UWAGA

Przez długi czas ten blog był zablokowany. Odblokowałam, przez prośbę osoby na Marsowych Historiach, która trafiła do mnie przez Marion. Nie zamierzam go kończyć. Pisałam go wieki temu, a moja faza na Marsów zmniejszyła się do zera. Jeśli ktoś miałby spekulacje lub chciałby go skończyć to zgłoście się do mnie w komentarzach lub do @LisaTheHatter na twitterze. Pozdrawiam.

Jeśli ktoś ciekaw mojego drugiego marsowego opka zapraszam: www.artemis-apocraphex.blogspot.com

wtorek, 9 marca 2010

6.

Dryyyyynnn! Dryyyyynnn! Dryyyyynnn!
Budzik był nieubłagany. Megan przetarła oczy i wyłączyła nieznośny dzwonek. "Time for tea!"["Czas na herbatkę!"] wydobył się głosik z urządzenia i ucichło. Z małego okienka do pokoju wlewało się światło wschodzącego słońca. Dziewczyna uśmiechnęła się na ten widok. Od długiego czasu w Londynie nie zauważono żadnego, choćby przebłysku, bezchmurnego nieba. Jednak ten dzień zapowiadał się pięknie. Megan zsunęła się z łóżka i usiadła na jego krańcu. Spojrzała na pokój, przyswajając sobie co stało się wczoraj. Zmarszczyła brwi. Nie chciała zaprzątać sobie głowy takimi myślami. Zaczęła nucić "The Unforgiven" starając się skupić całą swoją uwagę tylko na tym utworze. Po chwili wstała i zeszła po drabinie. Standardowo była pierwsza na nogach. Weszła do łazienki i spojrzała w lustro. Wielka szopa na głowie rozbawiła ją tak, że dziewczyna parsknęła śmiechem. Taki układ włosów był dziwny biorąc pod uwagę ich długość.
Megan weszła pod prysznic. Po chwili doprowadziła się do porządku i do końca dobudziła. Założyła na siebie czarny T-shirt Metallica rozmiaru XXL, który miała na sobie wcześniej i wyszła z łazienki. Koszulka była dla niej bardziej rozmiarów krótkiej sukienki, ale dziewczyna lubiła ją. Idealnie nadawała się do spania i na wolne poranki.
Ćma podeszła do pokojów obu dziewczyn by sprawdzić czy jeszcze śpią. Zgodnie z jej przypuszczeniami ich pokoje były teraz miejscem snu. Brunetka usiadła na poręczy i zjechała na parter z nieukrywaną satysfakcją.
- Wee hee!! - szepnęła zeskakując z poręczy. Włączyła cicho MTV2 i naszykowała sobie kanapkę z serem i warzywami. Następnie wyciągnęła z lodówki jogurt i zaparzyła herbatę. To wszystko przeniosła na stolik w salonie przed telewizorem. Tam rzuciła się na miękką kanapę i zaczęła konsumować śniadanie.
Po chwili dosłyszała skrzypienie na górze i trzask drzwi od łazienki.
Megan uśmiechnęła się do siebie nie odrywając wzroku od telewizora. Na ekranie pojawił się blond włosy chłopiec wołając dostojnie "Ladies and gentlemans! One Republic!" Ryan zaczął śpiewać: "They've got all the right friends in all the right places so yeah we're going down, all the right moves in all the right faces so yeah we're going down..." Ćma uśmiechnęła się. Był to jeden z jej ulubionych teledysków. Podobał jej się pomysł z tańcem w maskach i tą kradzieżą błyskotek przez chłopczyka.
- Dzień dobry, mroczny Garfieldzie. - dziesięć minut później Liz zeszła ze schodów i nalała sobie sok do szklanki. Megan uśmiechnęła się jednak z powodu wypchanych jedzeniem ust nie odpowiedziała nic tylko uniosła kubek z herbatą. - Smacznego. Ty już naprawdę zrobiłaś się Angolem z tą herbatą.
Megan pokazała jej język zza zaciśniętych warg. Chwilę potem na parter zeszła Shadow i cała trójka w ciszy zjadła śniadanie.
- No to... ja idę na spacer. - powiedziała Ćma przerywając ciszę. - Miłej pracy życzę.
Dziewczyny mruknęły coś w odpowiedzi, jednak Megan nie dosłyszała. Szybko umyła po sobie naczynia i pobiegła do pokoju się przebrać. Założyła skórzaną kurtkę i czarne spodnie. Do torby wrzuciła odtwarzacz MP3 i kilka książek. Potem zeszła, włożyła trampki i wyszła z domu.
Przebiegła przez niewypielęgnowany ogródek i skręciła w prawo. Przez jakiś czas szła ulicą szeregowców. Gdy doszła do numeru 200 w żywopłocie odnalazła furtkę i przeszła przez nią do parku.
Było to malownicze miejsce. Na jego środku umieszczono sztuczny staw. Czasem przylatywały do niego kaczki. Wokół jeziorka posiano bujnie trawę i posadzono klomby. Przy żwirowych ścieżkach postawiono kilkanaście ławek. Wszystko to przykrywał cień wysokich, rozłożystych drzew.
Megan spojrzała na pejzaż. Po raz wtóry podziwiała piękno parku. Często przychodziła tu się uczyć. Zawsze zajmowała tą samą ławkę. Jakiś czas temu podpisała ją na poręczy. Nikt nie zwrócił na to szczególnej uwagi. Byli tu gorsi wandale, którzy nocami przewracali śmietniki i inne rzeczy w parku. Jednak wszyscy inni dbali o niego i po godzinie po nocnych "gościach" nie było śladu.
Ćma usiadł na ławce pod dębem i pogładziła palcami mały napis MOTH. Położyła zieloną torbę na kolanach i wydobyła z niej książki.
- Okay... - powiedziała do siebie. - Gliceryna o wzorze C3H5(OH)3 jest składnikiem dynamitu...

Przez kilka godzin dziewczyna siedziała nad książkami. W międzyczasie przywitała się z innymi częstymi gośćmi parku. Około drugiej zadzwoniła do pobliskiej pizzerii i zamówiła wegetariańską pizzę z podwójnym serem. Spakowała rzeczy i wróciła do domu. Cieszyła się, że chemia sprawnie jej poszła i będzie miała chwilę dla siebie przed pójściem do pracy.
Pół godziny minęło bardzo szybko. Kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi Ćma siedziała przy kuchennym stoliku i popijając herbatę przeglądałą różne głupie strony internetowe. Szybko przerwała zajęcie. Podbiegła do drzwi i otworzyła je. Przywitał ją szeroki uśmiech roznosiciela pizzy w śmiesznym kapelusiku.
- Cześć - Megan uśmiechnęła się do niego z politowaniem. - Ile?
- Cztery funty, 85 pensów.
- Chwilkę. - Ćma wygrzebała z torby portfel i wyjęła pięć funtów. - Reszty nie trzeba.
- Dzięki. - dostawca schował pieniądze do kieszeni. - I smacznego.
Megan wzięła pudełko z pizzą, pomachała na pożegnanie i zamknęła drzwi.
- Jaki miły chłopiec. - powiedziała do siebie parskając śmiechem.
Położyła karton na stole i zaczęła jeść. Mimo spędzonych czterech lat w Anglii nie mogła przyzwyczaić się do lunchu o 12:20. W weekendy. W ciągu tygodnia jadła go o standardowej porze na stołówce szkolnej jak inni studenci. Jednak w czasie weekendu pozwalała sobie na stare, polskie zwyczaje.
Po obiedzie Ćma opróżniła torbę z książek i wrzuciła do niej czarny fartuch z wyszytym w złotych barwach logo "Golden Seed". Spojrzała na zegarek. 3:35 P.M. Włożyła trampki i udała się do pracy.
Do drzwi kawiarni doszła przed czasem. Pomachała Shadow i Kate, które właśnie brały zamówienia od dwóch innych klientek. Poszła na zaplecze, gdzie zostawiła torbę i włożyła na sobie fartuch.
- Mickey, Matt, wyjazd, teraz to moje królestwo. - powiedziała uśmiechając się do kolegów.
- Jak sobie życzysz, księżniczko. - odpowiedzieli. - Do zobaczenia.
- Taaaa... Do miłego. - odrzekła przybijając high fives.
Teraz była w swoim kawowym królestwie. Odetchnęła zapachem zmieszanej kawy, czekolady i cynamonu. Spojrzała na półkę z zamówieniami i zaczęła pracę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz