." pomyślał.
- Aha. Długo się znacie? - nie dawała za wygraną Scarlett.
- OD jakiegoś czasu. Czemu pytasz? - Jared próbował ją trochę zawstydzić, by się opamiętała.
- A tak sobie. - wzruszyła ramionami. - Wczorajszy koncert był niebywały...
Dziewczyna znów zaczęła szczebiotać. Doszli do klubu, z którego wydobywała się głośna muzyka taneczna.
Cała piątka weszła tam i usiadła przy jednym ze stolików przy ścianie. Była tam rozległa kanapa mieszcząca około dziesięć osób.
- To Christie. - Scarlett przedstawiła kelnerkę, która właśnie do nich podeszła.
Była ubrana w skąpą spódnicę i obcisłą koszulkę. - Poprosimy litr. Na mój koszt.
Kelnerka uśmiechnęła się ciepło do wszystkich i odeszła.
Jared wbił się w róg kanapy i patrzył na całe to zamieszanie. Od równego, głośnego bitu zaczęła go boleć głowa. Na parkiecie kilkanaście osób tańczyło. Przy barze można było zauważyć obmacowującą się parę. Wokalista przewrócił oczami. Spojrzał na Toma. Kaya cały czas szeptała mu coś do ucha. Jej ręka spoczywała na jego kolanie, ale gitarzysta nic sobie z tego nie robił.
- Zaczyna się. - mruknął. Nie miał dziś na nic w tym stylu ochoty.
Wróciła kelnerka. Położyła tacę ze szklaneczkami na stole i nalała wódki. Podniosła jedną kierując ją do Shannona.
- Dla takiego przystojniaka jak ty, należy się pierwsza porcja. - powiedziała zalotnie.
Jared nie zobaczył dalszego przebiegu wydarzeń, bo cały widok zasłoniła mu głowa Scarlett. "Matko, można mieć aż tyle pryszczy?!?!?!?!?!" wrzasnął w myślach patrząc na pokrytą grubą warstwą makijażu twarz. Mimo pudru, podkładu i korektora można było dostrzec pokaźną ilość pryszczy. "Więcej tapety nie dało rady?!" Jared opuścił wzrok. Nienawidził, kiedy jakakolwiek dziewczyna miała tyle makijażu, że można by było zbierać go łopatą. Sam się na tym dość dobrze znał.
Scarlett odsunęła się od niego. Po chwili podsunęła mu pod nos kieliszek wódki. Mruknął "dzięki" i z grzeczności opróżnił kieliszek. Postawił go na stole. W między czasie zobaczył swojego brata robiącego malinkę kelnerce. Tomo gdzieś zniknął.
Nagle jakaś ręka szarpnęła go do tyłu i Scarlett usiadła mu na kolana.
"O matko. Ona śmierdzi gorzej niż moje skarpetki z zeszłego tygodnia. Chyba zaraz zwrócę tego batona..." Jared ledwo mógł oddychać. Wyczuł w Scarlett zapach papierosów, alkoholu i jakiś odrażający smród, którego nie potrafił zdefiniować. Podobnie jak w przypadku makijażu, dziewczyna nieudolnie próbowała to ukryć pod nader słodkimi perfumami.
Wokalista odkaszlnął. Dziewczyna zaczęła bawić się jego włosami.
- Ja nie... - zaczął, ale Scarlett położyła mu palec na ustach. Poczuł się słabo. Źrenice wpadły mu pod powieki i runął na kanapę. Nareszcie ogarnął go spokój.

1 komentarz:

  1. w cholere moj koment sie nie zapisal. :( fuj ale lachony XD macalam edzia heheheheheheeh XD
    nie no polew :D

    OdpowiedzUsuń