UWAGA

Przez długi czas ten blog był zablokowany. Odblokowałam, przez prośbę osoby na Marsowych Historiach, która trafiła do mnie przez Marion. Nie zamierzam go kończyć. Pisałam go wieki temu, a moja faza na Marsów zmniejszyła się do zera. Jeśli ktoś miałby spekulacje lub chciałby go skończyć to zgłoście się do mnie w komentarzach lub do @LisaTheHatter na twitterze. Pozdrawiam.

Jeśli ktoś ciekaw mojego drugiego marsowego opka zapraszam: www.artemis-apocraphex.blogspot.com

sobota, 6 marca 2010

1.

- Wymyślmy coś w końcu! - Kate już nie mogła znieść zwłoki.
- Mówię wam, "Rock Forever" będzie dobre. - odpowiedział Matt.
Czwórka przyjaciół siedziała przy stoliku w mało znanej, londyńskiej kawiarni "Golden Seed"["Złote Ziarno" przyp. autora]. Kate-Shadow była wysoką brunetką o czekoladowych oczach. Matt był szatynem, jedynym chłopakiem w grupie. Dostał się do paczki przez Liz, z którą chodził. Jego dziewczyna, czarnowłosa o alabastrowej cerze zawsze uspokajała każdą, nawet najdrobniejszą kłótnię.
- Jestem za Mattem. - mruknęła Ćma. Była najcichsza z paczki, ale bardzo lubiła ich towarzystwo. Miała średniej długości brązowe włosy i zielono-szare oczy. - Daj spokój, Shadowy, nazwa nie ma większego znaczenia.
Dziewczyna nie podnosiła wzroku ze swojego notesu, w którym nieustannie bazgrała.
-Racja Kate. I tak robimy to tylko dla szefa. Nie musi to być nic specjalnego. - odparła Liz wesoło. Miała na głowie kaptur, z którego odstawały kocie uszy. Kochała koty. To było głównym powodem jej przezwiska - Kitty.
Grupa wyglądała dość dziwnie. Byli przyjaciółmi, chodzili razem na uczelnię, a w wolnym czasie pracowali w "Golden Seed", by zaroić na jedzenie i czynsz. Jednak ubiór i wygląd zewnętrzny odróżniał każdego od reszty.
- O.K. a więc "Rock Forever". Niech będzie. - Shadow westchnęła z rezygnacją.
"Golden Seed" nie było tłoczną kawiarenką. Miało swoich zaufanych klientów, nowi pojawiali się bardzo rzadko. Było również miejscem idealnym, by w spokoju spędzać popołudnia. Przedmieścia Londynu nie były odwiedzane przez turystów. Każdy z klientów kawiarni zawsze cieszył się z tego faktu.
Był marcowy piątek, angielski deszcz bił w szyby kawiarni. Jedak wszyscy lubili taką pogodę. W "Golden Seed" unosiła się ciepła atmosfera spokojnych rozmów i stukania łyżeczek o dna kubków. O tej porze, czyli Tea Time [Czas Herbatki, przyp. autora], byli tu niemal wszyscy klienci.
Jednak dziś ten spokój został zakłócony. Dwóch ciepło ubranych mężczyzn z hukiem otworzyło drzwi i pośpiesznie weszło do środka. Nie wyglądali na Anglików, którym nie straszna była londyńska szaruga. Tubylcom nigdy nie przeszkadzał deszcz i marcowe przymrozki. Nieznajomi jednak łamali wszystkie reguły. Jeden z nich był ubrany w wełnianą czapkę z pomponem, ciepły, zimowy płaszcz i rękawiczki bez palców. Natomiast drugi miał czapkę-uszatkę, czarny szalik i grubą kurtkę. Przybyszom przypatrywała się cała kawiarnia.
- Bardzo przepraszamy. - szepnął jeden z nich z zażenowaniem. Drugi patrzył przez okno czegoś usilnie wypatrując. Po chwili zdjęli ubrania i usiedli przy stoliku obok grupy "Rock Forever".
- Ale ciacha. - szepnęła Kitty. Matt i Kate parsknęli śmiechem. - A jakie ma sexy tatuaże. - dodała spoglądając na jednego z obcych.
Tylko Ćma zachowała powagę. Wpatrywała się w mężczyzn nie wyrażając żadnych emocji. Jeden z nich spostrzegł to i uśmiechnął się. Twarz Megan lekko zaróżowiała i dziewczyna odwróciła głowę przenosząc wzrok na swój notes.
- Rany, ale masakra. - powiedziała Shadow po chwili milczenia. - W życiu nie widziałam tu takich dziwolągów. Jak myślicie skąd są?
- Z Kalifornii. - mruknęła Ćma nie odrywając się od szkicu.
- A ty skąd to wiesz? Musisz zawsze wiedzieć wszystko? nie zachowuj się jak w szkole!
Megan tylko wzruszyła ramionami.
- Ehhh... Z tobą tak zawsze. - odparła Liz. Wciąż przyglądała się przybyszom, którzy zamówili piwo i rozmawiali szeptem. Jej uwagę przykuły tatuaże jednego z nich. Za uchem miał dziwny trójkąt podzielony poziomą kreską na dwie części. Dziewczyna nie potrafiła sobie przypomnieć, gdzie go wcześniej widziała.
Drugi obcy miał ciemne włosy, które kontrastowały z jego jasnoniebieskimi oczami koloru letniego nieba. Jego wzrok co chwilę zatrzymywał się na czwórce przyjaciół. Nie uszło to uwadze Shadow, która dostała napadu wściekłości.
- Jak on się tu spojrzy jeszcze raz, wydłubię mu te gały! - warknęła ze złością.
- Spokojnie, to tylko człowiek. - odpowiedział Matt starając się ją udobruchać. Starał się powstrzymać swój napad śmiechu. - Ponadto, nie wiem dlaczego, on się gapi głównie na Ćmę...
- Ćmę? Co jest? Znasz tych gości? - spytała Shadow z lekkim szokiem.
- Nie wiem czy można to tak ująć. - odpowiedziała Megan. - To bracia Leto. Grają w 30 Seconds to Mars... Fajna kapela.
- Aaaaaa... To dlaczego nie podejdziesz do nich i nie poprosisz o autograf czy coś? - zapytała Liz.
- nie mam po co. Po pierwsze zakładam, że przyszli tu zwiewając przed psychofankami i chcą chwili wytchnienia. A po drugie autografy już posiadam i nie jest to rzecz, którą potrzebuję do szczęścia. - spojrzała na przyjaciół, a potem znów zaczęła rysować.
- Co tam bazgrzesz? - spytała Kitty próbując zerknąć na zeszyt przez barierę z torby i filiżanki.
- Nic ciekawego. Macie sporo do obgadania, nie przerywajcie sobie. - odparła Megan wymijająco.
Liz była dziwnie podejrzliwa. W końcu uświadomiła sobie, że taki trójkąt zdobi trampka Ćmy. Dziewczyna nigdy nie dowiedziała się co on oznacza. Megan nazywała do "Trójkątem wojny".
Chwilę zadumy przerwały jej głosy zza witryny kawiarni. Piski, które wydawały dwie dziewczynki z nosami wlepionymi w szybę. Chwilę później zaczęły biec w stronę drzwi. Kitty przez ułamek sekundy spojrzała na obcych. Oboje ukrywali twarze w dłoniach.
- Dość tego! - warknął Matt. Odsunął się od stolika i podszedł w stronę wyjścia.
- hej wy! - krzyknął do dziewczynek. - To jest kawiarnia a nie stadion olimpijski! Idźcie sobie popiszczeć gdzie indziej!
Dziewczynki stanęły jak wryte. Po chwili jednak naglone wzrokiem Matta szybko wyszły z kawiarni. Przed zamknięciem drzwi spojrzały tęsknie na Amerykanów sączących piwo. Matt odszedł od drzwi i z satysfakcją szczerzył się do przyjaciół. Ćma uśmiechnęła się z irytacją.
- To było dobre. - powiedziała.
- Dzięks. Coś musiałem zrobić. Mam nadzieję, że szef mnie za to nie wywali.
- Prędzej da ci podwyżkę. - wypaliła Shadow.
Na jakiś czas przyjaciele pogrążyli się w dyskusji o dobrych, rockowych zespołach. Tworzyli listę 50 utworów, których nie wolno było im nie znać. Nic nie przeszkadzało im w dyskusji. W kawiarni znów zapanowała ciepła atmosfera.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz