UWAGA

Przez długi czas ten blog był zablokowany. Odblokowałam, przez prośbę osoby na Marsowych Historiach, która trafiła do mnie przez Marion. Nie zamierzam go kończyć. Pisałam go wieki temu, a moja faza na Marsów zmniejszyła się do zera. Jeśli ktoś miałby spekulacje lub chciałby go skończyć to zgłoście się do mnie w komentarzach lub do @LisaTheHatter na twitterze. Pozdrawiam.

Jeśli ktoś ciekaw mojego drugiego marsowego opka zapraszam: www.artemis-apocraphex.blogspot.com

niedziela, 27 czerwca 2010

31.

Przepraszam bardzo za przerwę... Ze szkołą wyszło dobrze, ale nie miałam czasu, by pisać, bo musiałam nadganiać oceny... Teraz wakacje, więc oby jak najwięcej. ^^

- Wolność! - szepnęła, gdy znalazła się wystarczająco daleko.
Chwilę potem pożałowała decyzji. Była w środku miasta, w dzielnicy, którą ledwo znała, o bardzo późnej porze, bez telefonu, pieniędzy czy dokumentów.
"Nie panikuj, ta sytuacja nie jest tego warta." Opamiętała się. Poszła na najbliższy przystanek i weszła do pierwszego autobusu jadącego niedaleko parku św. Wawrzyńca. Modliła się, by nie trafiła na jakiegoś kanara. Miała przed sobą długą drogę.
Wśród kilku meneli pijących jabole poczuła się jak nienormalna. W sukience i trampkach pośród kilku facetów w starych płaszczach wyglądała dziwnie. Postanowiła usiąść jak najdalej od nich. Znalazła niepołamane siedzenie na końcu.
- Hej, panienko, dołącz do nas! - krzyknął do niej jeden. Zignorowała go patrząc w okno.
Zamyśliła się, przypominając sobie minione wydarzenia tego wieczoru. Uśmiechnęła się do nocnego, tętniącego życiem Londynu. Autobus ruszył.
Megan nie spodziewała się takiego obrotu sytuacji. Była szczęśliwa a jednocześnie zszokowana.
- Uhuhu... Kim jest ten szczęściarz? - usłyszała głos obok siebie.
Odwróciła głowę od okna. Na siedzeniu przed nią siedział okrakiem jeden z grupy żuli. Poczuła śmietnikowy smród i odór alkoholu. Mężczyzna wyszczerzył się do niej, pokazując ubytki wśród ciemnożółtych zębów.
- Słucham? - Ćma zmarszczyła brwi.
- Pytam, kim jest ten szczęściarz. - Menel uśmiechnął się jeszcze szerzej. Ćma spojrzała na niego pobłażliwie nic nie mówiąc.
- Oh, jaka szkoda, że panienka nie chce rozmawiać... A może się pani namyśli? Mam nadzieję, że się ułoży. - zakończyła wypowiedź i obrócił się. Ku rozpaczy Megan nie poszedł sobie. Dziewczyna modliła się, by dołączył do "Swoich", bo nie potrafiła znieść smrodu, który mu towarzyszył. Starała się oddychać ustami i zapomnieć o odorze odfrunąwszy w przeszłość.
Kiedy na tablicy wyświetlił się napis "Park św. Wawrzyńca", Ćma poczuła się jak najszczęśliwsza dziewczyna pod Słońcem. Wyskakując z autobusu odetchnęła świeżym powietrzem, które było dla niej jak najpiękniejsze perfumy. Podskakując radośnie szybko dobiegła do domu, nim ktokolwiek zdążył za nią podążyć.
Otworzyła drzwi. Do jej uszu doszedł chichot z salonu, który przerwał się, gdy postawiła krok.
- Nie przeszkadzajcie sobie. - Megan zdjęła buty.
- Myślałam, że wrócisz z Shadow. - odparła Liz.
- Miałam. Ona... A dobra. Nieważne. Idę do pokoju. Zachowujcie się jakby mnie tu nie było. - dziewczyna wyszczerzyła się. - Narazie.
Kitty i Matt siedzieli na kanapie ze spojrzeniami wlepionymi w nią. Ćma wzruszyła ramionami i szybko wspięła się do pokoju.
Pierwszą czynnością było zdjęcie sukienki. Rzuciła ją na dno szafy, obiecując sobie, że nigdy więcej nie poprosi Kate o przetrzymanie ubrania - zwłaszcza eleganckiego. Włożyła na siebie koszulkę Metallici w rozmiarze XXL. Przeklinała w duchu siebie i Shadow, że zostawiła jej torbę w Goldenie, a tam miała wszystkie potrzebne rzeczy: od telefonu, przez notatki, piórnik, książki i zeszyty, po jej brudnopiso-pamiętnik. Rozłożyła łóżko i rzuciła się na nie próbując powstrzymać szybko bijące serce. Był to jedyny organ, który jeszcze się nie uspokoił. Zastanawiała się jak to wszystko powie innym.
- Cześć, mogę wejść? - zagadnęła Kitty zaglądając na strych.
Megan podniosła głowę i spojrzała na nią ze zdziwieniem. Za chwilę usiadła zapraszając ją do środka.
- Myślałam, że Matt jest na dole. - odparła.
- Poprosiłam go, żeby poszedł. Widział, że coś się stało. Wiesz jaki on jest wyrozumiały... - Liz uśmiechnęła się.
- Taaaaak... Przy okazji. Ile czasu razem jesteście?
- Cóż... koło dwóch lat... - Kitty zamyśliła się. - Czemu nie przyszłaś z Shay?
- Ponieważ wyciągnęła mnie z kawiarni, wcisnęła w kieckę i zaciągnęła na tą przeklętą galę. Tłumaczyła to "korzystaniem z życia". Siłą mnie tam wepchała, a ponieważ stamtąd nie można ot tak wychodzić... Jared mi pomógł zwiać. - na myśl o wokaliście, Megan zrobiło się gorąco. - Historia w pigułce... O ekscesach w autobusie z menelami nie będę mówić... Czuję się jak pokraka i jestem wściekła na Kate. Dziękuję za uwagę.
- O nie. Potrafisz się bardziej wściekać... Zwłaszcza w takich sytuacjach. Coś jeszcze się stało. Gadaj. - nie odpuszczała Liz.
Ćma westchnęła.
- Szczerze powiedziawszy nic... Ale wiem, że mi nie wierzysz, więc jeśli chcesz tak zwanych szczegółów... Dowiesz się jak się wszyscy zbiorą.
- A niby czemu?
- Bo... tak. Muszę omówić parę spraw z Marsami.
- Do tego doszło! Masz sekrety z tymi trzema palantami! I nie chcesz się ze mną podzielić!
- Kittay... Jutro. Obecnie jestem kłębkiem nerwów. Nie mogę się skupić choćby na rozmowie. Dasz mi się przespać?
- Jasne. Ale bez kłamstw. Pamiętaj, wyczuwam je na odległość. - Liz przytuliła przyjaciółkę. - Dobranoc.
Gdy klapa zamknęła się, Ćma znów padła na łóżko. Nie wiedziała kiedy zasnęła.

2 komentarze:

  1. hahahahaha menele rządzą :D a Shadow jest zła. nu nu. XDDDDD

    OdpowiedzUsuń
  2. to z menelami było takie romantyczne... xDD czekam co będzie dalej...

    OdpowiedzUsuń