UWAGA

Przez długi czas ten blog był zablokowany. Odblokowałam, przez prośbę osoby na Marsowych Historiach, która trafiła do mnie przez Marion. Nie zamierzam go kończyć. Pisałam go wieki temu, a moja faza na Marsów zmniejszyła się do zera. Jeśli ktoś miałby spekulacje lub chciałby go skończyć to zgłoście się do mnie w komentarzach lub do @LisaTheHatter na twitterze. Pozdrawiam.

Jeśli ktoś ciekaw mojego drugiego marsowego opka zapraszam: www.artemis-apocraphex.blogspot.com

wtorek, 23 marca 2010

14.

...no i na koniec nasz DJ miksuje to wszystko i wrzucamy na płytę. - dokończył Shannon z lekkim zmęczeniem na twarzy.
Megan chłonęła ich słowa jak gąbka. Zawsze ciekawiła ją praca w studiu. Ni stąd ni zowąd cała ta opowieść - przerywana trudnymi pytaniami dziewczyny - zajęła im ponad godzinę. John był w szoku, że zespół potrafił był usiedzieć na miejscu tyle czasu. Zwykle przynudzali już po dziesięciu minutach. Jednak modły Johna o pozostanie w takiej sytuacji do końca wieczoru prysły jak bańka mydlana chwilę po ich rozpoczęciu.
- Zróbmy coś. - Jared wyprostował się na kanapie. Spojrzał na kumpli, którzy patrzyli się na niego pytająco. - Ten pokój jest nudny. Chodźmy gdzieś!
- Chodźmy... gdzie? - spytał jego brat, któremu coraz bardziej podobała się idea wyjścia.
- Znów się zaczyna... - mruknął manager.
- Oh, John, nie marudź. To nie koniec świata. - Jared patrzył na niego z ironią.
- Może nie dla was. Pewnie, zróbmy rozróbę, zapłacimy grosze i bawimy się dalej. A opieprz dostaję ja.
- Ranyyy... Ale ty dzisiaj zrzędzisz. - odparował Tomo.
- Jakbyś miał do opieki trójkę facetów, którzy z przedszkola nie wyrośli, sam byś zrzędził. - John nie potrafił dłużej się powstrzymywać.
Megan coraz bardziej ciekawiła ta rozmowa.
- Shannowi możesz kupić pieluchy, przydadzą się. - mruknęła dziewczyna. Perkusista spojrzał na nią pytająco. Natomiast ona z Jaredem ryknęli śmiechem.
- I smoczek też. - wokalista dusił się kładąc głowę na ramieniu Tomo.
- Oświecicie mnie o co chodzi? - Shannon wydawał się trochę upokorzony.
- Wybacz, siusiumajtku, tak mamy lepszą zabawę. - jego brat wciąż nie mógł powstrzymać śmiechu.
- Dobra, idźcie do tego klubu, tylko nie róbcie żadnych głupot... - John mruknął uspokajając harmider. Wiedział, że w ich przypadku to i tak niemożliwe.
- Oho, tatuś ma dość swoich przedszkolaków. - Tomo spojrzał na managera. Ten zrobił ruch ręką, by już sobie poszli.
Po kolei wszyscy zerwali się z siedzeń poszli do drzwi. Kiedy Megan wstała z kanapy John pociągnął ją do siebie za nadgarstek i szepnął:
- Błagam, przypilnuj ich, to gorzej niż dzieci, naprawdę.
Dziewczyna skinęła głową. Zastanawiała się jacy Marsi naprawdę są, kiedy nie są pod opieką managera. Wkrótce miała się o tym przekonać.

Kiedy członkowie zespołu wyszli z pokoju odetchnęli z ulgą.
- Dzięki. - Shannon poklepał Ćmę po ramieniu.
- Ale, że co ja niby zrobiłam? - spytała.
- Cóż... Ostatnim razem John puścił nas samych tydzień temu. Jared się nieźle upił i zaczął tańczyć na stoliku w nocnym klubie... - krótki chichot Tomo i piorunujące spojrzenie Jareda mówiło same za siebie. - Dobrze, że zemdlał, nim zrobił coś gorszego... No, a Shann rozwalił trzy krzesła i zaczął rzucać we mnie butelkami po wódce... John nieźle się wpienił. - wytłumaczył Tomo. Megan przystanęła i spojrzała na basistę.
- Ej, ja wolę takich przedstawień nie oglądać. Może lepiej się wróćmy...
- Daj spokój, to było wystarczająco upokarzające. Nigdy więcej tego nie zrobię. - wokalista stał z głową opartą o ścianę, zażenowany.
- Hahahahaha braciszku, ty nawet nie wiesz co ty wyprawiałeś w Manchesterze. Wziął i się... - perkusista kierował ostatnie słowa do Megan. Nie skończył ich, bo jego młodszy brat mocno uderzył go w brzuch. - Au! Tobie serio na mózg padło! - Shann złapał się za brzuch.
- Dobra, nie chcę wiedzieć. - Ćma była wdzięczna, że winda już przyjechała. Wszyscy czworo wsiedli do niej. Tomo nacisnął guzik z numerem zero i drzwi zamknęły się.
- Znacie tu jakiś dobry klub? - spytała Megan.
- No jasne, odwiedziliśmy w Londynie chyba połowę. - Shann wciąż masował się po brzuchu. - A ty nie chodzisz?
- Zwykle nie mam okazji, albo nie mam z kim.
- Człowieku, my jesteśmy w klubie niemal codziennie jak tylko nie mamy roboty... - Jared serio wyglądał na zdziwionego.
- "Roboty". Aha, bardzo mi ciężka praca. - Ćma sarkastycznie przedrzeźniła wokalistę.
- No dobra, koncert... Lepiej? - młodszy Leto uśmiechnął się do niej słodko.
- O wiele. - odwzajemniła uśmiech. - To gdzie?
- Nie chce mi się nigdzie jechać, pójdziemy tu, niedaleko. - winda zatrzymała się i wszyscy wyszli. Shann wskazał oddalony paręset metrów lokal przez drzwi hotelu.
Członkowie zespołu pomachali recepcjonistce i wyszli z budynku.
Megan dopiero teraz zrozumiała, że John miał w stu procentach rację. Kiedy tylko hotel znikł im z oczu Marsowie zaczęli zabawę w berka. Po dłuższym czasie wyśmiewania się z nich Ćma dołączyła do nich i wszyscy ganiali po pustych ulicach próbując siebie dogonić.
Wkrótce zabawa się rozkręciła i, pomijając protesty Ćmy, mężczyźni wzięli ją na ręce i berek biegał razem z nią na ramieniu. Megan dziękowała Bogu, kiedy zmęczeni pozwolili jej stanąć na nogi, a sami pokładli się na siebie na pobliskiej ławce. Megan nie mogąc się powstrzymać zrobiła im zdjęcie.
- Do własnej dokumentacji. - powiedziała, nim którykolwiek zaczął protestować. - Długo będziecie tak leżeć?
- Tak! - odkrzyknęli chórem. Megan usiadła na skrawku wolnego miejsca na ławce i słuchała, co jeszcze mają do powiedzenia.

1 komentarz:

  1. hahahahahahahahaha orgia na ławce XD
    nie no fajne , nie gadaj, że nudne ^^

    OdpowiedzUsuń