UWAGA

Przez długi czas ten blog był zablokowany. Odblokowałam, przez prośbę osoby na Marsowych Historiach, która trafiła do mnie przez Marion. Nie zamierzam go kończyć. Pisałam go wieki temu, a moja faza na Marsów zmniejszyła się do zera. Jeśli ktoś miałby spekulacje lub chciałby go skończyć to zgłoście się do mnie w komentarzach lub do @LisaTheHatter na twitterze. Pozdrawiam.

Jeśli ktoś ciekaw mojego drugiego marsowego opka zapraszam: www.artemis-apocraphex.blogspot.com

czwartek, 15 kwietnia 2010

22.

- Cappuccino z podwójną pianą i gorąca czekolada z bitą smietaną razy jeden. - powiedziała Megan wystawiając dwa kubki na okienko. Wzięła kolejną kartkę i rozpoczęła realizację kolejnego zamówienia.
W kawiarni panowała ciepła atmosfera, jak zawsze w tym czasie Golden Seed było niemal pełne. klienci rozmawiali półgłosem tworząc aurę przyjemnego szeptu. Z głośników wydobywała się spokojna muzyka.
Nagle dzwoneczek zawieszony na drzwiach zadzwonił. Oznaczało to, że Golden Seed wita nowych gości. Ćma uśmiechnęła się na ten dźwięk. Skończyła robić kolejną kawę i spojrzała przez okienko, by sprawdzić, kto przyszedł. Ku swojemu zdumieniu nie dostrzegła żadnej różnicy w kawiarni. Zmarszczyła brwi i wzruszyła ramionami. Wzięła notkę z ostatnim zamówieniem do zrealizowania.
Miała do zrobienia kawę cynamonową, czarną herbatę i espresso. Uwinęła się tym bardzo szybko. Po chwili przyszła Shadow trzymająca kartkę z kolejnym zleceniem.
- Przyszedł ktoś? Nie zauważyłam. - powiedziała Megan. Shadow z obojętną miną wzruszyła ramionami.
- Najbezpieczniej jest blisko jaskini lwa. - Kate wręczyła Ćmie karteczkę. Kelnerka odeszła od okienka i skierowała się do kasy. Megan jednak dalej stała zastanawiając się nad znaczeniem słów. W końcu dała za wygraną. Podeszła do maszyny i zerknęła na notkę. Pierwszą rzeczą, którą zauważyła była za duża ilość tekstu. Potem dostrzegła, że to nie pismo przyjaciółki, a kogoś innego. Zmarszczyła brwi. Z trudem rozczytała się z liter, które nie dość, że były jeszcze mniejsze od pisma przyjaciółki to jeszcze napisane koślawo i trudne do zrozumienia. Tekst głosił:
"Bylibyśmy bardzo wdzięczni, gdyby zechciała pani użyczyć nam swoich łask i wyczarowała nam trzy małe latte z wanilią. Byłby to dla nas prawdziwy zaszczyt - możliwość zasmakowania tego specjału. Składamy pokłony, twoi uniżeni słudzy."
Megan stanęła jak wryta wlepiając wzrok w kartkę. Wciąż zastanawiała się czyje to pismo. Jednak po chwili dała za wygraną i zrobiła kawy, o które tak proszono w liściku. Przed ich podaniem jeszcze raz wyjrzała przez okienko przeczesując wzrokiem kawiarnię w poszukiwaniu nieznajomych.
- Ona naprawdę nie wie kto to! - dosłyszała stłumiony chichot spod okienka.
Zmarszczyła brwi. Już wiedziała, dlaczego nie widziała wchodzących. W kawiarni był jeden stolik, którego nie mogła zobaczyć. Znajdował się niemal pod okienkiem. Przez częste i denerwujące przechodzenie kelnerów był zwykle unikany przez klientelę. Megan wspięła się na palce i wychyliła się jak najdalej. Dostrzegła czupryny trzech osów. Uśmiechnęła się szatańsko i pociągnęła za ucho najbliżej siedzącego.
- Ładnie to tak się ze mnie nabijać? - spytała puszczając ucho Shannona.
- Aua! To bolało! - zawył perkusista.
- Miało. "Słudzy" nie mają prawa ze mnie drwić. - wyszczerzyła się. - Poczekajcie chwilę.
Megan wyciągnęła z szafki tacę. Położyła na niej trzy latte i swoją świeżo zaparzoną zieloną herbatę. Wyciągnęła z torby artykuł. Razem z karteczką wzięła go do drugiej ręki. Wyszła z kuchni i podeszła do stolika, gdzie siedział zespół.
- Proszę. - rozłożyła napoje na stole, a tacę odłożyła na okienko. Za chwilę usiadła razem z chłopakami.
- Dzię-ku-je-my! - powiedzieli chórem, niczym dzieci w przedszkolu.
- Zacznę od razu, bo chcę wiedzieć o co chodzi. - powiedziała Ćma po krótkim chichocie. Podała Marsom artykuł z gossip. - W jakie gierki gracie, hę?
Członkowie zespołu wczytali się w tekst. Z każdym zdaniem w ich oczach błyszczała coraz większa złość.
- Ja... ją... zabiję! - warknął Jared czerwony na twarzy. - Nikt nie ma prawa mówić na mnie Jay!
- Uraz z dzieciństwa? - szepnęła Megan Shannowi. Te pokiwał głową.
- Jasna cholera, jak ludzie tak mogą! - Tomo nie krył szoku.
- Uwierzyłaś w to? - spytał Jared odkładając kartkę na stół. Przez jego oczy przemknęła iskierka strachu.
- O, tak. Teraz się fochnę, wygonię was stąd i nie będę chciała was znać. A więc WON! - powiedziała spokojnie akcentując ostatnie słowa i ręką wskazując drzwi. Marsowie spojrzeli na nią przerażeni jakby ich zamurowało. Megan rozbawiły ich miny i zaczęła się śmiać.
- Żartuję. - wypaliła, gdy powstrzymała śmiech. - Ale oświećcie mnie jak doszło do takich zdjęć. Dla większości są jednoznaczne.
- Mogę iść do toalety, by się najpierw wyrzygać? - zapytał Jared z obrzydzeniem na twarzy.
- Możesz, jak mi to wytłumaczysz. - uśmiechnęła się.
- Sam chciałbym wiedzieć... - zaczął wokalista. Megan spojrzała na niego ze zdumieniem.
- Dobra, zacznijmy od początku. - przerwał Tomo. - Po tym jak cię odprowadziliśmy przybiegły do nas dwie dziewczyny - Scarlett, którą już znasz i Kaya, jej znajoma. Zaciągnęły nas do nowego klubu. Fajnie było, nie powiem. No i ten... yyy... Scarlett się przystawiała do Jareda... chyba... zagadałem się z Kayą, nie widziałem.
- O, tak, jasne, ZAGADAŁEM. - wypalił Jared.
- Okay, mniejsza o szczegóły. - odgryzł się gitarzysta. - ... No i nagle Scarlett do mnie, że coś się stało Jaredowi i nie może go obudzić. Poprosiła nas o zdjęcie... Shann starał się żeby Jared wyglądał jakoś... żywiej niż naprawdę. To dotyczy pierwszego zdjęcia... Resztę sam nie wiem jak zrobiła.
- A teraz wypowie się Jared Leto. - Megan spojrzała na wokalistę. Ten westchnął i zaczął opowiadać.
- Co ja mogę powiedzieć? Wypiłem łyka wódki i zacząłem się dusić, bo ta lala miała tyle tapety, co nawet Paris Hilton nigdy sobie nie nałożyła... Poza tym tak strasznie od niej śmierdziało, że myślałem, że będę wąchał kwiatki od spodu, śmierć przez uduszenie, serio. Chryste panie, w życiu brzydszej panny nie widziałem, słowo. A ci dwaj byli tak zajęci sobą... i nie tylko, że nawet nie zauważyli, pacany jedne. - spiorunował wzrokiem pozostałą dwójkę. - No i zemdlałem. Obudziłem się na ławce przed hotelem. Ponoć sporo mnie ominęło, ale przy Johnie nie było sensu o tym gadać... Co do zdjęć to myślę, że ona jest po prostu dobra w retuszu i w ogóle jakoś mi twarz ustawiła... Fuj... A teraz wybaczcie. - wstał od stolika. - Muszę zdezynfekować usta.
Jared poszedł do łazienki nie zważając na trójkę duszącą się ze śmiechu.
- A ty co powiesz? - spytała Ćma Shannona.
- Nic więcej. To wszystko co Tomo powiedział. Moja wersja jest podobna. Ale nie kumam dlaczego nasz pobyt w Anglii jest tajemnicą... Przecież cały Echelon wie, że w piątek mamy spotkanie z nimi w klubie... Przy okazji... Pójdziesz z nami?
- Że jak? - Ćma zdziwiła się.
- No... Mamy spotkanie z pięćdziesięcioma osobami z Brytanii, które wygrały konkurs. Nowinki, gadżety i takie tam. Plus koncert akustyczny. Praktycznie my wszystko sponsorujemy, trzeba tylko dojechać. Zastanawialiśmy się dzisiaj czy nie chciałabyś iść tam z nami. Mówię ci, będzie super. I wiem, że nie jesteś zajęta w tym czasie.
- Zwariowałeś? Nie nadaję się do tego. Całe te misje i wszystko... To nie dla mnie. Wolę być anonimowa.
- No weź, przyjdziesz jako przyjaciel zespołu, nie musisz się brać za rozpowszechnianie nas. - Tomo też zaczął ją namawiać.
- Zastanowię się. Ale nie wiem czy pójdę. Mam sporo roboty, a chciałam z Kitty i Shadow zrobić sobie "babski wieczór"...
- Babski wieczór? Oh, jakie to piękne, oglądanie komedii romantycznych i płakanie do poduszki. - Jared wrócił z toalety. - Mogę wpaść?
Magen ogarnęła nagła głupawka. Wyobraziła sobie wokalistę płaczącego w poduszkę siedzącego na kanapie w jej domu, oglądającego jakieś romansidło.
- U nas to wygląda inaczej. - Megan skończyła się śmiać. - Jakiś dobry horror, twister i bitwa na poduszki. Wolisz nas wtedy nie widzieć: śmiejemy się z najstraszniejszych momentów i jesteśmy całe w pierzu z poduszek. Wtedy jesteśmy dziećmi.
- Nie obrażaj mojego brata, on jest dzieckiem zawsze. - wtrącił się Shannon.
- No tak, wybacz. - Ćma wyszczerzyła się.
- No a nie możecie tego przełożyć? Proszę, chodź z nami...
- Nie ma mowy, to wasza impreza, ja się tam nie nadaję.
Tym razem Jared, który domyślił się już o co chodzi, wpadł na pomysł.
- Odpuścimy ci, jeśli następnym razem pójdziesz z nami, zgoda?
Megan spojrzała na niego trochę zdziwiona. To samo zrobili Tomo i Shannon. Nikt nie wiedział co wokalista kombinuje.
- Okay... - rzuciła Ćma. - Ale nie nadużywaj tego.
- Nie będę. - Jared wyszczerzył się. - Dobra, dwie sprawy omówiliśmy co teraz?
- Opowiadajcie, jak tam praca dzisiaj w studio. Bardzo mnie to ciekawi. - Megan napaliła się na historię.
- Znów chcesz tego słuchać? To nudne... - żachnął się Shannon.
- Nie znasz się. - odparowała Ćma. - No już, mówicie, mówcie.
Chcąc-niechcąc chłopaki zaczęli opowiadać co w skrócie u nich się działo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz