UWAGA

Przez długi czas ten blog był zablokowany. Odblokowałam, przez prośbę osoby na Marsowych Historiach, która trafiła do mnie przez Marion. Nie zamierzam go kończyć. Pisałam go wieki temu, a moja faza na Marsów zmniejszyła się do zera. Jeśli ktoś miałby spekulacje lub chciałby go skończyć to zgłoście się do mnie w komentarzach lub do @LisaTheHatter na twitterze. Pozdrawiam.

Jeśli ktoś ciekaw mojego drugiego marsowego opka zapraszam: www.artemis-apocraphex.blogspot.com

czwartek, 22 lipca 2010

37.

"When I was a young boy my father took me into the city to see a marching band..."
Włączyć odtwarzacz MP3 najgłośniej jak się dało i uciec od świata schowanego obecnie w autobusie. Tak, to potrafił każdy. Pytanie tylko, czy każdy chciał uciec od świata, w którym wszystko się układało tak wspaniale, że było to aż niemożliwe.
Megan cały czas bała się tego, że to wszystko pryśnie jak mydlana bańka i nagle znów stanie się kujonem i pokraką swojego uniwersytetu. Mimo, że rok szkolny szybko biegł ku końcowi, ona dalej nie potrafiła ujarzmić w sobie strachu o całe swoje życie.
Za chwilę miała rzucić pracę w kawiarni, którą uwielbiała i iść w przyszłość do jakichś idiotycznych architektów hoteli, którzy już proponowali jej pracę.
Za dwa tygodnie Wielkanoc, którą chce spędzić w gronie przyjaciół. Zapowiadała się świetnie. Megan była zadowolona z faktu, że jej matka nie nalegała przyjazdu do Polski na święta. Wkręciła, że ma strasznie dużo nauki przed końcem studiów. W sumie było w tym trochę racji. Dziewczyna nad książkami spędzała teraz niemal każdą wolną chwilę. Ale obecnie tych chwil nie było zbyt dużo.
Jared. Ćma doskonale zdawała sobie sprawę jak to wygląda ze strony innej od jej. Chodzenie ulicą w ciemnych okularach i opanowanie ataku paniki za każdym razem, gdy ktoś się obrócił doprowadzało ją do szału. Nie chciała się ujawniać. Nie chciała być jakimś mięsem plotkarskim, ani niczym w tym stylu. Mimo tego za bardzo podobał jej się czas spędzony z Jaredem sam na sam. Za bardzo lubiła sarkastyczno-romantyczne chwile i jego poczucie humoru. Po raz pierwszy od czasu liceum naprawdę chciała z kimś być. Od czasu Roberta i jego przeklętego wygórowanego ego.
Niegdyś potwornie denerwujący wokalista 30 Seconds to Mars zmienił się w ciągu kilku tygodni w istotę podobną do anioła. W oczach Megan był obecnie osobą, bez której nie mogłaby żyć. Rozumiał ją w każdej sytuacji: szkoły, przyjaciół, pracy. Wiedział, że Ćma musi zrobić to i owo zanim znajdzie dla niego czas i respektował to. Czasem przychodził do kuchni Golden Seed lub siedział i wraz z nią czytał jej notatki wciąż powtarzając, że ciekawi go to. Megan odpowiadała na to kręceniem głowy lub komentarzem w stylu "A ty dalej swoje". Dziewczyna przestała się zastanawiać "czemu" sytuacja tak się ułożyła i po prostu cieszyła się z niej jak tylko mogła. Teraz tylko to się liczyło.
Do końca roku szkolnego nie miała zamiaru zaprzątać sobie głowy rozmyślaniami o przyszłości. O rozjeździe wszystkich po innych miastach czy państwach. Kiedy ona pojedzie do Bristolu, Kitty wróci do Polski, Shadow zostanie w Londynie, a Marsy... pojadą do USA. Wszystko stanie się zupełnie inne. Wszystko stanie się... smutniejsze.

- Hej, Moth, wysiadamy. - Shadow szturchnęła przyjaciółkę w ramię, co wybudziło ją z rozmyślań. Megan szybko zwinęła słuchawki i wcisnęła urządzenie do torby.
Obie wysiadły z autobusu i skierowały się w stronę kawiarni.
- O czym myślisz? - zagadnęła Kate.
Ćma wzruszyła ramionami.
- W zasadzie o wszystkim. Czasem potrzebuję takiego ogółu sprawy... Wiesz... - mruknęła bez szczególnego przekonania.
- Jasne - odparła. W ciszy doszły do miejsca pracy.
Szary, pochmurny dzień potęgował smutny humor. Megan miała nadzieję, że filiżanka kawy i atmosfera Goldena pozwoli jej o nim zapomnieć.

***

- Ocknij się...! - Kitty potrząsnęła Megan trzymając za ramiona. Za chwilę zakręciła kurek z gorącym mlekiem. - Już wystarczy tej kawy. Co ci jest?
- Nic. Po prostu zaczęłam myśleć o rzeczach, o których nigdy nie myślałam. Niedługo mi przejdzie.
- Do tego czasu idź tam i odetchnij - Liz wypchnęła ją za drzwi kuchni. - Narazie nikt nic nie chce. Zaraz przyniosę ci jakieś frapuccino i masz się obudzić, okay?
- Tak, mamo...
Ćma wyszła i usiadła do stolika obok Shadow. Matt z naprzeciwka spojrzał na nią z lekkim uśmiechem.
- Dzień dobroci dla zwierząt? - spytała Megan. - Nie martwcie się, to przejdzie.
Liz postawiła przed nią dużą szklankę z cynamonowo-czekoladową kawą i przysiadła się na miejsce obok Matta. Ćma zaczęła sączyć napój bez przekonania. Westchnęła.
- Dzięki. Za wszystko, ludzie...
Przerwał jej dzwonek do drzwi. Obróciła się i uśmiechnęła promiennie. W drzwiach pojawił się Jared, który w ułamku sekundy ją spostrzegł i zaczął przedzierać się między stolikami do grupki przyjaciół. Megan od razu poprawił się humor.
- Masz rację, od razu widać - powiedział cicho Matt kierując słowa do swojej dziewczyny.
Ćma machinalnie odwróciła głowę.
- Powiedziałaś mu? - spojrzała z lekkim wyrzutem na Liz.
- Przecież jest w naszej paczce. Nie martw się, nikt więcej w to nie wejdzie. - Kitty próbowała udobruchać przyjaciółkę.
Megan uśmiechnęła się.
- Nie ma sprawy. Ufam wam obu, więc nie mam żadnych zastrzeżeń. Tylko nikt więcej, proszę - upomniała z przekorą trzymając palec w górze. Para pokiwała głowami.
- Cześć wszystkim - przywitał się Jared i dołączył do stolika.
- Hej - odpowiedzieli niemal jednocześnie.
- Gdzie zgubiłeś resztę? - dopytała wokalistę Megan.
- No cóż... Shann zobaczył po drodze sklep muzyczny i ślini się do jakichś bębnów, więc pewnie zaraz przyjdzie, a Tomo obecnie siedzi na sextelefonie z Vicky, więc go tutaj dziś nie zobaczymy - Jared wzruszył ramionami.
Po chwili pozostała czwórka wybuchnęła śmiechem.
- Co ja takiego powiedziałem? - obruszył się muzyk patrząc na nich ze zdziwieniem.
Mimo pytania oni wciąż zwijali się ze śmiechu nie mogąc przestać.

***

- To co, zwijamy się? - spytał Shann.
- Od kiedy ci tak śpieszno, by się wyspać do pracy, hę? - młodszego Leto zdziwiło zachowanie brata.
- Wiesz, może nie praca, ale zastanawiam się co robi nasz przyjaciel.
Jared zrozumiał aluzję i uśmiechnął się.
- Pozwolicie nam już się ulotnić? - spytał z zadziornym uśmieszkiem kierując te słowa głównie do Megan, która obecnie głaskała go po opuszkach palców pod stołem.
- Jeśli dobrze rozumiem to znaczy szpiegowanie Tomcia, a w takim razie chcę poznać szczegóły tej misji - odpowiedziała. - Ale to nie więzienie, nikt was nie zatrzymuje, więc do zobaczenia jutro - skwitowała.
Reszta ciszą potwierdziła jej słowa. Na ich twarzach pojawiły się uśmieszki. Jared i Shannimal wstali z miejsc. Perkusista podniósł rękę na pożegnanie i zaczął przebijać się przez kawiarnię. Jego brat po założeniu skórzanej kurtki pochylił się do Megan i pocałował ją w policzek.
- Ty mnie tu zatrzymujesz - szepnął jej do ucha. - Ale lepiej nie pozostawiać żadnych tego śladów.
Ćma uśmiechnęła się.
- To nara, ludzie. Do zobaczenia - pożegnał się z resztą i poszedł w stronę brata. W drzwiach pomachali do przyjaciół i za chwilę zniknęli za rogiem. Cała czwórka odprowadziła ich wzrokiem.
Po chwilę ocknęli się i odwrócili się do stolika.
- A właśnie, Kittey, masz te notatki przy sobie? - spytała Megan, gdy cisza stała się coraz bardziej krępująca.
- Cholera! Zapomniałam! Zostawiłam je u Matta - Liz spojrzała na chłopaka. - Z historii. Wiesz, te we fioletowym notesie.
Chłopak skinął głową.
- Podejdź jutro do niego. Daleko nie masz - dokończyła.
- Jasne. O której masz ten autobus? - Ćma zmieniła temat.
- Zaraz spadamy. Wyjazd za jakąś godzinę, a trzeba jeszcze tam dojechać - odpowiedziała Liz. - Napewno dacie sobie radę beze mnie te trzy dni?
Shadow i Megan spojrzały na nią z powagą.[*areyoufuckingkiddingme face*]
- Chyba sobie żarty robisz. Wiesz, że nie mamy już po dziesięć lat - odpowiedziała jej Kate.
- Tak, tak, tylko się upewniam - Liz zaczęła się bronić.
- No, kochanie, czas jechać - mruknął Matt patrząc na zegarek w telefonie. - Bo wycieczka szkolna nie będzie czekać.
- Jasne - Kitty dopiła herbatę i wstała z miejsca.
Przytuliła się do Ćmy i Shadow na pożegnanie.
- Na pewno wszystko masz? - spytała się z troską Megan.
- Zaczynasz w drugą stronę, hę? - odparowała Liz uśmiechając się. - Wszystko jest, to tylko trzy dni pleneru, będzie super. Do wtorku.
Para wyszła z kawiarni. Za chwilę dało się słychać odgłos silnika.
- I znów zostałyśmy same - Shadow uśmiechnęła się.
- Ale to nie znaczy, że smutne - Megan szturchnęła ją w ramię posyłając uśmiech.

1 komentarz:

  1. hahahahahahah ;D głaskanie po opuszkach palców jest takie słodkie i romantyczne ;D

    OdpowiedzUsuń