UWAGA

Przez długi czas ten blog był zablokowany. Odblokowałam, przez prośbę osoby na Marsowych Historiach, która trafiła do mnie przez Marion. Nie zamierzam go kończyć. Pisałam go wieki temu, a moja faza na Marsów zmniejszyła się do zera. Jeśli ktoś miałby spekulacje lub chciałby go skończyć to zgłoście się do mnie w komentarzach lub do @LisaTheHatter na twitterze. Pozdrawiam.

Jeśli ktoś ciekaw mojego drugiego marsowego opka zapraszam: www.artemis-apocraphex.blogspot.com

piątek, 15 kwietnia 2011

63.

Proszę, nie sprawdzajcie tekstu, później będzie wiadomo, czyje są te piosenki :) [jeśli ich nie znacie xD]. Zrozumiecie podczas czytania ^^.

- Wytłumaczy mi ktoś, co się tutaj dzieje? - Agata Stone patrzyła na wszystkich zaspanym acz stanowczym wzrokiem.
W całym domu ucichło tak, że można było usłyszeć tykanie zegara. Megan spojrzała na twarze przyjaciół. Liz spuściła głowę nie wiedząc co powiedzieć, a Shadow wpatrywała się w Agatę z lekkim zmieszaniem na twarzy. Kątem oka dostrzegła twarz Jareda, który penetrował wzrokiem pokój nie wiedząc co ma robić. Dziewczyna odetchnęła głęboko i spojrzała na matkę.
- Johnny przyszedł pożyczyć kilka... płyt - wymyśliła na poczekaniu. - A ty zasnęłaś, pewnie podróż była męcząca, nie chcieliśmy cię budzić tylko... Jakoś tak wyszło.
- Przepraszamy, niepotrzebnie się śmiałyśmy - Shadow wstała z podłogi i otrzepała spodnie.
- Zaraz ci przyniosę te płyty - powiedziała po angielsku klepiąc mężczyznę po ramieniu i pobiegła do pokoju zostawiając zdziwionego Jareda na łaskę swojej matki i przyjaciół.
Szybko przebiegła dystans salon - pokój, otworzyła klapę, wzięła pierwsze kilka płyt z półki i wróciła do wszystkich.
- Mam nadzieję, że ci się spodobają - uśmiechnęła się szeroko próbując zmienić jego zdziwienie w zrozumienie.
- Yyy... Tak, pewnie tak, dzięki bardzo - odpowiedział wymuszonym wygięciem ust i przyjął płyty. - To ja już lepiej pójdę...
Skierował się do wyjścia, pożegnał się ze wszystkimi i zamknął za sobą drzwi. Stanął na ganku jak wryty dalej zastanawiając się o co chodzi. W końcu ruszył przed siebie i spojrzał na płyty, które dała mu Ćma. Pomijając "Master of Puppets" Metallici i "Nevermind" Nirvany reszty nazw nie kojarzył. Jedną owszem, gdzieś słyszał, ale nigdy nie znał żadnego utworu zespołu. Postanowił, że posłucha ich, kiedy znajdzie się w hotelu. Wyciągnął BlackBerry i włączył twittera. Idąc tak nieomal potknął się o śmietnik na rogu ulicy i zatrzymał się. Obejrzał się za siebie, by sprawdzić, czy nikt go nie widział, ale ku swojej uldze ulica była pusta. W końcu zamienił zażenowaną minę na głupawy uśmiech, włączył aparat w telefonie i zrobił zdjęcie śmietnika i kilku worków stojących za nim. Otworzył przeglądarkę i wysłał fotografię z podpisem "London trash". Wzruszył ramionami i parsknął śmiechem. Już nie mógł się doczekać, jak za kilkanaście minut jacyś ludzie zaczną wychwalać artyzm tego zdjęcia. Schował telefon i postanowił złapać taksówkę, żeby szybciej dostać się do hotelu i uniknąć kilku potencjalnych, krępujących spotkań. Dopiero za trzecim razem udało mu się dorwać wolnego taksówkarza, który mógł go podwieźć.

Wyszedł z auta wciskając w rękę kierowcy odpowiednią sumę, włożył dłoń do kieszeni i wszedł do hotelu. Objął wzrokiem hol i zatrzymał się na chwilę spoglądając na uśmiechającą się młodą recepcjonistkę. Kobieta była lekko zawstydzona, ale mimo to starała się jak najdłużej utrzymać kontakt wzrokowy. Jared, lekko zdezorientowany, skinął głową i skierował się do wind. Nacisnął guzik i kątem oka zerknął na recepcję, gdzie dziewczyna wachlowała się broszurą reklamującą i z uśmiechem wpatrywała się w oszklony sufit. Parsknął śmiechem i wszedł do lustrzanej windy. Spojrzał na swoje odbicie. Uwielbiał to uczucie, gdy go podziwiano. Nieważne za co: muzyka, wygląd, gra aktorska... Uśmiechnął się do siebie.
- Czterdziecha na karku, Leto, a ty dalej nieźle sobie radzisz.
W końcu zaczął się śmiać wyobrażając sobie minę Megan, jakby to usłyszała. W takim stanie doszedł do drzwi apartamentu i bezceremonialnie je otworzył. Z kanapy naprzeciwko John podniósł głowę znad papierów i uśmiechnął się do wokalisty.
- Udana randka? - spytał.
- John, proszę cię, nie udawaj znów ojca - odparł na odczepnego i skierował się do swojego pokoju.
- Jared?
- Słucham? - wokalista cofnął się z pytającym wzrokiem.
John miał tym razem już poważną minę.
- Dzwoniły szychy z EMI. W maju będziemy musieli wracać - urwał widząc zszokowaną minę Leto. - Ale spokojnie, dopiero w drugiej połowie.
- Mieliśmy jechać pod koniec czerwca, dopiero na trasę koncertową... - zaczął.
- Wiem o tym, ale wytwórnia chce na spokojnie przesłuchać nowy materiał i ewentualnie coś dograć.
- Ja pierdolę - szepnął Jared zamykając oczy. - Mieliśmy mieć więcej luzu z następnym albumem - rzekł głośno.
- Nic na to nie poradzę. Udało mi się wynegocjować kilka tygodni więcej, ale tym razem więcej nie zdziałam. Chcieli, byśmy skończyli część projektów, zgrali i od razu przyjechali choćby za tydzień. Przekonałem ich, że trzeba to skończyć w jednym studiu, bo później mogą być komplikacje dźwięku, ale wciąż chcą mieć więcej czasu na omówienie materiału. Przykro mi.
- W porządku. Dzięki, John - Jared otworzył drzwi do pokoju i rzucił się na łóżko oddychając ciężko.
Wziął gitarę i próbował coś zagrać na uspokojenie, ale nie potrafił się skupić choćby na chwytach. Tym razem EMI wkurzyła go jeszcze bardziej. Po procesie mieli dostać więcej swobody, a i tak znów zmuszają ich do pracy jak woły na polu. Nienawidził tego. Zawsze, gdy się za coś brał chciał to zrobić perfekcyjnie, nie patrzył wtedy na czas, koszty czy wysiłek jaki miał w to włożyć. A poza tym nie wiedział jak mógłby to powiedzieć Megan. Nigdy o tym nie rozmawiali. Zwykle było tylko tu i teraz, nikt nie poruszył tematu rozstania. Spojrzał na płytę od Megan leżącą najbliżej niego i postanowił, że może jakaś nowa muzyka da mu trochę trzeźwiej pomyśleć.
Włączył komputer, podłączył duże słuchawki i odpalił płytę.
Po okładce spodziewał się spokojniejszych rytmów, jednak pierwszy utwór dawał niezłego kopa.

We break our enemies with fear
And we've seen how the tears come around...


Jared zamknął oczy. Przez chwilę miał ochotę coś uderzyć, ale w końcu rzucił się na łóżko i zaczął wpatrywać się w sufit i pukać nogą o łóżko w rytm. Stwierdził, że refren utworu dodaje tyle energii, że można by było wyjść na ulicę i pobić do nieprzytomności kilkoro przechodniów.

The world lies in the hands of evil
And we pray it would last


- Pozytywnie - mruknął. - Bardzo pozytywnie...
Kiedy wokalista krzyknął ostatnie słowa muzyka zmieniła się. Dalej utrzymywała mroczny klimat, ale były to same instrumenty strunowe z dodatkiem perkusji. Leto do końca nie doczekał się wokalu. Kolejny utwór był podobny, tylko melodia się zmieniła. Wszystko to jakoś dziwnie trzymało ciekawość. Po skończeniu utworu Jared wyprostował nogi i odetchnął. Następna piosenka zaczynała się jeszcze bardziej spokojnie i smutno, więc Leto odprężył się wsłuchując się w muzykę. Tym bardziej wzdrygnął się, gdy w słuchawkach rozbrzmiał głęboki głos.
"I'm giving up the ghost of love..."
Otworzył oczy i tym bardziej się wzdrygnął widząc nad sobą owłosioną postać.
- JEZUS MARIA! - wrzasnął i próbując wstać spadł z łóżka okręcając się w kabel słuchawek.
Owłosiona postać zaczęła się śmiać i podała mu rękę, by pomóc unieść się z podłogi.
- Tomo, ty chcesz mnie zabić?! - Jared odplątał się ze słuchawek i rzucił je na łóżko.
- Raczej nieee, po prostu chciałem spytać, czy idziesz z nami na kolację.
- W sumie chyba nie zaszkodzi - wokalista wyprostował plecy i skierował się do szafy, by coś na siebie narzucić.
Tomo rozejrzał się po pokoju.
- Od kiedy ty słuchasz Apocalyptici? - spytał.
- Czego? - Jared odwrócił się. - A, tego. Nie słucham. Moth mi dała... Długa historia.
- A jak ci się podoba?
- Nieźli są. Ale to chyba nie mój gust muzyczny.
- Dlatego byłem zdziwiony, że masz tą płytę - uśmiechnął się gitarzysta.
- Taa... Idziemy?
Tomo skinął głową i obaj wyszli z apartamentu kierując się do wind.
- John ci mówił? - spytał.
- Tak. To wkurzające. Nie mogę uwierzyć, że oni znów to robią.
- Chyba lepiej już dać sobie spokój. I tak nie mamy szans z nimi.
- I to jest w tym najgorsze - westchnął Jared opierając się ciężko o ścianę windy.

3 komentarze:

  1. hahaha, Jared i "ja pierdole" wymiata xD no i padłam jak się wystraszył Tomo :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam wrażenie, że jakiś taki krótki jest :P Ale fajny, i to się liczy. tylko nie rozumiem czemu Moth się tak kryje z Jaredem, przed matką... Pewnie się jeszcze dowiem :D

    OdpowiedzUsuń
  3. miał być dłuższy ale mama wtargnęła wrzeszcząc, bym wyłączyła kompa... w sumie była wtedy 23 w niedziele więc postanowiłam się posłuchać xD. teraz postaram się choć trochę nadrobić :3

    OdpowiedzUsuń