UWAGA

Przez długi czas ten blog był zablokowany. Odblokowałam, przez prośbę osoby na Marsowych Historiach, która trafiła do mnie przez Marion. Nie zamierzam go kończyć. Pisałam go wieki temu, a moja faza na Marsów zmniejszyła się do zera. Jeśli ktoś miałby spekulacje lub chciałby go skończyć to zgłoście się do mnie w komentarzach lub do @LisaTheHatter na twitterze. Pozdrawiam.

Jeśli ktoś ciekaw mojego drugiego marsowego opka zapraszam: www.artemis-apocraphex.blogspot.com

środa, 31 marca 2010

16.

- BEREK!! - wrzasnął Shannon rzucając się na przyjaciela. Biedny Tomo mało co nie upadł. Jednak za chwilę odwrócił się i z miną zdenerwowanego, z błyskiem rozbawienia w oku, rzucił się na perkusistę. Zabawa znów się zaczęła.
Kiedy Shannon został berkiem postanowił za wszelką cenę oddać go Megan. Dziewczyna w popłochu uciekała, cały czas patrząc na goniącego ją Shannimala.
- Nie dogonisz mnie!... - rzuciła pokazując mu język i przymykając oczy.
W tej chwili na coś wpadła. Po sekundzie wraz z tym "czymś" zaczęła spadać na ziemię. Działo się to tak szybko, że Ćma nie zorientowała się, kiedy "to" wraz z nią upadło na trawnik i zamortyzowało jej upadek.
- Auć... - powiedziała dziewczyna otwierając oczy.
Za chwilę zrobiła się cała czerwona i przeturlała się na trawę. Cieszyła się w duchu, że jest za ciemno, żeby to zobaczyć. Zakryła twarz dłońmi. Z dala usłyszała chichot dwóch osób.
- Miło mi było zostać materacem. - powiedział Jared położył się na bok i uśmiechnął się do Megan.
- Wybacz. - leżała na plecach jakiś metr od niego. Serce jej biło jak oszalałe. Modliła się, by nikt tego nie dosłyszał. Zrobiło się jej gorąco.
- Nie szkodzi. Wygodnie się spadało? - wokalista uśmiechał się do niej.
Megan przez palce spojrzała na niego i odwzajemniła uśmiech. Uznała pytanie za retoryczne i postanowiła nie odpowiadać. Przez chwilę leżeli tak czując się lekko skrępowani, czekając na ruch drugiego.
- Ej! Gołąbki! Nie gruchajcie już i wstańcie z tego trawnika! - wrzasnął Shannon.
Jared i Megan popatrzyli na siebie i parsknęli śmiechem. Leto podniósł się pierwszy i pomógł Ćmie wstać. Otrzepali się z trawy, liści i grudek ziemi i szybko dołączyli do Shanna i Tomo, którzy zdążyli już kawałek odejść.

Knajpa rzeczywiście była bardzo blisko. Skręciwszy za róg jednej z ulic czwórka stanęła przed budynkiem niemal oderwanym od epoki. Na krzywo powieszonym, drewnianym szyldzie, poprzez kilogramy brudu, nie dało się dostrzec choćby nazwy pubu. Przez nieumyte szyby wydobywał się półmrok żółtego światła. Megan wydawało się jakby była w Tatrach, w okolicy jakiejś góralskiej restauracji.
- Nie taki diabeł straszny jak go malują. - rzekł wesoło Tomo wchodząc do środka.
Reszta wzruszyła ramionami i poszli za nim. Nie byli pewni tej decyzji, mimo to nie dali po sobie poznać wahania.
Środek pubu wyglądał trochę lepiej. Drewniane średniowieczne ławy i atrapy lamp naftowych tworzyły klimat XVIII wieku. W oddali ogień wesoło tańczył w kominku. Knajpa nie była zaludniona. Siedziało około dziesięciu osób, które nawet nie zauważyły wejścia paczki.
- Yyyy... dzień dobry. - powiedział Tomo do pleców grubego barmana. Ten szybko się odwrócił nie przestając myć jednego z kufli. Wyglądał, jakby chciał się upodobnić do siostry Kopciuszka ze "Shreka 2". - Eeee... Mogę prosić cztery piwa?
- Trzy. - poprawiła go Megan. - Nie mogę dziś. Jutro mam szkołę, wolę być czysta.
Tomo wzruszył ramionami. Wziął kufle z lady i wszyscy usiedli do stolika.
- Co ty, abstynentem jesteś? - Shannon spytał dziewczynę. - piwo nie jest takie mocne.
- Moja matematyczka wyczuje nawet dwie czekoladki z whisky. Wolę nie ryzykować.
- Nie wierzę ci. Przyznaj się. - perkusista nie dawał za wygraną.
Ćma przewróciła oczami. Wzięła od niego kufel i nadpiła spory łyk. Przełknęła trunek i otarła rękawem usta.
- W co mi nie wierzysz? Musisz poznać moich wykładowców. - wypaliła przysuwając Shannonowi kufel.
- Okay... Już się nie odezwę. - perkusistę trochę zatkało. - Nie wyglądasz na pijaczkę.
- Nie jestem. Ale alkohol w małych ilościach nikomu nie szkodzi. Wręcz przeciwnie. Co się tak uwziąłeś, Shann?
- A bo ja wiem!? Sam siebie nie rozumiem. - cała czwórka parsknęła śmiechem.
- Dobra, mniejsza. Co masz jutro w planie? - spytał Tomo.
- Rzeź niewiniątek. - odpowiedziała. Chłopaki wytrzeszczyli oczy.
- Hahaha. Chodzi mi o to, że jutro do dziewiątej nie ma mnie w domu. Do trzeciej siedzę w szkole, a później do Goldena.
- Wbijamy się do ciebie. - wypalił Shannon. - Tomuś jeszcze nie widział tej kawiarenki.
- Ludzie! Ja ta pracuję, nie się obijam! - zaprotestowała Ćma.
- Nie bądź taka. Nie będziemy ci przeszkadzać. - Tomo patrzył na Megan błagalnym wzrokiem. Dziewczyna nie mogła powstrzymać śmiechu.
- W co ja się wpakowałam. - przewróciła oczami.
- Według Johna [Jola!! xD]... w opiekunkę przedszkola. - Jared pokazał jej wszystkie zęby w totalnie rozbrajającym uśmiechu.
- Chyba miał rację. A co wy jutro robicie? Obijacie się jak na supergwiazdy przystało?
- Nic z tych rzeczy. Do czwartej przymusowo idziemy do studia. John zmusza nas do pracy... Ale co by z nas był za pożytek gdyby nie to... - Tomo rozłożył ręce udając zmartwionego.
Rozmowa ciągnęła się przez dłuższy czas. Jednak, kiedy Shannon zaczął udawać napalonego kurczaka, Megan nie mogła wytrzymać i odwróciła głowę od stołu, by się uspokoić. Rozejrzała się po knajpie. Jej uwagę przykuły dwie dziewczyny mające koło osiemnastki, które co chwila zerkały na stolik, przy którym siedział zespół. W międzyczasie szeptały coś do siebie. Kiedy dostrzegły wzrok Ćmy zmarszczyły czoła i posłały jej pełne wyrzutów spojrzenie. Megan uniosła brwi. Przeniosła wzrok na inne zakamarki pubu.Jej wzrok zatrzymał się na zegarku.
- Fuck! - zaklęła. - Już prawie jedenasta! Muszę spadać.
- Już? Posiedź jeszcze z nami. - błagał Shannon.
- Sorki, nie mogę. Mam jutro ważny test z chemii. Muszę się wyspać. - Megan wstała, wyprostowała spodnie i podeszła do drzwi. Spojrzała na Marsów. - Narazka.
- Czekaj, człowieku, odprowadzamy cię. - Jared i Tomo wstali z miejsc. Shannon dokończył piwo dwoma dużymi łykami i zrobił to samo.
- Dajcie spokój, to nie jest bardzo daleko. Poza tym jakieś dwie laski chcą koniecznie was poznać. - skinęła na fanki. Zespół powoli odwrócił się w tamtą stronę.
- Daj spokój, idziemy, chłopaki. - perkusista rzucił parę drobnych na stół i pomaszerował do drzwi.
- Zastanawiam się, o której ja z wami dotrę do domu...
- Obiecujemy być grzeczni. - Jared uśmiechnął się.
- I tak wam nie wierzę. - cała czwórka wyszła z knajpy i maszerowali w stronę szeregowców.
- A chcesz się założyć, że umiemy być grzeczni? - spytał Shannimal.
- Chcesz mi stawiać następne piwo? - odparowała Ćma.
- Niekoniecznie.
- Zobaczymy.
Członkowie 30 Seconds to Mars, jak się spodziewała Megan, nie potrafili w najmniejszym stopniu zachować powagi na dłużej. Chwilę potem, by "szybciej doprowadzić cię do domu" Tomo wskoczył na plecy Shannona, a Megan usadowili na Jaredzie i rozpoczęli "wyścig koni". Megan zbyt mocno się śmiała, by mogła w jakikolwiek sposób zaprotestować.
- Prrrr, koniku. - wrzasnął Tomo, kiedy byli niedaleko parku. Bracia zatrzymali się.
- Nie bolą cię nogi. - spytał z niespotykaną u niego czułością Jared.
- Bardziej brzuch, nie nogi. - Megan dławiła się ze śmiechu. - Mogę stanąć?
- Wedle życzenia. - Jared opuścił dziewczynę na ziemię.
- Jesteście najbardziej szalonymi dziwakami, jakich kiedykolwiek miałam możliwość spotkać. - powiedziała.
- To dla nas zaszczyt. - Tomo ukłonił się jej. Leto poszli w jego ślady.
- Dobra, dość. Muszę lecieć. Do zobaczyska.
Megan przytuliła się do każdego z członków i szybko przebiegła przez park do niskiej bramki. Z łatwością ją przeskoczyła, pomachała chłopakom jeszcze raz na do widzenia i pędem pobiegła przez uliczkę szeregowców.
Marsy odwrócili się i podążyli do hotelu.

1 komentarz:

  1. hahahahahahahhahahahahahahahahaha leże jak to czytam XD boskie XDDD uuu jak romantiko ;D najpierw materac z Jareda potem wio koniku ! XDDDD nie no boskie ;D

    OdpowiedzUsuń